piątek, października 30, 2020

Spotkanie z Pegazem (168) Wisława Szymborska "Rehabiltacja"

[...] Zie­mia wre - a to oni, któ­rzy są już zie­mią,
wsta­ją grud­ka po grud­ce, garst­ka obok garst­ki,
wy­cho­dzą z prze­mil­cze­nia, wra­ca­ją do imion,
do pa­mię­ci na­ro­du, do wień­ców i braw. [...]


To było 7 lipca tego roku. W Gdańsku. Nie wiedziałem o istnieniu tak niezwykłej nekropolii. CMENTARZ NIEISTNIEJĄCYCH CMENTARZY. Nie chcę zaprosić między tę potłuczoną i cudem uchronioną historię-strzępy. Zrobię to w innym cyklu. Tak, opowiem, co widziałem i co przeżyłem w cyklu "Nekropolie". Dziś zaledwie staniemy przed stalowa bramą. 

Ktoś sięgnął po poezję Noblistki, samej Wisławy Szymborskiej (1923-2012). Stąd ta strofa na samym początku. Nie, nie znałem tego wiersza. Właściwie, wstyd przyznać, ale niewiele znam utworów Poetki. Poważne braki. Wiem. Postaram się wzbogacić swój zasób wiedzy. Tym bardziej wygrzebuję "Rehabilitację", aby wspólnie ją teraz czytać:


Ko­rzy­stam z naj­star­sze­go pra­wa wy­obraź­ni
i po raz pierw­szy w ży­ciu przy­wo­łu­ję zmar­łych,
wy­pa­tru­ję ich twa­rzy, nad­słu­chu­ję kro­ków,
cho­ciaż wiem, ze kto umarł, ten umarł do­kład­nie.


Czas wła­sną gło­wę w ręce brać
mó­wiąc jej: Bied­ny Jo­rik, gdzież two­ja nie­wie­dza,
gdzież two­ja śle­pa uf­ność, gdzież two­ja nie­win­ność,
two­je ja­koś ­to­ bę­dzie, rów­no­wa­ga du­cha
po­mię­dzy nie spraw­dzo­ną a spraw­dzo­ną praw­dą?


Wie­rzy­łam, że zdra­dzi­li, że nie war­ci imion,
sko­ro chwast się na­trzą­sa z ich nie­zna­nych mo­gił
i kru­ki prze­drzeź­nia­ją i śnie­ży­ce szy­dzą
- a to byli, Jo­ri­ku, fał­szy­wi świad­ko­wie.

Umar­łych wiecz­ność do­tąd trwa,
do­kąd pa­mię­cią się im pła­ci.
Chwiej­na wa­lu­ta. Nie ma dnia,
by ktoś wiecz­no­ści swej nie tra­cił.


Dziś o wiecz­no­ści wię­cej wiem:
moż­na ją da­wać i od­bie­rać.
Kogo na­zwa­no zdraj­cą - ten
ra­zem z imie­niem ma umie­rać.

Ta na­sza nad zmar­ły­mi moc
wy­ma­ga nie­roz­chwia­nej wagi
i żeby sąd nie są­dził w noc
i żeby sę­dzia nie był nagi.

Zie­mia wre - a to oni, któ­rzy są już zie­mią,
wsta­ją grud­ka po grud­ce, garst­ka obok garst­ki,
wy­cho­dzą z prze­mil­cze­nia, wra­ca­ją do imion,
do pa­mię­ci na­ro­du, do wień­ców i braw.

Gdzież moja wła­dza nad sło­wa­mi?
Sło­wa opa­dły na dno łzy,
sło­wa sło­wa nie zdat­ne do wskrze­sze­nia lu­dzi,
opis mar­twy jak zdję­cie przy bły­sku ma­gne­zji.
Na­wet na pół­od­de­chu nie umiem ich zbu­dzić
ja, Sy­zyf przy­pi­sa­ny do pie­kła po­ezji.

Idą do nas. I ostrzy jak dia­ment
- po wi­try­nach wy­lśnio­nych od fron­tu,
po okien­kach przy­tul­nych miesz­ka­nek,
po ró­żo­wych oku­la­rach, po szkla­nych
mó­zgach, ser­cach, ci­chut­ko tną.*



Nie było w tym cyklu pani Wisławy Szymborskiej od odcinka 13, tj. dnia 11 IX 2013 r., kiedy to Jej wierszem czciłem ofiary zamachu na  World Trade Center. Dawno temu. Poprawię się. Tak, mam poczucie wstydu i zażenowania. Do tego stopnia, że ostatnie słowo napisałem przez "rz". Mamy zatem za sobą kolejne spotkanie. I to nie w przenośni. Proszę się nie zdziwić, jeśli wrócę do cytatu, który otworzył ten odcinek. 

_____________________________________
* https://poezja.org/wz/Szymborska_Wis%C5%82awa/114/Rehabilitacja (data dostępu 12 VII 2020 r.)

Brak komentarzy: