poniedziałek, maja 27, 2019

Spotkajmy się na Unter den Linden 7 / Treffen wir uns in Unter den Linden 7 (44)

"U Lindego i Glücka, dwie o Breuberga" - do Kiry wracało zdanie, jakie wypowiedziała frau Wilhelmina Gerach. Szła za nią. A właściwie próbowała dotrzymać jej kroku. Ta chłopka robiła wrażenie. Kroczyła energicznie. Szybko. Zdecydowanie. Odburkiwała tylko pod nosem na "dzień dobry", które wypowiadali mijający ją ludzie. Nie zwracała uwagi na nich. Teraz skupiała się na tym, aby obcą zaprowadzić jeszcze do dwóch domów. Wizytę u Glücków mieli za sobą. Logika nakazywała, aby do Lindego pójść na końcu. Niemniej minęli domostwo Breubergów. I szły dalej. To dlatego, że u Lindego miały być jakieś dzieci z nalotu, z tamtego pociągu. 

- Daleko jeszcze?
Frau Gerach przystanęła. 
- Zapomniałam, że pani musi odpoczywać. 
- Nie, to nie to - Kira przystanęła.
- Zaraz za zborem. Ten zielony dom, już widać. 
Faktycznie. Za zborem, przed którym stała figura Chrystusa stał zielony dom. Czerwona dachówka kontrastowała z tynkiem barwy ciemnego boru.
- Linde! - frau Gerach bezceremonialnie krzyknęła nim tylko przekroczyła furtkę. Prędzej jednak odezwały się dwa masywne psy, uwiązane na łańcuchu, nim zjawił się wywołany herr Linde. Był to krzepki jegomość z archaicznym wąsem, finezyjnie wykręconym ku górze. Miał na sobie skórzany, ciężki fartuch. Wytarł w niego dłonie. Z kieszeni fartucha wystawała jakiś płaski klucz do dużych nakrętek.
- A to ty Wilhelmino?
- Ja, ja! - kobieta parsknęła. - To frau Agnes Metz. Szuka swojej...
- Siostrzenicy - szybko zareagowała Agnes/Kira.  Sama zaczynała się łapać na tym, że niby kim jest? Gretą? Kirą czy Agnes?
Herr Linde zmierzył wzrokiem kobietę towarzyszącą znanej mu frau Gerach. 
- Są?
- Kto?
- Te dzieci? - frau Gerach zaczęła się niepokoić.
- A gdzie miałyby niby być? Na balu w Hofburgu? 
- Niech nas Linde zaprowadzi, a nie popisuje się! Znalazł sie lokaj od Franza Josepha!... - parsknęła frau Wilhelmina.
- A grzeczniej się nie da? - widać było, że herr Linde trawi jeszcze jakieś nieprzedawnione życiowe doświadczenia. 
- Są dzieci? To prowadź do nich. Frau Agnes szuka...
- Słyszałem już. Głuchy nie jestem.
Okazywane niezadowolenie nie było niczym skrywane.
Stare schody trzeszczały. Kilka desek aż prosiło się o szybką wymianę, a balustrada nadawała się co najwyżej na opał.  Kiedy tylko weszli na górę herr Linde wskazał na drzwi:
- Tam są.
Powiedział to jakimś dziwnym tonem. Obie kobiety ruszyły we wskazanym kierunku. Otworzyły drzwi. Na tapczanie siedział chłopiec. Lat może czterech, pięciu. Na czole miał skrzep strupa. Zapłakane oczy. Spojrzał na wchodzące kobiety.
- Mama?
Kira cofnęła się o krok, ale chłopiec już był przy niej. Wyciągnął poranione, obolałe ręce przed siebie. Wprawiło to Kirę w  stan osłupienia. Nagle te dziecięce rączki uchwycił się jej i drobne ciałko przywarło do niej;
- Mamaaaa! Mamaaaa!
Frau Wilhelmina Gerach dotknęła jego głowy. Na włosach też miał pokaźny, zaschnięty strup. Kira przez chwilę nie wiedziała, co ma zrobić. Starała się dostrzec leżącą dziewczynkę. Widziała tylko kępę jasnych włosów.
- Cornelia?
Ale chłopiec nie dawał za wygraną.
- Mamo? Mamo?
- Ja... nie...
Nie dokończyła. Frau Gerach lekko ją szturchnęła.
- To pani syn? - usłyszały głos gospodarza. - Żre za dwóch. Mój Chrystian tyle nie jadł...
- Zamknij się Linde! - frau Gerach była oburzona? To mało powiedziane. Gdyby mogła, to w tej chwili ze zwinnością nastolatki dopadłaby tej kanciastej twarzy i obiła ją pięściami.
- No, co? No, co?! - obruszył się na to. - Mówię, jak jest...
Duże oczy chłopca nabiegły łzami. 
- Akurat na mnie musiało trafić? - ciskał się. 
- Dureń!
Nic nie odpowiedział.
Kira pogładziła chłopca po głowie.
- To ja... Peter... mamooo...
- Peter? 
- Wiedziałem... znalazłem ciebie... mamo...
Kira zaczęła gładzić jego główkę. 
Małe ciałko niemal wbijało się w nią. 
- Niech Linde mleka przyniesie! - rozdysponowała frau Wilhelmina.
- Czego mi się tu rządzisz?! Nie jesteś u siebie - herr Linde miał rację. Nie była u siebie, niemniej nagle wyszedł i zszedł na dół, co było doskonale słyszalne, bo schody trzeszczały z każdym jego stąpnięciem.
Chłopiec zwolnił uścisk. Kira mogła zbliżyć się do łóżka.
- Uważaj mamo... ona jest chora...
- Chora? - przestroga chłopca obudziła niepokój w Kirze. Odsłoniła kołdrę. 
Nie miała wątpliwości. To była Cornelia Sonntag.
- Jak się czujesz? 
Ale dziewczynka milczała. Mimo, że miała na sobie jakąś nocną koszulę, starała się w niej zgubić, naciągała ją, jakby broniła się przed czymś lub przed kimś.
- Ja... nie... chcę...
- Cornelio, to ja... ciocia Kira...
- Kira? - powtórzyła imię i zakryła twarz rękoma. - Ja... już... będę grzeczna...
- Co ona mówi?
- Bredzi -  z miną znawcy stwierdziła frau Wilhelmina. Nie miała jakichś widocznych ran czy otarć, ale zachowanie zdradzało stan dziwnego pobudzenia. 
- To ja... Nie poznajesz mnie? Ciocia Kira...
Dziewczynka powiodła wzrokiem po obu kobietach. Naciągnęła kołdrę.
- Ona jest dziwna... 
- Dziwna? - Kira sama widziała, że zachowanie jej odbiega od tego, jaką ją znała jeszcze kilka dni temu.
- Pan Linde... - Peter zawahał się. 
- No mów.
- Pan Linde...
- Co pan Linde? - baryton za ich plecami mógł należeć tylko do gospodarza. Niósł dzbanek z mlekiem i metalowy kubek. Ten chyba pamiętał jeszcze czasy starego Wilusia, bo był pobijany, a i politura na nim przedstawiała jakiś żałosny stan. 
Dziewczynka na dźwięk tego głosu niemal wbiła się pod kołdrę.
- Panie Linde zabieramy oboje dzieci - zadecydowała frau Gerach.
- A bierzcie je w cholerę! - warknął. - Potrzebne mi one... to się twój stary ucieszy. Dwie gęby więcej do gara.
- Niech cię o to głowa nie boli! Jeżeli coś jej zrobiłeś... - frau Gerach wycelowała palec w jego kierunku - Sama zapodam cię na gestapooo!
- Będzie mnie tu gestapo straszyć, stara kurwa!
- Tylko nie kurwa, stary fagasie! - doskoczyła do niego. Trącony dzbanek uronił kilka bezcennych łyków mleka. 
- Wynoście się mi się z domu! - najlepszą bronią był atak, a właśnie do niego przeszedł herr Linde. - Chwaliłaś się, co robiłaś gdy twój stary gnił w niewoli u Mikołaja? 
- Zamknij tę mordę! 
Kira biernie przyglądała się tej wymianie ciosów. Bo to była walka. Tych dwoje okładało się słowami, niczym pięściami. 
- Bo ciebie nie chciałam?
- Lepszy był ten... ten... Czech... jak mu było...
Frau Wilhelmina Gerach cisnęła tylko nienawistne spojrzenie.
- Agnes, weź małą - nakazała.
- Hrádeček! Przypomniałem sobie!
- I co ci z tego przyszło? Mądrzejszy jesteś?!
- Václav! - triumf malował się na obliczu mężczyzny.
- Są jakieś rzeczy dzieci? - Kira przerwała ten dziwny dialog-pyskówkę.
- Tam! - wskazał na jakąś zdezelowaną półkę. Faktycznie. Ciśnięte, pogniecione dziecięce rzeczy tworzyły stos. 
Zaczęła w nim przebierać.
- Cornelia, wstawaj. 
Dziewczynka niechętnie usiadła na brzegu łóżka. Zdjęła jej koszulę.
- Wyjdź stąd stary capie, pani przebiera dziecko! - pouczyła frau Gerach.
- Wynoście się! Idę do bydła. Żebym was już tu nie wdział, jak wrócę.
I wyszedł.
- Cornelia, patrz na mnie. 
Dziewczynka powiodła wzrokiem.
- Czy ten człowiek... ten pan... robił coś złego?
Nie odpowiedziała. 
- Peter możesz się sam ubrać? Umiesz?
- Umiem, mamo.
Zaczął się ubierać. Frau Gerach mimo wszystko starała mu się pomóc. Nie oponował.
- Cornelio? Zabiorę cię do pani Gerach, dobrze?
- Do domu?
- Tak... no... jakby... do domu...
- A on też tam będzie?
- Kto?
- Kaiser.
- Jaki kaiser?
- Ten... no...
- Kazał na siebie mówić "kaiser"?
- Obleśny dziad! - wydała wyrok frau Gerach. - Wychodźmy stąd jak najszybciej. Nie chcę oglądać już tej parszywej mordy! 
Cornelia bezwolnie poddała się Kirze przy ubieraniu. 
- Mamy wszystko?
Rozejrzała się po wnętrzu.
- Idziemy!


cdn

2 komentarze:

  1. Po długim czasie kolejny odcinek.
    I porusza wstrząsający temat, przemoc seksualną wobec dzieci. Sądzę, że to najgorszy gatunek!

    "Przemoc wobec ciała zabija też duszę."

    Mona

    OdpowiedzUsuń
  2. Po dłuższym czasie... Wiem! Mea culpa! Usprawiedliwia tylko natłok innych obowiązków i projektów (np. współpraca autorska nad monografią KP CEN-u w Bydgoszczy). Proszę też zrozumieć, że chwilami odpływa twórczy poryw. Nie, żebym zmęczył się moją bohaterką. Nie spodziewałem się, że tak długiej opowieści.
    Pozdrawiam wierną Czytelniczkę.

    OdpowiedzUsuń