
Nigdy nie czuła tak mocnego uścisku dłoni.
Spojrzała na matkę. Miała oczy pełne łez.
- Mamo... proszę... ja nie jadę na koniec świata, tylko do Drezna. Otrzyj te łzy.
- Dobrze córuś, dobrze... - sięgnęła do torebki. - Ja tylko tak... Wiesz... że... matki zawsze płaczą...
- Ale ja nie jadę na wojnę, tylko do Drezna - z naciskiem powtórzyła nazwę saksońskiej stolicy. - Zaraz, gdy przyjadę napiszę.
- Napiszesz?! - zdziwienie ryło się po obliczu matki - A tam telefonów nie ma? Nie możesz zadzwonić?
- Dobrze, mamo. Zadzwonię.Ale wiesz, jak to teraz jest.
- Jak? - zdziwiła się matka.
- Przecież wojna. Linia może być przeciążona lub w ogóle nie działać.
- Parszywa wojna! - starsza kobieta zdobyła się na przekleństwo. Sama łapała się na tym, że jej język stawał się coraz to bardziej szorstki.
Ostatnie osoby dobiegały do składu pociągu. Greta cały czas stała na stopniach swego wagonu.
- Powiedz tacie...