piątek, lipca 22, 2016

Lektury sprzed lat - odcinek 2 - Michał Iwaszkiewicz "Refleksje o tożsamości" (KAW 1984)

Ja tej książeczki nie szukałem. Ona sama mnie znalazła. Nie duże to to. Kiedyś powiedziałoby się "rozmiar kieszonkowy". Nakład słuszny, bo 10 000 + 350 egzemplarzy. Krajowa Agencja Wydawnicza wydała (Poznań 1984) "Refleksje o tożsamości" Michała Iwaszkiewicza. Nazwisko przed czytaniem (raptem 92 stroniczki) nic mi nie mówiło. Samo "Iwaszkiewicz", a owszem. Jarosław! Jerzy! Ale Michał? Miałem braki. Zerknąłem w topiel internetową i z wrażenia przeglądałem czym obecnie zajmuje się, kim jest Autor AD 2016 r. Daleko odbiegł od swoich poglądów sprzed trzydziestu dwóch laty? Tyle minęło od druku, ale mądrości w niej zawarte sięgają ważnego 1980 r.. Zaiste Autor nie spieszył się z obalaniem ustroju. Poszedłbym krok dalej: należał do tych, którzy "dobry słowem" próbowali reanimować dychawiczną PZPR! Język, jakim operował spycha nas w mrok nowomowy tamtych czasów. Tym bardziej jest to cenne spotkanie. Szczególnie dla młodszych odbiorców. O ile pozycja ta znajdzie się w ich rękach.
Zastanawiałem się czy nie umieścić tego pisania w "Przeczytaniach..."? A może dla podobnych "dzieł" stworzyć odrębny cykl, np. "Napisane wczoraj... - socjalistyczna publicystyka?". Tekst trochę odleżał się w archiwum tego blogu, więc powyższe pisanie stało się nie aktualne. Umieszczam je w odc. 2 "Lektur sprzed lat". A okazja jest chyba wyjątkowa: dziś 22 lipca!  Polscy sowietyści (od Bierutów zaczynając, na Kwaśniewskich i Milerach kończąc) czcili właśnie tego dnia Święto Odrodzenia Polski! Najważniejsze partyjno-państwowe święto! Ciekawe czy i o tym należałoby przypomnieć Autorowi "Refleksji o tożsamości"?...
W "Przedmowie", jaki skreślił niejaki Jerzy Silski, czytamy np. o sytuacji początku lat 80-tych: "Ta ostatnia wyostrzyła zrodzone przez konflikt podziały w naszym społeczeństwie. W sferze świadomości społecznej przyniosła między innymi osłabienie jej socjalistycznych składników, jak również recydywę wpływów burżuazyjnej, antysocjalistycznej ideologii. Wysoka była cena odstępstw w praktyce politycznej od podstawowych zasad budownictwa socjalistycznego, odejścia od naukowej, marksistowsko-leninowskiej oceny rzeczywistości społecznej oraz niedomagań i błędów w działalności ideologicznej". I już osadzono nas w realiach. Już wiemy, czego możemy spodziewać się po Autorze i jego dziele? To też min-przypomnienie dla tych, którzy uważają, że już np. w 1984 r. system walił się. Może mój punkt widzenia był ograniczony, ale to wtedy (ledwo przekroczyłem próg szkoły, jako młody bardzo nauczyciel) naciskano na mnie po raz pierwszy (i bynajmniej nie ostatni), abym wstąpił "do jedynej, słusznej partii", PZPR-u. Nie wstąpiłem. Dalej znajdujemy ślad, z jakimi problemami borykał się aparat partyjny: "Rozgrywające się wydarzenia postawiły również aktyw partyjny i większość członków partii w obliczu wielkiej próby. Był to dramat wierności i troski. Wielu z nas zdawało sobie sprawę z konieczności przełamania się, szybkiego otrząśnięcia i potrzeby działania". Zerkałem na stronę Autora - nie znalazłem śladu po "Refleksjach o tożsamości". Że jeszcze Jego tu nie cytuję? A czego spodziewać się po swoistym ciągu dalszym?... No to bierzmy się do roboty.
"Praca polityczna i ideologiczna jest [...] najistotniejszą treścią działania partii - i trwać musi bez przerwy. Niestety od tej prawdy daleko w ostatnich latach odeszliśmy [...]. Wyobraźmy sobie referat, w którym hermetycznym i napuszonym stylu nie byłoby cytatu z tow. Gierka - natomiast spójrzmy, ile razy wracaliśmy do Lenina lub innych klasyków marksizmu" - rozpaczał Michał Iwaszkiewicz na wojewódzkiej inauguracji roku szkolenia partyjnego w Poznaniu (15 X 1980 r.). ciekawe czy dziś Autor broniłby tych banialuków twierdząc, że "to inny Iwaszkiewicz, młody i głupi". ale w przeciwieństwie do pana Zelnika Jerzego (kinowego Ramzesa XIII) miał w '80 roku aż 37. lat! Jak dziś trawi podobną ideologiczną sieczkę? Twórca i rektor Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych w Poznaniu nie czuje bagażu przeszłości?... A może po prostu obecni studenci nie mają zielonego pojęcia, jakie mądrości tworzył ich mentor?
Chwilami mamy wrażenie, że jesteśmy na partyjnym, ulicznym wiecu: "...władza sprawowana w imieniu ludu może niestety przerodzić się we władzę sprawowaną wbrew temu ludowi". Gdyby nie słuchał tego ówczesny akty partyjny i przyszłe kadry systemu, to machnęłoby się to hasełko na transparent i dalej z nim na  marsz KOD-u. Obawiam się, że z owych 10 000 + 350 egzemplarzy zachowało się jeszcze kilka i dopiero by wyciągnięto by przeciwko piszącemu to armaty: że postkomuch... że stał tam gdzie ZOMO... że zdrajca i targowiczanin... Niemniej zachęcam do odnalezienia tej publikacji. Soczysta lektura. Zważywszy na to, co Autor czyni obecnie. Dobroduszny, starszy pan uśmiecha się do nas ze zdjęć. Niczym doktor  Dolittle, z popularnej onegdaj książki Hugh Loftinga. Przy okazji odszukajcie je. Wychowałem się na tych wydaniach z rysunkami Zbigniewa Lengrena (1919-2003). I kolejne wiecowe, trochę trącało herezją: "Miejsce członków partii jest tam, gdzie klasa robotnicza. I inaczej nie można sobie wyobrazić funkcjonowania partii. [...] Dopiero klasa robotnicza musiała nam przypomnieć, gdzie jest nasze miejsce, czym powinniśmy się zajmować". Jak widać nie padły (skąd my to znamy?) groźne słowa: strajki! sierpień '80, Solidarność!... Dziś też kastruje się wiadomości i znowu usuwa "zbędnych ludzi"! Czy naprawdę historia nas niczego nie nauczyła? 
Właściwie jeden ten monolog-ideologiczny mógłby stanowić pożywkę do dużego postu. Najlepiej by dać go TU bez skrótów, w 100%. Mówca tłumaczył przyczyny kryzysu, niedoborów itp: "Rola frontu ideologicznego w tej płaszczyźnie sprowadzać się głównie musi do pogłębionego wyjaśniania obecnej sytuacji i pokazywania drogi wyjścia". I sypie się o odejściach od "leninowskich norm życia partyjnego", "zasad demokracji wewnątrzpartyjnych", "jawności życia publicznego", "kolegialności decyzji na rzecz autokratyzmu I sekretarzy wszelkich szczebli". Jest też wzmianka o... kryzysie moralnym. I pada "zatrute" słowo: strajk. "...niekwestionowanym warunkiem jest wywiązanie się z wszystkich porozumień postrajkowych" - o! I słyszymy nawoływanie do oczyszczania szeregów: "Ludzie czystych rąk nie mają się czego bać. Ludzi czystych partia konsekwentnie będzie broniła. Lecz nie może być żadnej taryfy ulgowej dla tych, którzy na różnych szczeblach ponoszą odpowiedzialność za naszą wspólną tragedię". Pobożnym (partyjnym) życzeniem było: "Aby już nigdy w przyszłości nie doszło do takiego kryzysu. Aby, jak mówiono na VI Plenum nie powtórzył się rok 1956 czy 1970. Praca nad tymi gwarancjami już trwa". Czy w zakresie przygotowywanego... stanu wojennego? Wiemy, że partia udźwignęła swoją władzę tylko dzięki czołgom i bohaterski zastępom ZOMO (czytaj duet Jaruzelski-Kiszczak), które postawiły na siłową rozprawę - najpierw 19 marca '81 w Bydgoszczy, później 13 grudnia z całym Narodem!...
Kolejny zamieszczony tekst pochodził z 19 lutego '81 r. Władza, na szczeblu premiera,  już była oddana generałowi W. Jaruzelskiemu. Apelował o "90 spokojnych dni", gdy jego sztabowcy  już ustawiali swoje zabawki - mapy, czołgi, SKOT-y, ZOMO. Rysy były w szeregach "matuszki partii": "...najważniejszą na dziś sprawą jest front przebiegający wewnątrz partii. Nie wolno ukrywać tego frontu. [...] Otóż obecnie musi wygrać linia rozsądku. [...] Dlatego słusznie na VIII Plenum stwierdzono, iż każdy z nas powinien się dziś określić. [...] Tego wymaga sytuacja, a zwłaszcza uczciwość wobec siebie i innych. Tak - wierzę - określą się wszyscy członkowie partii". Ciekawe, jak pan profesor Michał Iwaszkiewicz realizował ten program. Czy dziś też najbliżsi współpracownicy (bo już nie towarzysze) i studenci muszą się "określić"? Tym bardziej, że dalej jest dużo podnioślej. Autor porwał się na określanie... postaw kameleonów, prawdy i odwagi w słowach i czynach. Odechciewa się brnąć dalej, a dopiero jestem na stroniczce 22?
Wbrew pozorom to... męcząca lektura. Współczuć tym, którzy musieli podobną literaturę włączą do swego studenckiego kanonu lektur, bo akurat mieli okazję (a może nawet zaszczyt?) być studentami Autora. Wiem, jak to działało. Pani doktor miała hopsa na punkcie Ameryki Łacińskiej, to książki o Meksyku lub Brazylii musiały znaleźć się na kartce, którą ujawniało się przed egzaminem.  
Wreszcie trafiamy na tytułowy tekst pt. "Refleksje o tożsamości". Do jakich wartości odwoływał się Michał Iwaszkiewicz? Zmrozić może pierwsza teza: "Prezentujemy [...] tezę, że całe polskie społeczeństwo jest za socjalizmem - ale czy w tym miejscu zadajemy sobie pytanie, co poszczególni ludzie pod tym pojęciem rozumieją?". Jaka troska? Czy naprawdę Autor (czy tylko partia?) wierzył, że "całe polskie społeczeństwo" stało murem "za"? Chyba nie po raz ostatni wycierano sobie usta (żeby nie rzec: gębę) "całym społeczeństwem". Kiedy dziś włączamy nasze nośniki informacji nie słyszymy podobnie brzmiącej retoryki? Barwy zmieniły się, twarze, ideologia, ale powoływanie się "na..." cały czas ma się dobrze! No i Autor popłynął: "W dyskusjach [...] wychodzą często przerażające braki w świadomości społecznej. Braki te - występujące w nadbudowie - wymagają szybkiego przypomnienia pewnych prawd pierwszych. Wśród tych prawd określenie trzech płaszczyzn jest chyba najważniejsza. Chodzi tu o tożsamość narodową, tożsamość ideową i tożsamość klasową". No i bierze się za odświeżanie "tożsamości narodowej rozumianej jako tożsamości socjalistycznego narodu". Przypomina zawiłości związane z kryzysami 1956, 1966, 1968, 1970 i 1976. Dostaje się towarzyszowi E. Gierkowi za "nieodpowiedzialność sloganów" propagandowych? I brniemy dalej: "...przypomnienie rzeczywistej treści pojęć «socjalizm» i «komunista» niestety musi dotyczyć nie tylko bezpartyjnych. Jednak bez uświadomienia sobie tej prawdy nie sposób przywrócić tożsamości ideowej rozumianej jako rzeczywiste poparcie dla ustroju socjalistycznego". Młody Czytelniku tego blogu! - spójrz jaka krwistość języka ominęła Ciebie. Odpowiedz sobie uczciwie na pytanie: "Czy chciałbyś żyć w podobny idiotyzmie?". Bo my - musieliśmy. Ten tekst pojawił się równe XXXV lat temu - 15 marca 1981 r.
Trudno nie zgodzić się z tym, co Autor popełnił na temat awansu społecznego między 1950 a 1980 mieszkańców wsi. Wylicza, że "...ze wsi do miasta przeszło około siedmiu milionów ludzi. Pracują dziś jako robotnicy, urzędnicy, nauczyciele. Wzbogacili strukturę miast [...]". Dalej odzywa się prawdziwy marksista (?): "...rozbili tradycyjne struktura inteligenckie i drobnomieszczańskie, ale przede wszystkim przemieszali się wielkoprzemysłową klasą robotniczą o pokoleniowym rodowodzie". Od razu widzimy, jaki był efekt "awansu społecznego" takich choćby Kiszczaków i innych politruków. Widać nikt już wtedy nie modlił się: "aby z chama nie było pana". Cały wywód o tożsamościach (przypominam chodzi o :  narodową, ideową i klasową) zamyka taki akapit: "Jeśli uda się nam te trzy tożsamości urzeczywistnić w świadomości całego narodu - to automatycznie możemy mówić o zwycięstwie. Wówczas sformułowanie, że cały naród jest za socjalizmem, nie będzie tylko deklaracją. Wtedy też żadne argumenty najlepiej nawet przygotowanego przeciwnika nie będą miały znaczenia". Niestety, Autor nie wysilił się (ale widać towarzysze doskonale wiedzieli "co autor miał na myśli") i nie określił "przeciwnika z imienia".
Nie wiem gdzie i kiedy (a może to prasowa forma?) odbywało się "forum przedzjazdowe". PZPR szykowało się na IX Zjazd. Towarzysze musieli określić drogę dalszego marszu ku komunizmowi. To wtedy jakiś rozumny i okrzesany towarzysz w TVP wyartykułował zdanie, które muszę tu położyć: "Przeszliśmy drogę z kapytalyzmu do socjalyzmu". Oczywiście cytuję z zawodnej pamięci. A o przyszłym Zjeździe napisano m. in.: "...zgodnie z prawdą, trzeba stwierdzić, że IX Zjazdu partii nie wolno przegrać - to z pełną świadomością, że nie istnieje żadna inna alternatywa". Autor wyjaśnia, jak ważna jest praca w województwach, przestrzegał przed fałszywymi podziałami, potrzebie współpracy «w poziomie» i «w pionie». Trudno i tym razem odmówić Michałowi Iwaszkiewiczowi racji. Z tego, co tu napisano (a był 15 kwietnia '81) jedno komunistom nie przyswoiło się na dobre: "...wypracowanie ofensywnego programu działania wraz ze skutecznym systemem gwarancji, uniemożliwiających powtarzanie się kryzysów w przyszłości". Przypomnę: za osiem miesięcy i dzień później poleje się krew pod kopalnią "Wujek"!
"O potrzebie tolerancji" opublikowano w gorące lato 1981 r. I tu w pełni podpisuję się pod sformułowaniami: "Polacy we własnym mniemaniu uchodzą za naród niezwykle tolerancyjny. Lecz jest to pogląd uwarunkowany wyłącznie przesłankami historycznymi". Nic nowego?  Lubimy powtarzać pewne zasłyszane z historii slogany i dobrze nam wtedy. Dowartościowani chwytamy szturmówkę i dalej wiecować w imię swoich wyborów... Tu Michał Iwaszkiewicz ("na marginesie wojewódzkich konferencji PZPR") tłumaczy swym odbiorcom: "...nie wolno mieć pretensji do trzeźwego rozsądku, który przeciwstawia się  eklektycznie pojmowanej wiedzy (o zgrozo) nauce!". Uczulał towarzyszy na dialog społeczny, odmienność poglądów, szufladkowanie ludzi. Pada skądinąd mądre: "Zaszufladkować dziś człowieka jest bardzo łatwo -natomiast spróbować go zrozumieć i podjąć z nim rzetelny dialog? To wymaga samokrytycznej umiejętności przyznania się do tego, że każdy ma prawo do błędów". Wychodzi na to, że tego komunistycznego bełkotu można znaleźć godne cytaty? Pytanie: jak owi realizowali podobne mądrości? Mamy doskonały przykład, że historia nie stawia nas przed wyborem: czarne czy białe? To jest jeszcze bardziej skomplikowane: szare! w kropki! w paski! w zygzaki!... Nawet obecnie rządzący (alboż nie ma wśród nich tych z szeregów PZPR-u?) mogliby przyswoić sobie takie zdanie: "Uważam zatem, że nie ma tematu, którego nie powinniśmy dyskutować, spierać się i obstawać przy swoim".
We wrześniu 1981 r. powstał tekst "O wiarygodności i zachowaniu twarzy". Michał Iwaszkiewicz tropi! Kogo? Kameleonów! A nie był biologiem: "Zatem w partii nadszedł czas, aby ostatecznie rozszyfrować i wyeliminować wszelkiej maści kameleonów. Bowiem obecnie już nie oryginalność poglądów i ich efektowna prezentacja, a żelazna konsekwencja i upór w jednoznacznym rozumieniu socjalistycznej odnowy stały się warunkiem wiarygodności". Ciekawe, jak się czuły partyjne chamaeleonidae? Aż korci ciekawość, jak Autor brał się za "rozszyfrowywanie" i "eliminowanie" tego "podłego sortu" w szeregach PZPR? A jakby dziś zapytać o to pana profesora?
Ciekawe, że w dwóch kolejnych tekstach Michał Iwaszkiewicz wraca do "O co walczymy?" . Czy nie tak zatytułowana była deklaracja ideowa Polskie Partii Robotniczej, polskiej agendy WKP (b)? Chyba analogia nie jest przypadkowa. Ja w każdym bądź razie w podobne przypadki nie wierzę. Sięga po uznane partyjne (komunistyczne) autorytety: prof. Sadowskiego, prof. Krasińskiego,  towarzysza Barcikowskiego. Padają określenia, jak choćby: inflacja? A sytuacja w zakładach pracy: "Stan dyscypliny pracy w większości zakładów w Polsce jest wprost katastrofalna. Strajki, protesty, wiecowania, nie szanowanie żadnych autorytetów - i ciągłe domaganie się poprawy - ale najczęściej bez własnego udziału". Pojawia się problem w... Warszawy. I twarde stanowisko wobec gospodarki centralnie zarządzanej:  "...każdy logicznie myślący człowiek (nawet bez przygotowania ekonomicznego) zdaje sobie sprawę z konieczności centralnego sterowania gospodarką narodową [...]".  Ciekawe czy obecnie pan profesor już jest zwolennikiem gospodarki rynkowej czy dalej tkwi w "błędach i wypaczeniach" pseudoekonomii komunistycznej? Jestem "bez przygotowania ekonomicznego" i nie chciałbym powrotu do systemu, który zaczynał się sypać już wtedy...  To są poglądy z połowy listopada 1981 r.
"O co walczymy?" wróciło (na marginesie VI Plenum KC PZPR) na początku grudnia, dosłownie kilka dni przed wprowadzeniem przez generała-premiera-ministra obrony-I sekretarza KC PZPR Wojciecha Jaruzelskiego stanu wojennego.  Wracają pytania o bazę i nadbudowę, płaszczyznę ideologiczno-polityczną, stabilizację społeczną? I znowu - WALKA i FRONT! Czytamy: "Dlatego mówiąc dziś o walce politycznej w Polsce trzeba widzieć co najmniej dwa połączone ze sobą nierozerwalnie fronty: front walki o władzę, a więc o kształt ustrojowy i wszystkie płynące z tego konsekwencje oraz warunkujący powodzenie na tym pierwszym - front walki o społeczeństwo, o jego sympatię, zaufanie, poparcie".  Myślałby kto, że opisujemy jakąś rzeczywistą bitwę? Tych trzech ostatnich "pobożnych życzeń" nie uda się komunistom osiągnąć. Ale o tym jeszcze wtedy nikt nie wiedział. Trochę to trąci fantazją piszącą. Czy naprawdę wierzył, że partii uda się pozyskać "sympatię, zaufanie, poparcie"? Jako historyka ubawiła mnie taka oto konkluzja: "Ci z lewicy mówią: potrzebny nam nowy Dzierżyński! - ci z prawa twierdzą: tylko drugi Piłsudski! A może jednak nie Dzierżyński i nie Piłsudski! A może jednak nie Dzierżyński i nie Piłsudski, a właśnie Jaruzelski i Front Porozumienia Narodowego?". Tlenu! Autor jest przekonany do dziejowej roli generała Jaruzelskiego! Martwił się jednak: "... jak do tego przekonać społeczeństwo? Nie organizacje i instytucje - a zwykłych, szarych ludzi pracy. Zagonionych, stojących w długich kolejkach i - co tu ukrywać - coraz smutniejszych". Dostrzegał ta przepaść miedzy władzą i społeczeństwem? Dowiadujemy się jak powinna ewoluować kultura polityczna? Uparcie wystrzegał się (pilnował się?) wymienienia przeciwnika politycznego? Pouczał towarzyszy: "Przeciwnik obcina na razie kuponu z każdej naszej porażki, niezręczności, czy - przyznajmy to szczerze - błędu. [....] Drążą i sączą w społeczeństwie swoje informacje i interpretacje". Piękny zasób określeń: przeciwnik, drąży i sączy! I wreszcie pada wyczekiwane słowo: BITWA!
Kolejny tekst "Prawdy i półprawdy..." nosi datę 30 grudnia 1981 r. Nie ma w nim śladu o stanie wojennym, ale o tym, co określano jako "białe plamy" w historii. I jakie (bez szczegółów) tematy wymienia: "...o genezie niepodległości Polski w roku 1918, jak o uproszczeniach dotyczących okresu XX-lecia między wojennego, kampanii wrześniowej 1939 r., ruchu oporu - jak i 36-ciu lat Polski Ludowej". Nie padają żadne konkrety! Za to sypią się gromy, że "Każdy o każdym fakcie naszej historii mógł mówić - i mówił, co chciał". Oberwało się "ostatnim 15 miesiącom"! Że obwiązywała "generalna teza" negacji dorobku owych 36. lat: "...dziś trzeba głośno powiedzieć, że interpretacja faktów historycznych lansowana przez przeciwników socjalizmu była często świadomym i jawnym fałszerstwem". O!... Trzeba to oddać, że Autor nigdy swych czytelników czy słuchaczy nie pozostawiał na beznadziejnym rozdrożu, lecz starał się natchnąć go wiarą: "Otóż jestem przekonany, że zapisanie zgodnie z prawdą historyczną występujących jeszcze «białych plam» pozwoli na przywrócenie właściwie pojętej tożsamości socjalistycznego narodu, w której nie będzie miejsca na wątpliwości co do słuszności obranej drogi". Zachodzę w głowę, czy Michał Iwaszkiewicz naprawdę wierzył w to, co pisał? Trudno się dziwić, że tego "dzieła" nie wymieniają biografowie pana profesora.
Kolejny wykład Michałowi Iwaszkiewiczowi trafił się w bliskiej mi historycznie Środzie Wielkopolskiej, ba! nawet w dniu 22. urodzin osobistego brata "...na rozpoczęcie roku szkolenia partyjnego"! Sama ranga wydarzenia stawia nas niemal na baczność? "Towarzysze równać szereg!" - serduszko po-pezetpeerowskich serduchach zabiło żywiej?  Straszne w tym propagandowym bełkocie jest wracające, niczym mantra słowo: WALKA! Oni ciągle z kimś lub o coś walczyli? I tak od 1944 r., kiedy oddali Moskwie pół Polski, a tą którą dzięki ich bagnetom zawojowali poddali ich wpływom!Chciałbym móc współczuć poziomowi retoryki, jaką wtłaczał mózgi Autor swym ideologicznym słuchaczom: "Podstawowe kryterium to ideowość. Rodzi się tu natychmiast pytanie: w jaki sposób można doprowadzić do głębokiej ideowości członka partii? [...] Bez głębokiej ideowości nie można sobie wyobrazić członka partii". I rozwija swoją myśli, punktuje kolejne cechy komunisty? I czego dowiadujemy się, a choćby tego: "...niezwykle ważna cecha komunisty to wrażliwość na sprawy ludzkie. Członka partii bowiem powinny cechować odwaga w alce ze złem; i to w każdej jego formie". W podobnych chwilach zastanawiam się czy ci wszyscy ideolodzy naprawdę wierzyli w to, co głosili?
Całe to przemówienie mogłoby wprawić w głęboką depresję! Czemu? Taki kanon wymagań! Dziś to byłby potop, a wtedy - w stanie wojennym? "Członek partii musi żyć życiem partii. [...] Można najprościej powiedzieć, że życie partii charakteryzować się powinno tym, że członek partii rozpoczyna dzień od  «Trybuny Ludu», bo jest to gazeta codzienna Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i tam jest zawarta informacja o tym, co się w danym momencie w partii dzieje". Już to widzę, jak klasa robotnicza "do śniadania" brała organ prasowy KC PZPR. Dalej, niczym Dedal, Michał Iwaszkiewicz rozwija swe skrzydła: "...członek partii powinien być [...] worem moralnym. Bezpartyjni patrzą na jego styl życia, patrzą na jego model wychowania dzieci, patrzą na sposób kształtowania stosunków w rodzinie. Członek partii powinien legitymować się wysoką etyką i moralnością w życiu codziennym". Ciekawe, jak słuchacze w Środzie Wielkopolskiej wdrażali te myśli i wymyśli... Na tym nie koniec intelektualnych wypocin. Ale sądzę, że bardziej zainteresowani ówczesną oratorską sztuką takiego choćby pana Michała Iwaszkiewicza dotrą do tej mowy. Bo czek kolejna...
Tym razem wygłoszono na temat Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Nordowego! Rzecz zdarzyła się 24 listopada 1982 r. Kto komunistom wymyśla te podniosłe i patetyczne nazwy? Poeta! Geniusz? Nowe wcielenie Churchilla?... Mamy spojrzenia z perspektywy pierwszych miesięcy stanu wojennego w Polsce. Jeden cytat, ale jakże ważki: "Trzeba [...] budować drogę, która przybliży w świadomości społecznej elementy kontroli władzy, która przełamie tzw. barierę nieufności i pozwoli na ostateczne wyeliminowanie zróżnicowania: my i oni, czyli rządzący i rządzeni. Tylko odczuwalny system konsultacji i kontroli społecznej z pamięci i definitywnego zamknięcia tzw. kryzysu zaufania, z którym przecież tak długo się borykamy".  Żaden PRON tego nie zniwelował. Podział pozostał, mimo szczerych chęci Autora. Dla wielu z nas (tj. 50+) nie jest bez znaczenia kto gdzie był po 13 XII 1981 r. I tak pozostanie do naszego biologicznego wymarcia?...
"Droga ku normalności" pochodzi dokładnie z Dnia Kobiet '83 roku! Jakby kto jeszcze miał wątpliwości, co do intencji Generała z 13 XII '81, to Michał Iwaszkiewicz tak oświecał nie oświeconych: "13 grudnia 1981 r. rozpoczął się okres odbudowy spokoju i ładu społecznego. Zahamowano negatywne zjawiska ekonomiczne, przywrócono normalność w życiu kraju i społeczeństwa. Zaczęła powracać atmosfera spokoju do życia codziennego". Znajdujemy ślad dotyczący zawieszanie tegoż stanu: "Decyzja ta w sposób najbardziej wymowny wskazała, iż mimo bolesnych wydarzeń kontynuujemy proces socjalistycznej odnowy w życiu kraju".
Nawet Autor takiego komunistycznego bełkotu, jaki odnajdujemy w "Refleksjach o tożsamości", dostrzegał potrzebę... dialogu? "Refleksje o dialogu" są   tego najjaskrawszym przykładem: "Porozumienie jest konieczne w każdym dosłownie czasie i miejscu. [...] Musi być to dialog z całym społeczeństwem, z milionowymi masami bezpartyjnych".  Trudno się godzić na każdą kropkę i przecinek w tym wychwalaniu karkołomnych tez. Bo to wciąż wracanie do kilku z nich: "Walka o serca i umysły milionów bezpartyjnych robotników, chłopów, młodzieży. To jest rzeczywisty wymiar tej walki. Leni słusznie stwierdził, że sprawująca władzę partia proletariatu musi dbać o stałe wsparcie milionowych, bezpartyjnych mas". Już zapomnieliśmy, jak ochoczo cytowano przywódcę bolszewickiej rewolty z 1917 r. Triumfalizm bije z kolejnych akapitów: "W Polsce walka o władzę została ostatecznie rozstrzygnięta 13 grudnia 1981 r. Wszyscy, którzy (w kraju i zagranicą) mieli w tej mierze jakiekolwiek wątpliwości, zostali przekonani w ciągu następnych miesięcy. Ale front walko o społeczeństwo pozostał". Ciekawe, w jaki miejscu byłby dzisiaj Autor, gdyby po XII '81 nie było 4 VI 1989 r.? Odwołanie się do pamiętnej wizyty wicepremiera M. F. Rakowskiego w Stoczni Gdańskiej młodszemu pokoleniu już nic nie mówi. Wielu z nas pamięta to ordynarne chamstwo, jakie ów wtedy zaprezentował. Czy M. Iwaszkiewicz naprawdę przejął się opiniami towarzyszy z Charkowskiego Komitetu Partii (KPZR/ КПСС)? Wtedy, 16 września 1983 r., tak o dialogu pisał: "Zatem więcej takich codziennych spotkań, bez reżyserki, ale z czasem na rozmowę. Często gorzką, bez grzeczności i białych rękawiczek - ale potrzebną. Potrzebną i niezbędną, aby wszyscy ludzie, zwłaszcza miliony bezpartyjnych, zrozumieli, że jest to ich władza i ich państwo". Ani to nie była władza większości, ani państwo.
Wytrwałym Czytelnikom pozostawiam pod rozwagę, to co towarzysz Autor napisał o Jerzym Urbanie, walce o media, tzw. drugim obiegu, ba! o lektorskiej etyce partyjnego agitatora. Odkłada się tę książeczkę z pomieszanymi uczuciami. Jedno jest pewne, to nie jest strata czasu. My (50+ i starsi) doskonale pamiętamy te pierdoły, jakimi dławiono nas na każdym kroku. Chętnie poznałbym zdanie na temat "Refleksji..." samego Michała Iwaszkiewicza – dr hab., twórcy i rektora Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych w Poznaniu, prof. nadzw Wyższej Szkoły Umiejętności Społecznych w Poznaniu (ul. Głogowska 26, w sąsiedztwie Targów Poznańskich). Chyba wyparł z pamięci, wyprał swoją partyjną drogę kariery lektora bolszewizacji głupszych od siebie... Jaki panegiryk można znaleźć na stronie: "Konsulatu Honorowego Republiki Estonii"! No, tylko zaklaskać się z zachwytu nad biografią! Tylko mały drobiazg: ani słowa o PZPR, pochwale stanu wojennego itp, itd, etc. To się TAK da towarzyszu profesorze?! A może na koniec przypomnę, to coś tworzył i głosił: "NIE WYSTARCZY BYĆ KOMUNISTĄ. TRZEBA UMIEĆ SWOJE IDEOWE ZAANGAŻOWANIE PRZEŁOŻYĆ NA KAŻDĄ SYTUACJĘ [...]".  I przekładał M. Iwaszkiewicz. To dlaczego dziś tego się wstydzi?! A może to kolejne wcielenie Konrada Wallenroda lub Mojżesz, który prowadził klasę robotniczą (m. in. tą z Cegielskiego w Poznaniu) przez Morze Czerwone?... Chyba po podobnych doświadczeniach łatwo jest wyhodować nowe pokolenie doktorantów na swych wykładach pt. "Wizerunek w karierze naukowej". Czy również w oparciu o "Refleksje o tożsamości"?

Brak komentarzy: