niedziela, czerwca 22, 2025

Przeczytania - 518 - Artur Przybysławki "Buddyzm i cała reszta z przymrużeniem (trzeciego) oka" (Wydawnictwo Iskry)

Od kilku dni na moim blogu, w oknie pt. "Parole, parole, parole", zakotwiczył cytat: "Wbrew narastającemu przekonaniu odmienny poglądy nie obrażają ludzi. Co najwyżej, obrażają ludzie, którzy je głoszą w sposób obraźliwy, a to zasadnicza różnica". Autorem jest dr Artur Przybysławski (rocznik 1970), filozof , pracownik naukowy Uniwersytetu Jagiellońskiego, specjalista od filozofii buddyjskiej. Tak, po raz kolejny Wydawnictwo Iskry proponuje nam książkę tego Autora (patrz odc. 442/23 V 2022). Tym razem jest to: "Buddyzm i cała reszta z przymrużeniem(trzeciego) oka". Nie miałem wątpliwości, tylko poprosiłem o ten tytuł. 

Nie miałem żadnych wątpliwości czy chwili zawahania: musiałem przeczytać te niespełna dwieście stron! Tak, to skutek narracji, jaka poznałem w poznanej poprzednio książce. Tak działa magia dobrego pióra, dobrego pisania, a nie nudziarstwa i akademickiego wymądrzania się. Jestem zdania, że dzięki takim książkom, nawet jeśli pisano je z przymrużeniem oka, przybliża nam się świat tyle ciekawym, co odmienny i tak naprawdę nam nie znany.
Bo, co przeciętny ktoś wie o buddyzmie? Że był Budda? Że działał w Azji? Że to nurt filozoficzny? amatorzy doskonałego serialu "Ranczo" wiedzą, że i tam wkradł się pewien wątek... buddyjski. Nie należę do osób szczególnie zainteresowanych buddyzmem czy poszukującym nowej drogi wiary. Po prostu: ta odmienność jest na tyle interesująca, że trzeba wyrwać się z marazmu ignorancji i choć w pewnym zakresie przybliżyć sobie wiedzę na temat buddyzmu.
I jestem zdania, pan doktor A. Przybysławski robi to doskonale. Fachowo, mądrze, profesjonalnie i przede wszystkim: ciekawie! Nie zdziwię się, jeśli dla wielu z nas te rozważania otworzą drzwi ku rzeczywistemu obcowaniu z buddyzmem. Że może stanowić zagrożenie, bo ktoś odejdzie od nauk jedynie prawej wiary? Nie sądzę, aby tak mogło być. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby i osoby duchowne zerknęły, podpatrzyły, a przy okazji nauczyły się czegoś z nauk, których źródło bije od VI czy V wieku przed naszą erą. Zatem na wiele set lat, nim miał się pojawić Jezus z Nazaretu.
Autor imponuje mi rozbrajającą, moim zdaniem, szczerością. Trzeba mieć duży dystans do siebie, aby zdobyć się na takie stwierdzenie: "Strzeżcie się, zatem, no mimo, że buddyzmem zajmuję się również zawodowo i naukowo, nie można mi jako buddyści ufać". I sypią się sygnały do Czytelnika o... podstępności i występności tego, co przed nami? Mam tylko nadzieję, że nie dobierze nam ochoty na czytanie taka odważna sugestia: "W kwestii porównań buddyzmu z filozofią europejska, co wydaje się najłatwiejsze i najnaturalniejsze, zrobię wszystko, żeby sprawę popsuć i skomplikować na tyle, że nie będzie już wiadomo, czy w ogóle da się je łatwo porównać". To raczej zachęta, niż odstraszenie. Ale to musi już każdy sam, na własny użytek, sprawdzić. 
Nie jestem kompetentny, aby ścigać się z Autorem na rozumienie czym jest buddyzm. Znalazłem tu kilkanaście cytatów, które powinny wciągnąć nas w  wir rozumowania doktora A. Przybysławskiego. Rzucę tu garść z nich:
  • Chyba każdy rozumie, jak naiwne jest rozumowanie z powierzchownych lub nazbyt ogólnych, jak się okazuje, podobieństw. 
  • Istnieje głęboko naiwne przekonanie intelektualistów, że wszystkie religie tak naprawdę są tym samym i prowadzą do tego samego. 
  • Tolerancja jednak - przypomnijmy - to wyrozumiałość i cierpliwe znoszenie cudzych poglądów, nawet jeśli się z nimi fundamentalnie nie zgadzamy. 
  • ...konfrontacja z czymś radykalnie odmiennym prowokuje do myślenia i wyjścia poza własne nawyku myślowe oraz utarte schematy. 
  • ...uczucie nie ma wartości poznawczej.
  • Żeby zatem się nie pobić i żeby nie ograniczać cudzej wolności myślenia i słowa, potrzebna jest nie zgoda na te same, ujednolicone poglądy, lecz tolerancja. 
  • A zatem nie ukrywajmy tego już dłużej, że religie są różne, mają różne systemy wartości, różny światopogląd, a więc nie prowadzą do tego samego i nie są ostatecznie tym samym. 
  • Porównywanie buddyzmu z wszystkimi religiami zajęłoby wiele miejsca, wymagałoby kwalifikacji, których nie mam. 
I jak? Podobieństwa? To samo? tolerancja? Konfrontacja? Rozjaśnia się nam i poszerzenia horyzont. Tak zachmurzony choćby po 1 czerwca tego roku. Trudna nauka chęci szukania i godzenia się na inne poglądy, wizje świata czy wiary. Nikt nie twierdzi, że to jest proste i łatwe. 
  • Esencją buddyzmu jest pogląd, że świat jest umysłem, zaś umysł jest pusty.
  • Buddyzm odrzuca ideę Boga Stworzyciela z kilku powodów, argumentując między innymi, że idea kochającego boga, którzy stwarza cierpiące istoty, jest wewnętrznie sprzeczna. 
  • Chrześcijaństwo opiera się na założeniu istnienia duszy nieśmiertelnej, którą buddyzm odrzuca jako iluzję powodowaną przez niewiedzę. 
  • W buddyzmie kochanie samego siebie jest błędnym wzorcem karmicznym opartym na wierze w realność ja, który jest iluzją. 
  • ...kochanie innych jak siebie samego jest więc w buddyzmie niewykonalne. 
  • W chrześcijaństwie współczucie wydaje się w dużej mierze współcierpieniem.
  • ...buddyzm nie mieści się w kategorii religii. Po pierwsze nie jest kultem boga. [...] Po drugie, wierze nie przyznaje buddyzm tak kluczowego, zbawiającego znaczenia jak chrześcijaństwo. 
  • Wszelki dialog między religiami [...] opiera się na mylnym założeniu, że musimy znaleźć jakieś głębokie fundamenty podobieństwa, wobec których obie strony staną się nagle jedną rodziną. 
Doktrynalne różnice pomiędzy buddyzmem, a chrześcijaństwem są tu tak klarownie rozłożone i wyjaśnione, że chcąc czy nie odrabiamy naprawdę bardzo poważną lekcję nieomal teologiczną. "Przesada!" - parsknie niedowiarek. Ale na zrozumienie tych prawd trzeba jednak umieć znaleźć w sobie choć odrobinę tolerancji lub... przyzwoitości. Bo czytanie tego, co nam ujawnia Autor prowadzi prędzej czy później do swoistego dialogu wewnętrznego nas samych z samymi sobą. Zaczynamy przypominać... wahadło? Myślę, że tak. I to jest wartość tej książki: nie można jej czytać bez emocji, refleksji, duchowego otwarcia lub nawet... napastliwości. Bo znajda się na pewno tacy, dla których sens czy nawet  śmiałość prawd będzie nie do zaakceptowania. Dzięki temu dodaje to wagi temu, co czytamy. Na pewno się nie męczymy. W przeciwnym razie lepiej jest odłożyć skutek pracy doktora filozofii. Że jesteśmy mądrzejsi? Nie sądzę. Wykażemy się, że już na tym etapie poznawania buddyzmu nic z niego nie rozumiemy.
  • Rzecz więc w tym, by nie absolutyzować własnego stanowiska, nawet jeśli absolutu dotyczy, bo ludzie sią różni i tacy zapewne pozostaną, więc nie ma się o co obrażać. 
  • Odkrywca struktury DNA i laureat Nagrody nobla Francis Crick mówi  że buddyzm może okazać się całkiem bliski współczesnej nauce
  • Szczęście jest zjawiskiem bardzo subiektywnym i trudno mierzalnym [...]. 
  • My sami, laicy, wierzymy zatem lub ufamy profesorom. 
  • Buddyzm kładzie olbrzymi nacisk na to, by stabilność umysłu uzyskaną w medytacji przenosić w życie codzienne.  
  • Buddyjska wiedza streszcza się w dwóch twierdzeniach: "wszystko jest puste" i "wszystko jest tylko umysłem". 
  • Cierpliwość to antidotum na gniew blokujący i niszczący szybko całą pozytywną karmę wytworzoną przez poprzednie działania. 
  • Buddyzm definiuje się zatem jako badanie zjawisk rozumianych bardzo szeroko, nie tylko jako fakty umysłu, lecz rzeczy otaczającego nas świata. 
Nie dostajemy akademickiego wykładu. To niemal, jak spacer intelektualny, na który zaprasza nas doktor A. Przybysławski. Raczej wątpliwe, aby taki nastąpił, choć nie ukrywam, że dysputa idąc Plantami na Wawel byłaby dla mnie cudownym dopełnieniem tej lektury. "Wszystko przemija i nic nie pozostaje" - tym cytatem z Heraklita z Efezu (ok 540-ok.480 p. n. e.) podparł się sam Autor. Dlaczego? Zrobił to rozważając o buddyzmie a filozofią europejską. I doszedł do pięknej konkluzji: "Nawet jeśli na Wschodzie i na Zachodzie nie myślimy dokładnie tego samego, to przynajmniej myślimy w ten sam sposób".  I z tą myślą zostawiam potencjalnego Czytelnika. Niech się zmaga w rozumieniu istoty czym jest buddyzm i jak się on ma do chrześcijaństwa. Żałować należy, że w szkołach kuleje lub nie istnieje nauczanie etyki (o ile ktoś nie deklaruje się na katechezę). Tym bardziej warto sięgać po takie książki jak "Buddyzm i cała reszta...". Czy to książka na wakacyjną drogę? A dlaczego nie?! Kto komu broni medytować gdzieś w Bieszczadach, na Kasprowym Wierchu czy na plaży Westerplatte? Czerpmy radość z różnych źródeł i bądźmy szczęśliwi!...

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.