wtorek, stycznia 04, 2022

Pandemiczne opowieści - odsłona XXXV - c новым годом!

- Warwara! Śledzia! - spod stołu podnosił się mąż wzrostu słusznego, w nadgryzionym zębem nieuwagi kapelusiku koktajlowym z fizjonomią Kaczora Donalda wymalowaną w centralnym miejscu.
- Pietia, jakie śledzie? - Warwara przetarła oczy. Nadal jednak nie odzyskiwała ostrości widzenia sprzed godziny, kiedy kremlowskie kuranty wybiły północ.
- Jak jakie śledzie? - Pieta rozejrzał się po kwartirie, która przypominała pobojowisko pod Borodino. Jakieś nieruchliwe zwłoki legły nieopodal. A dwa koty dobierały się do szynki, którą czyjaś nieostrożność spostponowała i miast na talerzu leżała teraz na niby-perskim dywanie. - Śledź, to śledź. Gogola nie czytałaś?
 

 
- Gogogogo... - zapętliła się Warwara. - To ten z rybnowo magazina?
- Warwara! Jaka ty durna! - oburzenie Pieti bliskie było heroizmu Bagrationa pod Austerlitz. - Gogola nie czytałaś?! "Rewizor"! Mówi ci to coś?
- Oleg Tabakow! - krzyknęła Warwara, jakby brała udział w quizie telewizyjnym i wygrała suszarkę do włosów lub skrzynkę "Stolicznej".
- Warwara! Po co ja ciebie trzymam? - grymas zniechęcenia jął wykrzywiać wargi Pieti - Z takimi jak ty, to nasz Władymir Władymirowicz IV Rosji nie zbuduje.
- Lenina czytałam, Polewoja i Gajdara! - Warwara zrozumiała, że musi się bronić, jak Sewastopola za wojny krymskiej. Od tego jej oporu czy uporu zależało czy Pietia zostanie kolejny rok przy niej czy pójdzie do tej tlenionej blondyny Nataszy Nikitowny.
- Warwara! Kto dziś Lenina czyta?! - Pietia ze zdziwieniem dopatrzył, że jego świąteczny krawat moczy się w zaprawie śledziowej. - Krawatkę mi ubili!
Poderwał się na chwiejące nogi, ale zaraz stracił pewność pod stopami, bo stąpnął na rozmiażdżoną kaszankę.
- Jaką krawatkę Pietia? - zaniepokoiła się Warwara.
Ale Pietia już wracał do pionu. Zawisł był nad śledziem w octowej zaprawie.
- A wot! -  wskazał na potrawę wzbogaconą o zwis męski przedni. Umoczył drżące palce i wydobył go na zewnątrz. Taki płacz wezbrał cherlawą piersią Pieti, że matuszka ziemla zająknęłaby, gdyby kwartira nie była na XI etażu.
- To się wypierze! - Warwara nadgorliwością chciała nadrobić brak czujności. Bo niby skąd krawatka w occie? Chyba wtedy, gdy Pietia z Dimą wywijali kozaka i pili za spokój duszy nieboszczyk Chworostowskiego. A może chodziło o Puszkina lub Tołstoja. 
- Zniewaga! - wrzasnął Pietia, jakby odgrzał się w nim duch samego Wyszyńskiego tudzież Dzierżyńskiego. No jak gdyby się tak mu dobrze przyjrzeć, to ten profil, broda jak nic przywodziły na pamięć Feliksa Edmundowicza.
- To wszystko wina podżegaczy...
- Pietia! Gdzie śledź, a gdzie podżegacze?! - Warwara starała się w mętnej zalewie swego mózgu odnaleźć logikę myślenia Pieti. I za cholerę nic nie mogła światłego wydobyć.
- Ale ja nie pozwolę! Jak pod Kurskiem rozjedziemy gadzinę! - Pietia ożywił się jeszcze bardziej. Wsadził palce w pobliską galaretę i wydłubał z niej dzwonek karpia sztuk jeden, dwa krążki marchwi i sześć groszków konserwowych.
- Zachowuj się Pietia! - Warwara nagle stała się matroną broniącą matecznika i w ogóle. - Jakby to Dima widział! Do ust by karpia nie wziął.
- A Dimoczka gdzie? - zaciekawił się losem przyjaciela Pietia.
- Do domu poszedł ze Swieto lub leży pod stołem? - Warwara nie mogła zdecydować się na jedną wersję wypadków. Nagle wyciągnęła przed siebie drżącą dłoń i wskazała: Wot i Dima! Chyba widzę jego ordynarne, imperialistyczne skarpetki?
- Ordynarne?! Kto dziś skarpety ceruje? Imperialistyczne?! Jab twaju... - Pieta powiódł po widocznej i wskazywanej przez Warwarę stopie. Taktoczno, była cerowana. Kunsztownie. I angielska czy amerykańska, czort znaczy się dojdzie do tego.
- Zdolna bestia ta Swietka - docenił.
- To ciocia Masza, gdzie by Swieta tak cerowała?
- Ciocia Masza? - poziom kojarzenia u Pieti był nadal zaburzony. Masza, Swieta, Irina, a nawet Warwara mieszały mu się w skołatanym łbie.  - Ta od twarogu z chrzanem?
- Innej nie znam - przyznała Warwara.
- Dima! Żywiosz?! - zainteresował się losem druha Pietia. Zapytany drgnął. Trudno było orzec czy to drżenie pleców czy przedśmiertna konwulsja. - Dimę mi zabili! Przeklęty Czajkowski!
- Czaj? Czaju niet! - Warwara naprawdę popełniła zaniedbanie aprowizacyjne. "Stolicznej" jeszcze ze dwie flaszki stały nie ruszone, ale czaju nie było ni listeczka.
- Czajkowski! Pietia jak ja! - irytacja nie wróżyła szczęśliwego końca. 
- Aaaa... Myślisz, że Czajkowski go zabił?
- Jaka ty durna Warwara! - Pieta chwycił nadgryzioną pomarańcz i cisnął bezceremonialnie w Warwarę. Ta jednak wykazała się refleksem Szarapowej. Uchyliła się. A mandarynka poszybowała dalej i wpadła do akwarium ku zaskoczeniu trzech guraminów dwuplamistych, które jako jedyne dogorywały w mętnej wodzie. - Czajkowski to wróg!
- Ten od "Dziadka od orzechów"?
- Taktoczno! Zboczeniec!
- O Chryste! - Warwara zrobiła znak krzyża.
- Tfu! - Pietia splunął jak frontowy weteran Wielkiej Wojny Ojczyźnianej Borys Borysowicz, kiedy jeszcze żył i wspominał walki o Stalingrad. - Mówię ci Warwara: sama zgnilizna moralna! Ale ja Matuszki Rosji nie opuszczę! Krym już odzyskałem.
- Ty?
- Ja! - błysk w oczach Pieti był niczym sukces w Alpach Suworowa.  Chwycił niedopity kieliszek. Wzniósł go ochoczo - Za caraaa!
I wychylił. Potem chwycił za kieliszek z winem. Wychylił.
- Pietiuszka, ale u nas cara nie ma - Warwara wykazała się bieżącą wiedzą ustrojową i historyczną. - Bolszewiki ubili Nikołaszkę.
- A to swołocze i bradziagi! - wydarł się Pieta aż nerwowo poruszyła się stopa w cerowanej skarpetce. - Cara nam ubili? Warwara nie mylisz się?
- W 1918 roku! To była wtedy sprawiedliwość dziejowa.
Pietia gorzko zapłakał. Podniósł krzesło. Usiadł na nim i opanowawszy szloch zawołał: 
- Warwara! Śledzia!
 
K o н e ц

(1 stycznia 2022 r., godz. 14.39 czasu moskiewskiego)

Brak komentarzy: