sobota, grudnia 12, 2020
Jacek Kuroń - po raz drugi - 13 XII 1981 r.
"Usłyszałem zgrzyt klucza w zamku. Przyszli. Jechaliśmy później suką przez nocne miasto. Na ulicach stały czołgi i wozy pancerne. Nawet mnie nie skuli. Mój wierny stróż, major Leśniak, zapytał: - No i co, panie Kuroń, warto było?" - bardzo oszczędnie sięgam po "Taki upór"*. Podtytuł dopowiada: "Ze spuścizny Autora wybrała Maria Krawczyk". Sięgam po tę antologię (bo dla mnie to jest antologia), bo mi łatwiej, bo leniwiej? Pani M. Krawczyk zrobiła dla mnie ten zbiór. Nie muszę sięgać po poszczególne tomy. XXXIX rocznica 13 grudnia 1981 r. Nie chce się wierzyć, że to tyle czasu upłynęło, a wielu bohaterów tamtego czasu (z obu obozów) już między nami nie ma. W tym roku minęło szesnaście lat, jak odszedł Jacek KUROŃ.
"Przywieziono mnie do jakiegoś wolno stojącego budynku na przedmieściu. Kazali wyjść i schodami w dół sprowadzili do piwnicy. [...] Piwnica była wysypana piaskiem, a ściana, ku której szedłem, postrzelana kulami" - nawet teraz, czytając to wspomnienie mam dreszcze. Jakim trzeba było być bydlakiem (nie lubię takich skrajnych określeń, ale to tu ciśnie się samo na usta), aby zaaranżować podobny wstrząs wyrwanym z domów ludziom? "Jaka szkoda. Biegłem do rozstrzelanej ściany i biegłem. Żeby się tylko zdążyć odwrócić. Żeby nie w plecy. Ściana. Raz, dwa, trzy... Zdążyłem. Co mam robić? Sięgam po papierosy, żeby ukryć, że mi żal i się boję" - przyznaje Jacek Kuroń. Nie zazdroszczę tego wspomnienia.
W grudniu 1981 r. miałem 18-ście lat. I ogromny żal. Do Lecha Wałęsy, do Jacka Kuronia, do Jana Rulewskiego (powiedziałem to senatorowi, gdy spotkaliśmy się jakiś czas temu, patrz ten blog). Za co? Że tak dali się podejść rodzimym sowietystom i właściwie wyłapać w czasie jednej nocy. Węch polityczny zawiódł?
"Pod mur nas stawiali, a my dowcipkowaliśmy, Jacek mówił, e potrzymają nas najwyżej kilka dni. Większość z nas wtedy tak myślała. Mnie raniutko z tej piwnicy zabrano na górę, bym wysłuchał w radiu przemówienia Jaruzelskiego. Wróciłem i zacząłem dzielić się wiadomościami z kolegami, a Jacek, który leżał w kącie pod ścianą z kurtką pod głową, otworzył oko i mówi: «Janek, jakieś banialuki opowiadasz, ja śpię dalej, wyśpię się tu za wszystkie czasy». Zasłonił się czapka oczy i znów zasnął" - to wspomnienie Jana Rulewskiego, legendy bydgoskiej Solidarności**. "Potem w piwnicy zrobiło się tłoczono, bo ściągnęli całą Komisję Krajową «Solidarności» i za chwilę znów jechaliśmy samochodami. Las, kopny śnieg, wreszcie jakieś baraki. Nazajutrz wiedzieliśmy, że jesteśmy w Strzeblinku" - to dalej J. Kuroń. Po latach poznałem pana Remigiusza Woźniaka. On tam był! Jego też zamknięto. Był w latach 1980-1981 działaczem NSZZ w Ursusie. godny poznania bohater tamtych dni.
"Aparat państwa reprezentujący jedną partię i jedną ideologię zmierzał do zniszczenia nie tylko solidarności jako wielkiej organizacji skupiającej miliony obywateli, ale też jej najważniejszych osiągnięć - zdolności budowania opinii publicznej, poczucia praw obywatelskich [...] poczucia wolności, dążeń do samorządności, pluralizmu, samostanowienia" - ocenia prof. A. Frieszke***. Warto o tym nie zapominać, kiedy zastanawiam się, co traciliśmy z 13 grudniem '81 r. I, co dziś dzieje się tu nad Legą, Kwisą czy Krzną. Jakoś analogie nasuwają się same.
"W świetle różnych znanych obecnie dokumentów i relacji wydaje się nie ulegać wątpliwości, że już na kilka miesięcy przed jego ogłoszeniem stan wojenny był dokładnie przygotowany i główni jego wykonawcy wiedzieli, co mają czynić. Świadczyłoby też o tym zaskoczenie, jakie w niedziele, 13 grudnia stało się udziałem milionów Polaków" - wyjaśnia (szczególnie młodszemu pokoleniu) prof. J. Eisler w swoim opracowaniu historii politycznej PRL-u****.
13 grudnia wymusza powroty do tej wyjątkowej rocznicy (tym bardziej, że w 2020 r. znowu przypada w niedzielę!). Najważniejszej po II wojnie światowej w historii Polski. Nie przestaję chwilami dochodzić kto, po której stronie był tamtej nocy. Za rok przypadnie czwarta dekada. Za dni kilka 50-lecie Grudnia '70. Skrwawiony polski Grudzień. Wciąż trzeba przypominać, aby jakiemuś durniowi nie przyszło do głowy (a przychodzi), aby z PRL-u robić sobie wzór do działania.
PS: Nie zapominajmy są tacy, co 13 grudnia spali do południa. Byli takim zagrożeniem, że nikt nawet nie odważył się ich internować? Dziś stroją się w piórka rzekomo rzeczywistych twórców NSZZ Solidarność. Żenujące zawłaszczanie historii dla siebie, swoich zmarłych, swojej partii, jedynie prawej i jedynie sprawiedliwej.
_____________
* Kuroń J., Taki upór, Ośrodek Karta, Warszawa 2011, s. 361-361
** Bikont A., Łuczywo H., Jacek, Wydawnictwo Czarne / Wydawnictwo Agora, Sękowa / Warszawa 2018, s. 522-523
*** Friszke A., Sprawa Jedenastu, Znak Horyzont, Instytut Studiów Politycznych Polskie akademii Nauk, Europejskiej Centrum Solidarności, Kraków 2017, s.7
*** Eisler J., Czterdzieści pięć lat, które wstrząsnęły Polską. Historia polityczna PRL, Wydawnictwo Czerwone i Czarne, Warszawa 2018, s. 390
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.