czwartek, grudnia 10, 2020

Pandemiczne opowieści - odsłona XV - Caesar

 

- Gdzie mieliśmy rozum?! - Druzus odepchnął dziewkę, która próbowała obłapić go za szyję. Była zła na niego. Cisnęła spojrzenie groźniejsze nad piorun, jaki mógłby cisnąć tylko boski Jowisz.- Precz!

- Kąsasz, jak giez! - Marek nie bronił się przed wdziękami tancerki, która za nic miała wiek i rangę napotkanego mężczyzny. - To ogień nie kobieta!

- Może być nawet wulkanem! Nic mi do niej, ani jej do mnie! - Druzus nie hamował się. Nieobliczalność już zagościła w jego umyśle. Brakowało tylko iskry, która zapali go do ostateczności. A wtedy biada kto odważy się wejść mu w drogę. - Głupcy!

Marek skinął na właściciela oberży. Ten niemal podbiegł, choć ciężar jaki nosił przed sobą sprawiał wrażenie, że można się było spodziewać ociężałości, a nie pląsów w jego wykonaniu. 

- Daj jeszcze dzban wina - usłyszał od Marka. I wziąwszy pusty dzbanek poszedł go napełnić. - Czego się ciskasz? Plaucja miała gorszy dzień?

- O czym ty do mnie mówisz? - Druzus nie lubił wspominków o swej żonie. Była dodatkiem do pozycji, jaką pragnął osiągnąć. A i to okazało się zwodniczym i płochym, jak łania, pragnieniem. Teraz Marek, druh nie jednej kampanii, wygrzebuje to to na środek? - Co do tego ma moja żona? 

- No... Myślałem... że... wy...

- To nie o nią chodzi.

- Zatem o co?

Marek rzucił denara na stół i palcem uderzył w jego awers.

- Cesarz? Chcesz zabić Cezara?!

- Jaki ty głupi jesteś Marku Korneliuszu! - zatrząsł się Druzus. Schował pieniądz nim dzban z winem postawiono między nimi. Nalał sobie i przyjacielowi.

- Jąkała przebrzydły! Trzeba go było, jak resztę tej zidiociałej rodziny wyrżnąć.

- Sam krzyczałeś: czołem Cezarze! czołem Cezarze!

- Nie przypominaj mi tego! - uderzył pięścią w stół. - Głupi byłem. Mogłeś mnie powstrzymać. 

- Jak? - Marek otarł usta. Starał się skupić na rozmowie, ale raz po raz wzrok pomykał za ognistą dziewczyną, która przemykała między ławami. - Ciebie? Kwadrygi by nie stało, aby zatrzymać twoje rozjuszenie.

- Co mnie pchnęło do tego, aby oddać mu pokłon?! 

- Łatwiej było zabić Cezara!

- Żebyś chciał wiedzieć! Utopić ostrze w trzewiach i po sprawie. Ale uczynić kolejnym Cezarem jąkałę?! Gdzie my mieliśmy rozum?! Starczyło pchnąć starca ze schodów! Czerep rozbiłby na miazgę, niczym grecką amforę!

- A tak mamy łupy z Albionu! - Marek wzniósł kielich jakby chciał dopełnić toastu, ale Druzus nie był chętny. Nie w głowie mu był triumfalizm, jaki pochłaniał przyjaciela. - Wino rozpuści frasunek, jak zwykle!

- I dziewka?

- I dziewka! Dwie! Trzy! Ile zapragniesz!

Jak na zawołanie pojawiły się dwie uśmiechnięte i chętne kontaktu dziewczyny. 

- Precz! - chwycił za przegub ręki tą, która nachalnie naparła na niego. Dziewczyna syknęła i odskoczyła. - Precz!

- Gajusz miał rację.

- Gajusz? Rację? Z czym? - zainteresował się Druzus. Była w tym jednak garść tlącego się ognia. Cenił Gajusza, ale nie kiedy za jego plecami zajmuje się obmową. - No mów!

- Nic... takiego...

- Zaczynasz, to kończ! Rozkopujesz to i owo i głowa w piach?! Struś jesteś?!

Marek Korneliusz zawahał się. Nie chciał urazić przyjaciela. doskonale wiedział, jak drażliwym jest na punkcie swej osoby. Była tez obawa, że pierwszy odruch gniewu wyleje właśnie na nim. A tego chciał uniknąć. Stalowe pięści Druzusa był argumentem za wyhamowaniem tego, co naprawdę miał do powiedzenia.

- Ciskasz się później.

- Mów! Bo zaraz tobą cisnę i będzie bolało! I to bardzo!

- Gajusz powiedział, że brak tobie krwi! 

- Krwi?

- Przelewu! Nienasycenie!

- Czyli nie dziewki? Nie żony! 

- Nie. Krwi!

- Dlatego mówię, że trzeba było Klaudiusza... - i pociągnął po krtani kciukiem. 

- Trochę już za późno.

- Gdzie my oczy mieliśmy?! - Druzus odmówił kolejnego napełnienia pucharu. Marek nie hamował z degustacją. Greckie wina smakowały mu wybornie. - Ścierwo Kaliguli i Klaudiusza powinno w jednym rowie sczeznąć. A tu jednego ubito, a drugiemu oddano tron? Gdzie logika?

- Nie ma logiki, Druzusie! To polityka! Ceterum censeo Karthaginem delendam esse.

- Co Katon ma do tego?

- Nic! Taka przenośnia. Mógł być Cyceron lub Owidiusz. Z polityką nie wygrasz Druzusie! Chyba, że postawisz na zielonych?

- Zielonych?

- Circus Maximus czeka na nas! Postawisz na zielonych i...

- Taki głupi to ja nie jestem, aby stawiać fortunę na gnające trawożerców! A czemu nie na niebieskich?!

- Mam swoje informacje...

- Zapewne sprawdzone.

- Oczywiście. Jakoś nie widzę na forum twego pałacu! - zarechotał. Ale Marka to nie zniechęciło.

- Zawsze jakaś emocja! I jaka zabawa! Spotkamy tam na pewno Gajusza i Tytusa, może nawet będzie Appiusz? A wiesz, że tam gdzie on jest żałość dostępu nie ma. W mig ustąpią myśli o cesarzu i całej tej rzymskiej hołocie. 

- Chociaż o dziewkach zmilczałeś!

- Mogą być chłopcy!

- Nie jestem Tyberiuszem! - warknął nie na żarty. Marek aż odsunął się. W takich chwilach bezpieczniej było zachować bezpieczny dystans od Druzusa, bo  zasięg jego długich rąk mógł okazać się groźny. 

- Ja... nic... nie... 

Druzus wstał. Jego potężne ciało nie pozostawiało wątpliwości, że trudy wojenne wykuło je w walce, a nie na cesarskich parkietach. 

- Wiesz, że mogłem jednym pchnięciem...

- Ty znowu swoje?

- Jednym pchnięciem zmienić dzieje Rzymu?

- Dałbyś już spokój z tym. Mogłeś, ale nie zrobiłeś. - Marek uniósł kielich. - Vivat Caesar! 

Druzus rzucił się w jego kierunku. Marek zachwiał się, ale nie upadł. 

- Bogowie cię opuścili?!

- Milcz! - Druzus sapał, jakby mocował się na arenie z gladiatorem. Marek poprawił togę. Zrozumiał, że dalsza rozmowa z przyjacielem mija się z celem i zdrowym rozsądkiem. rzucił miediziana monete na stół i ruszył ku wyjściu.

- Marku!

Zatrzymał się.

- Marku!

- No, słucham Druzusie. Ale jeśli masz zamiar dalej lzyć Cezara, to ja...

- Nie, nie będę. Wybacz -  i wyciągnął masywna dłoń przed siebie.

- Nie przejdziemy do historii, to pewne. Ale nie chciałbym, aby przeszłość nas dzieliła Druzusie.

Druzus uśmiechnął się. Nie zwykł przepraszać, zginąć przed nikim karku. Pierwszy w boju, teraz musiał uznać rację przyjaciela.

- To powiadasz, że na który kolor stawiamy?

- Zielony!

- Kolor nadziei?

Ruszyli razem przed siebie. Do Circus Maximus mieli trochę do przejścia. Niewykluczone, że po drodze spotkają jeszcze kogoś i przyjdzie zmierzyć się z kolejnym dzbanem  doborowego wina? A wtedy Bachus, a nie kwadrygi będą mieć pożytek z ich pieniędzy.

3 komentarze:

  1. Było mi dane zobaczyć Cirkus Maximus.
    Kiedy przytrafi się jeszcze? Niewiadomo...
    Czy autor bloga mógłby napisać opowiadanie,w którym wiodącą rolę pełniłaby kobieta?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest takie w archiwum. Będzie opublikowane 20 grudnia w tym cyklu, jako odcinek XVI pt. Rory Maxvell. Zapraszam. Liczę na komentarz i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chętnie poczytam, będę zglądać.
    Pozdrawiam również

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.