niedziela, stycznia 01, 2017

Le Roi Est Une Femme... / Król jest kobietą... (5)

- Zaraz to pani powie inspektorowi - sierżant Olivier Héron był lekko poirytowany. Mimo wszystko wolał, kiedy w podobny sytuacjach jest obecne inspektor...
- A pan nie może przyjąć zgłoszenia?! - zniecierpliwienie kobiety sięgało granicznej skali wytrzymałości. Ale ospałość sierżanta naprawdę była irytująca.- Czy ja może źle trafiłam?
- Ależ droga pani...
- Wcale nie jestem dla pana droga! - kobieta uniosła głos. Widać był, że najchętniej sama zdecydowałaby do pchnięcia całego regimentu policji do działania. Ale ten tu... - Może mam iść do samego prefekta lub od razu do Pałacu Elizejskiego?!
Policjant rozłożył ręce. 

Nagle drzwi otworzyły się. Mężczyzna miał na sobie rozpięty kombinezon motocyklisty.
- Stary u siebie?! - rzucił nie zwracając uwagi na siedzącą kobietę. Zresztą, co go obchodziły jakieś papierkowe czynności sierżanta  Hérona.
- Panie inspektorze, ale...
- Szybko, bo stary mnie po coś wzywa! Czy to w sprawie tej zaginionej?
- Ja... ja... nic nie wiem. Już są tam... u starego... Ale pani...
- Tak? - dopiero teraz przyjrzał się. Była to wysoka blondynka. Z tych, o który męska część świata zwykła mawiać, że ma nogi aż do nieba.- Słucham?
- Przepraszam, a pan to kto? Hydraulik czy goniec z "Le Monde"? - ironia szalała w jej głosie, a wzrok miotał takie gromy, że ślepy nie dostrzegłby stanu duszy tej kobiety.
- Ależ to... to... - sierżanta Oliviera Hérona zawsze onieśmielały piękne, atrakcyjne kobiety. A gdy była to blondynka, to już był utopiony w swej nieśmiałości. Określenie "buraczek" nie wzięło się z niczego. A on przypominał teraz cały ich pęk. - Inspektor Serge Scheldt.
- Scheldt. 
Teraz Violette przyjrzała się motocykliście. Pod lewą pachą ściskał kask, w którego zaczął w bębnić palcami. Też był poirytowany. No to mieli - remis?
- Słucham panią?
- Nazywam się Violette  Alençon. 
Komisarz Serge Scheldt usiadł na stojącym opodal krześle.
- I?
- Chyba poznałam zaginioną  doktor Britt Kerstin Svea.
- To ta szwedzka uczona - szybko uzupełnił  sierżant Héron.
- Svea? A gdzie ją pani widziała?
- W... w... moim łóżku - zgodnie z prawdą oświadczyła Violette. 
- Aha! - powieka nawet nie mrugnęła na twarzy inspektora. To nie czasy, aby ekscytować się orientacją seksualną zgłaszającej się kobiety. Nawet jeśli jest tak bardzo atrakcyjną blondynką. 
- Czemu pan tak dziwnie na mnie patrzy?!
- Wcale nie.
- Czuję to... - Violette odruchowo sięgnęła do torebki i wyjęła paczkę papierosów.
- Tu... tu... nie wolno palić, proszę pani - nad-uprzejmie poinformował sierżant.
- Kogo to obchodzi kto mi wchodzi do łóżka?! - rzuciła dwa ogniste spojrzenia to na sierżanta, to na inspektora. Dostrzegła w mimice twarzy tego drugiego jakby znudzenie lub zmęczenie. 
- Zupełnie nas to nie zajmuje. A jeśli chce pani się truć, to proszę bardzo!
Zaproszenie inspektora przyniosło odwrotny skutek. Violette schowała paczkę papierosów. A sierżant Héron nerwowo zakręcił się na krześle.
- To proszę powiedzieć, co pani wie o zaginionej... tej... Szwedce.
- Britt Kerstin Svea, albo jak pan woli Baxter...
- Jak pani powiedziała? - przerwał jej unosząc się jednocześnie z krzesła. - Baxter?
- Ba... Baxter.  B - A - X - T - E - R ! A dlaczego to pana tak zaskoczyło?
Inspektor Serge Scheldt podszedł do okna. Usiadł na parapecie. 
- Taka... narwana... 
- Narwana?! Ona jest nieźle stuknięta, a nie narwana! Zdzieliła moją przyjaciółkę łopatą?
- Ło... łopatą? - wtrącił się  sierżant Héron.
- Czy ja po chińsku mówię?! A może mam akcent z Nord-Pas-de-Calais?
Zaatakowany sierżant Héron wycofał się.
- Ale... - Violette teraz podniosła się. -  Skąd pan wie, że... narwana?
- Bo chyba podwiozłem ją motocyklem na bulwar...
- To pan był na tym czarnym motorze? Razem z nią?!
- Jeśli to była Baxter... ta Baxter, to razem z nią.
- Ja oszaleję! To ja was widziałam! Ten kombinezon... Gdzie ona wysiadła?
- Przepraszam, to pani prowadzi śledztwo?
Telefon skupił uwagę sierżanta
- Tak? Tak... jest u... mnie... panie...
Podał słuchawkę inspektorowi:
- Szef.
Serge Scheldt nie miał zbyt uradowanej miny. Z ciężkim grymasem brał słuchawkę:
- Tak? Już... już jestem. Mam... Tak? Zaraz będę. Tak.
Odłożył słuchawkę.
- Sierżancie, proszę spisać, to co pani powie. Zaprotokołować. - a do kobiety powiedział: Proszę na mnie poczekać.
Violette wydęła tylko wargi. Jej zerkanie na zegarek nie uszło niczyjej uwagi.
Wyszedł.
Schodami wszedł na drugie piętro.
Gabinet szefa był po prawej stronie.
Wszedł do środka. Mina Zoé nie wróżyła niczego dobrego.
- Wściekły?
- Jakby mu Moskwę spalili
Te porównania do cesarza ugruntowały lata współpracy i zależności.  Pewnie, że była w nich ironia i krzywe zwierciadło oblicza zwierzchnika, niemniej...
- Zoé! - dobiegło zza drzwi.
Zniknęła za nimi. Na chwilę. Wróciła bardzo szybko.
- Czeka na ciebie.
Inspektor czuł, że robi się dookoła niego bardzo gęste powietrze.
- O! jest nasz drogi Cyrano de Bergerac! - ironia szefa to była klasyka w działaniu.
- Jak zwykle mnie pan z kim myli!
- Wy mi tu Scheldt nie opowiadajcie bajek! Ile można na pana czekać?
- Awaria motoru.
- Awaria motoru?! - parsknął szef, a jego kilogramy brzuszne zafalowały. - Wymyślcie coś bardziej mądrego. Od takiego asa chyba można tego wymagać?
- I znów szef mnie z kimś myli...
Szef machnął ręką. Nadciął cygaro i wsunął je w usta.
- Słyszał pan o tej zaginionej?
- Szwedce?
- Szwedce, Norweżce! Tak. To jakaś ichnia figura, powiązana z dworem w Sztokholmie? Badaczka wielorybów czy innego planktonu
- I?
- Co "i"?! - warknął szef, aż cygaro mało nie wypadło z jego mięsistych ust. - Trzeba ją znaleźć.
- Jak?
- To pan mnie pyta? Kawaler orderów? Jak ten ostatni się nazywa?
- Ordre des Arts et des Lettres.
- Po co pan w ogóle pracuje jeszcze w policji, skoro tyle pan pisze?! I pan ma na to jeszcze czas? Po służbie?  Bo ja od lat nie mogę się nawet wyrwać na ryby.
- Z rybami też mam kłopot, bo nie łowię...
- Kpiny! Scheldt! Kpiny! Chciałem tą sprawę przydzielić komuś innemu, ale  Deconninck jest zajęty, a Belrod ma grypę, reszta zajęta. Wypada na pana. Jakieś wątpliwości?
- A sprawa Lebeau? - zagotowało się w gardle inspektora.
- Przejmie Sakall.
- Sakall?! Kiedy już jest wszystko po domykane?!
- Ma pan coś przeciwko Sakallowi?
- To kretyn!
- Inspektorze  Scheldt - wymierzone w niego cygaro nie było objawem sympatii.
- Ten matoł nie znalazłby wieży Eiffla, gdyby ją ktoś ukradł!
- Przesada! Pan mu zazdrości.
- Ja? - Serge Scheldt czuł, że wkracza coraz to bardziej na zakazany obszar. - Czego? Lub kogo? Kuzyna ministra transportu czy nowej żony!
- Scheldt, robi się pan wulgarny!
- To niech mu pan da się wykazać i niech szuka tej Norweżki!
- Szwedki!
- A, tak... Szwedki!
- A pan napisze o tym książkę? - ile ironii był położonej na ostatnie słowo tego pytania. - Do roboty Scheldt! Żegnam!
Nie pozostało nic innego, tylko wyjść. Jedno co mógł zrobić, to trzasnąć drzwiami, aż poczuje to sędziwa futryna. I był bardzo bliski uczynienia tego, ale nie dał tej satysfakcji szefowi, aby ten darł się za nim "ja tego nie zapomnę!". I bez tego wiedział, że to pamiętliwe i mściwe bydlę.
Sierżanta  Hérona zastał w chwili, kiedy ten robił herbatę. Violette  Alençon niecierpliwie bawiła się bransoletką na przegubie lewej ręki.
- Ma pani szczęście.
- Ja?! - Violette  zrobiła zdziwioną minę.
- Szef zabrał mi sprawę Lebeau, żebym odszukał szwedzką zgubę.
- Sprawa Lebeau bez nas?! - jęknął sierżant. Aż zadrżała mu ręka, w której podtrzymywał filiżankę z gorącą herbatą.
- Sakall ma ją zakończyć!
- Sakall?
Violette przyglądała się tej dwójce. Rozpacz i gniew w ich sposobie mówienia, mimice twarzy, podrzucaniu ramionami wiele o nich mówiła.
- Czy ja w ogóle jestem jeszcze potrzebna?
- Złożyła pani zeznanie? - zainteresował się inspektor.
- To chyba raczej zawiadomienie - poprawiła go.
- Tak, ma pani rację.
- Tak, wszystko mamy - zapewnił sierżant Héron.
Inspektor sięgnął do pancernej szafy stojącej nieopodal. Wyjął broń w kaburze na szelkach.
- O! mój Boże! - Violette naprawdę była zaskoczona. - Ale to nie chodzi o żadnego Breivika. To szwedzka uczona... no trochę szurnięta... może nawet więcej...
- Baxter!
- No, Baxter!
- Jak pani powiedziała? Zdzieliła kogoś łopatą w głowę?
- Tak, Larę, moją przyjaciółkę. Mało jej nie zabiła!
- I nie zgłasza pani tego faktu?
- Nie, bo... bo...
- Tak?
- Lara była sama sobie winna.
- Aha! To można nad Sekwaną bezkarnie rąbać po łbie obcych?
- Lara nie wnosi żadnego oskarżenia!
- Lara?
- No... moja przyjaciółka... mówiłam przecież. Czy pan mnie w ogóle słucha inspektorze... jak się pan nazywa?
- Serge Scheldt - szybko uzupełnił sierżant Héron.
- Chyba wiem, gdzie szukać panią naukowiec.
- Tak? - Violette aż się podniosła. Jej rozkołysane włosy zafalowały.
- Héron.
- Tak? - sierżant wyprężył się.  Violette rozbawiło to.
- Jadę w teren...
- Czy... mogłabym z panem? - zapytała wyjątkowo nieśmiele Violette.
- Ze mną?
- No...
- Pani wybaczy, ale po pierwsze, to czynności operacyjne, a nie spacer po naszym kochanym Paryżu. A po drugie pokonuję nasze ulice motocyklem.
- Uwielbiam motocykle - Violette klasnęła w dłonie.
- Uwielbiam? - inspektor chrząknął.
- Nie tym razem.
Violette chciał jeszcze coś powiedzieć, ale... Inspektor narzucił motocyklową kurtkę na siebie i wyszedł. Spojrzała na sierżanta Hérona.
- I jak tu nie polubić policji?...

1 komentarz:

  1. Witam. Próbuję się odnaleźć na tym blogu, i szczerze - bardzo mi tu brakuje spisu treści... Cykl "Król jest kobietą" chciałabym przeczytać od początku i po kolei, tymczasem wyszukanie tych właśnie postów jest trochę problematyczne....
    Taka tylko mała sugestia dociekliwej czytelniczki ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.