czwartek, kwietnia 02, 2020

Katyńske memento... - stacja II

„Groby, groby. Przepaść na trupy. Rozkład. (...) Aby obraz owej katyńskiej wizyty był pełny, dodam, że nie byłem pytany, czy chcę jechać...
...Na drugi dzień wieczorem byliśmy na pożegnalnej kolacji u dowodzącego frontem. Pozory zupełnej normy. Elegancko, skromnie, ale jaki w tym poziom! Generał wzniósł toast, «aby w tym tragicznym dla Polaków miejscu otwarły się ich oczy na fakt, że nieubłagane prawo historii nakazuje im iść we wspólnym froncie europejskim». Odpowiedziałem, że nikt spośród społeczeństwa polskiego nie uczynił mnie delegatem, że dzieli nas takie morze łez, że nie wiem, czy wystarczy tego zwału trupów poległych z sowieckiej ręki, aby je – tamto morze – zasypać” - każdą stację będę zaczynał tym samym cytatem. Z "Kolumbów rocznik '20" Romana Bratnego. 

*      *       *


"Akt oskarżenia przeciw niemieckim przestępcom wojennym, osądzonym w procesie norymberskim, obejmował również jedną z największych zbrodni minionej wojny - zbrodnię katyńską. Kiedy jednak ogłoszono w jesieni 1946 roku wyrok Nadzwyczajnego Trybunału Wojskowego, okazało się, że wśród niezliczonych, potwornych zbrodni, udowodnionych przywódcom hitlerowskich Niemiec, zbrodnia katyńska nie została wymieniona. Zbrodniarze niemieccy nie zostali więc uznani winnymi wymordowania wielu tysięcy jeńców polskich, odnalezionych w grobach pod Smoleńskiem" - tak rozpoczął "Przedmowę" do książki "Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów" generał Władysław Anders (1892-1970)*.
Kto wie czy dla mego pokolenie (rocznik '63 XX w.), to nie była najważniejsza książka tzw. drugiego obiegu. Obok audycji radiowych (np. Wolnej Europy, Głosu Ameryki czy BBC), to właśnie takie publikacje stanowiły ważny element edukacji historycznej. Szkoła - sobie. Dom - sobie. Wątpliwości rozwiewały książki zdobywane na jedną noc, w sekrecie, nieomal konspiracji. Wszystko to wydane na lichym papierze, z byle jakimi odbitkami zdjęć. To wtedy nie miało żadnego znaczenia. Liczyła się treść. Możliwość poznania i dokonani choćby notatek. Tak, wypisywani nazwisk pomordowanych oficerów. Książkę trzeba było następnego dnia oddać. Zostawała noc na jej poznanie. Inni czekali, aż wróci do właściciela.
Dziś świat znormalniał. Nie wiem na ile 80-ta rocznica katyńskiego mordu przyczyni się do swoistego ożywienia tematu. Kogo dziś porusza temat tamtej zbrodni? Wydanie, którym tu dysponuję wydano w Londynie w 1982 r. ("Gryf"). Kiepskie edytorsko. Kartonowa okładka z rysunkiem krzyża Virtuti Militari i szarobury papier. Kilka zdjęć zamieszonych fotografii ujawni, jakim poziomem ikonografii mogliśmy posiłkować się przez lat kilka. Dziś starczy kliknąć myszką komputera i znajdziemy te same kadry dobrej jakości.
Dla potrzeby tej stacji wykorzystałem tylko relację doktora medyny Mariana Wodzińskiego (1911-1986), jak F. Goetel znalazł się w lesie katyńskim, badał (w dniach 29 IV-3 VI 1943 r.) ekshumowane zwłoki, ustalił tożsamość blisko 3000 ofiar. Zapis pochodzi z 1947 r.
  • Z uwagi na dużą ilość członków rodzin kilkunastu tysięcy jeńców polskich zaginionych w ZSSR, a w znacznej części stale zamieszkujących na terenie ówczesnej okupacji niemieckiej, komunikaty niemieckie o odkryciu katyńskim wywołały duż wstrząs w całym społeczeństwie polskim.
  • Teren lasku katyńskiego przedstawiał się w postaci całego szeregu pagórkowatych wzniesień, pomiędzy którymi znajdowały się moczary porosłe bagienna trawą.
  • Widok tak wielkiej masy zwłok w mundurach polskich, wywołał we wszystkich przybyłych po raz pierwszy na groby katyńskie duży wstrząs nerwowy.  
  • Sekcji zwłok gen. Smorawińskiego, ze względu na sprzeciw brata, nie przeprowadzono.
  • W roli gospodarza w stosunku do Komisji, występował prof. Uniwersytetu Wrocławskiego dr. Buhtz i na jego to propozycję Komisji dowolnie wybierali z rozmaitych grobów poszczególne zwłoki, na których następnie dokonywali obdukcji.
  • W czasie pobytu swego, stale odczuwaliśmy, że jesteśmy pod cichą obserwacją Niemców, jednakże w stosunku do nas żadne ograniczenia lub skrępowania stosowane nie były.
  • Sam prof. Buhtz przebywał, za czasów mego pobytu w Katyniu, w Smoleńsku i na teren lasku przyjeżdżał dość nieregularnie. 
  • Miejscowa ludność rosyjska na ogół stosowała się ściśle do zarządzeń niemieckich i samowolnie do katyńskiego lasku nie zachodziła.
Relacja doktora Wodzińskiego jest dość szczegółowa. Stanowi cenne źródło historyczne. W końcu chodzi o świadka, który będąc na miejscu egzekucji przekazał wiele szczegółów, liczb. Jak sam zeznał chciano odpowiedź na siedem pytań: kogo zamordowano, kiedy dokonano zbrodni, gdzie zbrodni dokonano, jakim narzędziem, w jaki sposób, dlaczego, kto był sprawcą zbrodni. Chwilami trzeba jednak przerwać czytanie. Zwracam uwagę na zapis dotyczący wydobywania zwłok.
  • Poza hakami przy wydobywaniu zwłok używano także łopat,a niekiedy nawet kilofów, gdyż w poszczególnych wypadkach sprasowanie zwłok w grobach było tak duże, iż nie można było w inny sposób ich rozdzielić i wydobyć. 
  • Zasadniczo naszym dążeniem było, aby wydobyte z grobu zwłoki były tegoż samego dnia kolejno pochowane, warstwami w nowych mogiłach.
  • Sprawa łusek była początkowo przez Niemców przemilczana, a to z powodu niemieckiego pochodzenia amunicji użytej przez sprawców zbrodni. 
  • W wypadkach, gdy nie można było ustalić długości zwłok z powodu dalej posuniętego rozkładu gnilnego, mierzyłem długość dwu kości długich, aby później wedle wzorów, przyjętych w medycynie sądowej można było w przybliżeniu oznaczyć długość ciała.
  • Ze względu na znalezienie w kilku przypadkach takich przedmiotów jak brzytwy, scyzoryki, kosztowności a także dokumenty, schowane w cholewach butów, z reguły następnie rozcinano na zwłokach cholewy i przeprowadzano badania. 
  • Zaopatrzone w metalowe numery zwłoki po ich zrewidowaniu były ponownie grzebane w nowych bratnich mogiłach wykopanych przez jeńców sowieckich, przywożonych przez Niemców ze Smoleńska, grupami po 30-40.
  • Lista zwłok i znalezionych przy nich przedmiotów prowadzona była podwójnie, w języku polskim przez polskich członków Komisji Technicznej do użytku PCK, oraz niemieckim przez podoficera niemieckiego.
  • Poza pamiętnikami, polscy członkowie Komisji odczytywali na miejscu znalezione na zwłokach listy - niewysłane przez jeńców z Kozielska lub przez nich otrzymane.
To wszystko okruchy. Wiem. Odsyłam do tej cenne relacji. W końcu to blisko trzydzieści stron rzetelnego sprawozdania. Dla ludzi pokroju doktora M. Wodzińskiego droga powrotu do powojennej Polski była zamknięta. Raz jeszcze zerkam do tego, co napisał generał W. Anders: "Niech wreszcie ta książka, domagając się kary na zbrodniarzach katyńskich, przypomni zarazem narodom cywilizowanym, że jeden ze zbrodniczych systemów totalnych trwa jeszcze, więzi setki milionów istnień ludzkich i zagraża reszcie ludzkości. Spełniając to zadanie, niech toruje ona zarazem drogę sprawiedliwości, panowaniu prawa i wolności".

* Zbrodnia katyńska w świetle dokumentów z przedmową Władysława Andersa, Gryf, Londyn 1983
** ibidem, całość s. 157-188

Brak komentarzy: