wtorek, marca 31, 2020

Katyńske memento... - stacja I

„Groby, groby. Przepaść na trupy. Rozkład. (...) Aby obraz owej katyńskiej wizyty był pełny, dodam, że nie byłem pytany, czy chcę jechać...
...Na drugi dzień wieczorem byliśmy na pożegnalnej kolacji u dowodzącego frontem. Pozory zupełnej normy. Elegancko, skromnie, ale jaki w tym poziom! Generał wzniósł toast, «aby w tym tragicznym dla Polaków miejscu otwarły się ich oczy na fakt, że nieubłagane prawo historii nakazuje im iść we wspólnym froncie europejskim». Odpowiedziałem, że nikt spośród społeczeństwa polskiego nie uczynił mnie delegatem, że dzieli nas takie morze łez, że nie wiem, czy wystarczy tego zwału trupów poległych z sowieckiej ręki, aby je – tamto morze – zasypać” - każdą stację będę zaczynał tym samym cytatem. Z "Kolumbów rocznik '20" Romana Bratnego. "Nie ma godniejszego autora?" - zacietrzewi się jedynie sprawiedliwy i prawy obywatel. Są. Jest ich sporo. Ale to moja premedytacja. Uświadomienie tym, którzy wciąż są zdania, że za komuny nie można było pisnąć o Katyniu. Ja dodam od siebie: należało to zrobić umiejętnie! "Umiejętnie?" - w gniewny łuk wyginają się brwi jedynie sprawiedliwego i prawego obywatela. Tak, "Zbrodni katyńskiej w świetle dokumentów" z przedmową W. Andersa przynieść do szkoły nie mogłem, ale lekturę czasu mej matury mogłem cytować do woli. Nie będąc atakowanym, że jestem chodząca prowokacją i szarą reakcją (autentyczne cytaty z mej belferiny, która tak mnie określała).
"Lądujemy na lotnisku w Smoleńsku w godzinach już popołudniowych. W chwili, gdy wysiadamy, myśliwce niemieckie wracają z bitwy powietrznej. Z szybkich i zwrotnych maszyn wyskakują młode i śmiałe chłopaki. Potyczka był udana - informuje nas dyżurny oficer - kilka rosyjskich maszyn zestrzelonych" - to Ferdynand Goetel (1890-1960)*. W wiadomej wolnej encyklopedii internetowej znajdziemy m. in. taki zapis na jego temat: "Po wojnie był dla Sowietów jednym z najbardziej niewygodnych świadków zbrodni katyńskiej. Został przez władze komunistyczne oskarżony o kolaborację z Niemcami i ścigany listami gończymi"**. To gwoli tym, którzy nie mogą pamiętać czasów PRL-u. A tym samym cenzury, wymazywania nazwisk wielkich a niewygodnych. Do nich należał F. Goetel, który ośmielił się w 1943 r. znaleźć w Katyniu i pochylić się nad ofiarami w dołach smierci, które rozkopali Niemcy, hitlerowscy najeźdźcy. I to właśnie o nim wspomina się w "Kolumbach...".  I to z jego relacji są pamiętne dla mnie słowa: "Groby, groby. Przepaść na trupy".
"...pierwszego dokopania jednej z mogił dokonali polscy robotnicy pracujący w rejonie Smoleńska przy oczyszczaniu torów kolejowych. Przywiezieni z Polski, stali w wagonach, daleko dość od Katynia; o grobach musiała im donieść ludność miejscowa. Świadectwem ich bytności w Kozich Górach jest krzyż, wzniesiony na jednej z mogił. spoglądam na fotografię. Tak, to jest polska mogiła! Krzyż z białej brzozy, takież przed nim ogrodzenie" - zaczynam tę stację od Goetla, bo to był pierwszy prawdziwy głos polski o zbrodni, jakiej dokonało NKWD wiosną 1940 r. Czy dla wszystkich jasne jest, że morderczy strzały zadali Sowieci? Nieprawda. Wiecie, co mnie osobiście oburza przy odpowiedziach moich uczniów? Odpowiedź typu: "Rosjanie?". Tak, wiem, to też pytanie. I to właśnie tak bardzo irytuje. Wewnątrz mnie wali się cały sens pracy, jaką wkładam. "ROSJANIE! SOWIECI! RUSKIE" - jak zwał tak zwał. U Bratnego jest jeszcze taki zapis: "Moralnie obie strony są tu równouprawnione, ale w tym wypadku tylko Wschód jest obciążony praktycznie. Mogliby to zrobić Niemcy, ale zrobili oni...”.
Katyń nie był miejscem kaźni li tylko polskich oficerów, obrońców Ojczyzny w 1939 r. "Robiąc poszukiwania próbne w różnych miejscach lasu, mieli Niemcy natrafić na ślady starszych o wiele cmentarzysk, których rozmiaru niepodobna ustalić. Na znalezionych tam resztkach ludzkich spotykano często krzyżyki i medalioniki jakie zwykle nosić katolicy. [...] Czyżby oficerowie nasi, wymordowani w roku 1940 mieli położyć swe głowy obok zamieszkałej tu z dawna ludności polskiej wytrzebionej jedną z «czystek» sowieckich, dokonanych na pogranicznych z Polską terenach?" - nie mylił się. To miejsce mordów również na  sowieckich obywatelach. O ich pamięć nie upomniano się do dziś. Nie mają cmentarza, tablic z nazwiskami. Zazdroszczą nam Polakom? Im zostaje tylko zapalenie zniczy przy drzewach i innych miejscach. 
"Jakiż ogrom zagadnień zamyka tajemniczy katyński las! [...] Katyń i wszyscy w nim pochowani mieli być wyłączeni z biegu historycznych dochodzeń, a sprawa ich miała zawisnąć nad nowoczesnym światem jak mit" - nigdy nie używam słowa "pochowani", kiedy myślę o  pomordowanych przez Sowietów w 1940 r. Ich nie pochowano! Ich zakopano! Nie było nad tymi ciałami żadnego pożegnania, modlitwy, kapłana, rodziny. Tylko jeden strzał w potylicę! Nie raz dwa!... I koniec. Po życiu. Nikt nigdy nie miał dociec prawdy. Na szczęści stało się inaczej.
"Prowizoryczny warsztacik profesora [tj. Gerharda Buhtza (1896-1944) - przyp. KN] jest bardzo skromny. Stanowi otwarty baraczek, gdzie dokonuje się obdukcji zwłok na stole sklepanych desek. Dokoła baraku leżą w niejakim nieładzie zwłoki świeżo wydobyte. W głębi, na leśnej łysinie, rozłożono dwie setki już obdukowanycch sinawobiałych mumii czy lalek woskowych z numerem porządkowym u głowy" - nie jest prosto cytować te wspomnienia. Tyle podkreśleń na czerwono, bo tyle razy mylę się. Jestem rozkojarzony. Katyń - jest dla mnie bardzo ważnym tematem. Jako młodego nauczyciela był po prostu testem moje uczciwości i prawdomówności. "Odwagi?" - docieknie ktoś.  Proszę zobaczyć, ja cały czas wplatam tu siebie. Nikt z moich krewnych nie leży w smoleńskiej ziemi. Ale też połowa mnie pochodzi z regionów, które nie są zbyt daleko Smoleńska i Katynia.
"Nie mogę dłuższy czas oderwać od niej wzorku, gdyż więzi mnie wstążka Virtuti na krawędzi płaszcza... Z tamtej strony - biegną myśli wstecz - Bohatyrowicz... Bohatyrowicz... Skąd znam to nazwisko? Ach, prawda! To z powieści Orzeszkowej «Nad Niemnem». Wzruszam się. W duszy burzy się gniew. Proszę profesora, aby odjął wstążkę z Virtuti, gdyż chcę ją zabrać ze sobą do Warszawy. Biorę jeszcze szlifę leżącego obok generała Smorawińskiego, parę guzików z Orłem Polskim i garść ziemi z grobu" - jeszcze wciąż poruszą mną ten zapis. I świadomość, że te cenne relikwie bezpowrotnie zginą w płomieniach Warszawy po upadku powstania. 
"Staję na uboczu i usiłuję ogarnąć myślą wszystko, co tu zastałem. Mogiły znajdujące sie w tym lesie nie były trudne do odnalezienia. Najprostszym wskaźnikiem są przecież posadzone na nich sosenki" - sprawcy maskary nie mogli przewidzieć, że  sojusznicy wiarołomnie podepczą układ z 28 IX 1939 r. i runą żelaznym wojskiem na ich łby.  To Niemcy ogłoszą światu prawdę? Brzmi, jak ponury (brunatny) żart. Przede mną leży  unikatowy volumen: '"AMTLICHES MATERIAL ZUM MASSENMORD VON KATYN", wydany w Berlinie w 1943 r.***. Ale to zostawiam na kolejną stację.
*      *      *
Na tekst F. Goetla musiałem (musieliśmy) czekać latami. Nie wierzyłem, że starczy jednego pokolenia, aby skrywana i poniewierana prawda stała się faktem historycznym, jakie każdy uczeń będzie musiał przyswoić z normalnego podręcznika, w szkole. A jednak. Stało się jeszcze nim mój Syn wypowiedział pierwszą, sensowną sylabę. 

_______________________
*. Goetel F., Czasy wojny, Graf Oficyna Wydawnicza, Gdańsk 1990, s. 100 - i dalsze
** https://pl.wikipedia.org/wiki/Ferdynand_Goetel (data dostępu 17 III 2020)
*** Amtliches Materisal zum Massenmord von Katyn, Zentralverlag der NSDAP. Franz Eher Nachf. GmbH, Berlin 1943

Brak komentarzy: