sobota, lutego 23, 2019
Spotkajmy się na Unter den Linden 7 / Treffen wir uns in Unter den Linden 7 (40)
- Czy to miejsce jest wolne?
Kira Gauss przerwała czytać książkę. Podniosła wzrok. W drzwiach do przedziału stał mężczyzna. Wysoki, szpakowaty, w dobrze skrojonym płaszczu, w kapeluszu, w ręce trzymał brunatną teczkę, z lewej kieszeni wystawała jakaś gazeta.
- Czy to miejsce...
- Rozumiem, co pan mówi - Kira zamknęła książkę. - Dwa miejsca są zajęte. To koło okna i obok. Moja przyjaciółka z córką poszły się przejść.
- Czyli, że mogę się dosiąść?
- Proszę bardzo.
Mężczyzna wszedł. Rozebrał się. Torbę położył na górnej półce. Siadając poprawił marynarkę. Garnitur też widać był od dobrego krawca.
- Joachim Ablaß! - przedstawił się. Wyciągnięta dłoń czekała na odwzajemnienie. Miała wrażenie, że gdyby mógł, to uderzyłby butami.
- Kira Gauss - podała swoją dłoń.
Od razu pożałowała swej nieroztropności. Mężczyzna aż pochylił się.
Od razu pożałowała swej nieroztropności. Mężczyzna aż pochylił się.
- Niemożliwe! - klepnął się w udo.
- Co? Bo... nie rozumiem... - rozumiała doskonale. Wygłupiła się. To tak, jakby zdarła z twarzy maskę.
- Przez chwilę miałem wrażenie, że skądś panią znam. Kira Gauss! W pociągu?
- Jest coś zdrożnego w podróżowaniu pociągiem? - starała się twarzy nadać wyraz dziecinnego zdziwienia i zaskoczenia.
- Byłem na pani koncercie w Wiedniu w...
- '38?
- Tak. W '38, kiedy nasz Führer przyłączył Austrię do Rzeszy. Czy to nie wtedy tłum uniósł pani samochód w górę?
- Dawne dzieje... - westchnęła. Najchętniej skryłaby się za czytaną wcześniej książką, ale natarczywe spojrzenie herr Ablaßa wytrącało ją z równowagi. - A pan też do...
- Pani wybaczy, ale nie opowiadam się w pociągu. Jadę przed siebie.
- Bezpiecznie.
- Pani czytała?
Pokazała stronę tytułową.
- "Die Elenden"? - zdziwił się.
- A według pana miałabym czytać Karola Maya? Uwielbiam Victora Hugo. Powinien pan przeczytać. Jean Valjean...
- Wolę Zolę - przerwał jej.
- "Germinal"?
- Tak, to bardziej mi odpowiada.
- A pan czym się zajmuje, herr Ablaß? Bo, że ja śpiewam w operze, to pan wie. Ale kim pan jest? Czy to też tajemnica?
- Jestem krawcem.
- Krawcem? Nie wygląda pan.
- A spodziewała się pani przygarbionego mistrza? To nie te czasy, moja pani. Od czterech pokoleń zarabiamy igłą i nitką. Nie jedna koronowana głowa Rzeszy nosiła nasze fraki, surduty, kamizelki.
- Brawo! - nie, nie klasnęła w dłonie. Trudno jej jednak było sobie wyobrazić, że ten mężczyzna jest mistrzem igły i nitki. Nawet jeśli miałoby to dodawać splendoru koronowanym głowom.
- Przepraszam za wścibskość, ale ten bagaż u góry podpowiada mi, że nie jesteśmy jedynymi pasażerami w tym przedziale.
- Spostrzegawczy pan jest, herr Ablaß.
- Jeśli to... jakaś niezręczność...
Ale w tej chwili przed drzwiami do przedziału stanęła Bärbel Sonntag. Mocnym szarpnięciem otworzyła je. Uprzedziła tym gest mężczyzny, którego nie znała, a którego omiotła wzrokiem.
- Pani pozwoli...
Bärbel tym razem nie zdobyła się na słodki uśmiech idiotki. Wręcz przeciwnie. Ściągnęła brwi i bez słowa usiadła obok Kiry.
- Coś się stało? - zapytała ją Kira. - Gdzie Cornelia?
- Niewdzięczny bachor! - wysapała po chwili. - Co się pan tak gapi?! Weź pan gazetę i się nakryj!
- Ja... - zająknął się zaatakowany.
- Tak, pan! - warczała, jak wilczyca, która powróciła z nie udanego polowania. - Kto to w ogóle jest?!
- Herr Ablaß, krawiec najwyższego sortu, królewskiego - Kira dokonała pospiesznej prezentacji. Widziała, że przyjaciółka powoli chłonie. - To gdzie Cornelia?
- Została z Peterem...
- Z... - Kira zawahała się. Imię "Peter" uderzyło w czułą strunę. To nieprawda, że zapomniała o... Nie, to nigdy nie był "Peter", a zawsze i tylko: PIOTR.
- Peter... taki piegowaty smarkacz... dwa przedziały dalej... miał jakąś grę...
- Przepraszam panią, ale jeśli przeszkadzam, to ja...
- Siedź pan! - Bärbel ucięła. Mężczyzna potulnie usiadł.
Trudno przewidzieć, jak dalej potoczyłby się ten (nie-)towarzyski dialog, gdyby nie pojawienie się konduktora w towarzystwie dwóch żołnierzy Wehrmachtu.
- A to, co znowu? - Bärbel wbiła wzrok w konduktora.
- Kontrola biletów, frau...
- W asyście pułku wojska?! - nie traciła rezonu.
- Chciałem przypomnieć, że trwa wojna, frau... - usłużenie przypomniał konduktor biorąc od mężczyzny bilet i kasując go.
- Może bombę wieziemy?!
- Daj spokój Bärbel - Kira postanowiła wyhamować przyjaciółkę. Tym bardziej, że dwaj żołnierze zaczęli nerwowo patrzeć na obie kobiety. - Panowie wykonują swoją pracę.
- Pod bagnetami?! - nie kapitulowała.
- Służba...
Dziwny warkot wdarł się w ten dialog, jak zgrzyt fałszywej nuty. Żołnierze nerwowo obrócili się. Ktoś skądś krzyknął: saaaaamolooooot!
- Samo... - Bärbel wykrzywiła usta.
Krawiec panujących domów doskoczył do okna. Otworzył je i wychylił głowę. Jego krzyk wypełnił przedział:
- O mein Gott!
Konduktor cofnął się do korytarza. Żołnierze zniknęli, jakby ich nigdy nie było. Kira szarpnęła mężczyznę za ramię. Ten wskazał przed siebie;
- Taaaammmm!...
Usta mu drżały. Zrobił się siny.
Usłyszeli dziwny łoskot, jakby ktoś wbijał serię gwoździ w dach. To kule spadały niczym ogniste gromy na wagon. Warkot maszyny, potem drugi, trzeci...
- Mein Gott! Anglicy?!
Ale Kira dostrzegła na umykającym skrzydle i ognie samolotu szachownicę. Biało-czerwona szachownicę...
Pierwszy wybuch nastąpił zaraz potem. Pocisk odbił się od pędzącej maszyny i spadł wyrywając w zagajniku lej.
- Trzeba... uciekać! - warknął krawiec, herr Ablaß.
- Cornelia! - to Bärbel była pierwsza przy drzwiach.
W tej chwili dwa potężne ciosy spadły na wagon. Zgrzyt gnącej się stali i krzyk ludzi zlały się w jedną uwerturę. Kira stała przy oknie. Nie czuła, że z jej policzków płynie krew. Nie czuła, jak rozpryskujące się szkło z okna szybuje dookoła i rani ją. Wagonem szarpnęła taka siła, że Kira bezładnie wpadła na plecy mężczyzny, który próbował podnieść się. Kolejny cios oderwał wagon od składu i wyrzucił w bok. Siła uderzania była straszliwa. Myślałby kto, że to jakaś papierowa zabawka, a nie kilka ton żelaza. Kirze zdawało się, że usłyszała jeszcze krzyk: "Corneliaaaaaa".
cdn
- Brawo! - nie, nie klasnęła w dłonie. Trudno jej jednak było sobie wyobrazić, że ten mężczyzna jest mistrzem igły i nitki. Nawet jeśli miałoby to dodawać splendoru koronowanym głowom.
- Przepraszam za wścibskość, ale ten bagaż u góry podpowiada mi, że nie jesteśmy jedynymi pasażerami w tym przedziale.
- Spostrzegawczy pan jest, herr Ablaß.
- Jeśli to... jakaś niezręczność...
Ale w tej chwili przed drzwiami do przedziału stanęła Bärbel Sonntag. Mocnym szarpnięciem otworzyła je. Uprzedziła tym gest mężczyzny, którego nie znała, a którego omiotła wzrokiem.
- Pani pozwoli...
Bärbel tym razem nie zdobyła się na słodki uśmiech idiotki. Wręcz przeciwnie. Ściągnęła brwi i bez słowa usiadła obok Kiry.
- Coś się stało? - zapytała ją Kira. - Gdzie Cornelia?
- Niewdzięczny bachor! - wysapała po chwili. - Co się pan tak gapi?! Weź pan gazetę i się nakryj!
- Ja... - zająknął się zaatakowany.
- Tak, pan! - warczała, jak wilczyca, która powróciła z nie udanego polowania. - Kto to w ogóle jest?!
- Herr Ablaß, krawiec najwyższego sortu, królewskiego - Kira dokonała pospiesznej prezentacji. Widziała, że przyjaciółka powoli chłonie. - To gdzie Cornelia?
- Została z Peterem...
- Z... - Kira zawahała się. Imię "Peter" uderzyło w czułą strunę. To nieprawda, że zapomniała o... Nie, to nigdy nie był "Peter", a zawsze i tylko: PIOTR.
- Peter... taki piegowaty smarkacz... dwa przedziały dalej... miał jakąś grę...
- Przepraszam panią, ale jeśli przeszkadzam, to ja...
- Siedź pan! - Bärbel ucięła. Mężczyzna potulnie usiadł.
Trudno przewidzieć, jak dalej potoczyłby się ten (nie-)towarzyski dialog, gdyby nie pojawienie się konduktora w towarzystwie dwóch żołnierzy Wehrmachtu.
- A to, co znowu? - Bärbel wbiła wzrok w konduktora.
- Kontrola biletów, frau...
- W asyście pułku wojska?! - nie traciła rezonu.
- Chciałem przypomnieć, że trwa wojna, frau... - usłużenie przypomniał konduktor biorąc od mężczyzny bilet i kasując go.
- Może bombę wieziemy?!
- Daj spokój Bärbel - Kira postanowiła wyhamować przyjaciółkę. Tym bardziej, że dwaj żołnierze zaczęli nerwowo patrzeć na obie kobiety. - Panowie wykonują swoją pracę.
- Pod bagnetami?! - nie kapitulowała.
- Służba...
Dziwny warkot wdarł się w ten dialog, jak zgrzyt fałszywej nuty. Żołnierze nerwowo obrócili się. Ktoś skądś krzyknął: saaaaamolooooot!
- Samo... - Bärbel wykrzywiła usta.
Krawiec panujących domów doskoczył do okna. Otworzył je i wychylił głowę. Jego krzyk wypełnił przedział:
- O mein Gott!
Konduktor cofnął się do korytarza. Żołnierze zniknęli, jakby ich nigdy nie było. Kira szarpnęła mężczyznę za ramię. Ten wskazał przed siebie;
- Taaaammmm!...
Usta mu drżały. Zrobił się siny.
Usłyszeli dziwny łoskot, jakby ktoś wbijał serię gwoździ w dach. To kule spadały niczym ogniste gromy na wagon. Warkot maszyny, potem drugi, trzeci...
- Mein Gott! Anglicy?!
Ale Kira dostrzegła na umykającym skrzydle i ognie samolotu szachownicę. Biało-czerwona szachownicę...
Pierwszy wybuch nastąpił zaraz potem. Pocisk odbił się od pędzącej maszyny i spadł wyrywając w zagajniku lej.
- Trzeba... uciekać! - warknął krawiec, herr Ablaß.
- Cornelia! - to Bärbel była pierwsza przy drzwiach.
W tej chwili dwa potężne ciosy spadły na wagon. Zgrzyt gnącej się stali i krzyk ludzi zlały się w jedną uwerturę. Kira stała przy oknie. Nie czuła, że z jej policzków płynie krew. Nie czuła, jak rozpryskujące się szkło z okna szybuje dookoła i rani ją. Wagonem szarpnęła taka siła, że Kira bezładnie wpadła na plecy mężczyzny, który próbował podnieść się. Kolejny cios oderwał wagon od składu i wyrzucił w bok. Siła uderzania była straszliwa. Myślałby kto, że to jakaś papierowa zabawka, a nie kilka ton żelaza. Kirze zdawało się, że usłyszała jeszcze krzyk: "Corneliaaaaaa".
cdn
Nieoczekiwany zwrot akcji.
OdpowiedzUsuńI znowu robi się ciekawie...
Amber
Odcinek 41 jeszcze w głowie. Nie planowałem tak długiej opowieści.
OdpowiedzUsuńNajwyraźniej postaci opowiadania "żyją własnym rytmem"...
OdpowiedzUsuńProszę zbyt długo nie zwlekać z przelaniem ich przygód na klawiaturę komputera.
Amber
Postaram się. Obiecuję.
OdpowiedzUsuńDziękuję i trzymam za słowo ;)
OdpowiedzUsuńAmber
Oświadczam, że odcinek 41 już jest napisany. Czeka na swój czas publikacji.
OdpowiedzUsuńOoo, będę zaglądać
OdpowiedzUsuńAmber