poniedziałek, czerwca 04, 2018

Spotkajmy się na Unter den Linden 7 / Treffen wir uns in Unter den Linden 7 (26)

A jednak Kira Gauss została w Breslau. 
O wyjeździe Emmy Holzer dowiedziała się przypadkowo. Przejeżdżała samochodem koło tej kamienicy, w której mieszkała, kiedy madame wychodziła i wsiadała do jakiegoś samochodu. Sprawiała wrażenie osoby, która jest zagubiona. 
Spacer po rynku nie dawał ukojenia. Była rozpoznawana. Coraz to ktoś mijający ją uśmiechał się do niej życzliwie. Odpowiadała tym obcym ludziom tym samym. Jakieś dziewczyny, nie już podlotki, ale dorastające pannice, chwilę się wahały, aż jedna zrobiła zdecydowany krok:
- Jestem Emma Barsky.
- Miło mi - odparła Kira Gauss. Podała dziewczynie rękę. Ta z radości aż podskoczyła.
- Ta... to... To moja przyjaciółka Dora Schmidt. Ale ona... ona jest głupia, bo boi się podejść.
- Doro, ja nie gryzę.

Dziewczyna szeroko uśmiechnęła się. Podeszła jednak do nich.
- Nie jestem z miśnieńskiej porcelany - zapewniała Kira. - Coś was trapi?
- Też śpiewamy, proszę pani - oświadczyła Emma, na co Dora tylko kiwnęła głową, a jej warkocze dziwnie podskoczyły na kołnierzu.
- Ale muszę was rozczarować: nie udzielam lekcji.
- Szkoda. Kilka pani wskazówek bardzo by nam pomogło. Właśnie organizujemy taki koncert...
- Wieczorek - poprawiła ja Dora i przejęła inicjatywę. - Chcemy... uczcić naszego Führera po tym, co się stało w Görlitz pod Rastenburgiem. Sepp będzie robił zdjęcia i chcemy je wysłać do Berlina, do kancelarii Rzeszy.
- Ambitnie - oświadczyła Kira, choć czuła, że mówi to bez przekonania. Spojrzała w oczu obu pannom. Płonęły. Zachwytem do niej czy ufnością w osobę nieomylnego Führera? Tego nie mogła rozwikłać.
- A może... - Emma zawahała się.
- Tak?
- A może by pani nas odwiedziła?
- Ja? - Kira Gauss była autentycznie zaskoczona.
- Czemu nie? Dora piecze doskonałe ciasteczka, ja...
- Daj spokój Emmo! - przerwała jej Dora.- Pani Gaussa nie ma czasu na takie amatorskie występy.
- Dlaczego? Z chęcią was odwiedzę. Tylko nie wiem kiedy, o której godzinie.
- W sobotę o 18,00. 
- W tę sobotę? - upewniła się.
- Tak - zgodnie potwierdziły obie panny, jakby się zmówiły. 
- A gdzie?
- Wie pani gdzie jest dom rodziny Hasse? - dopytała Emma.
- Znajdę.
- To siedziba Hitlerjugend. Sepp załatwił salę.
- Zuch z tego Seppa - przyznała Kira.
- O! Sepp jest z nas najlepszy - zadeklarowała Dora. I dziwny rumieniec spłynął po jej twarzy. - Chce iść na front! Będzie bił bolszewików, jak jego ojciec.
- Brawooo! - Kira klasnęła w dłonie, ale... Czuła, że dalej jej ta rozmowa nie służy. Z tym, że Emma i Dora zaczynały przypominać dwa... pasożyty, co uczepiły się, jak rzep psiego ogona. - Wybaczcie, ale czekam na kogoś.
- Ale przyjdzie pani? - dopytała Emma.
- Postaram się.
- Byłoby cudownie - westchnęła Dora. - Sepp nie uwierzy, że pani będzie...
- Trudno.
- Może Hanke będzie! 
- Karl Hanke? - Kira Gauss oniemiała. - Sam Hanke?
- Sepp twierdzi, że to jakiś daleki krewny jego mamy - poinformowała Dora.
- Widzę, że Sepp, to bardzo rezolutny młody człowiek. i ktoś tu się rumieni na jego wspomnienie. 
- Ależ... co pani mówi... - Dora zaprzeczyła.
Emma badawczo zerknbęła na przyjaciółkę:
- Coś cię łączy z Seppem?
- No, co ty! Emma!
- Obie panny chyba czują miętę do Seppa... - Kira Gauss poczuła pewien komfort, że temat skierował się w inną stronę. 
- Ale ja naprawdę nic... - Dora nabrała kolorów. Za to Emma ostudziła swój zachwyt wobec przyjaciółki. 
- To w sobotę o 18 - upewniła się. Wzięła Dorę pod rękę i popychając ją (czy może lepiej: szturchając) ruszyła do przodu.
Kira Gauss mogła odetchnąć z ulgą. Usiadła na ławce nieopodal pomnika Fryderyka II. Na chwile przymknęła oczy. Czuła chłód wiatru na policzku. Najchętniej zostałaby w tej pozycji. Była umówiona, ale... Te gaduły dziewczyny trochę ją roztroiły. Sięgnęła ręką do torebki. Chciała poprawić czerwień swych ust.
- Dzień dobry! - usłyszała nad sobą.
Tembr tego głosu był jej znajomy. Tyle, że zgrzytnął w jej uszach, jak nie naoliwiona zasuwa.
Podniosła wzrok. 
Sturmbannführer Klaus von Leuthen.
Drżenie przeszło przez jej kark.
- Mam wrażenie... że... że pani ucieka przede mną, frau Gauss.
- Ja?
- Wyjechała pani z Drezna bez pożegnania.
- Musi pan przyznać, że pana zachowanie nie mogło budzić mego zaufania i zachwytu.  
- Wygłupiłem się wtedy, przepraszam.
- O! to coś nowego! Niemiecki oficer przeprasza?
- Panią zawsze i wszędzie. To było niesmaczne z mojej strony...
- Delikatnie pan to ujął, sturmbannführer.
- Czułem się z tym podle.
- Doprawdy?
Von Leuthen tracił pewność siebie. Pod ciężarem tego spojrzenia topniało w nim wszystko. Pewność siebie? Tą już dawno zgubił w stosunku do tej niezwykłej, jego mniemaniu, kobiety.
- Ja byłem w pani mieszkaniu następnego dnia i kilka kolejnych dni. Wystawałem wieczorami pod oknem, bo wierzyłem, że na noc musi pani wrócić, frau Gauss. Ale pani nie było. Pani zniknęła.  
- Nie użył pan gestapo do odnalezienia jednej kobiety? - zdziwiła się. Tu już nie kryła się z ironią. wiedziała, że to musi zaboleć.
Zabolało. Ale von Leuthen przyjął to na siebie.
- Po tych głupich dniach zaciągnąłem się na front.
- Dlaczego głupich? - jej brwi wyrażały irytację. 
- Nie jestem dzieckiem, frau Gauss. Stopień też do czegoś zobowiązuje, a ja tkwiłem przed tamtą kamienicą, jak dureń. Okoliczny cieć myślał, że dom jest pod obserwacją.
- Chyba niewiele się pomylił.
- Chciałbym naprawić, to co zepsułem w Dreźnie. 
- Jak? Po co?
- Bo panią podziwiam?
- Tylko tyle?
- Mam tu deklamować Heinego?
- A wolno panu, sturmbannführer? Przecież to... Żyd!
- Dla pani nauczyłbym się nawet hebrajskiego.
Kira Gauss oniemiała.
Tym bardziej, że z ust von Leuthena zaczęły spływać słowa:

W gęstniejącym wciąż zmierzchu nadciągał wieczór,
Przypływ łoskotał coraz wścieklej,
A ja się przyglądałem na brzegu
Pląsom fal białych;
I moja pierś wzbierała jako morze,
I ogarnęła mnie wielka tęsknota
Za tobą, cudne zjawisko,
Które mnie wszędzie opływa dokoła,
Które mnie wszędzie woła,
Wszędzie, ach, wszędzie, w poszumie morza,
W poświście wiatru
I własnej piersi westchnieniach.*

Słyszeć Heinego, na rynku w Breslau?  Brzmiało, jak ponury lub ironiczny żart. I to wszystko z ust oficera gestapo? Brakowało, żeby ów ukląkł tu, pod pomnikiem Alter Fritza i powiedział: "Ich Liebe dich"
- Niech pan przestanie! - przerwała deklamację. - Co to ma być? Trubadur na rynku?
- A może błazen?
- Na błazna jest pan zbyt zuchwały, von Leuthen. 
- Byłby szczęśliwy, gdyby pani mówiła do mnie: Klaus.
- Klaus? 
- To moje imię.

cdn

*https://e-zyczenia.eu/wiersze/wiersze-milosne-heinrich-heine (data dostępu 12 IV 2018) 

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.