sobota, lipca 02, 2016

Przeczytania... (145) Piotr Nesterowicz "Każdy został człowiekiem" (Wydawnictwo Czarne)

"Marian nie ma wątpliwości, że selekcja jest niezbędna.
- ZMP ma być organizacją masową, ale nie można dopuszczać do niej elementów niepożądanych - powtarza za przywódcami szkolnej organizacji. - W końcu wykuwamy tu nowego, socjalistycznego człowieka" - podejrzewam, że gdybyśmy trafili na tę książkę "za komuny", to dosuwalibyśmy ją od siebie, jak od zadżumionego? Bo już pierwsze strony, pierwsze pozwane życiorysy, to byłby argument, że to niskich lotów sowietyzujący pedagogizm. Prosty! Prymitywny! Nachalny! "Każdy został człowiekiem" byłby odbierany jako kolejną opowieść, jak cham stawał się panem? Już patrząc na okładkę ja z pokolenia 50+ mam kilka skojarzeń: Służba Polsce! pieśń "To idzie młodość" z głośnego filmowego panegiryku czasów stalinowskich "Przygoda na Mariensztacie" (z niezapomnianymi: L. Korsakówną i T. Schmidtem)! fałsz i obłuda! Trudno nie dostrzec propagandowego wymiaru fotografii na okładce. Dla wielu będzie to powrót do lat dorastania?  Dla wielu będzie to przypomnienie historii, którą wypieramy ze swej świadomości.  Dla wielu będzie to odkrywanie świata, którego nie znają. Obawiam się, że dla najmłodszego pokolenie (powiedzmy 20+), to zupełny... kosmos? Równie dobrze mogliby zgłębiać poziom zasiewów w czasach Popiela.

Świetnie, że Piotr Nesterowicz skupił swą uwagę na awansie społecznym chłopskiej młodzieży po 1944 r. Bo to ona jest głównym bohaterem książki pt. "Każdy został człowiekiem", Wydawnictwa Czarne. W totalnym pędzie burzenia wszystkiego, co dał Polsce socjalizm, to nie możemy zamykać oczu na niezwykły fenomen tamtego okresu: niezwykłego awansu społecznego. Stawiam podobny problem przed własnymi uczniami: mają na swój użytek sprawdzić, jak głęboka jest ich miastowość. Skąd są? Spod jakiej wrony wypadli? Ilu Szubów, Zielonków czy Ciżmów "idąc do miasta" jeszcze za przedwojennej Polski zmieniało brzmienie swych nazwisk, dorzucając "-ski". Poczytajmy nazwiska rządzących obecnie krajem. Ile i jak często słyszymy plebejskie, z nizin społecznych nazwiska? To chwilami zwykłe nazwy własne. Za "pańskiej Polski" gro z nich (daruję sobie przytaczanie brzmienia owych nazwisk, starczy gazetę otworzyć, włączyć TV, zerknąć do Internetu) mogłaby awansować na nadrzędnego pastucha lub dojarkę. Czy często plując na tamten ustrój nie pojmują skąd wyszli, na jakim klepisku i pod jaką strzechą pisana była ich własna historia.
Książka P. Nesterowicza na pewno obudzi wspomnienia w starszym pokoleniu. Nie uwierzę, że wśród naszych seniorów nie ma takich, co jak Regina, Marian, Adela czy Jan weszli do nowego świata. Mało tego - sami sobą ten świat kształtowali. Atakowali to, co stare, co według ich nowych bożków przestarzałe - należało wykorzenić, odseparować, zniszczyć. To o nich szeptano po rodzinnych wsiach lub koloniach "heretyki! komunisty!": "Proboszcz niemal potyka się z wrażenia, kiedy idąc w procesji Bożego Ciała, widzi Mariana w ZMP-owskim uniformie: zielonej koszuli i czerwonym krawacie". I dla mnie, to tylko kadr z przeszłości, której nie znam. Zaraz przypomina się serial TVP "Przyjaciele".
Pewnie, że ciężko trawi się pewną tamtego okresu oczywistość: "Marian, którego przerobili na czerwonego, czuje, że nadchodzi czas sprawiedliwości klasowej. [...] Teraz, gdy ZMP aktywnie  wspiera nową politykę władz wobec wsi, nareszcie może odegrać się na bogaczach z Orzechowiec". Tak - duch odwetu! Tak - chęć zemsty! Tak - czas wystawiania rachunków! Przypomnijmy sobie TO, kiedy będziem stali przy ruinie jakiegoś ziemiańskiego dworku.  Oto chamy brali władzę w swe ręce! Wreszcie znalazła się władza, która dostrzegła w nich ludzi! Mieli-że nie służyć tej władzy? Daleka to droga od chłopskich przedziadów, którzy w 1863 wyłapywali lub mordowali powstańców i odstawiali Rosjanom? Nie zapominajmy o XIX w. Pal licho rabację...
"...chłopi są oporni. Siedzą po chałupach i dyskutują do nocy. Najczęściej o spółdzielniach produkcyjnych, o których z socjalistyczną dumą co dzień donosi z radia głos spikera" - luksus posiadania radia lub detektora ze słuchawkami? Słuchają radia, jak pokolenia wcześniej głośnego czytania prasy, szczególnie gdy zamieszczano w niej kolejne odcinki "Trylogii". Myślenie Marianka jest proste, jak mu na agitacyjnych zebraniach włożono do wypranego mózgu: "...jest przekonany, ż strach przed kolektywizacją to strach kułaków, którzy dorobili się przed wojną i dodatkowo wzbogacili na reformie". Mamy przypomnienie wielu faktów: istnienie "Wykazu książek podlegających niezwłocznemu wycofaniu" (czytaj: zniszczeniu), kim był kułak "...chłop posiadający ponad czternaście hektarów ziemi, co najmniej dwa konie, ulepszone maszyny rolnicze i najemną siłę roboczą", obowiązkowe dostawy i domiary! Nie zapomnę, jak mój osobisty Dziadek pomstował, że ktoś nie znając przymusu dostaw biadoli, że mu źle na roli?! Mariana nie zrażają anonimowe pogróżki "Ty bolszewicki pachołku, zdrajco narodu polskiego!"? Dla dzieci z kułackich rodzin stalinowski system edukacji nie przewidywał możliwości podjęcia nauki w wymarzonym technikum. Nie zapominajmy o punktach za pochodzenie społeczne w późniejszych latach. Piszący to padł ofiarą takiej selekcji klasowej w 1984 r.! Polak potrafił? Znajdziemy historię Zosi i jej rodzeństwa, jak ojciec zakombinował, aby część dzieci trafiła do odpowiednich szkół! Nie muszę o tym czytać. Jestem w posiadaniu dokumentów własnego Dziadka, którego hektary topniały wraz z kolejnym kwitem! I z blisko 80 h - raz zrobiło się... 4,5? Znajdujemy ślady byle-jakości-roboty, która koniec końców sama zamorduje ten sztuczny system. Znajdujemy ślady terroru na opornych rolnikach, którym nie w smak było "iść do kołchozu". I żar wiary młodych, którzy ulegli praniu mózgów w szeregach ZMP! "Nastawienie jest takie, by kułaka z torbą posłać, a najlepiej to nawet na torbę mu nie zostawić" - czyż to esencja tego, co działo się na polskiej wsi? Kolektywizacja! - straszne słowo. Zapominamy już o ciężarze i okrucieństwie, które w nim drzemało.
"...każdy przedmiot ma kontekst polityczny. Na przykład podręczniki do fizyki to tłumaczenie radzieckiej książki. Wszystkie wynalazki i odkrycia zostały w nim przypisane Rosjanom" - przypomina nam Autor. Jak ów przewrót społeczny mógł nie porywać tłumów młodzieży, kiedy z ust swych politruków słyszeli komunały typu: "Będziecie oficerami przebudowy wsi Polski na tory socjalistyczne!". Dla kogoś kogo stan urodzenia kwalifikował zaledwie do przerzucania gnoju "na pańskim" - to było jak chwycenie pana Boga za poły. A jakże panu bogu, religii obrywało się od tej młodzieży! Razy były tym bardziej bolesne, że przecież jeden z drugim był doskonale znany w swej wsi, rodzina z dziada pradziada katolicka, a tu - o! takie wyrodek! bolszewik! Swą butą (i tą nam doskonale zarysowano na kartach tej książki) podważał dogmaty!...
Pewnie jeszcze dziesiąt lat temu ironizowałbym nad szczerością zapisu z pamiętnika: "Będę walczył z miejscową kliką reakcyjnych niedobitków i zrobię wszystko, by wyprowadzić, jeżeli nie całą wieś, to przynajmniej moich rówieśników, z marazmu i niebezpiecznej śpiączki"? A teraz przychodzi mi przyznać, że Marian... imponuje mi. Nie, nie chodzi mi o zachwyt nad ustrojem. Trzeba było mieć odwagę lub zwyczajnie... jaja (!), aby wnieść się ponad swoją przeszłość, iść z nowy przeciwko staremu! Pewnie, że chwilami - żal mi Mariana i innych bohaterów tej opowieści. Tylko nie zapominajmy, że jesteśmy mądrzejcie o czas, który minął. My wiemy do czego doprowadził tamten ustrój. Czy umiemy na dziś przewidzieć rzeczywiste skutki obecnych rządów, tego co nazywamy brexitem? Za 60-lat pokolenie mego wnuka Jerzego bedzie się mądrzeć, ba! wystawiać cenzurki pokoleniu ojców i dziadków.
Pojechać na Zlot Młodych Przodowników Budowniczych Polski Ludowej - tylko wybrańców spotka to wyróżnienie. Widzieć na własne oczy premiera J. Cyrankiewicza czy sekretarza Komsomołu Wiktora Jurowskiego? I wreszcie 22 lipca 1952 r. - Mariana spotyka zaszczyt składania przysięgi w obecności samego Bolesława Bieruta. Oto prawdziwa potęga intrygi propagandy: "Ślubuje - a wraz z nim chór dwustu tysięcy młodych gardeł - walczyć o zwycięstwo sprawy pokoju i braterstwa między narodami, o szczęśliwą przyszłość ojczyzny". Zwróciliście uwagę na moc tego zapisu? 200 000 młodych gardeł! A wśród nich nasz Marian! Siła w masie! Marian w masie! Marian masą! Marian współtwórcą tej siły! "Już nigdy nie uwolni się od pragnienia, by udowodnić kułackim sąsiadom, dzieciom z dobrych domów, a właściwie całemu światu, że chociaż pochodził z biednej rodziny i nie ma matury, nie jest w niczym gorszym" - i o tym też jest książka P. Nesterowicza. O ciągłym udowadnianiu przed sobą i tzw. całym światem: został człowiekiem! jestem kimś!
Ciekaw jestem czy, jak i na ile zmieniał stosunek samego Autora do opisywanych bohaterów. Nie szukam w Internecie odpowiedzi na te pytania. Nie wiem. Z jaką de facto intencją siadał do pisania swej książki? Ja tu nie znajduję śladu ironii lub irytacji. To jest rzetelnie i konsekwentnie budowana narracja. Rozwija się, jak w... dobrej powieści. Bo chce się dowiedzieć, jak potoczyły się losy ICH wszystkich. Czy ich wiara rozbiła się o października 1956? Będzie, jak z Kazkiem z "Przyjaciół" czy Mateuszem Birkutem z "Człowieka z marmuru" A. Wajdy? Proszę zwrócić uwagę na konstrukcję "Każdy został człowiekiem" - poszczególne części/rozdziały: "1951-1952. Dziś wykujemy nowego człowieka", "1953-1955. Świat u naszych stóp", "1956-1958. A więc tak wygląda życie?", "1959-1960. Trzeba zachować marzenia", "2015. Epilog".
A przecież, sami mi to przyznacie, ta czerwona młodzież (chciałem napisać: zaczerwieniona?) zderzała się w swym życiu z... prawdziwym obliczem socjalizmu! Praktyka Jana w PGR-ze Płoszkowo. Z ciekawości wrzucam w przeglądarkę nazwę tej miejscowości. Znajdziecie zdjęcia miejsc, które poznał bohater. Niesamowite. I miejscowa edukacja językowa,bez "redukcji" z mojej strony, po prostu powtarzam za oryginałami: "Odsuń się, chuju, bo ci przepierdolę!" - to przełożony o podwładnym i "To bierz pierdolone wiadro i sama dój tą kurwę!" - dojarka do praktykantów, stających w obronie bitej krowy.  Ale jest i - głód! Tak, pośród praktykantów: "Pracują od rana do wieczora, a jedzą: na śniadanie chleb z marmoladą; na obiad zupę ziemniaczaną, suchy chleb i kluski; na kolację to, co rano". Kradną. Idą na wieś i przynoszą swoje łupy.  I znów wzmianka o 22 VII 1952 r.
"A w ankiecie nie wykazałaś rodziny za granicą" - dla młodego pokolenia żyjącego w Unii Europejskiej kompletny absurd? Nie da się tego zrozumieć. Piszący to czytała kilka akt personalnych tego okresu. Tam oprócz różnistych rubryk jest taka z postawionym pytaniem: "Czy sam lub ktoś z rodziny przebywał lub przebywa za granicą (w jakim okresie)?". Powołuję się na druk wypełniony w 1958 r. Tak "zbrukana" kartoteka to był wyrok na młodą aktywistkę ZMP, Doroty. A do tego to jej uparte trwanie przy Kościele? To była prawdziwa odwaga tamtego ponurego czasu. Kiedy dziś czytam o kołchozolandzie w odniesieniu do UE, to czegoś nie rozumiem: jak bardzo jesteśmy poróżnieni w swych ocenach teraźniejszości. To jak znaleźć wspólny mianownik choćby do oceny tego "co za komuny"? Czy ci młodzie ludzie byli winni, że urodzili się w takich czasach? Jak widać nie stykali się z terrorem ubeckiego aparatu represji. Nikt im nie gruchotał kości. Zaangażowali się w nowy nurt. I razem z nim popłynęli. Jak dziś płyną nowe pokolenia, ku polskiemu brexitowi?...
"Ten Wielki Człowiek, którego kochałam jak ojca, zmarł. A przecież on sprawił, że mogłam za darmo się uczyć" - to też zapis pamiętnika. Tym razem Reginy. Z biedy i nędzy, którą trudno nam sobie wyobrazić,   kształciła się na nauczycielkę. Dzięki czemu? Stalinizm dał temu pokolenie szansę. Ogromną! Ci młodzi wskoczyli do czerwonego tramwaju i pognali nim w przestrzeń. Że masakrowali świat wartości rodziców i dziadków? To nie miało dla nich znaczenia. I o tym jest ta niezwykła książka. Tak Autor opisuje dzień 9 III 1953 r.: "...punktualnie o dziesiątej Solec zamiera. Milkną ostatnie rozmowy i szepty. W każdym zakątku liceum zalega cisza. Wszyscy uczestniczą w pogrzebie Józefa Stalina". Poprzednie pokolenie chwytało za broń, aby "najeźdźca kałmucki" nie zdobył Warszawy? Niepojęte są wędrówki historii!
Czy muzyka (kształcenie w tym kierunku) lub plastyka  (kształcenie w tym kierunku) przegrywały z... rowerem, który miał być nagrodą za odpowiedzialną i ofiarną służbę w SP? Otrzymanie partyjnej legitymacji, wstąpienie do ORMO! Współzawodnictwo, Święto Pracy, bicie rekordów wyśrubowanych norm! Nowomowa w ustach wiejskich karierowiczów! "Wyzwoliłem się z naleciałości wpajanych mi przez rodziców. Czuję spokój i zadowolenie, bo w moim życiu nie powstanie już antagonizm na tle wierzeń religijnych [...] cieszę się, że strach przed siłami nadprzyrodzonymi u mnie nie będzie miał miejsca".  Ale też i pierwsze... rozczarowania systemem? Mamy  odpowiedź na ewentualne pytanie "kiedy otworzyli oczy na system?". To by proces, ale kropla drążyła skałę... Zderzenia z życiem (bez względu na profesję czy miejsce pracy) są coraz bardzie brutalne. Krótko mówiąc: życie nie głaskało po głowach bohaterów. "Nakaz pracy" - jakiż to dla nas archaizm, ale i... groźny powiem tamtych czasów. A przy tym utrącone życia i kariery. Czy droga na wymarzone studia medyczne prowadziła przez szkołę felczerską? A praca w PGR-ze dodawał skrzydeł młodemu idealiście?
Aż nastał rok 1956, XX Zjazd KPZR, referat N. Chruszczowa, Gomułka: "Ledwo jednak wraca ze zmarnowanego urlopu, świat wali mu się na głowę. Październikowe plenum podważa wszystko, w co dotąd wierzył". Ile młodzieńczych dłoni pisała tak, jak Marian w swoim pamiętniku: "Człowiek, którego uważałem za wielkiego i dobrego, okazał się niegodny i postępował nikczemnie?". Niewyobrażalna degradacja w umysłach młodych ludzi, którzy uwierzyli: "...gdy zmarł, cały dzień trzymaliśmy przy jego popiersiu wartę honorową. A teraz mówi nam się, że popełniał takie błędy, że należy usunąć jego pomniki i zdjąć ze ścian portrety?".
Śledzimy, jak sypie się wszystko, w co wierzyli. Widzimy, jak mocują się z przemianami, jak starają odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nagle czują się oszukani, okradzeni. Świat, który budowali nie chce ich poświecenia, ich żarliwości - dokoła szydzą z nich. Nie nie jest takie, jakie zapowiadała huczna propaganda. Dlaczego umiera dziecko Jana? Dlaczego roni Adela? Dlaczego Marian wraca do kopalni? Dlaczego Andrzej stał się przestępcą? Poruszają losy tych młodych ludzi. Autor cały czas jest "z boku". Powiedziałbym wzorcowo! Nikogo i niczego nie ocenia. Jakaż cenna ocena socjalizmu jest do przyswojenia z ostatniego rozdziału: "Widzi pan, nauki Miczurina i Łysenki tak się mają do rzeczywistości, jak rodowód Uniwersytetu Marksizmu i Leninizmu do tradycji Uniwersytetu Jagiellońskiego".
Takiej szkoły, w jakiej wtedy pracowała Adela próżno by szukać. Nikt nie twierdzi, że nie było łobuzerstwa. Podziwiać entuzjazm, jaki wywoływały organizowane wycieczki szkolne. Wstrząsająca doświadczanie z pobytu na Majdanku... Powrót wspomnień o koleżance, Żydówce. Zagłada rodziny Hanki nie może nie poruszyć czytającego. Ale jest i taki fragment, kiedy Hanka opuszczała ich wieść: "Mama Adeli też płakała, ale większość ludzi ze wsi pobiegła opróżniać domy wysiedleńców". Nie chcemy takich epizodów? To burzy nam wykreowany obraz okupacyjnego pokolenia. Ale tak było. I nie trzeba na to nowych Grossów - mamy to m. in. w książce Piotra Nesterowicza! To my nie możemy zapominać, że historia nie jest tylko czarna i tylko biała. Powtarzam się. Wiem. Ale tak samo uczę swoich uczniów. Śmieją się, kiedy im uświadamiam, że jesteśmy w kropki, paski, ciapki.
"Skończyła dwadzieścia jeden lat, ale wcale nie czuje się stara. Wprawdzie na wsi na pannę w tym wieku patrzą już źle, ale nauczycielki należą do szczególnej kategorii. Mimo to panieństwo jej ciąży" - jakżeż odległy staje się świat Reginy, od tego, w którym żyje obecne pokolenie 20+. Singelstwo jej czy jego, to obecnie nieomal powód do dumy. Macierzyństwo po 30-stce, to norma. Dwudziestoletnia matka jest dziś postrzegana nieomal jak... jakiś społeczny odszczepieniec. Rozwód we wsi? To niemal stygmat na... kobiecie! Że mąż pijak? To nie miało znaczenia.
Trudno odłożyć książkę Piotra Nesterowicza. Wiem, że umieszczono ją w serii "Reportaż". Ale dla mnie to czysta historia! Obraz pokolenia oszukanego, ograbionego ze swego entuzjazmu, swej naiwności. Tamte dziewczęta i tamci chłopcy chwilami przypominają mi mego trzyletniego Wnuka? Boję się tej chwili, kiedy na własnej skórze przekona się, że świat wcale mu nie jest życzliwy, że czyhają różne niebezpieczeństwa, a życiowa łatwowierność i szczerość zostaną wyśmiane.  Wspaniały pomysł, aby każdy rozdział rozpoczynać "Poematem dla dorosłych" Adama Ważyka. "Posłowie" odsłania warsztat pracy Autora - monumentalne dzieło, które stało się podstawą tej książki: "Młode pokolenie wsi Polski Ludowej". Podoba mi się szczególnie jedno stwierdzenie: "Subiektywna selekcja zostawiła za burtą tej książki wiele fascynujących opowieści i postaci. Z żalem rozstawałem się z nimi". Doskonałym dopełnieniem jest "Kalendarium" od 22 VII 1944 do 12 IV 1961 r. Minus? Aż prosi się o zdjęcia - jeśli nie głównych bohaterów, to chociaż z okresu, jakiego dotyczy. Chciałbym wierzyć, że za kilka lat znajdę na półkach księgarskich drugie wydanie "Każdy został człowiekiem" z dopiskiem: poszerzone i uzupełnione. Ma rację Piotr Nesterowicz pisząc o swojej książce: "Każdy został człowiekiem jest reportażem o naszych rodzicach i dziadkach". Moja Mama i Wuj byli w hufcach Służby Polsce. Mój śp. Teść był więźniem stalinowskiego obozu w Piechcinie. Mój śp. bydgoski Dziadek był więźniem stalinowskiego więzienia we Wronkach. Mój śp. wileński Dziadek opuścił rolę, bo niszczyły Go przymusowe dostawy itd. Ta książka budzi wspomnienia, ale i demony. 

PS: Nie myślałem, że kiedyś brakować mi będzie klasyki kina radzieckiego. Wspomnienie filmu "Czterdziesty pierwszy" G. Czuchraja jest też jakimś moim (choć wiele lat później od tu opisywanych). I żal, że obecna młodzież nie ma minimalnego pojęcia o istnieniu sowieckiej kinematografii.  Włączam na FB "Журавли" w wykonaniu Маркa Бернесa. I czuję, że coś chwyta mnie za gardło... I to jest też przykład na wartościowość książki P. Nesterowicza.

Brak komentarzy: