piątek, lutego 21, 2025

My english adventure - odcinek 17 - Cambridge po raz pierwszy!

"My english adventure" - nareszcie już czwartek 19 września 2024 r., choć w kalendarzu przede mną leżącym już... luty 2025 r. Poprzedni odcinek, tak ten w którym opuszczaliśmy Londyn, pojawił się 13 stycznia? Mea culpa! Mea culpa! Zatem wsiadamy do samochodu, za kierownicą Orsi. Nie dałem się skusić choćby na krótką zamianę. Ja za kółkiem "anglika"? Nie, nie porwałem się ani na odwagę, ani na szaleństwo. Obawiam się, że pierwszy manewr i byłoby po... jeździe. Nie mogłem ryzykować, bo przecież czekało CAMBRIDGE!


Jakie skojarzenia? Tylko dwa lub aż dwa! Jeden z najstarszych i najsłynniejszych uniwersytetów angielskich oraz wyścigi na Tamizie, ale i... Brdzie załóg wioślarskich. Tak, bo Bydgoszcz gości wioślarzy z Oxfordu i  Cambrige, do tego bydgoska załoga. Nie wiedzieliście o tym? To tym bardziej cieszę się, że mogłem o tym napisać. 
Jakie miałem wyobrażenie o Cambridge? Serio? - to żadne. Naprawdę nie wiedziałem czego się spodziewać. Że zobaczę lub wejdę na teren zacnej uczelni, to mogłem sobie wyobrazić. Ale cała reszta? Musiało to być dla mnie miasto bardzo przesiąknięte historią. I było. Od pierwszego kroku, jaki uczyniłem na miejscowym parkingu. 



Tak, to wzniesienie, pagórek, bo chyba nie wzgórze, to wszystko, co zostało po cambridzkim zamku. Szukam i znajduję, że określa się to miejsce jako: Kopiec Zamkowy [1] Liczyłem na jakiś zarys historyczny, ale widać ma starczyć mi to, co widziałem i utrwaliłem na tych fotografiach. 



Ech, te wąskie uliczki, na których ledwo mieszczą się piętrowe autobusy! I urokliwe kamienice. Co która, to piękniejsza. Zaskakuje rozmiarami, kunsztem ówczesnych budowniczych, fantazją, a przede wszystkim tym, że stoją, zachowane świadczą o historii tak ważnego miasta. Przy niektórych ma się wrażenie, że zaraz się rozpadnie na naszych oczach. Jedno co powinno zauroczyć nieobytego z realnością architektury angielskiej turystę, to podziw. Po prostu nie można przejść koło nich obojętnie. 




Aż mi się serce kroi, że nie mogę tu zostawić całego mego zachwytu nad mijanymi domami. Musiałbym poświęcić oddzielny cykl i zatytułować go: "Architektura miejska Cambridge". Zaskoczył mnie sklep, w którym sprzedawano wyroby polskiego Bolesławca! Kawałek autentycznej Polski w Cambridge! Gwar polskich wycieczek już mnie tak nie dziwił.


Nie róbcie tego, co ja na widok cmentarza i kościoła św. Jana! Samowolnie odłączyłem się od moich Gospodarzy i... zapomniałem, że świat nie kręci się tylko wokół moich fascynacji. Wszedłem tylko na dziedziniec, bo skusiły mnie nagrobne płyty. Ech, te cmentarze! Pech chciał, że świątynia była otwarta. No to sobie wszedłem i... To  przyprawiło o chwilę nerwów, podniesionego ciśnienia Orsi i Macieja, bo ja po prostu na kilka minut zniknąłem z ich pola widzenia. 




Niech mi będzie darowane, ale to były takie emocje. Niewiele widać trzeba, abym pochłonięty pasją odpłynął i zapomniał, że ktoś tam denerwuje się, ciska we mnie gromy itd., itp., etc. Przepraszam po raz kolejny Orsi i Macieja. Po byciu w takim klimacie trudno wraca się do gwaru XXI w.  


Jak ja jestem teraz wdzięczny, że... zachwyciła mnie angielska heraldyka. "GARDE TA FOY", to dewiza pierwszej uczelni, na jakiej dziedziniec weszliśmy. A teraz wskazówka dla mnie o jakim miejscu piszę. Było samo południe. Skąd te precyzja w czasie? Jest zdjęcie zegara! Ale nie po jakim dziedzińcu kroczyłem i jaką kaplicę zwiedzałem. Tym razem uprzedzałem: wchodzę tam! I wchodziłem. Gdzie tylko mogłem, gdzie pchała mnie ciekawość. Korytarze, kaplica, kartusze. Magiczności! Efektem tych kilka kadrów.




Gdzie te wszystkie cuda? To Magdalene College! Dawna fundacja benedyktyńska z 1428 roku! Okazuje się, że wśród absolwentów tej szacownej uczelni był m. in. Monty Don, osobowość telewizyjna, autor licznych programów z dziedziny ogrodnictwa [2] 


Niestety Church of the Holy Sepulchre zwany też The Round Church (tak, Okrągły Kościół) poznałem tylko z zewnątrz. Niezwykła świątynia fundowana w 1130 r. Okazuje się, że to jedna z nielicznych budowli normańskich, jakie zachowały się w Wielkiej Brytanii! I ma swoje natchnienie aż z... Jerozolimy? "Okrągły kształt miał być symbolem zmartwychwstania Jezusa" - czytamy na cytowanej w przypisie stronie [3]


Niestety, również sławetny University of Cambridge mogłem podpatrzeć tylko z zewnątrz, co najwyżej zerknąć na dziedziniec i zrobić kilka zdjęć. Dumna postać JKM Henryka VIII Tudora musiała mi starczyć na otarcie łez? Rekompensowałem tę stratę wchodząc na inne dziedzińce, ale o tym później...





Nie ma co ronić łez. Trzeba chwytać chwile taką jaka ona jest. Ciekawostką godną uwagi jest stwierdzenie: Cambridge, to miasto rowerów! Parkingi dla jednośladów tego typu spotykamy niemal co krok.




Na zamknięcie tego odcinka (bo spaceru po Cambridge nie da się wcisnąć w ramy jednego pisania, tj. jednego odcinka) coś z... komercji? A ja napiszę: uroku bycia tam, pośród tych uliczek, sklepów, straganów. Bo bycie w Cambridge, to nie tylko wielka historia nauki. Żałuję bardzo, że nie skorzystałem z okazji, aby uwiecznić sklep, którego bohaterem był... Harry Potter. Zapewniam jednak, że swoisty duch Hogwartu mnie nie opuszczał, ale o tym kolejnym razem.







Sacrum i profanum? - coś w tym jest. Ale taki to koloryt i z przymrużeniem oka spojrzenie choćby na panujący dom windsorski. Nie sądzę, aby tu nad Wisłą kogoś stać było na taką dawkę humoru, aby kupić kukiełkę z miłościwie rządzącym tym i owym politykiem, który na sprężynce kiwałby rozdygotaną głową... 


Zatem w kolejnym odcinku zaproszę m. in. na dziedziniec i do dostępnych miejsc Pambroke College oraz Queens' College oraz do pewnej świątyni i na tamtejszy cmentarz. I jak widać na zdjęciu powyżej zjemy nawet marchewkowe ciasto. Spotkajmy się w odcinku 18-tym. Już wkrótce. Zapewniam.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.