piątek, listopada 26, 2021
Spotkanie z Pegazem - 178 - Jan Lechoń "Śmierć Mickiewicza"
"Byliśmy jedni z pierwszych, których ta straszna doszła wiadomość.
Pomiędzy gromnicami, na drzwiach służących za katafalk, w czamarce, z
konfederatką na głowie, leżało ciało wielkiego Adama. Chwilę tylko, jak
błysk krótką, widziały oczy moje spokojną, piękną twarz jego, bo łzy
zalały, zatopiły święty dla mnie obraz. Padłem na kolana, modliłem się,
jak zwierz śmiertelnie raniony, rykiem, nie mogąc ust oderwać od
lodowatej ręki króla wieszczów!"- pisał Karol Brzozowski.Ten cytat już był! - vetuję uczynny spostrzegacza mego tu pisania. Tak, był. I to zaledwie rok temu. Zali jednak naprawdę wracamy do moich wcześniejszych upamiętnień? W 2020. Nic to jednak. Nigdy zbyt wiele powtórzeń. Pamięć o Wieszczu godna jest utrwalania. Wielu zaś pamięta czym był 26 listopada 1855 r.?
Znowu w cyklu pojawia się talent Jana Lechonia (1899-1956). Uszło mojej uwagi, że w czerwcu przypadła 65-ta rocznica śmierci Poety. Mea culpa! Cherlawa pierś ledwo nadąża przyjmować ciosów pokutującego kułaka. Tym bardziej spieszę, aby tu zostawić wiersz "Śmierć Mickiewicza". To raptem trzy strofy. Niewiele tego czytania. A zostawiam ślad swojej o Wieszczu pamięci, bo należę do tego grona, które powtarza: my wszyscy z NIEGO!... Z cicha dopisuję, że jeden z moich wileńskich krewnych jest mężem Reginy de domo Mickiewiczówny. A że miałem w rodzinie również Wereszczaków, więc robi się jakoś raźniej, rodzinnie i... ciekawie.
Gdy przyszli, by jak co dzień odebrać rozkazy,
Zaszli drogę im ludzie, co umarłych strzegą,
I rzekli: "Nie możemy wpuścić was do niego,
Bo ten człowiek umiera od strasznej choroby".
Więc wtedy oni płakać zaczęli jak dzieci
I szeptali z przestrachem: "Przed nami noc ciemna!
Ten księżyc, który teraz nad Stambułem świeci,
Patrzcie, jaki jest inny niż ten nasz znad Niemna".
A on w tej samej chwili myślał: "Jak to blisko!
Słyszę pieśń, co śpiewano nad moja kołyską,
Widzę zioła i kwiaty nad Świtezi tonią,
I jeszcze tylko chwila a dotknę je dłonią"*.
Nie wrócił nad Świteź, za Niemen. Litwa już nigdy nie powitała swego Syna. Zaosie, Nowogródek, Wilno - dla wielu z nas to nie tylko plamy na mapie, literackie odwołania. To nasza historia. Czytanie "Pana Tadeusza", to nie zmuszenie intelektualne, obowiązek czy nakaz. To powroty. Pewnie, że w moim ujęciu inny, niż moich krewnych urodzonych nad Wilią.
Patrzy na mnie Wieszcz oczyma gipsowej figurki, którą w 1998 r. przywiozłem z Krakowa. Tego samego, w którym zakończyło się tułacze życie Adama Bernarda obojga imion herbu Poraj Mickiewicza. Jest jeszcze jedna historia, która dziwnie splotła rodzinę od Adama z moimi wielkopolskimi korzeniami! Nazywa się: Miłosław! To na tamtejszym cmentarzu spoczęła Zofia z Szymanowskich Lenartowiczowa, szwagierka Wieszcza i ciotka Jego dzieci, a nieopodal mój prapradziad i jego potomkowie. Dziwnie plecie się ta nasza historia, oj dziwnie...
_____________________________
* Lechoń J., Poezja, Czytelnik, Warszawa 1987, s. 146
Niestety dziś już nie ma prawdziwych poetów. Za to mamy teraz piszące „hieny cmentarne”, które dla poklasku opiniotwórczych środowisk literackich, z lubością wygrzebują z prywatnych listów jakieś, niby wiarygodne relacje . Mam tu na myśli m.in. hołubionego przez GW i TP, obsypywanego nagrodami, pewnego pisarza/eseistę z Krakowa, który w niewybredny sposób (na poziomie „pudelko-plotka”) epatuje czytelnika opisami ostatnich godzin życia śmiertelnie chorego Mickiewicza, nie nadające się tu do zacytowania. Nawet przeszkadza mu to, że wielu artystów, w tym Elwiro Andriolli rysując znany portret pośmiertny Mickiewicza (notabene na podstawie medalionu Preaulta) „manipulowali dodając wieszczowi wielkości”. W kolejnych latach inni artyści, zdaniem tegoż pisarza/eseisty, „dokonywali przepoczwarzenia, kombinacji, która trupa wyciąga z grobu i manipuluje na wszelkie sposoby” robili, przy pomocy swych dzieł, z Mickiewicza pośmiertne „bóstwo poezji”.
OdpowiedzUsuń