wtorek, listopada 23, 2021
Przeczytania (422) Igor Rakowski-Kłos "Dzień przed" (Wydawnictwo Znak Literanova)
13 grudnia 1981 r. tkwi w pamięci mojego pokolenia (rocznik '63) i wielu innych, świadomych wtedy tego, co działo się w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej. A dzień przed? - powtórzę za zachętą na ostatniej karcie okładki. A dzień przed? - też będę miał historię do opowiedzenia, historię jednego zdjęcia, które wykonałem w sobotę 12 XII 1981 r. Nie, tej opowieści nie znajdziemy w książce Igora Rakowskiego-Kłos (rocznik '86). Po prostu Autor nie wie o moim istnieniu i historyczności kadru, jaki wykonałem w Bydgoszczy 40-ści lat temu.
"Dzień przed. Czym żyliśmy 12 grudnia 1981" (Wydawnictwo Znak Literanova), to wielogłos (też zapożyczam określenie z okładki) pokolenia, spojrzenia na tamtą sobotę i miesiące przed nią. Miała zbyć zwykłą, normalną, kolejną sobotą. Z perspektywy tego, co nas obudziło w niedzielę 13 grudnia - stała się wyjątkowa i pamiętna.
Mamy zatem na blisko trzystu stronach wspomnienia tamtej soboty, 12 XII 1981 r. i czasu wcześniejszego? Rozmaite. Kilkadziesiąt żyć. Z każdej strony, żeby nie rzec: barykady. Bo, to nie domena współczesności podziały i spory między braćmi Polakami. Wtedy świat PRL-u był raczej łatwy do ogarnięcia, bo byli tylko ONI i MY.
"Dzień przed" jest cenny dopełnienie faktografii, jaką poznaje się dziś na lekcjach historii. Nie, tu jeszcze nie będzie salw, szturmów, LWP i ZOMO. Oto sobota 12 grudnia oczami zwykłych ludzi. Nie ma tu, co oceniać, do czego się ustosunkowywać. Jako nauczyciel historii i również świadek tamtego dnia będę zachęcał do... dopisywania przez uczniów ich rodzinnych ciągów dalszych. Tu tylko kilka cytatów. Znaczących? Jak dla kogo.
Relacja 1: Poród przyjmowała położna, ale że pękła szyjka macicy, wezwała lekarza. Stwierdził, że trzeba ciąć. Przyszli jeszcze studenci, żeby popatrzeć, bo to była klinika. Gdy człowiek rodzi, jest mu naprawdę wszystko jedno.
Relacja 2: Na szczeblach dowódczych ćwiczenia skończyły się gigantyczną awanturą. Wtedy przykręcono nam śrubę. Przepustki wstrzymano, drobiazgowo sprawdzano stan oddziałów. Nic nie miało prawa nas zaskoczyć.
Relacja 3: Wbrew radzieckim sugestiom Jaruzelski czuł raczej ból pleców niż gardła. Po ledwie kilku godzinach snu na kanapie dawał o sobie znać kręgosłup przeciążony pracą przy wyrębie tajgi podczas zesłania czterdzieści lat wcześniej.
Relacja 4: Znałem francuski i angielski, więc myślałem o dokończeniu studiów w Paryżu. Chciałem dorobić i wrócić. Termin odbioru paszportu wyznaczono mi na środę 16 grudnia.
Relacja 5: Dyrektor domu dziecka załatwił mi pracę w drukarni po drugiej stronie ulicy. Spodobała mi się. Myślałam, że zacznie się dobre życie, a tu wszystko na kartki i jeszcze trzeba stać w kolejkach. Całą noc mogłam stać, a jak przyszła moja kolej, to na półkach najwyżej ocet.
Relacja 6: Zaczęła się moja przyjaźń z Kaczyńskim, czemu wszyscy się dziwili, bo byłem bardzo mocno partyjny. Ale przynależność partyjna nie odgrywała żadnej roli w mojej znajomości z Jarkiem. Do "Solidarności" też się zapisałem. Nie widziałem w tym sprzeczności. Jarek nigdy nie ironizował na temat mojego członkostwa w partii. [...] Chciał być w polityce, to była jego jedyna pasja.
Relacja 7: Czas był taki, że wojsko wydawało się dobrym pomysłem na życie. Nie było w tym obciachu, ani ideologii. Wszystko wokół się zmieniało i w lipcu 1981 roku sądziłem, że wojsko również będzie się zmieniać. Gdybym wiedział to, co wiedziałem dwa lata później, nigdy bym tam nie wstąpił.
Muszę to oddać: niezwykłe te ślady przeszłości. Móc zobaczyć, jak to się układało w innych domach, życiach, głowach. Jaka to szkoda, że nie prowadziłem wtedy dziennika. Pojedyncze notatki - tak. Cytowałem je na sowim blogu przy okazji grudniowej rocznicy. Tu i teraz? Nie. Nie mogę stanowić konkurencji dla pracy Igora Rakowskiego-Kłosa. Książka ma walory poznawcze nie tylko dla nastolatków XXI w., dla których stan wojenny, to jakaś zapleśniała i bez znaczenia przeszłość ich dziadków, dorastania rodziców. Książka stanowi też wartość dla mnie. Bo to właśnie kawałek mego świata, życia, wchodzenia w dorosłość (pełnoletność osiągnąłem w dniu żałoby narodowej po śmierci Prymasa Tysiąclecia!).
Relacja 8: ...zanim wyjechałem pociągiem z Poznania, siedziałem w zarządzie regionu i dostałem telefon, że koło Nowego Tomyśla widziano czołgi jadące w stronę Poznania. Zadzwoniłem więc do wicewojewody Ryszarda Ćmielewskiego i zapytałem o czołgi. Nic o tym nie wie, ale sprawdzi. Oddzwonił kilkanaście minut później i powiedział, że jest po rozmowie z dowódcą garnizonu poznańskiego, który zapewnił, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje, trwają tylko manewry zimowe.
Relacja 9: Tego samego dnia poszliśmy do kina Wzgórze na Człowieka z żelaza Andrzeja Wajdy. W trakcie seansu zabrakło prądu, obsługa kina chciała nas wyprosić, ale postanowiliśmy poczekać. Usiedliśmy wszyscy pod ścianą i dalej rozmawialiśmy na tematy bieżące. Po jakichś czterdziestu minutach seans wznowiono. Po filmie długo jeszcze dyskutowaliśmy o treściach w nim zawartych.
Relacja 10: Pracowałam jako opiekunka do dzieci, innym razem prowadziłam handel obwoźny książek. Po pierwszym bonjour klienci pytali, skąd przybywam, i jak się dowiadywali, że z Polski, to dzięki "Solidarności" miałam lepszą sprzedaż.
Relacja 11: Było nas czterech milicjantów i jeszcze mój dawny kolega, który teraz pracował w SB. Służba i milicja nie przepadały za sobą. Ale koledzy wiedzieli, że to porządny człowiek, więc go tolerowali, chociaż ubek.
Relacja 12: Coraz częściej była mowa o tym, że może dojść do jakiegoś wewnętrznego konfliktu czy zamieszek na dużą skalę. Słuchaliśmy audycji złożonych z agresywnych wypowiedzi Wałęsy, Gwiazdy, Kuronia czy Michnika o targaniu się z władzą po szczękach. Było tego całkiem sporo - dopiero później dowiedzieliśmy się, że były wyrwane z kontekstu i odpowiednio zmontowane.
Relacja 13: ...raz wsiadł mi taki gość z "Solidarności", rozwoził ulotki i pokazywał: tu pan poczeka, tam pan poczeka. Zgrywał ważniaka, który wielkie sprawy załatwia, a mnie te jego ważne sprawy nie interesowały. Wolałem, żeby wysiadł, bo mógłbym wziąć następny kurs. Pożegnałem się z nim w złości. Nie byłem za "Solidarnością", nie byłem z PZPR, w ogóle nie byłem za polityką.
Relacja 14: Ufałam mężowi. Jak powiedział, że będzie dobrze i żebym się nie martwiła, to się nie martwiłam. Nie mówiłam mu, że za bardzo się angażuje. Miał wielką rodzinę i poświęcił ją dla dobra społeczeństwa, o które walczył. Gdy zabrali go nad ranem następnego dnia, początkowo niewiele się zmieniło. Tak jakby znowu wyszedł z domu na cały dzień.
Same wspomnienia, to nie wszystko. To ostatnie należy do pani... Danuty Wałęsowej. Możemy zajrzeć też do ówczesnej prasy. Ciekawe ilu z nas cały czas przechowuje egzemplarze swoich ulubionych gazet z lat 1980-81. Ja kilka przechowuję. Może w ich oparciu napiszę coś na moim blogu? Igor Rakowski-Kłos zerknął m. in. do "Zwierciadła": "Chciałabym mieć własne mieszkanie, usamodzielnić się zupełnie, nie mieszkać z rodzicami. Jedyna droga, jaka do tego prowadzi, to wyjazd na Zachód, do pracy. Ale na jaki Zachód? Na ten pełen Polaków żebrzących o jałmużnę - nie chcę i wychodzi taka kwadratura koła z tego mojego chcenia". Pozostawiam ten cytat pod rozwagę dzisiejszym nastolatkom, którzy tak ochoczo (poznałem kilku ostatnio) chwalą nową zmianę i jej podejście do Unii Europejskiej. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim ideologicznym zacietrzewieniem. I to pośród 14-latków.
Relacja 15: Rozmowy przy stole dotyczyły kryzysu, naszej przyszłości, rodziny. Bardzo wyraźnie wszyscy byli za "Solidarnością". Martwiliśmy się sytuacją w Polsce, tragicznym zaopatrzeniem. Niczego nie można było kupić poza słynnym octem i musztardą, ale ile można zrobić grzybków czy śliwek w occie. Przy stole nastrój był jednak optymistyczny.
Relacja 16: U nas dyrektorem handlowym był komunista, ale człowiek dobry. Gdy powstała "Solidarność", doszli do głosu ludzie, którzy się do tego nie nadawali. Jeden taki prywaciarz zatrudnił się u nas w zakładzie, wstąpił do "Solidarności" i sobie sklep założył pod szyldem związku, a to była prywatna firma. ale tak zawsze jest, że na początku największa szumowina dochodzi do władzy, dopiero później się robi przesiew.
Relacja 17: Rolnik nie miała prawa handlować mięsem, ale ten pan od którego kupiłem świnię, woził trzodę na Śląsk i tam sprzedawał z dużym przebiciem. Formalnie kupiłem od niego żywe zwierzę, ważące 101 kilogramów, on dostarczył je do ubojnie, a ja dwie półtusze zawiozłem bagażówką do domu.
Relacja 18: W pokoju nauczycielskim od dawna panowała ciężka atmosfera, jedni byli za władzą, drudzy przeciw. Ja - niepolityczny - miałem swój sposób: za dużo nie mówić.
Relacja 19: W szkole średniej wiele razy wydawało mi się, że jestem zakochany w tej samej dziewczynie co reszta chłopaków. Z dziewczynami całowałem się i miałem seks w internacie. Ale na wuefie, zamiast ćwiczyć, wolałem patrzeć na kolegów, a nie na piłkę.
Relacja 20: Nie mieliśmy pojęcia, że można inaczej żyć, chcieć czegoś więcej, bo skąd taką perspektywę? Jakie mogłam mieć marzenia i plany? Mnie się wydawało, że musi być tak, jak jest. Ja czasem pojechałam do Kutna, Łowicza czy Warszawy, to tylko po kiełbasę. [...] Ta miastowa wędlina była taka inna, smaczna, i jeszcze zdobyta, bo trzeba było po nią jechać sto kilometrów.
Relacja 21: U nas na Ordynackiej, w siedzibie SZSP, wiele osób zdecydowało się wstąpić do "Solidarności". Ja nie. Ta zbiorowa fascynacja była obca mojemu charakterowi. Nie jestem taki emocjonalny i ekstremalny w reakcjach, zwłaszcza że widziałem, że w związku działały także osoby, które mało ceniłem.
To z kolei wypowiedź młodego aparatczyka komunistycznego Aleksandra Kwaśniewskiego. Z wywiadu, jaki ukazał się w piśmie dla dziewcząt, czyli "Filipince": "Do porozumienia warszawskiego to jeszcze śledziłem, co sie dzieje, a teraz tak czy siak, to właściwie wszystko mi jedno, bo jakoś musi być niezależnie od tego, ile kto nakłamie. Dziennikarze też jakoś żyją. wiadomo, że jeden powie więcej prawdy, inny mniej, jeden nie chce, inny dla czegoś tam chce". Nie czytałem tego pisma. Moja była "Kultura", "Polityka", "Perspektywy", "Itd", "Szpilki" i "Karuzela", z miesięczników "Mówią wieki", u Babci zaglądałem do "WTK". Jak dziś odbierze nastoletnie pokolenie, to co pisał wtedy "Dunajec. Tygodnik Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej": "...zamiast wymieniać wódkę na pół kilograma landrynek czy kawałek piernika, wolą pojechać na wieś i oddać kartkę na alkohol za kilogram wiejskiego masła". Kto w to dziś uwierzy? Już mi się przytrafiła taka wiedza, co to myślała, że starczyło mieć kartkę na mięso, pójść z nią do rzeźnika i dostać np. 300 g wołowiny bez kości. Dlatego książki takie, jak ta są potrzebne. I konieczne do poznania realiów PRL-u z początku lat 80-tych XX w.
"Dzień przed", jak chyba widać, to nie tylko zapis dnia ostatniego złudzeń i nadziei. I to może niektórych rozczarować? Gdzie w tym wszystkim sprawca stanu wojennego nr 1? Nie, nie mamy rozmowy z generałem Wojciechem Jaruzelskim. Ale bez obaw. Wspomnienia przeplata narracja historyczna. Cenna. Bo zerkamy na komunistyczna wierchuszkę oczyma m. in. ich ludzi! możemy znaleźć się w gabinecie Prezesa Rady Ministrów, jak przekazuje do towarzysza Cz. Kiszczaka takie oto zdanie: "Nie mamy wyjścia, uruchamiaj operację". Cenna może stać się wypowiedź wicepremiera Mieczysława F. Rakowskiego: "...chodzi mi jedynie o to, żebyś pamiętał, że masz już swą młodość daleko za sobą (podobnie jak ja), że jesteś przede wszystkim człowiekiem, który ma tylko jedno życie, a dopiero później jesteś żołnierzem i politykiem. Nawet przy najsprawniejszym przeprowadzeniu Operacji możesz stać się na wiele lat przedmiotem oszalałej polskiej nienawiści, a nie można wykluczyć zamachu terrorystycznego". Adresatem tych słów był gen. W. Jaruzelski. Pomyśleć, że piszący to "Przeczytanie" jest dokładnie w takim samym wieku, w jakim był sprawca 13 XII 1981 r. tamtej niedzieli, lat 58.
12 grudnia i 13 grudnia 1981 r., stają się historią coraz bardziej odległą. Wielu bohaterów nocy Generała już nie ma wśród nas. Już teraz trzeba zadbać o to, aby zarchiwizować tamte wspomnienia. Moje z 12 grudnia? Wspomnę tylko jeden, ten najcenniejszy epizod. Moje zdjęcie transportera opancerzonego na Rondzie Grunwaldzkim! Wychodzi na to, że jestem jedynym bydgoszczaninem, który takie zdjęcie wykonał lub inaczej: upublicznił. Wykonałem je z gmachu Zespołu Szkół Mechanicznych nr 1 w Bydgoszczy przy ówczesnej ul. K. Świerczewskiego. Nie chcę tu więcej pisać, jest na moim blogu to szczegółowo opisane.
Na temat stanu wojennego, (m.in. o occie i pustych półkach) napisano sporo książek. Zapewne jeszcze niejeden historyk zrobi np. doktorat na tej tematyce. Ja zaś chciałbym zobaczyć jakąś książkę napisaną przez rzetelnego historyka (najlepiej jakiegoś euroentuzjastę) z autentycznymi cytatami prasy, rozgłośni radiowych i tv zachodnich jakie ukazały się o Polsce po 13 grudnia 1981. Te podobno autentyczne, które znamy, pochodziły od niesławnego rzecznika Jerzego U. Chodzi o takie agencje jak np. AFP (o 54 śmiertelnych ofiarach starć z milicją), BBC (o buncie oddziałów wojskowych), Reuters i Le Monde (o 200 zabitych i 1000 rannych, m.in. o śmierci T. Mazowieckiego, który osierocił trzech synów! Oraz takie rodzynki jak relacja holenderskiego krótkofalowca zamieszczona w nowojorskim UPI (o 328 poległych , 74 straconych hutnikach z Huty Katowice itd., itd.) To mogłaby być bardzo pouczająca lektura o tym jak w świecie funkcjonuje propaganda.
OdpowiedzUsuń