poniedziałek, sierpnia 16, 2021

Przeczytania... (410) Tadeusz Dołęga-Mostowicz "Pechowy literat i inne opowiadania, nowele, humoreski" (Iskry)

 

"Wybór małych form prozatorskich (i jednej poetycko-dramatycznej) Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, z których znakomita większość po raz pierwszy ukazuje się w wydaniu książkowym, rzuca nowe światło na twórczość najpopularniejszego polskiego pisarza XX wieku. Teksty z lat 1925–1939 nie tylko ukazują rozwój talentu i bardzo świadomą artystyczną drogę pisarza, ale dostarczają znakomitej rozrywki także dzisiejszemu czytelnikowi. Są tu utwory mniej i bardziej frywolne, zawsze pełne humoru, błyskotliwych obserwacji psychologicznych i obyczajowych, a także złośliwych, zaskakująco dziś aktualnych, politycznych aluzji" - tyle przeczytamy na portalu Wydawnictwa Iskry. Tyle samo znalazło się na okładce zbioru "Pechowy literat i inne opowiadania, nowele, humoreski". 
Od kiedy znane mi jest nazwisko Autora? Tu ukłon w stronę pana Stanisława Janickiego za jego telewizyjny cykl "W starym kinie". Bo dawno, dawno, dawno temu obejrzałem "Znachora" z pamiętną kreacją K. Junoszy-Stempowskiego - i to wtedy musiało mi mignąć przed oczami nazwisko: Tadeusza Dołęga-Mostowicz. Byłem jeszcze niedoedukowany, więc pierwszy człon nazwiska wzbudził moje... zdziwienie. Od dawana już wiem, że  to rodowy klejnot Mostowiczów. Potem był serial o doktorze Murku, z ciekawą rolą J. Zelnika. No i w 1980 r. wybuchło oczarowaniem "Karierą Nikodema Dyzmy"! Nie pamiętam, abym wcześniej oglądał wersję z A. Dymszą (którą też znam). Tu olśniewał swoim talentem R. Wilhelmi! Dopiero po latach przyszedł czas na książkę i skonfrontowanie z telewizyjną adaptacją. Krótko pisząc: pióro Tadeusza Dołęgi-Mostowicza zawsze gdzieś pojawiało się. 
Iskry zrobiły sporo, aby przypomnieć osobę Pisarza. Równolegle wydano: biografię "Parweniusz z rodowodem..." J. Górskiego i ten ci tu zbiór opowiadań, nowel i humoresek. Mea culpa! - tak biję się w pierś cherlawą, że zaniedbałem książki cenionego przeze mnie Wydawnictwa. Będzie mi odpuszczone? Liczę na to. Nie ukrywam, że trudno mi zawsze [!] brać na warsztat literaturę piękną (chyba nikt nie ma wątpliwości, że dobrze zaliczam twórczość TD-M). Mam wychwalać narrację? Ja, prosty magister od historii, miałbym-że mierzyć się z piórem uznanego Twórcy? Toż to by było zuchwalstwo! Tym bardziej, że ród Mostowiczów wywodzi się dokładnie z regionu moich kresowych (wileńskich/litewskich) przodków Doliwa-Głębockich, a więc Głębokiego. Tak, czuję pobratymstwo krwi. Nie mogę zatem zdobyć się na jakiś górnolotny obiektywizm i smagać wybitnego krajana. Toż by to była dopiero woda na młyn anty- Mostowiczów. 
Wybieram drogę pomiędzy samozachwytem, a filozofowaniem, czyli wydłubię z poszczególnych odpowiadań te dawki humoru, mądrości, cudowności językowych, jakie Autor nam zostawił. Szczerze pisząc, to nie wiem, co to jest: idiosynkrazja. A do tego mnie proza Tadeusza Dołęgi-Mostowicza zapędzi, że poszukam, znajdę i dowiem się. Czyli? Czyli będę mądrzejszy zanim wziąłem ten zbiór do ręki i wczytałem się w blisko dwieście siedemdziesiąt stron.
  • Nie lubię drukowanych wspomnień z ostatniej wojny, nowelek, powieści, felietonów, dramatów, filmów. Nie lubię, bo w dziewięćdziesięciu wypadkach na sto opisy te są nieznośne, pretensjonalne, czuj je manierą na dwie mile, a nierzetelnością na pięć.  
  • Odkładam książkę, nowelę czy felieton, bo z góry wiem, że tego czytać nie warto.
  • Trudno o dobry humor wtedy, gdy się przyjechało po piekielnej zadymce, by zagrać w brydża, i okazało się, że brakuje czwartego partnera. 
  • Karola nigdy nic złego nie spotka, To urodzony szczęściarz.
  • Cztery króle! Cztery króle i asa! Czyż nie rozumiesz, że to jest pewna wygrana?
  • Pan Wawrzonkiewicz ma kamienicę i etykę. Etykę ma właśnie dlatego, że ma kamienicę.
  • Jednak pies ma dziurę w moście, umarły - piątą nogę u wozu, Litwa - niepodległość, a czytelnicy felieton.
  • Od przybytku głowa nie boli, a jeżeli boli, to mając przybytek, można sobie pozwolić na zapłacenie lekarza.
  • Trąbił jak słoń w pustyni, jak anioł śmierci na koniec świata, jak orkan wyrywający wieże z korzeniami...
Ubawi każdego przypadek pana Ignacego Wawrzonkiewicza. Gwarantuję. Mam wrażenie, jakbym czytał mistrza Wiecha! Ten sam humor! To samo zacięcie. O! choćby problemy pewnego buchaltera firmy Pentz i Krzywozdziński.  Nie być usatysfakcjonowanym? To znaczy być ponurakiem i durnym jak cebula! Skąd ta cebula? Może później wyjaśnię. Najważniejsze, że humor sprzed blisko stu laty tym się broni, że cały czas śmieszy! Ale i... uczy! A to coś znaczy. Zatem zaglądamy dalej:
  • W kamienicy od wieków pustką stało mieszkanie numer 44, każdy by się chciał tam zainstalować, ale za wysokie były progi.
  • Po co kłamać, kiedy się tak wyraźnie zdradzamy biciem serc, które... wiedzą o sobie wszystko.
  • Wszędzie prywata i krzykactwo, a nieraz łotrzykowie i płatne czeladzie zacnego obywatela oprymują.
  • Maskotką drugiego szwadronu był Kuc. Kuc nie był kucem. Był baranem. 
  • Podnosił się z prochu ziemi, klnąc brzydko i wypowiadając bardzo ujemne sądy o całej żeńskiej linii przodków Kuca.
  • Pułk stał na martwym froncie litewskim w stanie ni to wojny, ni zawieszenia broni.
  • Otóż, co tu ukrywać, w pułku owego czasu było głodnawo.
  • Blada woskowa twarz nie mówi o niczym innym jak o straszliwym zmęczeniu i jałowej nudzie. 
  • Na małej twarzyczce króluje bezmyślność i biedna, nędzna perwersyjka małżeńska.
Okazuje się, że kto ma luki w edukacji historycznej może mieć problemy ze zrozumieniem tego o czym Tadeusz Dołęga-Mostowicz pisał tyle dekad temu. Na szczęście Iskry zadbały, że (patrz choćby opowiadanie "Dziwna kamienica") pojawiają się przypisy. I to na szczęście na stronie czytania, a nie gdzieś na samym końcu opowiadań, nowel i humoresek. Wkurzające jest, kiedy trzeba gnać i szukać tego i owego. A tak - jest przypis, jest podpowiedź, jest wiedzą i święty spokój. "List pana Zagłoby" - palce lizać! Oczywiście odnosi sie tylko do miłośników "Trylogii". Zaliczam już do takowych, co to choć raz przeczytali "Ogniem i mieczem", "Potop" i "Pana Wołodyjowskiego". 
  • Bezmyślne, ordynarne twarze, mordy, które wymodelował alkohol, pieniądz łatwo zdobyty i chuć.
  • Między butelką koniaku a kieliszkiem maraskino narodziny miłości.
  • W pułku panowało rozprzężenie i wszyscy myśleli tylko o tym, by jak najprędzej wojnę zakończyć i wrócić do domu.
  • ...specjalnie przyszedłem do redakcji prosić by panowie zechcieli wystąpić w obronie obywateli przed napiwkami.
  • Są ludzie z góry skazani na wszelkie życiowe komplikacje, czasem tragiczne, czasem komiczne, a najczęściej tragikomiczne.
  • Nigdy dotąd nie widział kobiety o tak harmonijnych, tak płynnych, tak - chciałoby się powiedzieć - tanecznych ruchach.
  • Pończochy były z najtańszego ordynarnego gatunku. Takie nogi w takich pończochach! Cóż za paradoks!
  • W tobie piękno materii, we mnie piękno ducha.
  • To już bezczelność, być tak brzydką i tak zarozumiałą.
Trudno nie uśmiechać się do lub z bohaterów (np. z Kuca i Pietruszki, Poczkowskiego i Antczaka). Mam cytowania na kilka spotkań z historią! Naprawdę. Takiego humoru mi trzeba! Tym bardziej, że ostatnie życiowe scenariusze kreślone złowrogą ręką... śmierci. I nie ma w tym ironii czy czarnego humoru. Może dlatego podświadomie odsuwałem od siebie literackie spotkanie z prozą, humorem Tadeusza Dołęgi-Mostowicza? Coś musi być na rzeczy.
  • Nie należę do ludzi śmiałych, nieraz innym zazdrościłem tupetu, rozmachu, awanturek i ryzykownych eskapad, lecz właśnie dlatego teraz czułem się podniecony swoją brawurą.
  • Przyznasz, że samym milczeniem i samymi spojrzeniami niełatwo jest zdobywać kobiety. 
  • Wprawdzie w ciągu dnia po dawnemu nie był niczym innym jak tylko lokajem, za to w nocy spełniał o wiele odpowiedzialniejsze i bardziej frapujące funkcje.
  • Była trzeźwa aż do obrzydliwości.
  • I pomyśleć, że to człowiek czasami coś sobie układa, nawet nie przewidując, że wówczas gdy sięga po mały jedynie sukcesik miłosny, dzięki wyjątkowemu zbiegowi okoliczności zdobywa całe życie!
  • ...przyznaję, że byłem wściekły już chociażby z tej racji, że musiałem służyć jako narzędzie do pomnożenia chwały wroga.
  • Była w powietrzu cisza świtu, dziwna i niepojąca cisza, w której niedosłyszalne dla ucha budziło się tętno życia.
  • Później całował jej dłonie, pił ją każdym spojrzeniem, oddychał jej obecnością, pławił się w słońcu myśli o niej.
W czas wakacji budzi się moja belferska czujność? Już wspomniałem o tym, że historia jest obecna w pisarstwie tych tu opowiadań, nowel i humoresek. Jak nic Poczkowski i Antczak pojawią się na moich lekcjach. Ich spotkanie będzie doskonałym dopełnieniem do... wierszy E. Słońskiego, J. Mączki czy L. Staffa. Przesadzam? Ależ skąd. Nie dość na tym: jestem bardzo poważny. "Z tego wychodzi, że albo ja ciebie, albo ty mnie musisz wziąć do niewoli" - rozumiemy, co się kroi w opowiadaniu/humoresce "Na patrolu"? Nie, nic nie podpowiem. Odebrałbym przyjemność czytania. I poznania Poczkowskiego i Antczaka. A warto! Szczególnie, kiedy puenta brzmi tak: "Kto nigdy nie błądził w lesie podczas ciemnej nocy, może uznać to opowiadanie za nieprawdopodobne". Śmiać się czy płakać? - a to niech rozstrzygnie każdy czytający. A historia komisarza Wołtynowicza? Jak dla mnie ślad po bardzo skomplikowanych relacjach... kresowych. "Chociaż pochodził gdzieś z Lidy..." - to nie początek, ale na takie zdanie natrafimy. Jeśli tu nie drgnie nuta nostalgii w naszych sercach, to żal.
  • A on? Zostawał za tą ukwieconą łodzią życia, którą odpływała miłość i szczęście.
  • Jakże tragicznym dysonansem jest rozpacz jego siwej głowy, jego biednego serca w tym poranku kwietniowym, gdzie każdy atom duszy radosnym alleluja. 
  • Zawsze z wielką rezerwą traktowałem wszelkich kolekcjonerów, starałem się ich nie drażnić, nie wyrażać wobec nich wątpliwości na temat kolekcjonowania różnych przedmiotów.
  • To rzekłszy, wydobył brudną chusteczkę, i otarł pot z nosa, nosa, na widok którego antysemita dostałby ataku szału.
  • Dalszy potok słów przerwał bezapelacyjnie różowy knebelek ust pani Tuńci.
  • Nie ja gadam - sen gada.
  • Co się na Bródnie zaczęło, tego i największa Ochota nie wyprowadzi po Wiśle na Czystą.
  • Z hukiem się zaczęło, bez huku się skończy.
  • My, Polacy, bowiem nie umiemy w tramwaju, w pociągu, w poczekalni czy w ogóle w jakimś miejscu publicznym zacząć rozmowy inaczej niż w języku francuskim. 
Małoż to snobów dookoła nas? Nuworyszów, którzy dopadli do przedruku herbarza, albo tylko po najłatwiejszej linii oporu buszują po portalach genealogicznych i dawaj dopisywać kolejne pokolenia do swego rozgałęziającego się drzewa? Nie spotkaliśmy na swej drodze takich, co to dawali wycinać sobie klejnoty na tombakowych sygnetach? Nie wierzę. To jakaś choroba. I tu też znajdziemy godnego tego przypadku bohatera w osobie niejakiego "Eug. B. Gitarusa". A pan de Péchon? Tylko, że III RP wolna jest od takiego prześmiewcy, jakim był bez wątpienia T. Dołęga-Mostowicz. Z każdym przeczytanym opowiadania, nowelą czy humoreską nabieramy sympatii do Autora, choć zapewne apologeci sanacji nie będą mieli powodów do radości. Ale to chyba rzecz ogólnie wiadoma, że T.D-M. nie po drodze było z tymi, co po 12 V 1926 r. przejęli ster rządów. A takie stołu wielkanocnego ułożenie: "Oto olbrzymi pasztet à la sanacja, oto piękny czerwony ser angielski z majowego udoju. Cały żubr nieświeski nadziewany grzybami [...]". Dalej jeszcze ceikawiej. Proszę zasiąść do tego stołu. Odsyłam do wspominanej biografii. Tym bardziej, że zaczyna się mocnym (i to dosłownie) uderzeniem. A tu mamy też choćby "Szalony tramwaj", a tam m. in. tak: "Którędy, Józiu, którędy, Józiu, pojedziesz? Czy przez ten dworek, czy przez bajorek, czy przez wieś". Kto nie zna poezji tamtego okresu zapewne nie zrozumie takiego urwanego zdania: "A on mówić nie może...". Brakuje, dodaję od siebie (i swej pamięci): "Mundur na nim szary". To Jan Lechoń.
Brawo! brawo! brawo! - humor, jakiego nie da się nie lubić. Że porównałem go wcześniej do Wiecha? Tak mnie naszło. A tu: niespodzianka! Obaj Panowie urodzili się 10 sierpnia! Stefan Wiechecki w 1896 r., a Tadeusz Dołęga-Mostowicz w 1898 r. Nieprawdopodobny zbieg okoliczności. Nie wiedziałem o takiej zbieżności. Przyjdzie postawić "Pechowego literata i inne opowiadania, nowele, humoreski" postawić przy książkach Wiecha, na pewno by dwóch wydaniach "Kariery Nikodema Dyzmy". Jestem zachwycony lekturą. Wcale tak być  nie musiało. Wcześniej nie znałem humorystycznego oblicza Autora. Postać hrabiego J. Ponimirskiego gwarantowała, że to wyższej kategorii poczucie humoru. Jestem pod wrażeniem. I z nim zostawiam miłośników dobrej lektury. Zawieść się na Tadeuszu Dołędze-Mostowiczu nie da! I kropka! Aha! mam nadzieję, że los redaktora nie odstraszy młodych adeptów dziennikarstwa od zawodu...
"A, co z cebulą?" - chwyta mnie w ostatniej chwili pasażer pociągu relacji Poznań-Środa Wielkopolska. Rzecz dotyczy jednej z mych kresowych/wileńskich praprababek, która zrujnowana przez hulaszczy tryb życia drugiego męża, a mając drobnicę dzieci do odchowania, poszła na skargę do cyrkułu. Urzędnik wyrzucił praprababkę i nazwał: "Głupią cebulą!". Tak się skojarzyło. to i o tym przypomniałem. Możliwe, że jakichś Dołęgów-Mostowiczów skrzyżowały się z Poźniakami herbu własnego?... Na koniec krótki opis pewnego marynarza: "Tamtemu tak uszy odstawały! Nietoperz". Aż sie nie chce rozstawać z tak subtelną dawką humoru.

1 komentarz:

  1. Miło się to czyta, ale czy pan bakałarz naprawdę nie zna słowa idiosynkrazja? Wiem, że najmodniejsze było w międzywojniu, ale to raptem sto lat.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.