środa, stycznia 06, 2021
Przeczytania... (376) Albert Jawłowski "Miasto Biesów. Czekając na powrót cara" (Wydawnictwo Czarne)
Nigdy nie przestanie mnie chyba fascynować historia Rosji. Bez względu na epokę, panującego czy ideologię. Ruś-Rosja-Sowiety-Rosja. Nie ma dla mnie znaczenia. Ocierałem się o tę historię od... dzieciństwa. Modlitewnik praprababki Stefanii Sucharzewskiej, wydany w Wilnie u Zawadzkiego i tam zamieszczony kalendarz liturgiczny, w którym nie omieszkano zapisać o rocznicach związanych z... rodziną panujących, tych niby-Romanowów. To jeden z kroków. Familijne opowieści moich wileńskich Dziadków, to była lekcja historia sięgająca roku 1863. Zabór rosyjski - Trepałowo - Oszmiana - Domanowo - Homel - Murawiow - carowie - Petersburg - Taszkient - Tuchaczewski - Dzierżyński - okupacja sowiecka - zsyłki na Sybir - bydlęce wagony ekspatriantów. Starczy tej wyliczanki. Ktoś w rodzinie przechowywał kasetkę z wizerunkiem... cara? Nie wiedzieć skąd w zasobach rodzinnych znalazł się... Order Świętego Andrzeja Pierwszego Powołanego Apostoła?
Wydawnictwo Czarne w serii "Reportaż" podsuwa nam ciekawa książkę: "Miasto Biesów. Czekając na powrót cara" Alberta Jawłowskiego. Na okładce zdjęcie z procesji, młoda kobieta trzyma w dłoniach uświęcony portret świętego cara Mikołaja II Aleksandrowicza (1894-1917), za nią dwaj młodzi duchowni prawosławni. "W setną rocznicę zabójstwa Mikołaja II spod jekaterynburskiej Cerkwi na Krwi wyruszyła stutysięczna procesja. Lipcową nocą wyznawcy męczeńskiej śmierci cara- odkupiciela szli w kierunku zaszytej w uralskich lasach Ganinej Jamy, domniemanego miejsca ukrycia szczątków Romanowów. Wśród proporców, ikon i krzyży nie było współczesnych symboli państwowych. Prawdziwa święta Rosja upadła bowiem przed stu laty wraz ze śmiercią ostatniego imperatora" - czytamy na okładce wypowiedź Marka Radziwona. Już sama, opisana tu okładka (foto obok), sprawia, że sięgamy po książkę. Zapewniam, że dla wielu Czytelników Rosja, to jak w moim przypadku, temat intrygujący.
O pracy Autora napisano: "Przypomina karierę Borysa Jelcyna, pisz eo źródłach Putinowskiego systemu, o potężnej korporacji finansowo-politycznej, która stał się moskiewski patriarchat prawosławny, oraz o ideologicznych błazeństwach usłużnych literatów, filmowców i dziennikarzy. W Polsce mało kto tak dobrze orientuje się w szczegółach groteski zwanej rosyjska polityką". To też M. Radziwon. Po takiej rekomendacji nie mamy innego wyjścia, jak sprawdzić na blisko dwustu pięćdziesięciu stronach, jak to zostało odrobione.
"Wbrew pozorom w Rosji mało kto zastanawia się nad sensem tego, co robi. Potem ktoś usiłuje nadawać temu jakieś znaczenie, coś uzasadniać. Najczęściej tylko po to, by doraźnie na tym zyskać. Właśnie z tego rodzi się nie tylko dzisiejsza ideologia, ale w ogóle rzeczywistość" - zapewnia nas Autor. I tego zaczynamy od początku książki szukać: logiki, znaczenia, zrozumienia rzeczywistości. Car Mikołaj II zjawia się od samego początku. Car Mikołaj II, tak mniemam, jest pretekstem do wkradania się w rosyjską duszę. Żeby nie było wątpliwości: nie jestem rusofilem. I oburzył mnie kulinarny program, w którym znana restauratorka czyniąc rewolucję i tworząc stylową rosyjską w duchu jadłodajnię, ponawieszała portrety carów.
Skoro "Miasto Biesów...", to reportaż, to cenne dla mnie są choćby wypowiedzi spotkanych Rosjan. Jedna z pierwszych, na którą zwróciłem uwagę brzmiała: "Tu nie ma jakiejś szczególnej, bardzo przemyślanej intencji, jakiegoś z góry przyjętego planu. To bałagan w głowach ludzi, którym wszystko zwisa. Bałagan w umysłach władzy, która nie chce się na nic zdecydować. Nawet na to, do jakiego porządku chce sie odwoływać. Do Imperium Rosyjskiego? Do Związku Radzieckiego?". Oto są kluczowe pytania i dylematy. Czytając A. Jawłowskiego będzie okazja się z nim zmierzyć. Czy przekona nas? To już zwyczajny subiektywizm. Jestem zdanie, że Autor (rocznik 1975) robi dla nas dobrą robotę. Kto sięgnął po książkę na pewno się nie zawiódł.
"Tak jak dawniej potrafił rozmawiać z każdym. Stając przed ludźmi, bez różnicy - robotnikami czy wykładowcami uniwersyteckimi - nigdy nie zapominał języka w gębie. I potrafił przekonywać, że umie realnie zadbać o ich interesy. [...] Otwartość, z jaką występował, spodobała się i demokratycznej inteligencji, i przyduszonym kryzysem robotnikom" - tak A. Jawłowski charakteryzuje Borysa Nikołajewicza Jelcyna. Spacer po Centrum imienia pierwszego prezydenta Rosji robi wrażenie z racji cytowanej narracji, jaką karmi się tam zwiedzających. Wśród pochwał ku czci inicjatorów tego tworu wypowiedź Aleksandra Kwaśniewskiego? Chciałoby się słowo w słowo przepisać ową wizję historii. komentarz Autora książki uświadamia nam literackość jego pisania: "Obraz niesiony opowieścią narratorki i falami symfonicznych dźwięków poszybował wysoko w przestworza. Między śnieżnobiałymi obłokami, po nieskazitelnie błękitnym, wygenerowanym cyfrowo niebie przepłynął wielki napis: «Wolność»". Zazdroszczę bycia tam. Tchnie socrealizmem najwyższej jakości!
"Małe wojenki między postkomunistami a prawicowymi neoimperializmami są częścią rosyjskiego folkloru politycznego. Jedni drugim nie robią większej krzywdy, ale mają czym zajmować się w wolnych chwilach, zużywając przy okazji niepożądany nadmiar energii. W gruncie rzeczy w wielu sprawach więcej ich łączy, niż dzieli" - mamy rys tego, co dzieje się na politycznej arenie choćby na Wołgą czy Jenisejem. Padaj nazwiska, np. Małofiejew, Grikin, Durow - dla większości z nas nieczytelne, dla większości z ans po raz pierwszy zasłyszane. I to jest potwierdzenie, jak bardzo dobrze Autor rozeznaje się w meandrach rosyjskiej polityki. Śmiem twierdzić, że dla większości z nas Rosja to tylko Putin / Пу́тин, może Ławrow / Лавров - i toczka!
Trudno się dziwić, że pojawia się ten pierwszy: "Społeczeństwo widzi mocnego, niezależnego przywódcę i lęka się, że w rezultacie demokratycznych procedur zmiany władzy może pojawić się ktoś inny. Dzięki Putinowi, zdaniem Małofiejewa, w ludziach odradza się naturalna potrzeba życia w systemie monarchistycznym". I w tym chyba zawiera się cała prawda o... "rosyjskiej (nie-)demokracji". Dlatego trzeba czytać takie książki, jak tę autorstwa Alberta Jawłowskiego. Zbliżamy sie do rozumienia Rosji. Zbliżamy! - co nie oznacza, że zrozumiemy. Beczki wódki chyba by nie starczyło. Ale kto, jak nie my Polacy, możemy wniknąć w jej rozumienie?
Dlaczego nie dziwią mnie takie sformułowania: "Prawda bieżącego etapu jest jasna: Rosja przed Putinem klęczała na kolanach. Zachód traktował ją niemal jak kolonię. W kraju hulali gangsterzy i liberałowie. Prości ludzie głodowali". To jakaś przypadłość tego regionu Europy? Każdy poniżony, rzucony na kolana, ograbiany na lewo i prawo? Ciąg dalszy też jakby znany z polskiego podwórka: "Dopiero na początku XXI wieku, kiedy nastał Władymir Władymirowicz Putin, kraj zaczął odzyskiwać suwerenność. Ojczyzna wstała z kolan i dumnie podniosła głowę, tak jak w czasach walecznych dziadów, którzy pokonali faszystów i przynieśli całemu światu wolność". Nie robi mi się lepiej na starganej duszy, że obok mnie istnieje państwo, które też oddało ster władzy zbawcy ojczyzny. Jakaś dziwna jedność w Moskwie i Warszawie: wspólnym wrogiem jest Zachód!
I znowu wracają duchy przeszłości: Swiedrłow, Mikołaj II, Jurowski, Jekaterynburg, dom Ipatjewa, kaźń rodu niby-Romanowów (i to nie tylko carskiej linii). Objęcie tronu przez syna Aleksandra III, rys historii carskiej Rosji przełomu XIX i XX w. W końcu kto dziś będzie szukał prac choćby prof. L. Bazylowa. Albert Jawłowski bardzo umiejętnie przeplata fakty dwóch światów, bo z tego przeszłego wyrasta współczesny. w takich chwilach triumfuje mój belferyzm! Powtarzam uparcie swoje: "O! i po to uczymy się historii!". Nie wiedziałem, że dom-miejsce mordu, świadek zbrodni stał jeszcze w 1977 r. W czasach ZSRR/ZSRS/CCCP nikt by nawet nie odważył sie pomyśleć, że nadejdzie taki czas (czytaj jak 16 VII 1990 r.), że ktoś ciągnął tam będzie z nocna procesją, stawiał cerkiew, wynosił na ołtarze Mikołaja II i jego rodzinę. Ciekawe, że "...sobór nie uznał mikołaja II za świętego cara. Romanowowie trafili na ołtarze jako zwykli ludzie, święci z powodu głębokiej, godnej naśladowania pobożności, która w opinii soboru wykazali się za życia i w chwili zadanej im cierpiętniczej śmierci. Świadome nazywanie ich męczennikami to poważne naruszenie kanonu". Ciekawe co na to ludzie, których widzimy choćby na okładkowej fotografii, tych którzy nawiedzają Cerkiew na Krwi?
Mamy rys roli cerkwi w historii współczesnej Rosji. Nam, tu nad Brdą i Notecią zdaje się, że tylko kościół katolicki wtrąca swoje pięć groszy do polityki? Nic bardziej mylnego. Warto, aby tu u nas przyswojono sobie ciekawe spostrzeżenie Alberta Jawłowskiego: "Wygląda na to, że oficjalna Cerkiew zapędziła się w kozi róg i utknęła między ideologicznym obsługiwaniem potrzeb władzy państwowej, a zależnością od skrajnie konserwatywnych środowisk i różnej maści nacjonalistów". Sylwetka Cyryla I, to jakaś współczesna odmiana makiawelizmu? Krym, Ukraina!
"...to nie jest znów takie straszne, jeżeli mężczyzna uderzy kobietę za to, że go obraziła jakimś słowem" - dość brutalne przejście do Rosji XXI w.? To opinia kobiety, ba! senator kobiety! "Osobną kwestię stanowi przemoc seksualna i gwałty małżeńskie. Zwłaszcza te ostatnie są trudne do udowodnienia i niezbyt poważnie traktowane przez policję" - pisze dalej Autor. I to wszystko po rozdziale, w którym czytaliśmy o miłości imperatorowej Aleksandry do Mikołaja II, jej dewocji itd. Zatem widzimy, jak bardzo wielowątkowo został ukazany obraz Rosji. To są zaskoczenia tej narracji. Idąc tym tropem taką odnajdujemy logikę (?) przemocy: "Ludzie, którzy doświadczają przemocy regularnie, oswajają się z nią i zaczynają traktować jako naturalny element codziennego życia. Nie będą więc zwracać uwagi również na przemoc stosowaną przez aparat państwowy". Przewrotna logika! Obrywa się Cerkwi za chęć włażenia z buciorami w życie Rosjan. Specjalnie użyłem dosadnych słów, jakie pojawiają się w tekście. Aż chce się dopisać: skąd my TO znamy? Przy okazji wraca sprawa Centrum Upamiętnienia Represji Politycznych Perm-36. Mimochodem? Było w latach 1992-2015 i przestało działać. Wychodzi na to, że Rosjanie cały czas mają problemy z własną historią. Wychodzi na to, że tak naprawdę tylko nielicznym zależy na opowiedzeniu czym był ZSRR/ZSRS/CCCP.
Widać każdy kraj, a Rosja nie jest od nich wolna, ma swoich proroków jedynie słusznej i prawowiernej historii! Ten tu poznany nazywa się Piotr Walentynowicz Multatuli. "...nie prowadzi krucjaty przeciw zdrajcom cara ot tak sobie. Angażuje się, jakby miał z nimi osobiste porachunki. [...] Jest niezwykle płodnym autorem. Dotychczas opublikował ponad dwadzieścia książek i niezliczoną liczbę artykułów, artykulików, notatek, polemik i komentarzy. [...] Jeżeli jakieś historyczne źródła stoją w sprzeczności z jego teoriami, to tym gorzej dla źródeł" - jakże rodzimie brzmi taka charakterystyka. Są i u nas podobni geniusze historiografii! Podważać nawet osobiste notatki cara Mikołaja II? Duża fantazja. "W zasadzie żaden poważny historyk nie wchodzi z nim w dyskusje, bo z czysto profesjonalnego punktu widzenia nie ma o czym rozmawiać. Trudno dyskutować z kimś, kto często przeczy sam sobie" - czytamy dalej. Jeżeli coś mi imponuje w osobie PWM, to jego koneksje rodzinne i powiązania z domem niby-Romanowów. Tym bardziej zachęcam do lektury. Karkołomne wywody o Rasputinie czy Stalinie! Palce lizać! Świetnie ową żonglerkę określa A. Jawłowski: wygibasy! Chyba sam zacznę je stosować na swoich lekcjach i pisaniu.
Miesza się we łbie od tego rosyjskiego mistycyzmu, plątaniny sacrum i profanum. Tak, wygibasy! "Ofiara cara odkupiciela może mieć również wymiar światowy, przebłagania za grzechy całego światowego chrześcijaństwa, jest dość popularne. Zwłaszcza wśród tych, którzy uważają prawosławie za jedyne prawdziwe chrześcijaństwo" - uświadamia nam Autor "Miasta Biesów...". No i wchodzimy w świat... Antychrysta? Pojawia się garść wiadomości z biografii i czynów Iwana Groźnego! Pojawia się też aluzja do panującego od czasów Piotra III rodu Hollstein-Gottorp i przejęciu nazwiska Romanow. Dlatego ja pozostaje przy swoim zapisie: niby-Romanow. Awantura wokół filmu "Matylda" / "Матильда", to dopiero oddanie duchom i pamięci carskiej familii. Awantura, rozróba Natalii Pokłonskiej wokół filmu! I znowu ciśnie się: skąd my to znamy? Ja przerywałem czytanie, aby na YT obejrzeć film Aleksieja Jefimowicza Uczitiela.Wzmiankowana N. Pokłonska "...zwróciła się do prokuratury generalnej z wnioskiem o sprawdzenie, czy film nie łamie prawa, nie obraża uczuć religijnych i nie wypacza historii Rosji. [...] W kwietniu 2017 roku metropolita wołokołamski Hilarion Ałfiejew niemal wprost ostrzegał w wywiadzie dla państwowej telewizji Rossija24, że jeśli Matylda zostanie dopuszczona do dystrybucji, to reakcja wiernych może być trudna do przewidzenia". I poniosła niektórych fanatyczna (a może fantastyczna?) fala! To o jej uczestnikach czytamy dalej, jako o prawosławnym kamikadze czy bożym wojowniku (pierwszy nazywał się D. Muraszow, a drugi A. Kalinin). Warto poczytać, jakie manowce potrafi upichcić fanatyzm i dewocja religijna. Film do kin wszedł! Zarobił 230 000 000 rubli! Niekonwencjonalnie, moim zdaniem, A. Jawłowski określił całe dookoła filmu zamieszanie: gównoburzą!
"Mężczyźni piją, bo nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Wielu straciło pracę. A dokąd mają wyjechać? Siedzą więc po domach i piją. To nie ich wina. Są nieszczęśliwi. to straszne dla mężczyzny nie móc wyżywić rodziny" - do dziś nawet nie słyszałem, że gdzieś na mapie jest Ałapajewsk / Алапаевск. W swoim wędrowaniu po Rosji Albert Jawłowski zabiera nas m. in. tu, gdzie kiedyś był metalurgiczny raj, a teraz jest wymierające miasto. To opinia jednej z mieszkanek. Pouczający dialog. Chciałbym więcej z niego tu zamieścić. Ciekawie kończy się ta rozmowa, dotyka kwestii cierpienia, duszy, życia: "Cierpienie może przynieść coś dobrego, pozwolić zobaczyć szerszy świat. [...] Cierpienie jest ważne, stanowi zaczyn nowego życia, duchowego życia. Zrozumienia, że dusza jest wieczna. Jeśli ona umrze, nic już nie zostaje. Ten świat jest pełen kłamstwa i fałszu, gubi duszę".
Właściwie powinniśmy być wdzięczni każdemu reportażyście, że odwala za nas kawał czarnej roboty! Dociera do miejsc, o których trudno nawet pomarzyć. Rozmawia z ludźmi, z którymi się nigdy nie spotkamy. A zarazem zaspakaja naszą potrzebę ciekawości. Nie inaczej jest w zetknięciu z "Miastem Biesów...". "Paranoja to wierna przyjaciółka manii wielkości" - powinienem to zdanie A. Jawłowskiego wysłać kilku moim znajomy, jakimś politykom. Cudowne zderzenie i zdarzenie na Międzynarodowym Festiwalu Kultury Prawosławnej. "Jeśli chcecie porozmawiać z facetami w kozackich kostiumach, to wiecznie niezaspokojona miłość własna każe im sądzić, że węszycie" - przestrzega Autor. Zaraz też dodaje: "Nie jest łatwo porozmawiać z facetami w kozackich kostiumach. Są czujni, mają oczy dookoła głowy. [...] Zachowują się jak przerośnięci chłopcy, którzy przebrali się za żołnierzy". Rozmowa z samozwańczym atamanem bardzo edukująca.
To "Przeczytanie..." przeczy temu, co zamierzałem na 2021 r.: wstawiać krótki, zwarte wezwania do czytania. Nawet napisałem do jednego z zaprzyjaźnionych Wydawnictw, że tak będę robić. Ale książka Alberta Jawłowskiego należy do tego gatunku, który na to po prostu nie pozwala. Chce sie tam być, gdzie Autor. Chce się dowiedzieć, co poznał Autor. Chce się towarzyszyć w tej niezwykłej podróży po Rosji. Czytając "Miasto biesów..." zastanawiałem się chwilami na ile Rosjanie są podobni do Polaków i na odwrót. Jak bardzo przypominamy siebie. Jak bardzo tęsknimy za wielkością. Tylko, że ta niby-nasza skończyła się w XVII w. Schematy są jednak toczka w toczkę, takie same. I to jest poważny argument, aby znaleźć czas dla tych dwustu pięćdziesięciu stron. Włączam YT, aby dowiedzieć się, jak i co śpiewał Igor Talkow / Игорь Тальков. Kolejne odkrywanie Rosji. Tu dostajemy takie na temat muzyka określenia: oldskulowy nacjonalistyczny bard, białogwardyjski John Lennon. Zerkam do Internetu, znajduję grób muzyka, na nagrobku napisano: "Syn Rosji i rosyjskiego narodu". Wychodzi na to, że niewiele wiem o muzyce rosyjskiej (ze wskazaniem na lata po rozpadzie ZSRR/ZSRS/CCCP). A ja dumał, że po Wołodii Wysockim niczego ciekawego nie ma.
"Kozacy kiedyś wrócą... Kiedyś jeszcze się odrodzimy, ale teraz to nie to. [...] Dusze można uleczyć tylko wtedy, gdy wróci się do korzeni, do źródła swojej siły, wiary, energii życiowej" - z tą opinią pewnego neo-kozaka zostawiam na zakręcie czytania. Resentymenty historyczne wszędzie takie same. Żeby nie był: nie ironizuję, lubię od czasu do czasu włączyć sobie na YT Кубанский казачий хор (Ви́ктор Заха́рченко, хоровой дирижёр). Ale i ja pamiętam sędziwego weterana, który bodaj w 1987 r., głosił: "Ale kawaleria wróci się jeszcze!". Obrońca Brześcia w 1939 r., zdobywca Monte Cassino nie doczekał powrotu. Czy doczekają orenburscy Kozacy? Jest okazja poznać losy, te historyczne i te współczesne. I za to też powinniśmy w pas sie kłaniać Autorowi, że raz po raz udziela nam cennych lekcji historii. Robi to bardzo subtelnie, bez nachalności i stresu. Brawooo!...
"Tysiące wiernych wpatrywały się w wielki ołtarz, rozświetlający noc reflektorami i jaskrawymi telebimami. Z głośników płynęły psalmy wyśpiewywane niskimi męskimi głosami. Nad głowami ludzi powiewały sztandary upadłego przed wiekami imperium. W morzy flag i religijnych proporców nie było ani jednej państwowej rosyjskiej flagi" - i z tym widokiem zostawiam wszystkich.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.