poniedziałek, grudnia 21, 2020

Przeczytania... (373) Philip Parker "Furia ludzi Północy. Dzieje świata wikingów" (Dom Wydawniczy Rebis)

 

"Pewnego letniego dnia 793 roku z morza na wyspę Lindisfarne wyszła śmierć. Ci, którzy napadli i złupili położony na niej klasztor Benedyktynów, byli pierwszymi wikingami. Przez następne dwieście lat siali oni grozę w całej Europie" - taką zachętę znajdziemy na okładce książki Philipa Parkera "Furia ludzi Północy. Dzieje świata wikingów", w tłumaczeniu Norberta Radomskiego, którą Dom Wydawniczy Rebis wznowił po kilku latach. Trudno się nawet dziwić, że to dodruk. Zainteresowanie Normanami/Wikingami (niech mi będzie darowane, ale ja pozostanę przy pisowni dużą literą) po popularnym serialu (w reżyserii Michaela Hirstana) pewno wzrosło niepomiernie. Tym bardziej potrzebna jest lektura popularna i rzetelna, aby rozwiać serialową wizję, przekłamania czy zwyczajną fabularyzację historii. Sam jestem amatorem tej telewizyjnej interpretacji historii. Podziwiam klimat, co do rzetelności faktograficznej mam chwilami kwasy w żołądku. Ale to nie  jest cykl poświęcony X Muzie.
"Pewnego spokojnego letniego dnia 793 roku wikingowie z impetem wtargnęli na karty historii" - to już Ph. Parker. Lindisfarne raz jeszcze. Bo to bardzo plastyczny zaczątek historii, która poruszyła średniowieczną Europą. Historii, która żyje w świadomości kolejnych pokoleń. Nie jeden Lechita chciałby wierzyć w nordyckie korzenie Polan i ich władców, spekulują na ten temat. Muszę takowych podłamać: nie pada bliskie sercu wielu imię Świętosławy/ Sygrydy Storrådy. Pewnie rodacy sięgając po tę książkę zaczęli jej lekturę od skorowidzu. I poczuli ból rozczarowania? Może nawet przeklęli Autora? Kanut Wielki - jest. Na to trzeba jednak zawierzyć czytaniu, a nie tylko indeksowi, bo kiedy pisze o Eryku Zwycięskim pada wyjaśnienie: "...pojął za żonę chrześcijankę (córkę polskiego księcia Mieszka I)". Mało? Wiem. Imię nie pada, dlatego brak wzmianki w skorowidzu.
Też stawiam sobie pytania, jak Ph. Parker: "Jak to się stało, że ze Skandynawii, krainy na dalekich rubieżach Europy, nagle i gwałtownie wylała się migracja, która omal nie zmiotła z powierzchni ziemi królestw Franków i Anglosasów, dwóch najbardziej zaawansowanych kultur dziewięciowiecznej Europy?". Nie pomnę, kiedy Wikingowie zagościli w mej pamięci? Pamiętam w przedszkolu wiklinowy wyobrażenie wikińskiej drakkary wiszące na ścianie. Tak, smoczy łeb, zawieszone na burcie tarcze. I pewnie film z Kirkiem Douglasem. 
Lindisfarne wraca na kartach tej opowieści kilkanaściekrotnie. "Odtąd ataki wikingów ciągnęły się niemal bez przerwy mniej więcej do roku 1000, kiedy to wiele części wikińskiego świata zaczęło się chrystianizować, stabilizować i przypuszczać znacznie niej (albo wcale) brutalnych napaści na sąsiadów, które są dotąd stanowiły ich cechę charakterystyczną" - przekonuje Autor. Ale też i rzuca cień na pewnik, jakoby rok 793 na pewno był tym pierwszym napadem/najazdem. Wypędza nas z utrwalonych przekonań i podpowiada, że wyolbrzymienie tego faktu miało stanowić edukacyjna przestrogę? Śmiała teza. Widać musi mieć ku temu podstawy. Zresztą podpiera się ciekawymi źródłami, stąd wzmianka o "Kronice anglosaskiej". ciekawym wyborem są listy Alkuina do króla Ethelreda: "...nigdy nie było w Brytanii takiej zgrozy, jakiej teraz zaznaliśmy z rąk pogańskiej rasy, ani nie myślano nawet, że taka napaść z morza może nastąpić". Okazuje się, że Lindisfarne było łupione w kolejnych latach.
"...przeklęta dzika zgraja pędziła przez zabudowania, wygrażając straszliwie błogosławionym mężom, a wymordowawszy z wściekłym okrucieństwem resztę wspólnoty, zwróciła się ku świętemu ojcu, by zmusić go do wydania cennych kruszców" - to zapis z opata w Reichenau z IX w. Zapisy z Irlandii - też robią wrażenie. Nawet teraz. Po tylu stuleciach. Cudownie dopełnia oryginalne zapisy swoja plastycznością Ph. Parker: "Z punktu widzenia ich pierwszych ofiar we Francji, Anglii, Szkocji i Irlandii wikingowie zdawali się pojawiać z nagła i nie wiadomo skąd". Dlatego mamy i rys pochodzenia skandynawskich łupieżców. Na szczęście to nie akademickie wynurzenia, a jasno zakreślony rys dziejów Duńczyków, Szwedów i Norwegów. Nie spodziewałem się, że spotkam się tu z pisaniem kim byli Saamowie.
Trzeba przyznać, że Phil Parker nie oszczędza swoich bohaterów, kiedy pisze o... członkach wikińskich band. Cudowne, że mamy zapewniony przyspieszony kurs języka wikińskiego. Na jednej stronie: hird, herred, here, skjaldborg. Szkoda, że nie pomyślano o słowniku tych pojęć. Rozprawia się (wiadomo, że nie jako pierwszy) z mitem o rogatych hełmach Skandynawów,z wracając jednak uwagę, że w czasach przedwikińskich tego rodzaju upiększenie hełmów ma potwierdzenie w zabytkach. Na pewno takowych nie nosili łupieżcy z VIII czy X wieku. 
"Liczba okrętów rośnie, nie kończący się napływ wikingów potężnieje niepowstrzymanie. Wszędzie ludzie Chrystusa padają ofiarą rzezi, ognia i grabieży. wikingowie zalewają wszystko na swej drodze i nikt nie jest zdolny im się przeciwstawić" - jestem łasy na takie cytaty. Tym razem to Ermentariusz z Noirmoutier opisujący wydarzenia z IX w., kiedy doszło do najazdu na Państwo Franków. Dalej czytamy: "Niezliczone okręty płyną w górę Sekwany, a w całym regionie zlo rośnie w siłę,. Rouen zostało spustoszone, splądrowane i spalone. Paryż, Beauvais wzięte, twierdza w Melun zrównana z ziemią, Chartres okupowane, Evreux i Bayeux złupione, a każde miasto zamknięte w okrążeniu". Nazwy jak bardzo znane i bliskie każdemu miłośnikowi średniowiecza. A we mnie po raz kolejny budzi się belfer, bo ja już wiem: każdy z tych cytatów (jakże skromnie tu przedstawianych) będzie prędzej czy później obecny na moich lekcjach. I to jest ta cenność takich lektura, jak "Furia ludzi Północy".  
Dla miłośników wzmiankowanego serialu wiadomość: jest Rollon (którego potomkiem będzie Wilhelm Zdobywca). Rok 911, Karol Prostak (praprawnuk Karola Wielkiego) i powstanie Księstwa Normandii. Tu znowu ponarzekam? A co mi tam. Dobrze by było uzupełnić treść o... drzewa genealogiczne. Warto w taki sposób śledzić dzieje domów panujących. Tym bardziej, że np. Karolingów mamy tu kilku. A nie każdy musi pamiętać o traktacie z Verdun. Przyznam się, że nigdy nie wiązałem wydarzeń które poprzedziły rok 843 z jak pisze Autor "otworzyły falę wikińskich najazdów". Naprawdę człowiek całe życie sie uczy. To nie jest banał. Stąd i nie dziwi takie zdanie, jakie znajduję na jednej ze stron: "Przez cały czas czynnikiem, który umożliwiał wikingom najpierw podejmowanie wypraw łupieskich przy znikomej scentralizowanej reakcji, a następnie usadawianie się u  ujść frankijskich rzek, była słabość polityczna oraz podziały wśród Karolingów". 
Dobrze, że mamy tablice chronologiczne. Rekompensuje ona brak drzew genealogicznych. Super, że są mapy. Dla miłośników serialu: jest i Ragnar Loðbrók oraz jego synowie Ivar i Halfdan! Mamy zatem okazję zweryfikować wiedzę nabytą poprzez fabułę? Historia spotyka się z legendą. Sam Ph. Parker powołuję się na jedną z nich, kiedy pisze o klęsce i śmierci króla Edmunda. Poczynania Wielkiej Armii Pogan czy Wielkiej Letniej Armii - wszystko tu mamy. Objętość książki nie pozwala na zawieranie szczegółów. Szkoda. bitwa pod Ashdown chyba zasłużyła na większą uwagę, ale rozumiem: takie są nieubłagane prawa edycji. Rekompensuje nam za to cytatem dotyczącym walk z 937 r. i zwycięstwa nad wikingami pod Brunanburh: "Jak dzień długi konne oddziały Wesseexu nie ustawały w pościgu za wrogiem, wyrzynając pierzchnących od tyłu ostrymi mieczami [...]. Pięciu młodych królów legło od miecza na polu boju, obok siedmiu earlów Olafa [tj. O. Guthrothsson - przyp. KN] oraz niezliczonej rzeszy żeglarzy i Szkotów".  W tym samym źródle podano jeszcze: "Nigdy wcześniej, wedle tego, co mówią nam księgi oraz dawni mędrcy, nie dokonano na tej wyspie ostrzem miecza większej rzezi wojsk od czasu, gdy Anglowie i Sasi przybyli tu ze wschodu". Trzeba przyznać, że autor "Kroniki anglosaskiej" był nieomal poetą, a na pewno dobrym pisarzem. 
Ciekawie Ph. Parker zarysował, jak chrystianizowała się Skandynawia.  "...Duńczycy byli skłonni uznać Chrystusa za boga, ale uważali go po prostu za jednego z wielu, i to zdecydowanie mniej potężnego niż ich własne bóstwa, takie jak Odyn czy Thor". Poznajmy konwersję Haralda Sinozębnego i kolejne sagi o dzielnych Wikingach, np. o egzekucji jomswikingów, których kazał zgładzić jarl Håkon. Przy okazji dowiadujemy się jak ważną rolę dla ustalenia faktów odgrywa archeologia: "...bierze się to stąd, że przez długi czas nordycka kultura była przedpiśmienna". Tym bardziej budzą naszą ciekawość wszelkie zapisy źródłowe. Bardzo bogato Ph. Parker wykorzystał opis rytuału pogrzebu, jaki zostawił Ibn Fadlan. Szczegółowo można krok po kroku odtworzyć ten obrzęd. Opis jest na tyle plastyczny, że po prostu stajemy się jego świadkiem. Z racji na jego brutalność i  podtekst erotyczny zostawiam te szczegóły zainteresowanym czytelnikom.  Jeśli kogoś rozczarowałem, to trudno. Cytowanie wyjętych zdań moim zdaniem tym razem mija się z celem. Trudno, aby przy tej okazji Ph. Parker nie wspomniał o odkryciach z 1880 i 1904 r., kiedy z kurhanów pogrzebowych wydobyto m. in.  łódź. 
Stąd już prosta droga do przybliżenia czytelnikowi technik nawigacji. Przeczytamy o wątpliwościach wokół kamienia słonecznego, nawigacji zliczeniowej (drewniana tarcza z wbitym kołkiem). Tak, wszystko to za jednym zamachem widzimy w użyciu przez serialowego Ragnara. "Ci, którzy wyobrażają sobie, że każdy wikiński żeglarz miał pod ręką precyzyjne przyrządy nawigacyjne, niech wiedzą, że w sagach jest mnóstwo relacji o podróżnikach zepchniętych z kursu przez sztormy, którzy zwyczajnie nie wiedzieli, gdzie się znaleźli" - puentuje Ph. Parker. "Od smoczych głów na dziobach okrętów po misterną ornamentykę biżuterii i wzory wijące się wstęgami na kamieniach runicznych - niemal każdy wikiński zabytek stanowi świadectwo zamiłowania do zdobień" - i oto docieramy do Wikingów nie zbójów, morderców i gwałcicieli, ale Wikingów artystów, rzemieślników, ba! estetów. I tu nie ma lipy! Opis różnych stylów (np. Ringerike), regionów występowania. Na szczęście zadbano o ikonografię, która ułatwi nam zrozumieć zachwyt etnografów i historyków.
Islandia znalazła się w kręgu moich zainteresowań odkąd bliski mi znajomy zapuścił tam korzenie. Tym bardziej z uwagą przeczytałem o kolonizacji egzotycznej (w swoim wyjątkowym sensie) tej niezwykłej wysypy.  I znowu czegoś nowego dowiedziałem się: "Badania mitochondrialnego DNA (mtDNA)- które jest przekazywane wyłącznie w linii żeńskiej - ujawniły wysoki poziom celtyckiego materiału genetycznego w dzisiejszej populacji islandzkiej . Może to oznaczać, że pokaźna część (jeśli nie większość) kobiet, które uczestniczyły e pierwszej fali osadnictwa, była celtyckiego, najprawdopodobniej irlandzkiego pochodzenia". I tu źródłem poznania przeszłości są sagi. Te tez nie stronią od opisu walk, np. : "Gunnar zobaczył go i strzelił do niego z łuku. Gdy Sigurd ujrzał strzałę w powietrzu, zasłonił się tarczą, lecz strzała przeszyła tarczę i przebiwszy mu oko, utkwiła w karku. Padł pierwszy". Po inne chwalebne i bitewne czyny proszę zerknąć do książki "Furia ludzi Północy". 
"Archeolodzy odkryli na inuickich stanowiskach, zarówno na Grenlandii, jaki i w Ameryce Północnej, wiele normańskich zabytków, które wskazują, że te dwie społeczności utrzymywały intensywniejsze kontakty, niż sugerowałyby świadectwa pisane" - i zawędrowaliśmy tak daleko dzięki "Furii ludzi Północy". Ciekawe są opisy znalezisk, ale i przytaczanie inuickich podań ludowych o rywalizacji, np. sportowej między Inuitami a Wikingami. Jest okazja poznać poruszające rytuały pogrzebowe, np.wbijany kołek, kiedy pochówek odbywał się bez księdza, a potem po jego zjawieniu się wlewanie w otwór wodę święconą. Nie spodziewałem się spotkać na kartach tej książki papieża Aleksandra VI (Rodrigo Borgia). A jest! Jak również historia osadnictwa i losu Kościoła na Grenlandii.
"Szwedzcy wikingowie i kupcy, nie mając łatwego dostępu do zachodnich mórz, jakim cieszyli sie ich odpowiednicy z Danii i Norwegii, skierowali swą uwagę na wschód. Tu, już od połowy VII wieku, zaczęli kolonizować wybrzeża Morza Bałtyckiego [...]" -  czyli mamy Ruś i korzenie Rurykowiczy! Znowu trudno datować, kiedy ruszyli Wikingowie/Waregowie na wschodnie rubieże Bałtyku. "Istnieje jednak dowód na to, że do lat trzydziestych IX wieku niezaprzeczalnie dotarli z biegiem Dniepru aż do Konstantynopola" - i Autor po chwili dodaje zapis z "Powieści", jak wygnano Waregów, a potem poselstwo błagało o ich powrót: "I wybrali się trzej bracia z rodami swoimi, i wzięli ze sobą wszystką Ruś i przyszli do Słowien najprzód, i siadł najstarszy, Ruryk, w Nowogrodzie, a drugi, Sineus, na Białym Jeziorze, a trzeci, Truwor, w Izborsku. I od tych Waregów przezwała się ziemia ruska".  Bardzo ciekawym źródłem jest relacja perskiego geografa Ibn Rosteha z początku X w. Możemy prześledzić dzieje potomków Ruryka do czasów Włodzimierza Wielkiego i  jednego z jego synów, Jarosława Mądrego. Bez obaw: o wyprawie Bolesława Chrobrego w 1018 r. i pogromieniu tegoż Jarosława (czy innych tego powiązaniach z domem Piastów) nie poczytamy sobie.
"...angielska armia uświadomił sobie, że nie ma żadnej nadziei na dalsze opieranie się Normanom. Wiedzieli oni, że utrata wielu wojów osłabiła ich, że sam król i jego bracia wraz z niemałą liczbą możnych królestwa zginęli, że wszyscy, którzy pozostali, są u kresu sił i nie mogą liczyć na odsiecz" - to Wilhelm z Poitiers o bitwie pod Hastings (1066 r.). Trudno nie zgodzić się z Ph. Parkerem, kiedy pisze: "Wilhelm wygrał bitwę dzięki szczęściu8 i sprzyjającym okolicznościom. Gdyby Harold nie musiał stawiać czoła norweskiej inwazji na północy, jego wojska byłyby bardziej wypoczęte, a jego armia liczniejsza". Dalsze spekulacje mało mnie interesują. Nie mam zrozumienia dla takich rozważań. Dla mnie liczą się fakty. A to, czy normandzki Wilhelm miał szczęście? Na tym polega wojna: wygrywa ten kogo Fortuna wspiera! Tego dnia była po stronie najeźdźców, a nie obrońców angielskiego wybrzeża. 
"Furię ludzi Północy..." czyta się doskonale! Nie będę zestawiał jej do innych znanych mi opracowań. Jestem zdania, że mamy kawałek dobrze skrojonej historii. Narracja Philipa Parkera na pewno nie jest nudziarstwem. umiejętnie równoważy wątki polityczne, społeczne i kulturowe. Dostajemy ciekawy obraz świata Wikingów, wzmacnia nasza wiedzę o tym niezwykłym ludzie. Ciekawe na ile krytycznie pozwoli później spojrzeć na podziwiany serial telewizyjny? Mój egzemplarz odegrał swoją rolę  już w jednej z klas licealnych.  Za kilka miesięcy poznają go uczniowie klasy V szkoły podstawowej. Jest z czego czerpać, na czym sie oprzeć i co polecić młodemu (dorastającemu) czytelnikowi.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.