piątek, kwietnia 10, 2020

Warszawa - 10 IV 2010 r. - sobota

...i jeszcze jedno przypomnienie: moje pisania z 9 kwietnia 2013 r. Usunąłem nadmiar zdjęć. Nie wprowadzałem żadnych korekt, ani zmian. Smutne, że to porażające wydarzenie, ta tragiczna rocznica stała się przedmiotem manipulacji, pomówień i wrogości. 

*      *     *
Z pamiętną sobotą 10 kwietnia 2010 r. jest chyba tak samo, jak z 22 listopada 1963 r. dla Amerykanów, kiedy zamordowano Johna F. Kennedyego. Każdy kto pamięta tamten dzień wie, gdzie wiadomość go zastała? W jednym i drugim przypadku nieubłagany los historii zakończył życie Głowy Państwa.
Oto mój obraz tamtego wstrząsającego dnia! Pierwszych godzin po rozejściu się po kraju hiobowej wieści, że pod Smoleńskiem rozbił się samolot z 96 osobami na pokładzie. Wśród zabitych znalazł się m. in. prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Lech A. Kaczyński z małżonką Marią. 

Tego dnia musiałem być w Warszawie. Konferencja  w siedzibie Polskiego Towarzystwa Historycznego Rynek Starego Miasta 29/31. Zawsze ze sobą w podróż zabieram dwie rzeczy: książkę i aparat fotograficzny. Miałem jednak na tyle czasu, że spokojnie przemierzałem Krakowskie Przedmieście. Śródmieście właściwie puste. Myślałby kto: epidemia jaka? Zrobiłem zdjęcia Kopernikowi, podszedłem przed kościół Świętego Krzyża. Uwieczniałem Chrystusa, który ugina sie pod ciężarem masywnego krzyża, kiedy odebrałem telefon. 
Słysze głos Syna: "Czy wiem co się stało?". Pauza nie niosła ani otuchy, ani radosnej niespodzianki. Pomyślałem o mojej teściowej, a jego babci, która akurat była w szpitalu... Aż tu nagle zgrzyt, padają słowa:  katastrofa! wypadek! śmiertelne ofiary!... brak szczegółów!... Zmroziło mnie. Teraz, kiedy to piszę czuję, że nie jest mi to wspomnienie obojętne. 
Zanim doszedłem do Pałacu Prezydenckiego (czy w latach 2005-2010 równie często podkreślano jego... namiestnikowską przeszłość?) telefon odzywała się raz... drugi... trzeci... Już było wiadomo: Prezydent nie żyje! Syn podawał mi kolejne nazwiska: Gosiewski! Kaczorowski! Szmajdziński! Płażyński! Szymanek-Deresz! Kurtyka!... Raptem miesiąc wcześniej widziałem prezesa IPN-u w siedzibie przy ul.Towarowej 28?... Kiedy usłyszałem "Komorowski" zacząłem zachodzić w głowę "co teraz?!". No, skoro nie żył Prezydent oraz Marszałek Sejmu?... Czy Konstytucja przewidziała inny wariant przejęcia władzy? Po chwili sprostowanie: "Zginął Stanisław Komorowski!".


Na Pałacu Prezydenckim flaga łopotała na normalnej wysokości. Lwy pilnowały dawnej siedziby Koniecpolskich i Radziwiłłów! Książę Józef z wysokości swego konia zdawał się obojętnie patrzeć ku przodowi? Dopiero ustawiała się pierwsza ekipa telewizyjna. Zapytani operatorzy nic konkretnego nie potrafili powiedzieć?  Brak informacji, to dla umysłu istna masakra!


Kiedy wszedłem do pewnej cukierni lista ofiar była podawana przez radio. Chciałem o coś zapytać ekspedientki i... załamał mi się głos! Po prostu zacząłem mówić i nagle dźwięk zaczął gdzieś tam grzęznąć? Przy Katedrze św. Jana z ust do ust roznosiła się wiadomość, obcy sobie ludzie podchodzili do siebie i jeden drugiemu dopowiadał ciąg dalszy... Zamierały uśmiechy, stan niedowierzania mącił sobotni spokój, stawało się jasne - oto na naszych oczach rozgrywa się dramat największej katastrofy w historii.
W siedzibie P.T.H. gwar, podniecenie. Myślałem nawet, że pani Zofia Kozłowska odwoła spotkanie. Stan egzaltacji jednej z osób wpadał powoli w jakąś niekontrolowaną histerię? Spodobała mi sie postawa pewnej starszej pani, która na widok zachowanie onej powiedziała: "Droga pani, nie takie rzeczy przyszło nam przeżywać. Proszę się uspokoić. Damy radę...". Niewiele to pomagało, bo co chwilę podnosił sie ten sam głos z okrzykiem "Ojej! Ojej! co to będzie?! Co to będzie?!". "Droga pani wojnę przeżyliśmy, bolszewię...", ale "Ojej! Ojej" - nie ustawało. "A jak się mąż dowie?!"- dodał podniecony do granic głos. Kobieta chwyciła za telefon i nie bacząc, że akurat zabrał głos były wiceminister oświaty, rozpoczęła dobijanie się do męża?...


Kiedy opuszczałem gmach P.T.H. na Starym Mieście już powiewały flagi z kirem. Na bramie do Zamku Królewskiego przyczepiono kartkę informującą o zamknięciu zabytku z powodu katastrofy. Kiedy spojrzałem w kierunku Krakowskiego Przedmieścia tłum ludzi wypełniał przestrzeń. To było morze! Jakżeż kontrastowy obraz z tym zapamiętanym sprzed godziny 10. Niewiele osób interesowały się wystawą z okazji rocznicy mordu katyńskiego! Kto żyw szedł pod Pałac Prezydencki!


Flaga opuszczana do połowy. Kwiaty, wiązanki, znicze!... Ktoś na lwie broniącego wjazdu na pałacowy dziedziniec płożył szalik Polonii Warszawa. W wielu rękach flagi z kirem. Twarze skupione, poważne, smutne, niepewne. Mnóstwo ekip telewizyjnych. Kamery wycelowane w Pałac, na ludzi. Nad głowami potężne "miotły" mikrofonów?


Nagle tłum rozstępuje się. Wyjeżdża samochód. Ciemne szyby, nikogo nie widać. Ktoś przypuszcza: "Premier!". Ale przecież premiera Tuska nie ma w Warszawie. Taka, mała plotka, którą rodzą nerwy i zmęczenie. Tak, bo ten tłum był zmęczony. Zmęczony i przybity ogromem tragedii! Nie mogę za niego pisać. Wyrażam to, co sam czułem i czuję, i będę kiedyś opowiadał wnukom. Tragedia 96 osób! Śmierć bezsensowna! Śmierć w drodze do takiego miejsca, jak Katyń? To chyba jakiś koszmarny chichot historii?! Wobec takiej tragedii nie miało dla mnie znaczeni, kto po jakiej stronie stał... czy był w paski czy kropki... szary czy fioletowy... lubiłem czy nie lubiłem... Śmierć wydała wyrok na wszystkich! Bez różnicy na wiek, szarże, stanowiska! W pamięci pozostaną twarze ze zdjęć...


Na hotelu "Bristol" potężne czarne chorągwie. Ten gmach pamięta kiry na swoim balkonie, choćby pamiętnego grudnia 1922 r,. kiedy milczący kondukt odprowadzał zamordowanego prezydenta G. Narutowicza do Katedry św. Jana. Mijam tłum. Coraz to ktoś dochodzi. Widzę grupkę z flagą wolnej Czeczeni. Grupa harcerzy mija mnie koło gmachu Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego  i Dowództwa Garnizonu Warszawy.

Przy Pomniku Nieznanego Żołnierza akurat odbyła się zmiana warty. Marszałek Piłsudski zerkał spod daszka maciejówki na grupę żydowskiej młodzieży, która przecinała plac mu poświęcony.


Ponure przypomnienie narodowej tragedii dobitnie podkreślają flagi z czarnymi szarfami na gmachu "Zachęty". To tu 16 grudnia 1922 r, strzały E. Niewiadomskiego okrutnie przerwały kadencję prezydencką Gabriela Narutowicza!


Wkrótce mija mnie Olgierd Łukaszewicz. Jest okazja podejść i podziękować za wspaniałe kreacje? Za ostatnią wówczas rolę filmową -  generała "Nila". Nie, nie w takiej chwili. Na to trzeba większej śmiałości i... pewnie bezczelności. Mijam podziwianego Aktora, jak każdego innego?
Przy Teatrze Dramatycznym ktoś nieprawidłowo powiesił flagi?  Najbardziej poruszają mnie te, spontanicznie zawieszone na samochodach.


Późnym wieczorem jestem z powrotem w Bydgoszczy. Na balkonie widzę wiszącą flagę. Jest na niej kir? Mój Syn pociął własną, czarną koszulkę i zrobił szarfę! Sam od siebie. Nikt tego na nim nie wymusił. Jestem zaskoczony i wzruszony...

PS: Zamieszczone tutaj zdjęcia nigdy i nigdzie nie były publikowane. Wszystkie mego autorstwa. 

1 komentarz:

  1. Piękny i wzruszający przekaz wizyty warszawskiej,wręcz dokument fotoreporterski,ale napisany w sposób bardzo wnikliwy,rzetelny ...
    Jak zwykle podziwiam ,chylę czoła i czytam z zapartym tchem.
    Ciekawy dobór zdjęć nie nazbyt nachalny ,zrównoważony i celny.
    Tragedia pod Smoleńskiem faktycznie podzieliła naród stała się symbolem tragedii narodowej,kartą przetargowa do zagrywek politycznych....
    Dla mnie osobiście przede wszystkim zginęli ludzie ,osobowości ,dla innych może brat ,siostra ,mąż ,żona , dziadek itd.
    Dla Polski i Polaków ta data zawsze już będzie smutna i straszna tym bardziej ,że zbiegła się z Katyniem ,który ciągle w nas krwawi i dotyka głęboko...
    Dziękuję za wspaniały, merytoryczny tekst,który na pewno upamiętnia osoby,które zginęły i pozostawiły bliskich w rozpaczy.
    Pomyślmy o nich w te zbliżające się Święta oddajmy im hołd w naszych myślach,modlitwach...
    Kamila Buta-Częstochowska (KBC)

    OdpowiedzUsuń