piątek, maja 03, 2019
...na 80-tą rocznicę przemówienia ministra spraw zagranicznych Józefa Becka - 5 V 1939 r. (część 1)
"Wysoka Izbo!
Korzystam ze zebrania Parlamentu, ażeby uzupełnić pewne luki w
mojej pracy, jakie miały miejsce w ostatnich miesiącach. Bieg wydarzeń
międzynarodowych uzasadniałby może więcej wypowiedzi ministra spraw
zagranicznych, niż moje jedyne expose? w Komisji Spraw Zagranicznych
Senatu.
Z drugiej strony, ten właśnie szybki bieg wydarzeń skłaniał mnie
do odraczania deklaracji publicznej do czasu, w którym główne
zagadnienia naszej polityki przyjmą bardziej dojrzałą formę.
Konsekwencje, wynikające z osłabienia zbiorowych instytucji
międzynarodowych i z głębokiej rewizji metod pracy między państwami,
które zresztą niejednokrotnie w Izbach sygnalizowałem, spowodowały
otwarcie całego szeregu nowych problemów w różnych częściach świata.
Proces ten i jego skutki dotarły w szeregu ostatnich miesięcy aż do
granic Rzeczypospolitej. To, co najogólniej o tym zjawisku można
powiedzieć, streszczam w określeniu, że stosunki między poszczególnymi
państwami nabrały bardziej indywidualnego charakteru, więcej własnego
oblicza. Osłabione zostały normy ogólne. Po prostu rozmawia się coraz
bardziej bezpośrednio od państwa do państwa.
Jeśli o nas chodzi - zaszły wydarzenia bardzo poważne" - tymi słowy rozpoczęło się najdonioślejsze przemówienie sejmowe w historii polskiego parlamentaryzmu. Mija równe LXXX lat od jego wygłoszenia. Czy autora trzeba przedstawiać? JÓZEF BECK, minister spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej.
Śmieszą mnie publikacje, które drążą podkopy pod prawdziwą histerie i z jakiś nie zrozumiałych dla mnie powodów stawią głupie pytanie: co by było gdyby, ba! Polska powinna była zgodzić się z III Rzeszą!... Co to ma wspólnego z historią? Bo ja nie wiem. Adolf Hitler nie odrobił zbyt pilnie lekcji z historii. Nikt mu nie wytłumaczył, że Polacy, to nie Czesi. Nie starczyło stuknąć nogą, aby przestraszyć lechowe dzieci.
Polska nie chciała sobie narzucić eksterytorialnej drogi i linii kolejowej z Rzeszy do Prus Wschodnich (Ostpreußen)! Polska nie chciała się zgodzić na wchłonięcie przez zachłannego sąsiada Wolnego Miasta Gdańska (Freie Stadt Danzig)! Jakby tego było mało uparta Polska, która zatrzymała barbarzyński pochód czerwonych w 1920 na Europę nie chciała przystąpić do paktu antykominternowskiego.
"Z jednymi państwami kontakt nasz stał się głębszy i łatwiejszy, w
innych wypadkach powstały poważne trudności. Biorąc rzeczy
chronologicznie, mam tu na myśli w pierwszej linii naszą umowę ze
Zjednoczonym Królestwem, z Anglią. Po kilkakrotnych kontaktach w drodze
dyplomatycznej które miały na celu określenie zakresu naszych przyszłych
stosunków, doszliśmy przy okazji mej wizyty w Londynie do bezpośredniej
umowy, opartej o zasady wzajemnej pomocy w razie zagrożenia
bezpośredniego lub pośredniego niezależności jednego z naszych państw.
Formuła umowy znana jest panom w deklaracji premiera Neville
Chamberlaina z dn. 6 kwietnia, deklaracji, której tekst został
uzgodniony i winien być uważany za układ zawarty miedzy obydwoma
Rządami. Uważam za swój obowiązek dodać tu, że sposób i forma
wyczerpujących rozmów, przeprowadzonych w Londynie, dodają umowie
wartości szczególnej. Pragnąłbym, aby polska opinia publiczna wiedziała,
że spotkałem ze strony angielskiej mężów stanu nie tylko głębokie
zrozumienie ogólnych zagadnień polityki europejskiej, ale taki stosunek
do naszego państwa, który pozwolił mi z cała otwartością i zaufaniem
przedyskutować wszystkie istotne zagadnienia, bez niedomówień i
wątpliwości.
Szybkie ustalenie zasady współpracy angielsko - polskiej możliwe
było przede wszystkim dlatego, że wyjaśniliśmy sobie wyraźnie, iż
tendencje obu Rządów są zgodne w podstawowych zagadnieniach
europejskich; na pewno ani Anglia, ani Polska nie żywią zamiarów
agresywnych w stosunku do nikogo, lecz również stanowczo stoją na
gruncie respektu dla pewnych podstawowych zasad w życiu międzynarodowym" - słyszeli zebrani na Wiejskiej posłowie.
Marszałek Józef Piłsudski miał rację, kiedy mówił o dwóch stołkach, na których siedziała Polska. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że jednak spadanie zacznie się od niemieckiego taboretu. Wacław Jędrzejewicz (1893-1993) opowiadał w jednym z wywiadów, że pani Wanda Piłsudska wspominała mu scenę, kiedy ojciec chodził po Belwederze i mówił (cytuję z pamięci): "Będziecie mieć wojnę, straszną wojnę, ale mnie z wami nie będzie". Jedno, co można wytknąć Pierwszemu Żołnierzowi Odrodzonej Rzeczypospolitej, to to, że pomylił się w ocenie Hitlera. Nie chcę tego wątku tu rozwijać, bo chce o tym napisać innym razem.
"Równoległe deklaracje kierowników politycznych strony francuskiej
stwierdzają, że jesteśmy zgodni miedzy Paryżem a Warszawą co do tego, że
skuteczność działania naszego obronnego układu nie tylko nie może być
osłabiona przez zmianę koniunktury międzynarodowej, lecz przeciwnie - że
układ ten stanowić powinien jeden z najistotniejszych czynników w
strukturze politycznej Europy.
Porozumienie polsko - angielskie przyjął pan kanclerz Rzeszy
Niemieckiej za pretekst do jednostronnego uznania za nieistniejący
układu, który pan Kanclerz Rzeszy zawarł z nami w roku 1934.
Zanim przejdę do dzisiejszego stadium tej sprawy, pozwolą mi panowie na krótki rys historyczny.
Fakt, że miałem zaszczyt brać czynny udział w zawarciu i
wykonaniu tego układu, nakłada na mnie obowiązek jego analizy. Układ z
1934 r. był wydarzeniem wielkiej miary. Była to próba dania jakiegoś
lepszego biegu historii miedzy dwoma wielkimi narodami, próba wyjścia z
niezdrowej atmosfery codziennych zgrzytów i szerszych wrogich zamierzeń,
w kierunku wzniesienia się ponad narosłe od wieków animozje, w kierunku
stworzenia głębokich podstaw wzajemnego poszanowania. Próba
sprzeciwiania się złemu jest zawsze najpiękniejszą możliwością
działalności politycznej.
Polityka polska w najbardziej krytycznych momentach ostatnich czasów wykazała respekt dla tej zasady.
Pod tym kątem widzenia, proszę Panów, zerwanie tego układu nie
jest rzeczą mało znaczącą. Natomiast każdy układ jest tyle wart, ile są
warte konsekwencje, które z niego wynikają. I jeśli polityka i
postępowanie partnera od zasady układu odbiega, to po jego osłabieniu,
czy zniknięciu nie mamy powodu nosić żałoby. Układ polsko - niemiecki z
1934 r. był układem o wzajemnym szacunku i dobrym sąsiedztwie, i jako
taki wniósł pozytywną wartość do życia naszego państwa, do życia Niemiec
i do życia całej Europy. Z chwilą jednak, kiedy ujawniły się tendencje,
ażeby interpretować go bądź to jako ograniczenie swobody naszej
polityki, bądź to jako motyw do żądania od nas jednostronnych, a
niezgodnych z naszymi żywotnymi interesami koncepcji stracił swój
prawdziwy charakter" - dużo tego cytowania? Wielu może sądzi, że cała mowa to tych kilka minut, jakie znamy z nagrań archiwalnych, jakie często są cytowane przy różnej okazji, kiedy minister spraw zagranicznych mówił o żądaniach Niemiec wobec Polski i tego, co dobitnie powiedział o honorze.Nie. Jak widać mowa była zdecydowanie dłuższa, zdecydowanie wyliczała jak układały się stosunki na linii Warszawa-Berlin. Całej nie zamieszczam od razu. Pozwolę na oddech i powrót w kolejnej części (-ciach).
c. d. n.
PS: Tym tekstem (jego częścią I) włączam się do pisania o Wrześniu '39.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.