czwartek, stycznia 11, 2018
Przeczytania... (245) Samuel C. Gwynne "Wrzask rebeliantów. Historia geniusza wojny secesyjnej" (Wydawnictwo Czarne)
Zapewne na regałach wielu z nas stoi trylogia autorstwa ojca i syna, czyli Michaela i Jeffa Shaara. Literackie ujęcie wojny secesyjnej / civil war stało się jedną z nielicznych okazji, aby poznać dzieje tej najokrutniejszej w dziejach Stanów Zjednoczonych wojny*. Bratobójczej wojny. Opracowań rzetelnych i naukowych prawie nie ma. Starczy zerknąć do bibliografii. robi wrażenie. Nie rozumiem dlaczego wydawnictwa zamykają swe drzwi przed publikacją tej tematyki. Amerykańskie półki uginają się od tomów jej dotyczących. Kilka bitewnych monografii pewnego szacownego polskiego wydawnictwa nie może wypełnić próżni. I oto - JEST! Jest książka, na której pojawienie się wielu z nas bez wątpienia czekało, kiedy tylko rozeszło się, że Wydawnictwo Czarne szykuje się do publikacji! Seria amerykańska ostatnio dotyka na różne sposoby, warianty, okresy jednego wspólnego tematu: Południe (Dixi). Niech mi będzie darowane cytowanie tu każdej cennej publikacji. Dla przejrzystości zapisu umieszczam je w przypisie**. Leży przede mną tom, który napisał Samuel C. Gwynne "Wrzask rebeliantów. Historia geniusza wojny secesyjnej", a dla nas przetłumaczył go Jan Dzierzgowski.
Żaden z miłośników i pasjonatów wojny secesyjnej/civil war nie ma wątpliwości kto jest bohaterem opasłego tomu (całość to 753 strony). Nie uwierzę, że miałby problem z identyfikacją kto jest na fotografii. To sam generał Thomas "Stonewall" Jackson (1824-1863). Za to ja mam nieodparty kłopot z... Autorem. Dlaczego pisząc o konfederatach używa określenia "rebelianci"? Raz po raz. Biogram na ostatniej stronie okładki jest bardzo oszczędny. Dowiadujemy się, że jest dziennikarzem, pisał m. in. dla "The Time" czy "The New York Times", otarł się o Nagrodę Pulitzera, ale wyróżniono go Nagrodą Stowarzyszenia Krytyków Literackich. Nic o ewentualnych sympatiach historycznych S. C. Gwynne'a. Nawet gdyby takowe w ogóle istniały, to chyba należałoby zachować daleko idący obiektywizm i zrezygnować z określenia "rebelianci".
Jedno nie ulega wątpliwości: Samuel C. Gwynne wykonał dobrą robotę. Pewnie, że mam utrudnioną sprawę, bo nie potrafię porównać tego pisania z żadnym innym. Na wyciągnięcie ręki stoi nieopodal mnie biografia prezydenta Abrahama Lincolna (PIW, Warszawa 1990)***. Ale to "Przeczytanie..." nie może zamienić się w analizę porównawczą kilku dostępnych publikacji. Skazany niejako jestem na własny węch i subiektywne odczucia. Na proste pytanie "Jak ci się czytał?" odpowiem równie lapidarnie: "Dobrze!". Nie ma chwili zwątpienia lub przekonania utraconego zbytecznie czasu. Przeszło siedemset stron życia generała Jacksona, to biografia, o jakiej marzyłem od lat. Publikacja jej budzi nadzieję, że Czarne (lub konkurencyjne wydawnictwa?) pójdzie za ciosem i w 2018 r. zaskoczy nas kolejnymi tytułami, których bohaterami będą inni generałowie wojny secesyjnej, tej miary, co R. E. Lee, J. Longstreet, J. E. B. Stuart (Jeb), N. B. Forrest.
"Zamiast uganiać się za najdrobniejszymi faktami, wybrałem te zdarzenia i interpretacje, które rzucają najwięcej światła na mojego bohatera" - tak Samuel C. Gwynne uprzedza ewentualne zarzuty, że nie pomieścił każdego drobiazgu z 39-lecia biografii swego bohatera na kartach książki. Ja też zmierzam w taką ścieżkę. Zachętą mają stać się wypowiedzi samego "Stonewalla". Podziwiam żarliwą wiarę, jaką kierował się w życiu bohater spod Bull Run czy Chancellorsville. Wystawiał się na cel wroga, wierząc, że Bóg ma względem niego swoje plany i jak będzie chciał go do siebie powołać, to na pewno to zrobi. To dlatego stał, jak niewzruszony, kamienny mur i nie tylko zawdzięczał temu swój wojenny przydomek, ale i wdzięczność pokoleń wzrastających na Południu. Pięknie pisał do zony: "Moje Najdroższe Stworzenie - wczoraj stoczyliśmy wielką bitwę i odnieśliśmy wspaniałe zwycięstwo. Wszelka chwała należna jest Bogu jedynie". W tym samym cytowanym fragmencie znajduje się tez taki zapis: "Wielkie zasługi należą się poszczególnym jednostkom naszej dzielnej armii, niemniej Bóg przede wszystkim moją brygadę wybrał, by odparła nieprzyjaciela". Można by pokusić się o tekst pt. "Gen. Th. Jackson i Bóg". Po bitwie pod McDowell w jednej z konfederackich gazet, "Lynchburg Virginian", napisano: "Któż miałby wątpić w jego słowa? Jak przystało na chrześcijańskiego bohatera, zwycięstwo przypisał Panu. Niech nam żyje Jackson!".
"Wieści o zwycięstwie Jacksona pod Winchesterem wstrząsnęły establishmentem politycznym i wojskowym w Waszyngtonie. Rebeliancki generał dokonał niemożliwego" - cytuję za Autorem, by wykazać, że używał owego "rebelianta" nawet w opisie głównego Bohatera.
"Taktyki wojny secesyjnej opracowywali zupełnie od zera ludzie rozpaczliwie próbujący ujrzeć cokolwiek w siarczystym dymie i mgle pól bitewnych, odczytać ukształtowanie terenu i ruchy jednostek, zorganizować dostawy, określić skutki ostrzału artyleryjskiego oraz rozeznać się w setce innych rzeczy, które nie zostały ujęte ani w podręcznikach wykorzystywanych w West Point, ani w maksymach Napoleona" - długi cytat? Jedno zdanie Autora biografii. Daruję sobie wyciągania opisów poszczególnych batalii, bo to moje tu pisanie zamieniłoby w ciąg chronologicznych wydarzeń. Nie przestaję ustawać w jednym: szukaniu człowieka. A tym był ON, generał Th. Jackson! Zostawię tu krótki opis uczestnika bitwy pod Kernstown: "Regimenty tasowały się i tratowały, ale nie ustawaliśmy ani na moment, byle jak najszybciej pozbyć się naszych przydziałowych sześćdziesięciu naboi. Ładowaliśmy i strzelaliśmy tak żywo, jak to tylko mozliwe". Jeden z oficerów 12 Regimentu, po kolejnej bitwie, pisał do żony: "Jakże drobnym czułem się w tej walce, w gradzie pocisków muszkietowych i kul armatnich, kiedy wkoło najlepsi moi przyjaciele padali martwi i śmiertelnie ranni. Najdroższa, niepodobna wyrazić, co czułem, gdy wreszcie wszystko się skończyło, gdy rozejrzałem się i nadeszły łzy". Płaczący żołnierz nad pobojowiskiem? Ten zapis jeszcze teraz musi poruszyć.
Nie piszę nigdy laurek czytanym książkom, tak jak nie wystawiam ocen swoim uczniom. One i Oni - sami TO robią. Pewnie, że nie mam przeogromnej wiedzy na temat, bo poza mym zasięgiem pozostaje literatura angielsko-języczna (nigdy nie uczyłem się języka, którym posługiwał się choćby gen. Th. Jackson). Mogę tylko z zazdrością spoglądać na strony, które oferują książki na temat. "Wrzask rebeliantów..." broni się swą rzetelnością i narracją. Żałować tylko należy, że na żadnej stronienie mamy ani jednej fotografii na temat. Pewnie, że miłośnik epoki odróżni J. Early'ego od J. Longstreet'a, a A. Burnside'a od J. Hooker'a, ale co ma zrobić nowicjusz, dla którego książka S. C. Gwynne'a, to dopiero zaproszenie do epoki? Zawsze w takiej sytuacji podnoszę larum. Wychodzi ze mnie belfer. Ale przecież nie znamy każdej twarzy tej strasznej wojny! Jak wyglądał gen. John D. Imboden? Sam zaglądnąłem do Internetu****. Bez sensownej poglądowości nie ma nauki historii. I to w każdej postaci. Kilka map nie wypełni próżni. Tym bardziej wynotowuję, co myślał i jak czynił major Thomas Jackson, kiedy wykładał w Lexington, w Akademii Wojskowej Wirginii. Na ile można kierować się tymi zasadami w XXI w.?
- Spuściliśmy im baty. Uciekli niczym owce. Dajcie mi dziesięć tysięcy ludzi, a jutro zdobędę Waszyngton!
- Wdzięczny jestem, że łaskawa Opatrzność uczyniła mnie sprawnym narzędziem generała Johnstona.
- Czymże jest życie bez honoru? Upadek gorszy jest od śmierci.
- Wstrzymajcie ogień, póki nie podejdą na odległość pięćdziesięciu jardów. Jak już oddacie strzały, weźcie ich na bagnety, a gdy będziecie szarżować, krzyczcie niczym Erynie!
- Bałem się jedynie, że bitewny ogień nie będzie dostatecznie gorący, abym mógł się odznaczyć.
- Odkąd znalazłem się na tej ziemi widziałem rzeczy, które stopiłyby lód w sercu najbardziej nieludzkiej istoty.
- Śmierć na polu bitwy jest rzeczą bez porównania lepszą aniżeli śmierć w skażonym lazarecie.
- Gdy biegnę wstecz myślami, widzę, że każdy kolejny rok zapowiadał się lepiej od poprzedniego.
- Ilekroć wysyłam list na poczcie, dołączam do niego prośbę, by Bóg pobłogosławił me zamiary oraz adresata.
- Nie dostrzegłem, by płonął w nim [t. J. Davisie, prezydencie CSA - przyp. KN] ogień, choć dotąd się tego spodziewałem.
- Poczucie obowiązku kazało mi ruszyć na wojnę, poczucie obowiązku mnie tu trzyma.
- Wojna nie ma dla mnie uroku, zbyt wiele się naoglądałem jej koszmarów.
- Trzeba aresztować każdego, kto nie wypełnia obowiązków, i stawiać przed sądem polowym.
- Kraj chce wojny! Na Richmond! Na Richmond! Nie dopuśćmy, by 20 lipca zebrał się tam rebeliancki Kongres! Do tego czasu miasto musi być pod kontrolą narodowej armii - "New York Tribune".
- Nie darzono go szczególną uwagą. Był cichy i powściągliwy, nikomu nie miał wiele do powiedzenia - wypowiedź jednego z oficerów.
- Jackson uchodzi tu za dowódcę surowego, nieomalże tyrana, lecz cieszy się pełnym zaufaniem jednostki - wypowiedź jednego z podkomendnych.
- Wszyscy się go bali, nikt bowiem nie wiedział, jakże łagodne i dobre serce bije w jego piersi - ochotnik Charles Grattan.
- Wszyscy sądzili, że jedna bitwa przesądzi o wyniku. Owo przekonanie podzielali nawet rządzący, którzy ściągnęli na ludzi wszystkie nieszczęścia i powinni byli wiedzieć lepiej - Wiliam Blackford (oficer CSA).
- Utrzymywał dyscyplinę, lecz zarazem krył w sobie niewieścia uprzejmość i łagodność. Jeśli się dobrze wykonywało jego rozkazy, był najbardziej uprzejmym człowiekiem w całej armii - gen. John Imboden.
- Niepodobna wyrazić, jak brzydzą mnie ci nieszczęśni politycy. To doprawdy najwstrętniejszy gatunek ludzi - gen. George B. McClellan.
- Lękam się, że rząd zrobił naszego najlepszego dowódcę brygady drugorzędnym albo wręcz trzeciorzędnym generałem majorem - opinia jednego z konfederackich żołnierzy.
- ...Jackson był zasadniczo żołnierzem i uważał, że jego obowiązkiem, wynikającym z rangi, jest wykonywanie poleceń, a nie podsuwanie jakichkolwiek sugestii. Umknęło mi sedno jego charakteru - nie tylko może cierpliwość, ile pragnienie ruchu, czynu, chwytania okazji - gen. William B. Taliaferro.
- Jackson jest ponury niczym słup, póki przypadkiem coś go nie najdzie, a wówczas wybucha śmiechem tak dziwacznym, że od razu staje się jasne, iż nigdy nie nauczył się śmiać. Jakże proste jest jego serce! - John T. L. Preston.
- Południe zdaje się spowite gęstniejącym mrokiem. Katastrofa goni katastrofę - Maggie Preston.
- Na dystansie kilkuset jardów przeciwnik może walić do ciebie cały dzień, a i tak się nie zorientujesz - gen. Ulysses S. Grant.
- Osobiście uważam synów Starej Wirginii za zdegenerowaną rasę - David H. Strother.
- I pomyśleć tylko, że cywilizowani ludzie zabijają się nawzajem jak bestie; że też najwyższy nasz Władca nie położy temu kresu - kapitan S. G. Pryor.
- Nie przyszło wam do głowy, że generałowi Jacksonowi brak piątej klepki? - gen. Richard S. Ewell.
- Kiedy się zjawił, żołnierze tłumnie wyszli na drogę i machali czapkami. Od okrzyków radości szumiało w uszach - relacja żołnierza Ewella.
"Wieści o zwycięstwie Jacksona pod Winchesterem wstrząsnęły establishmentem politycznym i wojskowym w Waszyngtonie. Rebeliancki generał dokonał niemożliwego" - cytuję za Autorem, by wykazać, że używał owego "rebelianta" nawet w opisie głównego Bohatera.
"Taktyki wojny secesyjnej opracowywali zupełnie od zera ludzie rozpaczliwie próbujący ujrzeć cokolwiek w siarczystym dymie i mgle pól bitewnych, odczytać ukształtowanie terenu i ruchy jednostek, zorganizować dostawy, określić skutki ostrzału artyleryjskiego oraz rozeznać się w setce innych rzeczy, które nie zostały ujęte ani w podręcznikach wykorzystywanych w West Point, ani w maksymach Napoleona" - długi cytat? Jedno zdanie Autora biografii. Daruję sobie wyciągania opisów poszczególnych batalii, bo to moje tu pisanie zamieniłoby w ciąg chronologicznych wydarzeń. Nie przestaję ustawać w jednym: szukaniu człowieka. A tym był ON, generał Th. Jackson! Zostawię tu krótki opis uczestnika bitwy pod Kernstown: "Regimenty tasowały się i tratowały, ale nie ustawaliśmy ani na moment, byle jak najszybciej pozbyć się naszych przydziałowych sześćdziesięciu naboi. Ładowaliśmy i strzelaliśmy tak żywo, jak to tylko mozliwe". Jeden z oficerów 12 Regimentu, po kolejnej bitwie, pisał do żony: "Jakże drobnym czułem się w tej walce, w gradzie pocisków muszkietowych i kul armatnich, kiedy wkoło najlepsi moi przyjaciele padali martwi i śmiertelnie ranni. Najdroższa, niepodobna wyrazić, co czułem, gdy wreszcie wszystko się skończyło, gdy rozejrzałem się i nadeszły łzy". Płaczący żołnierz nad pobojowiskiem? Ten zapis jeszcze teraz musi poruszyć.
Nie piszę nigdy laurek czytanym książkom, tak jak nie wystawiam ocen swoim uczniom. One i Oni - sami TO robią. Pewnie, że nie mam przeogromnej wiedzy na temat, bo poza mym zasięgiem pozostaje literatura angielsko-języczna (nigdy nie uczyłem się języka, którym posługiwał się choćby gen. Th. Jackson). Mogę tylko z zazdrością spoglądać na strony, które oferują książki na temat. "Wrzask rebeliantów..." broni się swą rzetelnością i narracją. Żałować tylko należy, że na żadnej stronienie mamy ani jednej fotografii na temat. Pewnie, że miłośnik epoki odróżni J. Early'ego od J. Longstreet'a, a A. Burnside'a od J. Hooker'a, ale co ma zrobić nowicjusz, dla którego książka S. C. Gwynne'a, to dopiero zaproszenie do epoki? Zawsze w takiej sytuacji podnoszę larum. Wychodzi ze mnie belfer. Ale przecież nie znamy każdej twarzy tej strasznej wojny! Jak wyglądał gen. John D. Imboden? Sam zaglądnąłem do Internetu****. Bez sensownej poglądowości nie ma nauki historii. I to w każdej postaci. Kilka map nie wypełni próżni. Tym bardziej wynotowuję, co myślał i jak czynił major Thomas Jackson, kiedy wykładał w Lexington, w Akademii Wojskowej Wirginii. Na ile można kierować się tymi zasadami w XXI w.?
- Staraj się żyć w pokoju z bliźnimi. Nikomu bez powodu nie okazuj braku szacunku.
- Nie sil się nigdy, aby wzięto cię za mądrzejszego lub bardziej uczonego niż twoi towarzysze.
- Unikaj krzywdzących oszustw. Niech myśli twa i twa mowa będą niewinne i sprawiedliwe.
- Jeśli zabierasz głos w towarzystwie, daj pierwej przemówić innym.
- Unikaj triumfowania nad przeciwnikiem.
- O osobie i przyjaciołach mów tak mało, jak to możliwe.
Subtelna, moim zdaniem, lekcja. Trudno się nie zgadzać z tym, jak traktował innych. Choć z drugiej strony dowiadujemy się: "Praca wykładowcy musiała Jacksona wiele kosztować. Ewidentnie się do niej nie nadawał. Dziw, że wytrzymał tyle lat". Warto wczytać się, jakim był człowiekiem. Jak traktował samego siebie. Jakie targały nim... dziwactwa. Sam Autor przyznaje: "Spis jego dziwactw był długi - tak długi, że trudno wszystkie przytoczyć. Choć Jackson kilka razy w tygodniu uczęszczał do kościoła, często zasypiał podczas nabożeństw". A niezwykła dbałość o zdrowie? Oczy, przewód pokarmowy, słuch, gardło, wątroba, nerki - to tylko kilka z wymienianych bolączek bohatera Konfederacji. Dieta! Przechodzić na proszone kolacje z własnym prowiantem i uparcie stać, niż siedzieć? Nagle bohaterski generał staje się nam bliższy, bardziej człowieczy! To nie jest już brodaty jegomość z fotografii lub idealizowanych obrazów. Miast huku armat mamy jegomościa, który każdego dnia zaliczał ośmiokilometrowy spacer i wdziewał mokrą koszulę (to w ramach wodolecznictwa). Wiele o tym, jakim był człowiek zdradzają listy Generała do siostry, Laury:
- Droga siostro, na próżno będą mnie ludzie przekonywać, że nie ma Boga i że w modlitwie nie doświadczamy Jego łagodnej obecności.
- Od dłuższego czasu ani jeden dzień nie upłynął mi, bym nie czuł, że Pan jest przy mnie, gdy rano pacierz odmawiam.
- Odkąd wróciłem do domu, nie przypominam sobie, bym pił cokolwiek prócz zimnej wody.
- Wielu wzlotów i upadków zaznaliśmy i wciąż, na przekór wszystkim złym omenom naszej młodości, żyjemy dalej, a przed nami, jestem przekonany, najlepsze dni nasze.
- Niejedno dźwigam brzemię, bywa, że cierpię, lecz jakkolwiek trudnym próbom los mnie poddaje, z czasem mi obojętnieją, nie ranią, lecz czynią mnie silniejszym.
- ...uciekam pod obronę Tego, którego kodeksem jest cudowna Biblia.
- Gotowy jestem ponieść dowolna ofiarę, a spełnię wolę Jego, który tak nas umiłował, że Syna swego jednorodzonego oddał, by za mnie umarł.
- Pan dał, Pan odjął, błogosławione niech będzie imię Pańskie. [...] Gotów jestem zgodzić się na cokolwiek, byle Bóg mnie umocnił.
Bez wątpienia generał Jackson jest częścią legendy Dixi. Zmarł nie doczekawszy klęski pod Appomattox. Nikt nie mógł później obwiniać go za przegranie wojny, przykleić etykiety zdrajcy sprawy. Stał się jeszcze przed 9 IV 1865 r. ikoną Konfederacji. To samo dotyczy Jeba Stuarta. Obecnie, o czym pisałem na tym blogu, nastał gorzki czas dla potomków tych w szarych mundurach: z przestrzeni publicznej znikają pomniki ich Bohaterów. Tak realizowana jest polityka poprawności? Nie oszczędza się nikogo, włącznie z generałem Robertem Lee. Zagrożona jest płaskorzeźba "Stone Mountain", na której upamiętniono dwóch wojskowych: gen. Roberta E.
Lee i gen. Thomasa Jacksona "Stonewalla"oraz Jeffersona Davisa.
Odkładając książkę Samuela C. Gwynne'a "Wrzask rebeliantów. Historia geniusza wojny secesyjnej" wdziera się w nas... cisza. Nie ma już rżenia koni, huku armat, jęku rannych. Zgon głównego Bohatera, tak bezsensowna, że jeszcze dziś, po 154-ech latach od 10 V 1863 r., porusza. Osobiście fascynuje mnie wielu generałów przegranej sprawy, CSA. Tym bardziej z niecierpliwością czekałem chwili, kiedy Wydawnictwo Czarne zrealizuje swe wydawnicze zapowiedzi. Nie zawiodłem się. Dzięki Czarnemu mogę napisać, że byłem na polach bitew civil war, gnałem u boku "Stonewalla", spałem w Jego namiocie, przeżywałem Jego rozterki. Nie wiem czy to tylko gloryfikacja, ale chcę za "Richmond Dispatch" powtórzyć jedno zdanie, ostatnie w tym "Przeczytaniu":
Odkładając książkę Samuela C. Gwynne'a "Wrzask rebeliantów. Historia geniusza wojny secesyjnej" wdziera się w nas... cisza. Nie ma już rżenia koni, huku armat, jęku rannych. Zgon głównego Bohatera, tak bezsensowna, że jeszcze dziś, po 154-ech latach od 10 V 1863 r., porusza. Osobiście fascynuje mnie wielu generałów przegranej sprawy, CSA. Tym bardziej z niecierpliwością czekałem chwili, kiedy Wydawnictwo Czarne zrealizuje swe wydawnicze zapowiedzi. Nie zawiodłem się. Dzięki Czarnemu mogę napisać, że byłem na polach bitew civil war, gnałem u boku "Stonewalla", spałem w Jego namiocie, przeżywałem Jego rozterki. Nie wiem czy to tylko gloryfikacja, ale chcę za "Richmond Dispatch" powtórzyć jedno zdanie, ostatnie w tym "Przeczytaniu":
"BÓG NIE STWORZYŁ NIGDY DZIELNIEJSZEGO CZŁOWIEKA".
* Shaara J., Bogowie i generałowie, tłum. Witczak Ł., Wydawnictwo Dolnośląskie 2009
** Leovy J., Wszyscy wiedzą. O zabójstwach czarnych w Ameryce, tłum. Ochab J.,Wydawnictwo Czarne 2017; Sides H., Ogar piekielny ściga mnie. Zamach na Martina Luthera Kinga i wielka obława na jego zabójcę, tłum. Biroń T., Wydawnictwo Czarne 2017; Theroux P., Głęboki Południe. Cztery pory roku na głuchej prowincji, tłum. Szczubiałka M.,
Wydawnictwo Czarne 2017
Wydawnictwo Czarne 2017
*** Oates S. B., Lincoln, tłum. Ronikier M., Państwowy Instytut Wydawniczy 1991
****https://www.geni.com/people/Brig-General-John-D-Imboden-CSA/6000000000841916247 (data dostępu 28 XII 2017)
Książka pożyczona dwa dni temu... i niestety na razie rozczarowanie, choć poczekajmy.
OdpowiedzUsuńNa razie o czym innym, a mianowicie o słowie 'rebeliant'. W tekstach amerykańskich słowo 'Rebel' jako określenie Południowca czy też Konfederata nie ma wydźwięku pejoratywnego (nawiasem mówiąc, polecam: Bryan Adams, 'Rebel', choć na całkiem inny temat), podczas gdy 'rebeliant' w polszczyźnie ma jednoznacznie negatywną wymowę. Niestety autorowi przekładu zabrakło elementarnego wyczucia tematu...
Już sam tytuł przełożony jest... mówiąc oględnie, w sposób beznadziejny. Jaki wrzask, jacy rebelianci?! O co w ogóle chodzi?! Rozumiem, że jest to dosłowne tłumaczenie zwrotu 'Rebel Yell', ale... Dla porównania: autor przekładu znanej trylogii Shaarów na język polski (jako powieść świetna, jako książka historyczna... no cóż, to raczej podręcznik jankeskiej propagandy) oddał ten termin jako 'bojowy ryk Konfederatów'. Można lepiej? Można. Trzeba tylko chcieć.
I jeszcze jedno, jak mawia porucznik Columbo. Naprawdę rozumiem, że przy tłumaczeniu dialogów tłumacz starał się oddać klimat języka epoki. Cóż, wystarczyłoby użyć tego zabiegu kilka razy, bo nagromadzenie 'gdyż', 'łaskaw', 'azaliż' i '-żem' sprawia, że momentami naprawdę się zastanawiam, czy autor przekładu tak na poważnie, czy (przepraszam za kolokwializm) robi sobie jaja.
Na razie biografia Stonewalla przegrywa ze wspomnieniami Herosa von Borckego (w angielszczyźnie; o ile mi wiadomo, polskiego przekładu nie ma... a szkoda, bo bogactwo przymiotników i opisy takie, że chowa się Sienkiewicz, choć przez to chwilami trzeba czytać Prusaka ze słownikiem w ręku). Aż trudno uwierzyć, że przybywając na Południe, von Borcke mówił po angielsku na zasadzie Kali być, Kali mieć.
Za to wyrazy uznania należą się panu Gwynne'owi. Szczerze mówiąc, spodziewałem się laurki i torciku z różowym lukrem (zakładałem, że skoro ktoś na tyle interesuje się historią CSA, żeby napisać książkę o Stonewallu, to na pewno nie ośmieli się pisać o nim źle). Tymczasem widać, że mimo sympatii dla Jacksona, SCG stara się być obiektywny.
Czy zawsze mu to wychodzi, to już inna kwestia.
Pozdrawiam, (JPS)
PS. Niestety im dalej w las..., tym gorzej. Na odbrązowieniu Stonewalla zasługi pana Gwynne'a się kończą. Widać, że autor sympatyzuje ze sprawą Konfederacji, ale równocześnie robi, co może, żeby tylko nie przekroczyć granic wyznaczonych przez jankeską poprawność polityczną. Efekt jest w najlepszym razie komiczny, żeby nie powiedzieć: żałosny.
OdpowiedzUsuńOto mała próbka możliwości autora:
'Jego (Roberta E. Lee, przyp. mój - JPS) armia dwukrotnie najechała terytoria Unii, a konflikt przerodził się w wojnę totalną. Podczas ostatnich kampanii z lat 1864-1865 prowadzonych przez generałów Północy Granta, Shermana i Sheridana ziściły się pomysły Jacksona'.
Ach, czyli to Lee rozpoczął wojnę totalną, a Sherman i Sheridan zapewne tylko działali na zasadzie: 'rzekła d... do mrowiska: gwałt niech gwałtem się odciska'. Jak to można dowiedzieć się czegoś nowego.
I jeszcze jedna perełka, o Jubalu Earlym:
'Jego teksty przyczyniły się do powstania ruchu przegranej sprawy, głoszącego, że Północ zwyciężyła nie dlatego, że wykazała się większą sprawnością wojskową, lecz dlatego, że miała więcej ludzi i broni. Zwolennicy ruchu twierdzili ponadto, że w wojnie chodziło o bronienie praw stanowych przed jankeską agresją, że niewolnictwo było nieszkodliwą instytucją, a powojenna rekonstrukcja stanowiła próbę zniszczenia południowych zwyczajów i tkanki społecznej, że dowódcami konfederackich armii byli gorliwi chrześcijanie, kierujący się zasadami moralności, czego nie da powiedzieć się o ludziach w rodzaju Granta, Shermana czy Sheridana...'
Z całym szacunkiem dla Generała Early'ego, ale do wysunięcia takich tez (poza być może tą, która mówiła o nieszkodliwym niewolnictwie) nie są potrzebne jego artykuły. Wystarczy elementarna znajomość historii drugiej wojny o niepodległość.
Bez żalu oddam 'Wrzask rebeliantów' do biblioteki po niecałej setce stron, zanim sam też zacznę wrzeszczeć. Z rozpaczy.