wtorek, lipca 14, 2015

G r u n w a l d - 15 VII 1410 r.

"W tej właśnie chwili obydwa wojska, z okrzykiem jaki zwykle wznoszą wojownicy przed walką, starły się w środku doliny rozdzielającej obie armie... W miejscu starcia rosło 6 wysokich dębów, na które wspięło się i obsiadło gałęzie wielu ludzi - nie wiadomo czy królewskich, czy krzyżackich - by podziwiać pierwsze starcie oddziałów i poznać dalsze losy obu wojsk. Przy starciu zaś oddziałów z trzasku łamiących się kopii i szczęku ścierającego się [innego] oręża, powstał tak wielki łoskot i huk, tak donośny był szczęk mieczy jakby zwaliła się jakaś ogromna skała, że słyszeli go nawet ci, którzy oddaleni byli o kilka mil" - kreślił kronikarz Jan Długosz. Tak bardzo niechętny JKM Władysławowi II Jagielle, że trzeba było lat żmudnej pracy m. in. prof. dra Stefana M. Kuczyńskiego, aby przywrócić monarsze miejsce godne Jego wojennemu geniuszowi. Choć z drugiej strony to Janowi Długoszowi zawdzięczamy szczegółowy obraz charakterologiczny JKM: "Na trudy, zimna, zawieje i kurzawy dziwnie był cierpliwy... Sypiać i wczasować się lubił do południa, to też mszy świętej rzadko o właściwym czasie słuchał. [...] Do rozlewu krwi ludzkiej tak był nieskory, że często największym nawet winowajcom karę odpuszczał. [...] Lubił patrzyć na bujającą się huśtawkę. Co tydzień, w piątek, z wielką wstrzemięźliwością pościł, poprzestając na chlebie i wodzie".


 Któż prawnucze serce zmierzy
Z wielką piersią tych rycerzy,
Grzmiących w blasku,
W zgiełku, w trzasku,
Jako orłów ród?...


 "Hufce mistrza z miejsca na którym stały ruszając przeciw królowi, natknęły się na  wielką chorągiew i wzajem mężnie zderzyły się  kopiami. I w pierwszym starciu mistrz, marszałek, komturzy całego zakonu krzyżackiego zostali zabici. Pozostali zaś, którzy ocaleli, widząc że mistrz, marszałek i inni dostojnicy zakonu polegli, zwróciwszy się do odwrotu, cofnęli się w owym czasie aż do swych, uprzednio rozłożonych, taborów. W miejscu zasię obozów liczni  widząc, że ucieczką żadnym sposobem nie zdołają ujść śmierci, utworzywszy z wozów jakoby wał, tamże wszyscy zaczęli się bronić, lecz niebawem pokonani, wszyscy w paszczy miecza poginęli. W owym zaś miejscu więcej poległych stwierdzono niźli na całym pobojowisku" - za "Kroniką Konfliktu", której autorem miał być sam ówczesny sekretarz królewski Zbigniew z Oleśnicy? Nie zapominajmy o tym, że to jego niegodziwość protegowany/kronikarz (dobicie rycerza Dippolda Kikeritza) przypisał Jagielle. Chciałoby się pokiwać palcem...


Pył, co leci w błękit żywy,
Szum sztandarów, świst cięciwy
W dziejów karty
Niezatarty
Pomnik wpiszą chrztu
.  

"A wtem stało się coś jeszcze okropniejszego. Oto jeden leżący na ziemi Krzyżak rozpruł nożem brzuch konia, na którym siedział Marcin z Wrocimowic trzymający wielką, świętą dla wszystkich wojsk chorągiew krakowską z orłem w koronie. Rumak i jeździec zwalili się nagle, a wraz z nimi zachwiała się i padła chorągiew.
W jednej chwili setki żelaznych ramion wyciągnęło się po nią, a ze wszystkich piersi niemieckich wyrwał się ryk radości. Zdało im się, że to koniec, że strach i popłoch ogarną teraz Polaków, że przychodzi czas klęski, mordu i rzezi, że już uciekających tylko przyjdzie im ścigać i wycinać.
Ale oto właśnie czekał ich straszny i krwawy zawód. Krzyknęły wprawdzie z rozpaczą jak jeden mąż wojska polskie na widok upadającej chorągwi, lecz w tym krzyku i w tej rozpaczy był nie strach, ale wściekłość. Rzekłbyś, żywy ogień spadł na pancerze. Rzucili się jak lwy rozżarte ku miejscu najstraszniejsi mężowie z obu armii i rzekłbyś, burza rozpętała się koło chorągwi. Ludzie i konie zbili się w jeden wir potworny, a w tym wirze śmigały ramiona, szczękały miecze, warczały topory, zgrzytała stal o żelazo, łomot, jęki, dziki wrzask wyrzynanych mężów zlały się w jeden przeokropny głos, taki, jakby potępieńcy odezwali się nagle z głębi piekła. Wstała kurzawa, a z niej wypadły tylko oślepłe z przerażenia konie bez jeźdźców, z krwawymi oczyma i rozwianą dziko grzywą" - jeden z najpiękniej opisanych (acz dramatycznych) epizodów bitwy na kartach powieści H. Sienkiewicza "Krzyżacy". Chciałoby się rzec: kto dziś   t a k   potrafi?! Chyba nie odstawa od średniowiecznych opisów.



Precz z drużyną stąd służalczą!
Nieśmiertelni tutaj walczą;
"W szczęku, w pyle,
Na tę chwilę
Kładą pieczęć lwią! 

A współcześni nam historycy? Znawca epoki, prof. Marian Biskup tak ocenił 15 lipca 1410 r.: "Ogromny sukces grunwaldzki wojsk Jagiełły spowodował wstrząs w całym państwie zakonnym, w którym nikt nie spodziewał się podobnego wyniku walki. Ujawniły się od razu z całą ostrością nastroje opozycyjne istniejące wśród poddanych krzyżackich i brak ściślejszej więzi z władzą Zakonu". Wiem, że w takich chwilach odzywają się głosy: Jagiełło zmarnował zwycięstwo!... szli opieszale pod Malbork (Marienburg)!... nie wykorzystano zwycięstwa!... Oddaję głos innemu wielkiemu autorytetowi polskiej historiografii prof. Henrykowi Łowmiańskiemu: "Wrażenie Grunwaldu w Prusach i na Pomorzu było olbrzymie. Społeczeństwo zwątpiło w potęgę Krzyżaków. Zaczęło się masowe poddawanie królowi. Poddawały się zamki i miasta, zachwiało się w wierności Zakonowi rycerstwo. [...] W roku 1410 Polacy nie zebrali plonów odpowiadających rozmiarom zwycięstwa nie wskutek swej nieudolności, chociaż w niejednym mogli zawieść, ale dlatego że ta sprawa nie dojrzała, że Zakon posiadał jeszcze zbyt potężne środki obrony, a społeczeństwo pruskie czuło się z nim zbyt silnie związane, ażeby opuścić jego sprawę. Toteż nie było możliwe, by za jednym zamachem państwo krzyżackie runęło. Dopóki Zakon miał oparcie w społeczeństwie, skruszenie państwa pruskiego przedstawiało dla Polski zbyt trudne zadanie". Wobec takiej argumentacje wszelka dyskusja "dookoła problemu" uważam jest bez przedmiotowa.
Jako historyka zajmuje mnie pytanie: czy daleki krewniak (a może przodek?) Bolko z Grzybowa stawał pod chorągwią swego  kuzyna wojewody sandomierskiego Mikołaja z Michałowa czy jako Wielkopolanin (Grzybowo koło Wrześni) pod wojewodą poznańskim Sędziwojem z Ostroroga? Nie wiem. Zaryzykowałbym postawić hipotezę, że Różycowie (Porajowie) stali pod swoją "Alba Rosą" i "w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego" rzucili się na teutońskie zastępy.



PS: Wykorzystano  fragmenty wiersza Marii Konopnickiej pt. "Grunwald. Przed obrazem Matejki". Ilustracje stanowią rysunki (szkice) mistrza i ucznia: Jana Matejki oraz Stanisław Wyspiańskiego.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.