|
JKM Władysław IV Waza |
"Geniusz o wielkim i ludzkim sercu, ale bez moralnego charakteru, samotnik wśród milionów, sterał swe siły w szamotaniu się z obcym żywiołem, a żadnego z zagadnień życiowych Polski nie potrafił rozwiązać"- taką ocenę o Władysławie IV Wazie wystawił
Władysław Konopczyński w
"Dziejach polski nowożytnej". Henryk Wisner też raczej nie oszczędził swego bohatera:
"Nie miał wizji państwa, a ściślej, nie miał wizji Rzeczypospolitej. Stąd w jego poczynaniach nie widać, ani projektów, ani prób zmiany funkcjonowania machiny państwowej Rzeczypospolitej". Czy można zamknąć ten wątek jednym stwierdzeniem: król zmarnowanych szans?
Stało się
20 maja 1648 r., syn Zygmunta III Wazy, siostrzeniec cesarza Ferdynanda II Habsburga, krewny szwedzkich Adolfa II Gustawa i Krystyny Wazówny - zmarł! Budziły się rozterki u królowej-wdowy? Na ile autentyczne są słowa
Ludwiki Marii, które znajdujemy na kartach powieści
Józefa Ignacego Kraszewskiego "Boży gniew": "Sierotą pozostałam osamotnioną, bez opieki. Mamli tu pozostać, czy wracać tam, gdzie o mnie zapomniano, zerwać co z Polska łączyło... łączy... Sama nie wiem...".
|
Bohdan Chmielnicki |
Nie byłbym sobą, gdybym w tej chwili nie otworzył
"Ogniem i mieczem". a niech mi tam rzucają, że sięgam po literaturę dziadków, że to przestarzalstwo i nikt tego nie czyta (lub nie chce czytać). A ja wkładam tu opis szarży nad
Żółtymi Wodami (29 IV-16 V 1648), bitwy która hańbą okryła szeregi polskie, a zaczęło się tak optymistycznie:
"Uderzenie husarzy było straszne. W pierwszym impecie trafili na trzy
kurzenie, dwa steblowskie i mirhorodzki – i starli je w mgnieniu oka.
Wycie doszło aż do uszu pana Skrzetuskiego. Konie i ludzie, zwaleni z
nóg olbrzymim ciężarem żelaznych jeźdźców, padli jak łan pod tchnieniem
burzy". W takiej chwili odszedł drugi z Wazów? Czy to jakaś zemsta opatrzności nad Lechitami? Albo kolejna próba?
"Upłynęło kilka dni. - czytamy dalej. -
Ludziom zdawało się, że sklepienie niebieskie runęło
nagle na Rzeczpospolitą. Żółte Wody, Korsuń, zniesienie wojsk
koronnych, zawsze dotąd w walkach z Kozakami zwycięskich, wzięcie
hetmanów, pożar straszliwy na całej Ukrainie, rzezie, mordy niesłychane
od początku świata – wszystko to zwaliło się tak nagle, że ludzie prawie
wierzyć nie chcieli, aby tyle klęsk mogło przyjść na jeden kraj od
razu. Wielu też nie wierzyło, inni odrętwieli z przerażenia, inni
dostali obłąkania, inni przepowiadali przyjście antychrysta i bliskość
sądu ostatecznego". Wcześniej znajdziemy straszne zdanie:
"Rzeczpospolita leżała w prochu i krwi u nóg Kozaka". U
Stanisława Albrychta Radziwiłła znalazł Józef Ignacy Kraszewski i zacytował w cytowanej wyżej powieści opinię:
"Bóg zaprzedał ich, Pan ich pohańbił; pycha bowiem, wszeteczeństwo, ucisk i uciemiężenie ubogich - te to są, które na nich nacierały".
|
Juliusz Kossak "Śmierć Stefana Potockiego w bitwie nad Żółtymi Wodami" |
|
Karol Ferdynand Waza |
I w takich okolicznościach nastał dla Rzeczypospolitej Obojga Narodów czas kolejnej elekcji?! Ciekawą dał ocenę obu elektów (boć o koronę ubiegali się zarówno biskup wrocławski Karol Ferdynand, jak i starszy jego brat Jan Kazimierz) Józef Ignacy Kraszewski w "Gniewie bożym". Tak określił Jan Kazimierza:
"Znano go lepiej i wiedziano, że nim łatwiej będzie pokierować". O bracie-biskupie
"Z tego zamkniętego w sobie, skąpego, surowy ład lubiącego biskupa, który brzydził się kobietami i nie miał faworytów ani zauszników, któż wie, jaki sie mógł król rozwinąć".
Ciśnienie elekcyjne trącało widmem kolejnej wojny domowej. Co z tego, że Karol Ferdynand był poważnym kandydatem do tronu i cieszył się poparciem szlachty. Na Ukrainie dominowało, co i nie dziwne, "stronnictwo wojenne" m. in z kniaziem
Jaremą Wiśniowieckim i jak pisał biskup poznański
Andrzej Szołdrski "Bracia nasi na Rusi (...) wszyscy przy Karolu stoją i w wojsku już za zdrowie Karola króla piją", Na Litwie
Radziwiłłowie (
Janusz i
Bogusław, ci sami którzy za
"potopu" pokażą pazury!) zagrozili nawet zerwaniem unii gdyby ów został królem. Chcieli Jana Kazimierza! Naciskał też na ten wybór zbuntowany... Chmielnicki?!
|
Giulio Mazzarini/Jules Mazarin |
|
Papież Innocenty X |
Otwartą kwestią pozostawała sprawa... Ludwiki Marii!
"Jeszcze w lipcu [1648 - przyp. K.N.] zadeklarował Kazimierz - czytamy w biografii tegoż, autorstwa Tadeusza Wasilewskiego. -
kardynałowi Mazariniemu, wysyłając do Francji swego sekretarza Barteta, postanowienie poślubienia królowej wdowy Ludwiki Marii (...)". Widać od razu, gdzie nowy elekt szukał poparcia dla swojej kandydatury. Zbigniew Wójcik w swojej książce "Jan Kazimierz Waza" dodał szczegół:
"Ponadto deklarował znaczne wzmocnienie wpływów francuskich w Polsce po wygranej elekcji, przede wszystkim przez powołanie do życia rady królewskiej, złożonej z gorliwych zwolenników orientacji proburbońskiej". Sprawy komplikowały się w związku z chorobą królowej-wdowy, a do tego dochodziła kwestia dyspensy dla takiego związku. Udzielił jej papież
Innocenty X. Żoną drugiego Wazy została 30 maja 1649 r. Wójcik dodaje: "
Szlachta, mimo dyspensy papieskiej, uważała jednak, że jest to związek kazirodczy". Na zamek ktoś podrzucił niewybredny wierszyk:
"Casimirus rex, germana sorore natus Germani coniugi copulatus, Nunquam erit fortunatus (król Kazimierz urodzony z rodzonej siostry pierwszej żony ojca, zaślubiony żonie brata, nigdy nie będzie szczęśliwy)".
Wokół roli, jaką odegrała Ludwika Maria u boku Jana Kazimierza narosło wiele historycznych plotek. Nikt z piszących o JWPani nie pozostawia złudzeń, że była naprawdę osobą na miarę korony. Właściwie, kiedy poznaje się dzieje jej losów aż prosi się, by tą mantuańsko-francuską księżnę porównać z Boną Sforzą. Wprawdzie nikt nigdy nie ciskał w stronę królowej, że jest "trucicielką", ale mamy świadomość, że lata 1649-1667, to okres wojen, najazdów, pierwszego liberum veto, krwawych bitew, upadków, ba! ucieczki z kraju rodziny panującej! Zali Rzeczpospolita nie stanęła w tym właśnie okresie na granicy zagłady, a drapieżni sąsiedzi nie zamyślali o jej rozdrapaniu?!
Zofia Libiszowska tak scharakteryzowała pozycję monarchini po drugim zamążpójściu:
"...odtąd wzrasta stale polityczna rola Ludwiki Marii, towarzyszki doli i niedoli swego królewskiego małżonka, nad którym górowała siłą charakteru i hartem ducha. Wpływ królowej na króla (...) był szczególnie wyraźny w latach wielkiego kryzysu politycznego w chwilach gdy Jan Kazimierz ster z ręki wypuszczał".
|
Bp Paweł Piasecki |
|
JKM Jan II Kazimierz Waza |
Biskup przemyski
Paweł Piasecki jeszcze w1648 r. odważnie stwierdził:
"Pani stara, a przy tym chora, żadnej nadziei na potomstwo". Każdy z autorów podkreśla, że mariaż Jana Kazimierza z Ludwiką Marią miał ważki wątek... finansowy. Raz, że nie trzeba było wydawać na zabezpieczenie uposażenia królowej-wdowy. Dwa, że zbyteczne stawały się koszta nowego małżeństwa, koronacji. Doskonale, literacko ujął to Kraszewski wkładają w usta Kazanowskiego słowa:
"...królowa gotowa jest sukursuwać pieniędzmi. Wszystko to warunkowo tylko wiąże Waszą Królewską Mość, ale ożenienia łatwiejszego, mniej kosztowanego w tych czasach, gdy o pieniądz trudno, na ostatek osoby godniejszej korony, którą nosiła z taka powagą, nie znajdziesz Wasza Królewska Mość drugiej. Wszystko mówi za nią". Kupiecki realizm zaskakujący.
Ale biskup przemyski omylił się. Śmierć w 1649 r. nie pozwoliła mu zweryfikować swego poglądu. Bóg widać był bardziej wyrozumiały dla obojga królestwa, bo pozwolił przeżyć chwile rodzicielstwa i nadziei na przedłużenie dynastii Wazów: w latach
1650-1652 królowa powiła dwójkę dzieci! Kolejno
Anna i
Ludwik Zygmunt. Niestety oboje zgaśli we wczesnym dzieciństwie! Dwa ciosy! Libiszowska napisała: "
Był to cios dla króla i Rzeczypospolitej. (...) Z czasem o dzieciach w ogóle zapomniano i w historiografii naszej pisze się po prostu, że małżeństwo było bezdzietne".
|
Juliusz Kossak "Śmierć Longinusa Podbipięty" |
|
Kanclerz J. Ossoliński |
|
Jastrzębiec herb Skrzetuskich |
Któż z nas nie pamięta obrony
Zbaraża (
10 lipca–22 sierpnia 1649 r.), tak sugestywnie opisanej przez Sienkiewicza:
"Żołnierzy podtrzymywała jakaś dzika żądza walki, krwi i
niebezpieczeństw. Szli do bitwy ze śpiewaniem, jak na wesele. Tak się
już zresztą wzwyczaili do huku i hałasów, że te oddziały, które
komenderowano do spoczynku, spały wśród ognia i padających gęsto kul
nieprzebudzonym snem. Żywności było coraz mniej, bo regimentarze nie
opatrzyli dostatecznie obozu przed przybyciem księcia". Nad śmiercią Podbipięty płakało pokolenie naszych prapradziadów! Aż wreszcie dzielny Skrzetuski przedarł się do JKM Jana Kazimierza: "
Towarzysz przysunął się aż do stołu i na jego widok król, kanclerz i
starosta łomżyński cofnęli się w zdumieniu. Przed nimi stał jakiś
straszny człowiek, a raczej widmo: łachmany podarte na strzępki zaledwie
okrywały jego wychudłe ciało; twarz miał siną, umazaną błotem i krwią;
oczy płonące gorączkowym światłem, czarna, rozczochrana broda spadała mu
na piersi, zapach trupi rozchodził się od niego naokoło, a nogi tak
drżały pod nim, że musiał się o stół wesprzeć". Wiemy, co było dalej. Król niepomny, czy jest chan z całą potęga, czy nadciągną wozy ruszył pod Zbaraż. I doszło do zawarcia ugody pod Zborowem. Jak się w tej sytuacji odnalazła królowa?
|
Korybut herb Wiśniowieckich |
|
JKM Ludwika Maria |
Naprawdę namawiam do odkurzania prozy Kraszewskiego. Tym razem cały czas czerpię z "Bożego gniewu":
"...Maria Ludwika zachmurzyła się. Krótko napomknięte warunku dawały jej ocenić ten traktat, który miał pozór zwycięstwa, ale był w istocie hańbą. Spłakała sie potajemnie, nie pozostawało nic teraz nad sławienie układów, wynoszenie ich, aby ludzie się nie dopatrzyli, jak sromotnymi były Wynoszono więc kanclerza [Jerzego Ossolińskiego - przyp. K.N.]
i króla razem, ale w duszy Maria Ludwika bolała nad takim obrotem rzeczy, który skazywał króla na dawną jego rolę człowieka bez charakteru i siły". Wiele w tym racji. Sięgamy
"po fachowca", tj. Władysława Konopczyńskiego, który tak ocenia ów fakt:
"Układ zborowski uczynił rozjemcą między rządem polskim i jego poddanymi; przez to stanowił on ważny zysk dla Chmielnickiego, zwycięstwo polityki turecko-tatarskiej. (...) Porta, niezdolna do napaści, starała się przynajmniej paraliżować siły polskie za pomocą ligi kozacko-tatarskiej". Jaka była cena, która tak "zachmurzyła królową"? Odpowiedź znajdziemy stronę wcześniej w "Dziejach polski nowożytnej":
"40 000 talarów okupu i 200 000 rocznej daniny od sojuszniczki [Rzeczypospolitej - przyp. K.N.].
Osobnym rewersałem [dokument zawierający przyrzeczenie czegoś - przyp. K.N.]
uznał król tytuł hetmański Chmielnickiego i rozszerzył rejestr do 40 000 (...). Nadto deklaracja łaski zapewniała wojsku zaporoskiemu zwrot swobód i przywilejów, a szlachcie powrót do majątków, dzierżaw it. (...)". Dziwić się reakcji królowej?
|
Juliusz Kossak "Kniaź Jarema Wiśniowiecki" |
Przypomnę tylko, że prawdziwy Skrzetuski herbu Jastrzębiec nosił na imię Mikołaj. JKM Jan II Kazimierz szybko zapomniał o zasługach zbarażczyk, miejscem jego spoczynku jest kościół św. Józefa w Poznaniu (na Wzgórzu św. Wojciecha - postaram się kiedyś napisać więcej).
|
Symboliczne epitafium Mikołaja Skrzetuskiego w kościele św. Józefa w Poznnaiu |
Należy w tym miejscu odnotować, że w tymże 1649 r. królowa wystąpiła, jako... mediator w sporze pomiędzy Jerzym Ossolińskim, Jaremą Wiśniowieckim, a JKM. Jak zauważył biograf króla Zb. Wójcik: "Nie ulega wątpliwości, że w tym czasie zyskiwała ona już coraz większy wpływ na Jana Kazimierza, a co za tym idzie, przejmowała powoli w swe ręce wiele spraw państwowych". Jedno jest pewne: słowność królowej była zdecydowanie sumienniejsza, niż małżonka! Obiecała buławę kniaziowi Jaremie? I ów ją otrzymał, choć tylko na czas pobytu hetmanów koronnych w kozackiej niewoli!
Zdawało się, że nieszczęścia powoli rozchodzą się, jak chmury... Nic bardziej mylnego. Wprawdzie przyszedł czas beresteckiej victorii JKM Jana II Kazimierza Wazy, ale kolejne nawałnice nadchodziły w 1652!... 1655!... 1665!... W Rzeczpospolitą uderzały gromy obce (szwedzko-moskiewsko-kozacko-siedmiogrodzkie), ale i swoje (
W. Siciński, H. Radziejowski, K.Opaliński, J. Radziwiłł, J. Lubomirski)!
Ciekawy artykuł, łącznie ze zgromadzonymi zdjęciami. A ja właśnie dziś przeglądałam książkę B. Fabiani "Na dworze Wazów w Warszawie".
OdpowiedzUsuńTo radosny zbieg okoliczności. Ludwika Maria godna jest tego, aby o Niej krzyczeć. Tak niesamowita osobowość, a wokół cisza, jak w rodzinnym grobowcu. Kroił mi się ciąg dalszy, ale powiedziałem: stop! Rozrastało się to do rozmiaru małej rozprawy historycznej! Mogę Magdaleno zdradzić Ci, że piszę jeszcze część III. Skończę na "potopie", choć to co wydarzyło sie między 1660,a 1667 równie dramatyczne i wstrząsające. A Ty nie myślałaś, aby opracować taki "Poczet polskich władczyń niezwykłych"?
UsuńPozdrawiam
To ciekawy pomysł "Poczet polskich władczyń niezwykłych". Kto wie? Może kiedyś?
UsuńPozdrawiam.
Czuje, że coś się z tego wykluje? Proszę o informację, kiedy już będzie książka o córce wieszcza Zygmunta (de facto... Napoleona). Rad bym ja przeczytać.
UsuńPozdrawiam znad Brdy
zapraszam na bloga temat wiara!
OdpowiedzUsuńNiezwykły blog. Głęboka wiara. Godne podziwu, że prowadzony przez tak młodą osobę. Zmuszasz do myślenie i zastanowienia. Tyle wartości i pokus stacza ze sobą każdego dnia walkę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Bydgoszczy
Parafrazując słowa cesarza Józefa II - za dużo liter... trochę za obszernie jak dla laika którym jestem, męczyłem się czytając ten tekst chodź dość ciekawy artykuł. Poleciłbym trochę zwężać notki by były bardziej przejrzyste :)
OdpowiedzUsuńProszę przywyknąć, że laik powoli oswoi się z nadmiarem liter. Wiem, jestem gaduła. I naprawdę krwawi mi serce, kiedy muszę się "skracać" lub urywać w bardzo ciekawym miejscu. Zawsze panie Włodzimierzu można wziąć tekst na "dwa razy".
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z Bydgoszczy, były student historii UMK
K.N.