niedziela, lutego 24, 2013
Olszynka - 25 II 1831 r. - czas tytanów!...
Duch
wielki zadrżał we mnie znów na głos wojenny.
Drżę,
drżę, to radość, ton – Sen. Los niezmienny.
Z
założonymi na piersi rękami
Czekam,
aż sen się stanie prawdą żywą,
A rzeczywistość zasunie się
mgłami.
St.
Wyspiański „Warszawianka”
Bitwa
pod Grochowem doczekała się wielu opracowań. Jest chyba jedną z
najbardziej znanych bitew w dziejach oręża polskiego.
Identyfikujemy ją, jako najkrwawszy epizod wojny polsko-rosyjskiej
1831 r. Wizja malarska Wojciecha Kossaka jest tak silna, że myśląc "Grochów", "Olszynka Grochowska" - widzę jego płótna! Stąd i one stanowią tu swoisty trzon ilustracji! Odstępstwo robię dla dwóch dzieł Stanisław Wyspiańskiego, jednego Jana Rosena oraz portretów z epoki. Niech przemówi też poezja i świadkowie tamtego czasu!
Oto czyn orężny, którzy niektórzy, jak np. Konstanty Gaszyński, sławili jako polskie Termopile!
Oto czyn orężny, którzy niektórzy, jak np. Konstanty Gaszyński, sławili jako polskie Termopile!
Witaj gaju
Grochowa polskie Termopile!
Te olsze
potrzaskane sterczą na mogile
Jak kolumny
pomnika, - a poległych kości,
Lśnią jak
głoski napisu, co powie przyszłości,
Jak w
świętych dniach lutego, gdy wrogów szeregi
Morzem dział
i bagnetów zalały twe brzegi:
Tyś zbrojny
piersią polską...
Wojciech Kossak "Olszynka Grochowska" |
To
właśnie tam, 25 lutego 1831 r., grzmiały bębny, ryczały
działa, hufce wiodła wolność! chwała! tryumf błyskał w ostrzu
pik! Dopełniał się swoisty ślub z wolnością! Nie trzeba było
być poetą, by pojąć, że „Kto przeżyje, wolnym będzie,
/ Kto umiera wolnym już”. Trudno bym zamienił kilka linijek w antologię jednej
bitwy! Mogę jednak przywołać sceny bohaterstwa, patosu, krwi i
chwały!
Oddaję więc głos najpierw temu, który w polu prowadził
do walki słynnych „czwartaków”, widział śmierć swoich
przyjaciół, dowódców i podkomendnych - Józefowi Świeckiemu
(1799-1868), który tak opisał szturm... kosynierów: „Był
to widok jeden z najokropniejszych a zarazem rozczulający –
widzieć ten pułk po pierwszy raz idący z kosami przeciw
nieprzyjacielowi. A pomimo najtęższego ognia działowego, a końcu
kartaczowego, w najwyższym porządku i zadziwiającą przykładnością
w poświęceniu się za kraj i wolność do ataku
maszerowali”. Jak bardzo boli informacja, że
stojący na prawym skrzydle 4 Pułku Piechoty Liniowej pułk
grenadierów... nie chciał iść do ataku? Święcicki
wzmiankuje,
że grenadierzy od wybuchu powstania byli „niechętnymi sprawie
za wolność”. To tych żołnierzy próbował zagrzewać do
walki generał Franciszek Żymirski! Bez skutku! I wtedy kula armatnia
„...przy samym ramieniu rękę urwało”. Dwaj inni
świadkowie zapisali: „Blednie – chwieje się, z konia
spada...”, drugi dodaje „...widziałem, jak Żymirski
spadł z konia, bo nasz batalion stał w pierwszej linii rezerwy, nie
dalej jak o 300 kroków od niego”. Tak trwał bój o Olszynkę!
To o niej pisał generał Wojciech Chrzanowski: „Wśród
ciągłego gromu dział posuwa się i uderza na olszynkę cała
prawie piechota rosyjska... mimo morderczego ognia jednej baterii
polskiej (Nieszokocia), która wzdłuż całych kolumn pali tu to
kulami, to kartaczami, kolumny posuwają się naprzód, następne
hufce wypełniają luki wybite w przodowych, w miejscu stu padłych
wchodzą tysiące i kolumny, płynąc po własnych trupach, dosięgają
Olszyny. (...) Dwa polskie pułki, trzeci i siódmy, odpierają atak
bagnetem i kulami, bronią się uporczywie na krawędzi lasu, nad
zewnętrznym rowem”. A generał J. Chłopicki?
Wojciech Kossak "Marsz czwartaków" |
aha,
teraz Chłopicki sam...
wiodą mu
konia, dosiada – ha! To koń się zrywa,
...zatrzymali
- - Bohatyr wspaniały –
co za
marsowy wzrok
Generał Józef Chłopicki |
Feldmarszałek Iwan Dybicz |
Ale dramat bitwy pod Olszynką i całego powstania/wojny tkwił w czym innym! Nie chodzi o dysproporcję sił, ale dowództwo. Jeden ze znawców tematu określił je jako... dwugłowe! Nominalnym wodzem wszak był generał Michał Radziwiłł! Mimo swoich błędów dla wielu żołnierzy tylko Chłopicki godny był tego honoru! Biograf Kruszewskiego wspomina kąśliwą uwagę porucznika Władysława Zamoyskiego na temat Chłopickiego: „Ktoś o nim później powiedział, że, gdyby go Dybicz nie zaczepił w olszynie, stałby pod nią po dziś dzień. Ale zaczepiony bronił się jak lew”. Ale mamy przykłady odmowy rozkazów, jak w przypadku generałów Jana Krukowieckiego i Tomasza Łubieńskiego. Ten ostatni adiutantowi generała Augustowi Potockiemu odparł „Ja nie znam żadnego naczelnego wodza Chłopickiego”. Swoje poświęcenie i odwagę mało nie przypłacił życiem: „...w tym z szumem - wspominał Kruszewski – przychodzi granat, para z góry na zad jego konia, przebija go i gniecie, - to jeszcze widziałem, - pęka gdzieś pod spodem, - ja znajduję się rzucony z moim koniem na ziemię na prawo, - a generał już leży na miejscu, gdzie zaczął do mnie mówić. (...) przyskakuję do Chłopickiego, był ranny w lewą stopę i w prawą nogę niżej kolana odłamkami granatu”. Zostaje zniesiony z pola bitwy! Swoją relację adiutant kończy uwagą: „...od tego momentu, w stanowczej chwili, armia została bez wodza, bez dyrekcji”. Już w Warszawie Chłopicki, co powtarzała ulica, miał się wyrazić: „Gdybym był istotnie wodzem naczelnym, oddałbym Krukowieckiego i Łubieńskiego pod sąd. Obaj zasłużyli na rozstrzelanie”.
Wojciech Kossak "Generał chłopicki ze sztabem w bitwie pod Grochowem" |
I naprzód
marsz!! Wśród drogi krwawej
Zrazu
niepewny hufców krok.
Wzniesiony
w górę na sztandary
W
ściszeniu śmierci patrzy wzrok.
- Ognia!-
komenda w krąg rozbrzmiewa,
I stał
się żar i dym i zmrok.
Tak
grochowską batalię widział niemiecki poeta Heinrich Matthaey
Kruszewski odnotował też zachowanie samego Iwana Dybicza, który
„...dowiedziawszy się podobno, że Chłopicki ranny, ogłosił
to swej armii, hojnie kazał rozdać gorzałki, kawalerią sprawił
do ataku i zachęcił przemową”. Oto miało
dojść do szarży słynnego „pułku niezwyciężonych
kirasjerów imienia księcia Alberta, na którego czele cesarz
Aleksander wjeżdżał z tryumfem do Paryża (w 1814 r.- przyp. K.N.)”.
Rosjanie chcieli zmieść z pola bitwy zmęczoną kilkugodzinnym bojem polską piechotę. Ta uformowana w czworoboki przyjęła na siebie szarżę. Kruszewski wspominał: „Pułk (...) szedł w pierwszej linii swej dywizji, wykonał szarżę odważnie, lecz po pijanemu, sprawił trochę nieporządku w czworoboku naszej pierwszej linii (...), ale trafił na batalion 8 pułku majora Karskiego, który z zimną krwią blisko przypuścił i morderczym ogniem ich przyjął. (...) Inne pułki kirasjerów, (...), widząc, co się stało, a pryz tym rażone kongrewskimi racami, którymi ich bateria kapitana Skalskiego dobrze przyjęła, straciła odwagę i cofnęły się spod ognia...”. Uczestnik walk wspominał: „...pozwoliliśmy się im do nas zbliżyć, a skoro nas po raz pierwszy cięli po lufach, im zdołali swe pałasze podnieść do góry dla zadnia nam drugiego ciosu, już nasze bagnety utkwiły w ich biodrach lub w brzuchach. W tej chwili każdy żołnierz podsadza się i silnym popchnięciem powala swego kirasjera z konia na ziemię. A tak w jednej minucie runęli wszyscy, których tylko broń nasza dosięgnąć mogła, powalono ich wszystkich naraz, że aż ziemia stękała pod ich ciężarem”. Tego już generał J. Chłopicki nie widział.
Na koniec niech przemówi dowódca
„czwartaków”. Akurat major Wodziński opuszczał już pole
bitwy, kiedy dobiegł go tętent koni: „...zatrzymuje kolumnę i
do zbliżających się daje rotami ognia naczelną ścianą
czworoboku. Natenczas pułk hułanów, widząc to, zatrzymuje się i
w okamgnieniu uformowawszy się, uderza na odwrót szarżą na
nieprzyjaciela, lecz tak szczęśliwie, że rozbija ten
pułk niezwyciężony i wpędza na batalion z pułku 8 piechoty
liniowej, pod komendą walecznego majora Karskiego”. Te opisy
są tak sugestywne, tak malownicze! Dlaczego wielu Europejczyków wspomina o czworoboku dzielnych Francuzów pod
Waterloo, a my Polacy nie przywodzimy na pamięć czyny swoich herosów?!
Wyolbrzymiam ten epizod? Możliwe. Zwrócili Państwo na wtrącenie o
„kongrewskich racach”? Tu proponuję sięgnąć do pracy
„Powstanie listopadowe 1830-1831.
Geneza-uwarunkowania-bilans-porównania” pod redakcją J. Skowronka
i M. Żmigrodzkiej. Tam jest interesująca rozprawa Tomasza
Katafiasza pt. „O polskich rakietnikach w powstaniu listopadowym”.
Trzeba koniecznie ją przeczytać w całości, tu ledwo fragment: „Nie
trzeba aż nadto wielkiej wyobraźni, aby zrozumieć, czym stawała
się na grochowskich błoniach masa ponad 3150 kirasjerów zebranych
razem w jedną kolumnę uderzeniową, rzucona na zdziesiątkowane i
wyczerpane wielogodzinnym bojem linie polskich tyralierów. (...)
Zasługą wielką ppłka Prądzyńskiego był genialny pomysł, aby
do zatrzymania kirasjerów rosyjskich użyć rakietników. Deszcz rac
kongrewskich, jaki posypał się na cwałujących w przodzie kolumny
kirasjerów (...) przeszedł zapewne wszelkie oczekiwania
Prądzyńskiego. Kirasjerzy Ks. Albrechta Pruskiego swój udział w
szarży opłacili najcięższą i najkrwawszą klęską w dziejach
tego pułku”.
Rosjanie chcieli zmieść z pola bitwy zmęczoną kilkugodzinnym bojem polską piechotę. Ta uformowana w czworoboki przyjęła na siebie szarżę. Kruszewski wspominał: „Pułk (...) szedł w pierwszej linii swej dywizji, wykonał szarżę odważnie, lecz po pijanemu, sprawił trochę nieporządku w czworoboku naszej pierwszej linii (...), ale trafił na batalion 8 pułku majora Karskiego, który z zimną krwią blisko przypuścił i morderczym ogniem ich przyjął. (...) Inne pułki kirasjerów, (...), widząc, co się stało, a pryz tym rażone kongrewskimi racami, którymi ich bateria kapitana Skalskiego dobrze przyjęła, straciła odwagę i cofnęły się spod ognia...”. Uczestnik walk wspominał: „...pozwoliliśmy się im do nas zbliżyć, a skoro nas po raz pierwszy cięli po lufach, im zdołali swe pałasze podnieść do góry dla zadnia nam drugiego ciosu, już nasze bagnety utkwiły w ich biodrach lub w brzuchach. W tej chwili każdy żołnierz podsadza się i silnym popchnięciem powala swego kirasjera z konia na ziemię. A tak w jednej minucie runęli wszyscy, których tylko broń nasza dosięgnąć mogła, powalono ich wszystkich naraz, że aż ziemia stękała pod ich ciężarem”. Tego już generał J. Chłopicki nie widział.
Stanisław Wyspiański - "Stary Wiarus" - Ludwik Solski |
Gen. Ignacy Prądzyński |
Jan Rosen "Ułani na patrolu" |
* *
*
Ocena
bitwy, jej bilans różnie jest oceniana. Przychylam się do opinii,
że bój pozostał nierozstrzygnięty. Obie strony wykrwawiły się!
Warszawa sposobiła się do obrony. Wielu mieszkańców zaczęło
ulegać panice. Ale Dybicz miasta nie zaatakował. Nastał czas
lizania ran... grzebania poległych... zmiany wodza... Powstanie
wkraczało w kolejną fazę. Już bez Chłopickiego, a wkrótce i
Dybicza. Cios armii rosyjskiej zada kiepska aprowizacja, głód, a na
koniec epidemia cholery, która zdziesiątkuje jej szeregi i zabije
feldmarszałka...
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.