czwartek, marca 16, 2023

Pandemiczne opowieści - odsłona XLVIII - cień Bushry

- Salah! 
Ten zatrzymał się. Nie spodobało się to osłu, bo lekko wierzgnął. W końcu to on zwykł wyznaczać rytm i tempo peregrynacji.
- Czy ty naprawdę jesteś taki głupi? - osioł na którym siedział Zahir sam od siebie zwolnił, aby zaraz przystanąć. - Nawet to bydlę jest mądrzejsze od ciebie! Nadżib powiedział mi...
- A, co Nadżib wie o życiu?! - obruszył się Salah. - Odkąd wrócił z Mekki stał się zarozumiały, jak mało kto. Nawet Samir tak nie obnosił się, jak on teraz.
- Nie bluźnij Salah! Samir był święty mąż i każdy o tym wie. I ty wiesz, i ja wiem - Zahir zgromił go wzrokiem nie cierpiącym sprzeciwu. - Tobie też by się przydało pójść do Mekki i tam dowiedziałbyś się, jak jest świat urządzony! Po co ci czwarta żona?! 

- Po co? - Salah zdawał się zaskoczony pytaniem. - Bo chcę!
- Co to za odpowiedź: bo chcę?! - Zahir pokręcił głową, a jego krwiście czerwony turban, który skutecznie skrywał łysinę, jakby zafalował. - To nie jest odpowiedź! Ty bądź rozumny!
- Jestem!
- Narzekałeś, że Saida jest do niczego!
- Bo jest! - warknął Salah.
- Dała ci trzy dorodne córki, a to też coś znaczy...
- Pyskate i tylko by stroiły się, jak ich matka, niech mi Allah daruje!
- Gdyby nie lata, to sam prosiłbym cię choćby o Azizę!
- O... o... Azizę?! - Salah wytrzeszczył oczy. - Alia jest starsza!
- Alia jest dobra dla młynarza! Ja wolę...
- A kto ci broni wziąć Azizę?! - Salah przerwał mu i klepnął w kark swego osła. - Weź i ją! Nie bronię!
- Ty jednak głupi jesteś! - Zahir tracił powoli cierpliwość dla sąsiada. Bo obaj mieszkali w tej samej wiosce. Od zawsze. Znali się od zawsze. Tak jak ich ojcowie, i dziadowie, i pewnie wcześniej ojcowie dziadów, i pradziadów.
- Czemu mnie ciągle znieważasz?! - Salah stanął w obronie swej czci i dobrego imienia. 
- Ja ciebie?! Niech Allah broni! Ale ty popatrz na mnie! Tu patrz! Na moją gębę!
- No i co?
- Co ty widzisz Salah?
- Widzę Zahira ibn Usama! - stwierdził zgodnie z prawdą, ale nie zyskał tym aprobaty sąsiada. - Mego przyjaciela z dziecinnych lat, z którym dzieliłem trudy życia. 
- Salah! Głupi jesteś! Głupi! Nie zaprzeczaj! - poirytowanie Zahira nie było pokryte żadnymi pozorami. - Widzisz starą gębę! Wiesz ile mam?
- No...
- A widzisz! Jestem od ciebie starszy o siedem lat! To dużo! Bo gdy ty ssałeś matczyną pierś, niech Allah ma ją w swej opiece, to ja już podglądałem, jak Yosra kąpała się w rzece.
- Co?! Podglądałeś moja ciotkę? Starą Yosrę? Ona nie ma zębów!
- Wtedy wcale nie był stara! I zęby miała, że aż ech...
- Co ty mi chcesz powiedzieć?
- Że jestem stary! Też ja! Mam na lat sześćdziesiąt. I ty byś mi oddał swoją Azizę?
- Sam mówiłeś...
- Taki przykład dałem, na Allaha, przykład! Gdzie ja bym miał rozum brać taki miód?! Opamiętaj się! 
- Dorzucę też Samirę, jak będziesz chciał.
- To ja ci oddam mego osła...
- A na co mi twój osioł?!
- ...żebyś głupot nie robił! Alaa i Fatma ci się znudziły?
- Alaa ma śmierdzący oddech, a Fatma ma zeza! - bronił się Salah.
- Fatma ma zeza?! A to wcześniej tego nie widziałeś?! 
- Nie przyjrzałem się! - Salah szarpnął wodze i osioł ruszył powoli do przodu.
- Nie przyjrzałeś się?! Gdzie ty jedziesz?! Stój!
Osioł Zahira ruszył też przed siebie. Po chwili oba wierzchowce zrównały się.
- Oczy miałeś z wosku?
- Jej babka mnie skołowała!
- Aaaa, babka?
- Babka! Niech jej Allah nie wspiera! Fatma jest zezowata i nigdy nie wiem gdzie i na kogo się patrzy! Wiesz jakie to denerwujące! 
- Ale to nie powód, aby brać czwartą żonę!
- Dla mnie jest! Da mi synów!
- Przecież masz pięciu! 
- Nowych, świeżych!
- A, co to jakieś arbuzy? Żeby musiały być świeże?!
- Arbuzy, nie arbuzy, ale ja chcę Bushrę! Już jestem po słowie!
- Bushrę? - Zahir zatrzymał swego osła. - Tę Bushrę? 
- Jaką: ?
- Córkę Hassana bez Piątek Klepki?
- Czemu tak o nim mówisz?
- Bo każdy wie, że to pomyleniec!
- Hassan to porządny człowiek, majętny, ma brata w Damaszku!
- Też mi argument! W Damaszku! Tylko mi nie mów, że dałeś zadatek.
Ale Salah nie odpowiedział. Zaciął się w sobie i spojrzał na horyzont. Słońce stało już wysoko. 
- Ile mu dałeś?! Mów!
- Co mnie dręczysz?! Ile dałem, to dałem. Bushra warta każdych pieniędzy! 
- Niech zgadnę: cztery kozy?
Salah nie odpowiedział.
- Pięć?
Salah milczał nadal.
- Nie twoja sprawa! - cisnął wreszcie.
- A bo moja! - Zahir, jako starszy, czuł się odpowiedzialny za sąsiada. - Jesteś mi przyjacielem. Co ja mówię "przyjacielem", ty mi jesteś jak brat! To też moja sprawa! Pięć kóz?! Toż to cały majątek!
- Mój majątek, to z nim zrobię, co zechcę. 
- A pewnie! Tylko potem nie jęcz: Zahir ratuj!
- Sześć kóz!
- Na Allaha! jak mogłeś?! To ty nie wiesz skąd u Hassana bez Piątek Klepki taki dobrobyt?
- Dobrobyt?
- W obejściu! On tę Bushrę sprzedaje każdemu kto się nawinie!
- Tobie jakoś nie oddał!
- Bo rozum mam! 
- Każdy ma!
- No, chyba nie do końca! I teraz jedziemy, aby co?
- Ustalimy termin ślubu!
- Z Hassanem?
- Nie, Bushrą.
- Wiem, że z Bushrą! Ale dogadujesz z jej ojcem!
- To roztropny kupiec!
- Kupiec? Z niego? - Zahir chwycił się za głowę. - Jak ze mnie  Abu Tammam! Nie starczy umieć pisać, aby być poetą! 
- Pięknie powiedziane! - przyznał Salah. 
- Wiesz, co on kupuje?
- Wielbłądzią wełnę.
-  Sam jesteś wielbłąd! - Zahir tracił możliwości. Widział, że sąsiad i przyjaciel w jednej osobie po prostu sunie jak ćma na śmierć w płomienie. - Kupuje głupotę innych! Garściami! I do tego ma Bushrę i jej siostrę Yasmin. Nie zdziwiłbym się, gdyby już za Bushrę wziął kolejne krocie. 
- To człowiek honoru! - Salah rzucił sam sobie kolejne koło ratunkowe.
- Honoru?! - parsknął Zahir. - On nie zna takiego słowa! To łajdak! złodziej! i oszust! 
- Bo... bo... bo... bo...
Nie wydukał więcej, bo spostrzegł... Nie wierzył własnym oczom. Z przeciwka nadjeżdżał...
- To Hassan!
- Ehe! Hassan! - przyznał Zahir. - A kogo jeszcze jego osioł z tyłu taszczy?
- Ko... bie... tę...?
- Pewnie twoją Bushrę!
- Ale...
Ku ogromnemu zdziwieniu osioł z Hassanem na grzbiecie i jakąś kobietą minął Salaha  i Zahira. Ani myślał zatrzymać się.
- Hassanie! To ja! Salah!
- Pokój z tobą, Salahu! - krzyknął nie odwracając się Hassan.
- Stój! Poczekaj!
Ale ten ani myślał zwalniać, że o zatrzymaniu nie wspomnę. Wręcz przeciwnie dał piętami po bokach wyliniałego osła, a ten podreptał do przodu.
- Może... to... nie... Hassan?
- A kto? Ali-baba?!
- Hassan! Hassan! - Salah próbował przekierunkować swego osła, ale ten niewzruszenie stał jakby odlano go z brązu. Zeskoczył z niego.   
- Gdzie ty biegniesz? Salah!
Widać Hassan dostrzegł zachowanie Salaha, bo  zmusił swe ośle zwierze nieomal do galopu. Salah bardzo szybko zrezygnował z pościgu.
- To niemożliwe! To niemożliwe! - bezsilność Salaha cisnęła się z każdego kącika jego zrozpaczonego ciała. - Co to było?
- Hassan bez Piątek Klepki!
- Ale ja mu dałem...
- ...sześć kóz! - Zahir nie wiedział czy się śmiać czy płakać. - Trzeba było mu kupić wielbłąda! Albo od razu słonia!
- Słonia?
- Takie duże z uszami i trąbą.
- Wiem, co to jest słoń.  

Ciągu dalszego nie będzie...

Brak komentarzy: