sobota, marca 18, 2023

Przeczytania - 466 - Norman Davis "Mała Europa. Szkice Polskie" (Wydawnictwo Znak Horyzont)

"Witamy na planecie Polska - w wyjątkowym miejscu o niezwykle bogatej historii. Jest tu pełno niespodzianek, chociaż nie wszystkie państwa zachwycą" -  tak profesor Norman Davis zaprasza do lektury swojej książki, pt. "Mała Europa. Szkice Polskie", w tłumaczeniu Bartłomieja Pietrzyka, a którą mamy dzięki staraniem Wydawnictwa Znak Horyzont. Wiem, dookoła nas pełno mądrych głów, które butnie powtarzają, że nikt nas w obcych językach polskiej historii uczył nie będzie. Proszę sobie włączyć odcinek dwunasty serialu TVP "Przygody pana Michała", gdzie z ust biskupa Wespazjana Lanckorońskiego  słyszymy takie zdanie (w tej roli nieodżałowanej pamięci Cz. Wołłejko): "My Polacy nie musimy od przybyszów historii się uczyć. Mamy swój własny rozum". Cytuję z pamięci. Ja jednak nauki historyka rodem z Walii od lat przyjmuję, książki Jego czytam, wzbogacają one mój księgozbiór, jak żadnego innego współczesnego mi historyka. Niech się z tym pogodzą, ci którzy próbują pisać dzieje narodu i państwa na nowo.
Dla mnie kolejnych przeszło trzysta stron rozważań o historii Polski są bezcenne. To, co i jak pisze prof. N. Davis powstaje z pewnym dystansem, o który my Polacy możemy się silić, ale nigdy tak naprawdę do niego nie dążymy. I nie okłamujmy się, że jest inaczej! Dumni ze swoich czynów pokoleń minionych wolimy tkwić w pół-prawdach, powielać mity, dobudowywać brakujące klocki, tworzyć coś, w co sami wierzymy, nie dość na tym narzucamy innym, aby też temu ulegali. Tak się nie da. I może dlatego trzeba, aby w nasze myślenie wkraczali uczeni tej miary, co prof. N. Davis (rocznik 1939). 
Już otwierający rozdział mógłby posłużyć za impuls do dyskusji, sporów, polemik, stawania na ubitej ziemi. Trudno nie zgodzić się, kiedy czytamy o Polsce np.: "Z historycznego punktu widzenia można stwierdzić, że jej rozmiar przynosi same nieszczęścia: była  z b y t   m a ł a, żeby konkurować na równych warunkach z wielkimi sąsiadami - Niemcami i Rosją - lecz zarazem  z b y t    d u ż a, aby zostawić ją w spokoju". Nie wiem czy blisko 1 000 000 km², to zbyt mało? Na otarcie łez została nam świadomość: "Owszem, był czas, gdy Rzeczpospolita Obojga Narodów była największym państwem Europy". I nie chodzi tu o samo w sobie przypominanie i budzenie nad-dumy ojczyźnianej! Dlatego prosiłbym o rozwagę w formułowaniu wniosków i odbioru książki. Nie sądzę, aby sięgnął po nią ktoś kto ma mgliste pojęcie o Rzeczypospolitej, która w herbie miała Orła i Pogoń. 
Z książkami prof. Normana Davisa jest tak, że one tak naprawdę nie są kierowane do nas, braci sarmackiej. To propozycja dla czytelnika ze Zjednoczonego Królestwa. O tym nie powinniśmy zapominać. Wtedy ominie nas frustracja i wydziwianie: po co autor pisze o tym czy tamtym, skoro to dobrze wiemy! Naprawdę wierzymy, że wiedza o dziejach Rzeczypospolitej choćby czasów Wazów jest powszechna? Duża naiwność! Nie bez znaczenia jest czas, kiedy postawiono ostatnią kropkę: 23 IX 2021 r. Zatem na kilka miesięcy przed agresją W. Putina w Ukrainie! Stąd cenne dopisanie rozdziału "Polska i jej region - ujęcie historyczne". To dlatego mamy wzmiankę, jak Kreml rozumie historię Rusi Włodzimierza Wielkiego. Pouczające akapity, bez zrozumienia których nie mamy co się pochylać nad współczesnym losem Ukrainy i Ukraińców. Zgadzam się z tezą: "Napaść Putina na Ukrainę uczyniła dla poprawy stosunków polsko-ukraińskich więcej niż jakiekolwiek wydarzenie od ponad wieku. Zadawniona niechęć i bolesne wspomnienia minionych konfliktów nie zniknęły we mgle niepamięci - zmyła je ogromna fala współczucia". Jest też uwaga, której się nie mogłem spodziewać: "Wszyscy w Polsce oraz całym regionie przypomnieli sobie, jak wygląda twarz wroga i do jak straszliwych czynów jest on zdolny"
Kolejnym książki dla mnie zaskoczeniem jest zapis rozmowy z Radkiem Sikorskim (rocznik 1963, moim rówieśnikiem i krajanem rodem z Bydgoszczy). Nie będę analizował jej. Podrzucę kilka z niej cytatów. Ciekawe, że nim coś przeczytamy trafimy na wypowiedź... Otto von Bismarcka (rocznik 1815): "Nikt nie może kontrolować biegu wydarzeń, może tylko niekiedy lekko zmienić ich kierunek". no, to już widzę obrońców czci i myśli narodowej...
  • ...Polska zafascynowała mnie przede wszystkim uczuciowo; jest dla mnie atrakcyjna, pełna życia i bardzo różna od tego, czego mnie kiedyś o niej uczono.
  • Rosja pociągała mnie bardzo, aż do czasu, gdy się o niej czegoś więcej dowiedziałem.
  • Myślę, że w pewnej chwili zrozumiałem, że Polska to zupełnie odrębna kultura, nie rosyjska, nie niemiecka, lecz zupełnie inna, z długą historią, o której tak mało wiedziałem.
  • Jako młody człowiek chłonąłem wszystko, co katolickie, ponieważ było to przeciwne duchowi, w którym mnie wychowano.
  • Żywię tradycyjną protestancką nieufność do Kościoła jako instytucji. 
  • Uczyłem się rosyjskiego i w tym czasie zacząłem czytać o Polsce.
  • Spodziewałem się bardzo złego przyjęcia przez Polaków. 
  • Dla nacjonalistów prehistoria jest okresem najważniejszym.
  • Uważam, że historyk powinien używać tej nazwy miejsca, które najlepiej odpowiada przedstawionym przez niego czasom.
  • Polska była par excellence wielokulturowym państwem Europy.
"Różnorodność była nie tylko nieodłącznym elementem codzienności, lecz także ratunkiem w potrzebie" - zaczęło mi się niebezpiecznie rozrastać powyższe cytowanie.  To nie miała być dominanta tego "Przeczytania". Równie dobrze mógłbym zamknąć to pisania. Pod wieloma stwierdzeniami Profesora podpisuję się. Pewnie mi łatwiej, bo co ciągle powtarzam, że zostałem wychowany w duchu Rzeczypospolitej jagiellońskiej: wielu języków, kultur i wyznań. W końcu w mojej sali(-ach) wiszą orły ostatnich Jagiellonów i to Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Podoba mi się, to, co czytam o rzekomej tolerancji sarmackiej czy micie o odwiecznej nienawiści między Polakami i Niemcami. Ze swej strony, jako belfer, wybijam z głów podobne uproszczenia, zakłamania i mitologię. Komuś, to się nie podoba? Sporo miejsca Autor poświęca... narodowemu czy wręcz nacjonalistycznemu pojmowaniu, rozumieniu i propagowaniu historii. Na moich lekcjach nie ma na TO miejsca. Kto wcześniej czytał "Bożę igrzysko" raczej nie będzie wydziwiać.
"Moi zdaniem Polska straciła niepodległość w czasie wielkiej wojny północnej Piotra Wielkiego" - różni mnie z Profesorem ustalenie cezury czasowej. Tu pada 31 I 1717 r. (czas obrad tzw. Sejmu Niemego), ja przesuwam na 8 VII 1709 r. (kiedy ten sam  Piotr I pokonał pod Połtawą Karola XII). Aha! - i nie dopisuję do imienia Romanowa przydomku: Wielki. Warto w tym miejscu dodać, że Wykorzystany w tym zbiorze szkiców wywiad ukazał się drukiem po raz pierwszy w 1984 r. To wtedy zaczęła się moja (jeszcze za tzw. komuny) belferska droga. Proszę zauważyć, że ja już gadam, polemizuję z tym, co czytam. Szukam analogii w tym, co sam robię i jak rozumiem historię? Niezupełnie. To samo przychodzi. Przecież ja tylko chcę poznać poglądy prof. N. Davisa jeszcze dokładniej, niż znałem je wczoraj czy w zeszłym miesiącu.
Właściwie, jaki jest sens czytania myśli sprzed czterech dekad? - ktoś zapyta. Kiedy pisana była "Zapomniana wojna rewolucyjna" nasza, tu nad Wisłą, Brdą czy Wartą prawdziwa wiedza o wojnie polsko-bolszewickiej brała się z przekazów rodzinnych lub nasłuchu audycji radiowych, np. "Głosu Ameryki" lub "Radia Wolna Europa". Mimo tego ja bym nie odkładał książki na półkę. Warto zobaczyć, co na Zachodzie wiedziano o wojnie z bolszewikami. Szkoda, że narracji nie wzbogacono o żadną fotografię czy choćby mapę! Zawsze będę to punktował i z uporem powtarzał: poglądowość, to zasadą nr 1 w uczeniu i utrwalaniu wiedzy historycznej. Piszę, to jako były doradca metodyczny i konsultant ds. nauczania historii KP CEN Bydgoszcz. Niech nikogo nie zaskoczy obfite cytowania Włodzimierza Lenina (1870-1924), Владимирa Ильичa Ульяновa-Ленинa. Zresztą obecnie mielibyśmy poważne problemy z dotarciem do cytowanych dzieł. Ratunkiem jest Internet. Nastąpi powszechny szturm w tym kierunku? Nie bądźmy naiwni. 
To dobrze, że Autor przypomniał taką z 1920 r. postawę Zachodu: "Rządy alianckie, które nie pałały wielka miłością do Polski Piłsudskiego, korzystały z każdego pretekstu, by zignorować swoje zobowiązania wobec niej, lecz z pewnością nie mogłyby dalej odwracać wzroku, gdyby nad Warszawą zawisło poważne zagrożenie". Zwracam uwagę, że druga część tej wypowiedzi, to już... spekulacja. Nie wiemy jak potoczyłyby się losy Polski czy świata, gdyby w sierpniu '20 gdyby Warszawa padła. Ciekawe czy dzisiejsi alianci czerpią choć ułamek natchnienia z tego, czego nie dokonało pokolenie ich pradziadów dobre sto lat temu? Pewnie, że  szukam analogii. Taka jest rola historyka każdego szczebla. Przede wszystkim swoim uczniom lub studentom uświadomić, jak bardzo ważna jest znajomość historii dla zrozumienia współczesności. To dobrze, że w jednym z przypisów jest cytowanie W. Lenina: "...my również będziemy mówili o pokoju, ale nie z wami, polscy obszarnicy i polscy burżua, lecz z polskimi robotnikami i chłopami, i zobaczymy, co z tych rozmów wynikanie". Czy nie tak rozumuję obecny satrapa i zbrodniarz wojenny W. Putin? Dla mnie zorientowanych w przebiegu tamtej wojny niektóre fakty mogą być odkrywcze, np.: stosunek Niemiec do bolszewików i wolnej Polski! Pouczające. I te wahania Lenina wobec Lloyda George'a lub Polski! I chyba wniosek, który jest do strawienia: "Na krótką metę dla Sowietów była to klęska upokarzająca, wyleczyła ich jednak z rewolucyjnych mrzonek i pozwolił skupić uwagę na kwestiach bardziej praktycznych". Kiedy jednak czytamy, że klęska w wojnie z Polską była swoistym dla Rosjan błogosławieństwem "Uchroniła ich przed wejściem głębiej w grzęzawisko międzynarodowych działań wojennych, w którym równie dobrze mogliby utonąć bez śladu", to robi się gorzko w gębie. Choć i te rozważania, to już tylko spekulacja. 
"Na wojnie wszystko jest bardzo proste, lecz rzeczy nawet najprostsze są trudne" -  to nie prof. N. Davis, ale Carl von Clausewitz. Co w tym niezwykłego? A choćby to, że i ja rok temu w swoim pisaniu wykorzystałem to zdanie z dzieła "O wojnie" (patrz "Carl von Clausewitz - Vom Kriege - Teil 5"; z 25 IV 2022). Śmiem twierdzić, że na angielskim/brytyjskim czytelniku wrażenie zrobił pochód Armii Czerwonej i desperacki manewr Wojska Polskiego. I kiedy zdawało się, że kres Polski, to kwestia czasu nastąpiła zwycięska ofensywa (dodajmy: bez żadnego natchnionego z niebios cudu!). Na pewno dla większości z nas może być wykorzystanie biografii Stalina, pióra samego Lwa Trockiego. Nie znam tej pracy. Nawet nie wiem czy było polskie jej tłumaczenie. Tym bardziej użyję tu słów płomiennego Lwa: "Gdyby Stalin, Woroszyłow i analfabeta Budionny nie prowadzili własnej wojny w Galicji, a czerwona konnica zdążyła na czas do Lublina, Armia Czerwona nie poniosłaby klęski [...]". Dostajemy dość wnikliwą, jak na objętość szkicu, panoramę działań wojennych, ocen, wypowiedzi uczestników walk i polityki. Ciekawie wypada powoływanie się na wzajemną korespondencję M. Tuchaczewskiego z dowództwem Konarmii. Nie czarujmy się: gro cytowań jest dla nas, jak odkrywanie Ameryki. Może (i powinno?) zakręcić się nam w głowie. Jako belfer mogę się tylko cieszyć, bo w jednym tomie znajduję  t y l e  pomocy, aby uatrakcyjnić własne lekcje.
"Niewiele jest krajów, w których Lloyd George'a szkalowano z większym zapałem niż w Polsce" - nie musi mnie do tego przekonywać Autor. Sam mam dość chłodny doń stosunek. Cały rozdział N. Davis poświęca premierowi Wielkiej Brytanii. Zapominamy często, że "...Lloyd George nie mógł zajmować się sprawami polskimi w oderwaniu od innych kwestii". I to chyba jest częsty nas Polaków błąd w ocenianiu polityków zachodnich (np. Napoleona I). W końcu w Wersalu reprezentował rząd JKM Jerzego V, a nie Naczelnika z Warszawy. Wydaje mi się, że cenne jest przypomnienie tej wypowiedzi premiera: "Sam należę do małego narodu i dlatego mam wiele współczucia dla wszystkich uciśnionych narodowości". Jest też okazja poznać opinie polityków brytyjskich różnego zabarwienia. Na pewno nie będzie to miód na nasze serca. Zacytuję kilka z nich: "Wskazałem, że Polska przez swoją głupotę i błędy [...] uczyniła wiele, bu utracić sympatię Brytyjczyków"; "Nie wątpię, że Polska sobie poradzi, ale jestem przekonany, że jej najlepszymi przyjaciółmi są ci, którzy opierają się mrzonkom imperialistów"; "Jeżeli polscy imperialiści będą kontynuować swoją obecną politykę, każdy członek zorganizowanego ruchu robotniczego w wielkiej Brytanii będzie odwracać się z obrzydzeniem na dźwięk słów «polski rząd»". Pojawia się też W. Churchill czy G. Curzon. Chyba nikomu rozsądnie zorientowanemu w historii tego okresu zbyteczne jest dopisywanie kim byli i jakie poglądy głosili. Opinia tego drugiego może zaskoczyć: "Polska stanowić oś, wokół której powinna się obracać cała nasza polityka wobec Europy Wschodniej". Przyznaję, że nie znałem takiej wypowiedzi D. L. George'a: "...jeżeli bolszewizm zaatakuje którykolwiek z krajów graniczących z terytorium bolszewickim - Polskę, Rumunię czy Czechosłowację - naszą sprawą będzie ich obronić". Wiemy, co było w Spa, z czym wrócił do kraju premier W. Grabski. I ta postawa, a nie tylko konferencja w Wersalu, zaciążyły na ocenie czołowego brytyjskiego polityka. O wysłaniu wojsk znad Tamizy nad Wisłę nie było mowy. Tym bardziej dziwi taka wypowiedź: "Gdybyśmy pozwolili bolszewikom stratować niepodległość Polski kopytami konnicy Budionnego, skazalibyśmy się na wieczną hańbę". Gloryfikowany w Polsce, ba! wyróżniony stopniem marszałka Polski Ferdinand Foch miał wtedy tylko jedną odpowiedź: "Żadnych żołnierzy!"
Smutne, że muszę czytać o... cudzie nad Wisłą! Jako piłsudczyk z przekonania i wychowania zawsze dostaję palpitacji serca, kiedy czytam te endeckie wymysły. Nie wiem czy w podobnej sytuacji mam polemizować z panem Profesorem? Wiem, że to potoczne określenie bitwy warszawskiej. Ale czego my się mamy uczyć: historii czy potoczności?! To lawirowanie między Warszawą, Moskwą a  Londynem przyprawić może polskiego czytelnika o ból głowy, nie daj Panie zębów. Taka była brytyjska dyplomacja! Nikt nie chciał ponosić odpowiedzialności, aby wesprzeć polską armię, a potem ponosić odpowiedzialność za ratowanie jej z opresji. Nikt się nie spodziewał, że Polacy zadadzą druzgocącą klęskę armiom Tuchaczewskiego i Budionnego! Podoba mi się ocena D. L. George'a: "Tak naprawdę przez całą swoją powojenną kadencję Lloyd George uprawiał akrobatykę polityczną". I kończy swe rozważania: "Paradoksalnie w 1920 roku to Polacy uratowali Lloyda George'a, nie zaś on uratował Polskę". Zważmy, że ten tekst ukazał się w 1973 r. To dość odważne, jak na młodego historyka Zjednoczonego Królestwa. 
"Żydzi polscy tworzyli odrębne społeczeństwo - równie odmienne od Polaków, wśród których żyli, jak od Żydów mieszkających w innych częściach świata" - zapewne tzw. 100 % Polak, aryjczyk z krwi, kości, wytresowania i przekonania będzie miał problem z wczytywaniem się w rozdział "Wielka Brytania i polscy Żydzi 1919-1920". Jak pogodzić swą opętaną antysemityzmem mózgownicę, gdy tu Autor, Obcy, wcześniej w obcym języku publikujący uświadamia, że judaizm jest starszy nad Wisłą od chrześcijaństwa. Nie wiem czy tego rodzaju czytelnik odniesie się do tego pisania. Czy poza  wyjątkami z "Myśli nowoczesnego Polaka" ogarnia inne treści? Tak, mamy drobny rys prawa, jakie Żydom nadawali jeszcze Piastowie. Nie sądzę, aby przeciętny polski odbiorca odróżniał Żydów askenazyjskich od sefardyjskich. Dla przeciętnego Polaka: Żyd, to Żyd! I kropka! Dobrze, aby miał pejsy, brodę, mówili jidysz. Śmiem twierdzić, że większość z nas po raz pierwszy czyta o Izaaku Deutscherze, spod Krakowa "...który jako trzynastolatek został rabinem, jako dwudziestolatek komunistą, a jako trzydziestolatek wygnańcem". Jest okazja, aby przyjrzeć się, jak stereotypy umacniały izolacjonizm Żydów, wzajemna nieufność nie pomagała asymilacji, uprzedzenia utrwalane przez naukę Kościoła - wszystko to tu znajdziemy. Warto przy okazji zapytać się siebie: ile z tej plemiennej ksenofobii nosimy cały czas w sobie i ze sobą? Wyłapuję, to co  polskie, choć N. Davis wyraźnie zatytułował pracę: "Wielka Brytania i polscy Żydzi 1919-1920". Niczym królik z kapelusza znowu pojawia się nam... W. Churchill. Przecieram oczy ze zdziwienia, kiedy dociera do mnie, że można było z walk o Lwów, wyartykułować ilość zabitych/poległych Żydów i rozdmuchać, jako "jeden z najgorszych pogromów w historii Polski"?! Tak donosiła "Manchester Guardian" 30 XI 1918 r. Stąd korespondencje cytowane, między A. J. Balfourem, a I. J. Paderewskim. Polecam. Wojna z bolszewikami skutecznie dolewała oliwy do ognia! Same na ten temat rozważania mogłyby stanowić podstawę odrębnego pisania i zainteresowania. Zapewne wiele przypadków, o których tu czytamy nie stanowi chluby dla naszego wyidealizowanego, narodowego ego!
"Historia Polski stała się moją pasją, hobby i, rzecz jasna, zawodem" - cudowne podsumowanie naukowej fascynacji prof. Normana Davisa. Wielką, samotną wyprawą nazywa Autor czas badania dziejów naszej kochanej Ojczyzny. Nie zapominajmy, kiedy podjętej. Warsztat naukowy, chęć docierania do polskich źródeł, odwiedzanie tamtej Polski, zwanej PRL-em. Cudownie, jeśli młodsze pokolenie za sprawą ciekawości, co też tam napisał o nas Anglik (Walijczyk) pchnie do przeczytania "Małej Europy...", to będzie z korzyścią dla każdego. Nie mogę być do końca obiektywny, bo po prostu imponuje mi dorobek Profesora. Wiele tytułów zasiliło mój księgozbiór. Żałuję, że ktoś przywłaszczył sobie tom 1 pierwszego wydania "Bożego Igrzyska". Tak to już jest z pożyczaniem książek. Smuci mnie myśl Autora, tak brzmiąca: "Nadal jest trudno [...] rozmawiać o historii Polski, a zwłaszcza o epoce współczesnej, nie wdając się w zaciekłe spory i nie wchodząc na kurs kolizji z ludźmi, którzy z różnych przyczyn wyrażają zupełnie odmienne poglądy na omawiane tematy". Powinniśmy być wdzięczni panu Profesorowi, że tam nad Tamizą dobijał się pomiędzy swemi o prawdę! Jaką? Starczy jedno słowo: KATYŃ! Już za to tylko, panie Profesorze: duża wódka! "...polemiki z tym związane kosztowały mnie wiele wysiłku, trudu i łez" - czytamy. 
"Mała Europa. Szkice Polskie" powinna zjawić się na półce każdego zainteresowanego historią. Spojrzenie z zewnątrz naprawdę jest cenne. Gdyby było inaczej, to nie zadawałbym sobie trudu, aby przybliżać ten tytuł. Laikom chciałbym zadedykować ostatnią myśl, jaką znalazłem pomiędzy akapitami: "LUDZIE MYŚLĄ, ŻE PISANIE HISTORII JEST JAK BUDOWANIE WIELKIEGO GMACHU Z FAKTÓW".

Brak komentarzy: