niedziela, sierpnia 14, 2022

Rok 1920 - część XIV - Lech J. Dymecki "Listy z frontu 1920"

"W listach Lecha Dymeckiego występują błędy ortograficzne i składniowe oraz interpunkcyjne. Wynikają one z faktu, że autor był absolwentem gimnazjum rosyjskiego, a i zasady pisowni nie były wówczas jeszcze należycie skodyfikowane. Ponadto pisał swe listy w trudnych warunkach - na szynkwasie karczmy, w prowizorycznej kancelarii lub dosłownie na kolanie" - podaje Redakcja, która kilka lat temu podjęła się wydania tychże listów [1]. Zachowano więc oryginalność i formę, nadmieniając: "Wyrazy, których nie udało się odczytać, zaznaczono w tekście trzema kropkami ujętymi w nawiasy". Zatem mamy źródło surowe i jak najbardziej oryginalne. Nikt go nie przetwarzał dla potrzeb współczesnego dziś czytelnia. Jest więc niezaprzeczalna okazja, aby wczuć się w czas i okoliczności, w jakich walczył Autor. 
Bitwa warszawska (nie żaden tam cud nad Wisłą!), to już zamknięta przeszłość. Należę do pokolenia, które jeszcze na swej drodze spotkało tych, co walczyli, jak np. mój cioteczny dziadek Jan Ostrowski, m. in. jeden z podkomendnych gen. L. Żeligowskiego, który w 1920 r. zdobywał Wilno. Pozostają nam tylko pamiętniki, listy, wspomnienia, relacje. Korzystam z tego, co zostawił Lech Jan herbu Sulima Dymecki (1902 - ?). Tych kilka fragmentów niech będzie śladem, że kolejne pokolenie nie zapomina, tym bardziej, że gdy dorastało ani o wojnie, ani o jej bohaterach nie mówiono z patosem lub w ogóle nic nie wspominano. Bo jak?
Zatem zapisy z lipca i sierpnia 1920 r. Zwykłe żołnierskie, koszarowe życie. Cytadela, Warszawa, bitwa:
 
17 lipca:
Przyjechaliśmy do Warszawy o g. 9 m. 30 rano. [...] Czuję się nieźle. Gruszek było dosyć, dokończyłem już w Warszawie. Zatrzymaliśmy się przed stacją, i potem naokoło Starego miasta, przyszliśmy na plac 3ch Krzyży.
 
Lipiec (bez daty):
...gen. Haller zrobił przegląd, przechodząc tuż koło mnie. Powiedział, że z początku trochę ciężko ale przecież przyszliśmy wspierać Ojczyznę. Był także oddział z samych kobiet umundurowanych. Potem była defilada przed gen. Hallerem. Mówił ciągle: "To już gotowe wojsko". Następnie pochód po ulicach, wśród okrzyków tłumu na cześć Armii Ochotniczej.  
 
Bez określenia czasu pisania:
Wyjeżdżamy o g. 2. Dokąd nie wiadomo. W 20 m. mamy być gotowi. Teraz jemy obiad. Nie można kończyć, idzie do torby. Porcja grochówki, śledź i 2 jaja.
 
19 lipca:
W ogóle czuję się nieźle. ducha nie tracę, tak jak inni koledzy, którzy mają już ochotę wracać do domu, a gdyby się udało, to "zwiali" by poprostu. Zrażają się oni takiemi niewygodami, jak np. długie czekanie w ogonku na kawę. Ja rozumiem, że inaczej być nie może, skoro jest nas przeszło 1000, a codzień nowe oddziały przychodzą. 
 
20 lipca:
Superwizja była dopiero dzisiaj, dużo odeszło, bądź z powodu niedostatków fizycznych, lub też z powodu braku pozwolenia rodziców. Ja, ponieważ jestem zdrów, i mam 18 lat (17 i 18 lat nie potrzebują pozwolenia), więc dostałem literę A. Jestem z tego całkiem zadowolony. Teraz życie tu się poprawi. Raz dlatego, że dużo wyjeżdża, a po drugie, że był przed chwilą Haller, oglądał szczegółowo całe koszary i wkrótce dostaniemy sienniki. 

23 lipca:
...jestem w karabinach maszynowych. Zgłosiłem się tam dlatego, że jest to coś w rodzaju artylerji, a do artylerji nie udało mi się wstąpić [...]. [...] Mieliśmy już 2 lekcje, i wiem jak nazywają się poszczególne części karabinu, jak go się rozbiera i składa. Mamy bardzo dobrego porucznika, i całe otoczenie jest jakieś ludzkie, nie tak zezwierzęcone jak inni żołnierze.

29 lipca (data stempla pocztowego):
Dostaliśmy mundury. Jest nas wyszkolonych cztery plutony. Każdy pluton (2 karabiny) przydzielono do jednej kompanji. [...] Dziś mamy iść na strzelnicę. Wczoraj na ćwiczeniach okropnie zmokliśmy. Ostatni list pisany 23/VII. Na miasto trudno się dostać. Tu jest kościół. Pójdę do niego. 

6 sierpnia:
Donoszę, że jestem zdrów i żywy, tylko zgubiłem cały plecak z rzeczami. Co dalej będziemy robić, nie wiem. Czy na front, czy na odpoczynek, [...] Jako maturzysta zostałem mianowany pisarzem K. K. M. Tęsknię za domem.
 
7 sierpnia:
Jesteśmy w... [skreślone] na odpoczynku. Nie wiem kiedy pójdziemy na front. straciłem plecak, ale mam ju 2 koszule i dam sobie radę. Najgorzej płaszcz, ale teraz ciepło.
 
Bez określenia czasu pisania:
Jestem zdrów i cały. Potrójna pocztówka pisana 16/VIII. Proszę napisać cokolwiek. Bolszewicy cofają się po 30 km. dziennie. Mówią, że djabli nadali leźć im do Polski. 
 
31 sierpnia:
Stopniowo ogień staje się gęstszy, chwilami zdaje się że już nasi ustępują, kulki świszczą nad głowami, obijają się o szprychy wozów. Później jeszcze, zaczynają walić z armat, ale bardzo niecelnie. Wprost jakby na oślep. Wogóle artylerja bolszewicka, o ile ją wogóle mają jest bardzo słaba. Bija zawsze trochę lewiej, i granaty w połowie nie wybuchają. Zato nasza artykeja!!! Widziałem jak kozacy próbowali szarżować na armaty. Byli już nie dalej, jak na kilometr. Jak zaczęli bić, to konie wraz z jeźdźcami wylatywały w powietrze, tak celnie bili. 
 
Grób Nieznanego Żołnierza - Warszawa 8 XII 2006 r.
 
Przez lata milczenia wokół wojny polsko-bolszewickiej śmieszyło mnie zachowanie ówczesnych władz PRL-u. Głupi komuniści przez lata kładli wieńce na grobie obrońcy Lwowa (tj. Grób Nieznanego Żołnierza w Warszawie), ale ludziom tam urodzonym wpisywali do dowodów osobistych: urodzony w ZSRR!
Dziwne, ale próżne jest szukanie, kiedy zmarł Autor listów. Dużo ciekawych informacji o historii rodziny Dymeckich (a właściwie powinno brzmieć: Dymiccy), rodzeństwie, stanie listów, ale nie kiedy L. J. Dymecki umarł. Cieszy, że zgadzam się z Przemysławem Burchardem, który opracował ten zbiorek, co do roli marszałka J. Piłsudskiego. Mogę z całą pewnością napisać, że nie należy on do miłośników ani gen. J. Hallera, ani gen. W Sikorskiego. Ale to już dygresje nie Autora listów.

PS: Pamięci mego dziadka Stanisława (II) Poźniaka (1906-1989), świadka wydarzeń, w dniu XXXIII rocznicy śmierci - wdzięczny wnuk.

[1]  Dymecki L. J., Listy z frontu, Burchard Edition, Warszawa 2004, s. 27-40

Brak komentarzy: