czwartek, lutego 11, 2021

...na 180-tą rocznicę urodzin Józefa Brandta - 11 II 1841 r.

Nie zmieniam zdania: malarstwo Józefa Brandta (1841-1915) jest cały czas w cieniu zapomnienia. Staram się, jak mogę popularyzować tę niezwykłą twórczość, która stała się inspiracją dla twórczości Henryka Sienkiewicza (1846-1916). Obaj mieli ogromny wkład w budzeniu ducha narodowego i historycznego w Narodzie, który nie miał państwa. Obaj też nie doczekali końca wielkiej wojny i odzyskania przez Polskę niepodległości. Darowane im było rozczarowanie?

Wracam, tak po raz kolejny, do przypomnienia? Nie mogę stworzyć niczego nowego z treści, których nie wzbogacił czas. To chyba najlepszy przykład, że źle się dzieje w dziedzinie pamięci o malarzu i człowieku. Nie spotkałem się z jakąś nową edycją albumu czy biografii. Już by stała na półce koło np. W. Kossaka, J. Malczewskiego, S. Wyspiańskiego czy J. Chełmońskiego. Nie ma. A przecież był mistrzem malarstwa batalistycznego XIX w. Tego nike o zdrowych zmysłach kwestionować nie może. No to - cytuję samego siebie. dokonałem tylko kosmetycznych przeróbek, usunięć.
W pamięci pokoleń zapisali się J. Matejko, A. Grottger, bracia Gierymscy, ba! J. Suchodolski, ale J. Brandt? Może nazbyt ambitnie nie szukałem, ale przez ostatnie lata wpadły w moje ręce raczej drobne publikacje na temat Jego malarstwa. Przed laty Krajowa Agencja Wydawnicza wydawała miniaturową serię książeczek pt. "Malarstwo polskie monografie". W 1984 pojawiła się ta, autorstwa  Teresy Sowińskiej "Józef Brandt". To samo wydawnictwo, w tym czasie wydało komplet ośmiu pocztówek J. Brandta, w opracowaniu graficznym Danuty Żukowskiej. Wydawnictwo Dolnośląskie w 2005 r. wydało pracę Ewy Micke-Broniarek "Józef Brandt". Ładnie wydana, na dobrym papierze, wiele barwnych reprodukcji.

"Konie poniosły"
 
Nie jest przypadkiem, że obraz Brandta "Bogurodzica" wykorzystałem jako jedną z pierwszych winiet tego blogu. Nie zapomnę pierwszego z nim spotkania! Miejsce: Muzeum Narodowe we Wrocławiu. Czas: sierpień 1981 r. Właśnie rozpocząłem zwiedzanie ekspozycji malarstwa polskiego. Pootwierane drzwi do kolejnych sal. Mnogość mistrzów i ich płócien. Ale moją uwagę przykuło jedno dzieło: jakiś tłum wojowników... rozpostarte sztandary... śpiewają... dumny wódz... Ze szkodą dla innych uznanych autorytetów artystycznych nikt i nic nie mogło mnie zatrzymać! Chciałem być od razu przed tym jednym, nieznanym mi obrazem! Ja po prostu gnałem tam. Chciałem być jednym z nich. Ta egzaltacja dopadła mnie, kiedy miałem 18. lat!... Po latach zmieniono miejsce eksponowania tego obrazu? Proszę mi wierzyć: w innym jakby... skarlało? Straciło swój magnetyzm? 
 

"Bogurodzica"
 
Wiem, że teraz narażę się wielbicielom palet naszych mistrzów: ale "Bogurodzica" Józefa Brandta poraziła mnie i odtąd zaliczam ją do moich najulubieńszych obrazów batalistycznych! Znałem dwa genialne dzieła Mistrza: "Chodkiewicz pod Chocimiem" i "Czarniecki pod Koldyngą".  Pierwsze ze wspominanych dzieł jest ozdobą   Pałacu Prezydenckiego na Krakowskim Przedmieściu (już go zwolennicy "jedynej, słusznej opcji politycznej"  nie nazywają... Pałacem Namiestnikowskim?)  w Warszawie! To płótno jest świadkiem  wielu spotkań z zagranicznymi gośćmi, których podejmuje prezydent Polski.

                                    "Chodkiewicz pod Chocimiem"

"...Józef Brandt - czytamy u  Teresy Sowińskiej - jest postacią tyleż znaczącą, co kontrowersyjną. Przez wiele lat zaliczany, obok Matejki i Siemiradzkiego, do czołowej trójcy malarskiej (...)". On, uczeń wielkiego Juliusza Kossaka, filar "polskiej szkoły monachijskiej", był atakowany za swoistą... odtwórczość. Henryk Piątkowski ówczesny krytyk sztuki napisał: "Brandt, potęgując myśl Kossaka, przedstawił ją w formie odmiennej, wprowadzając do niej żywioły nie znane, wspaniałość koloru i wyrobioną, wysoce elegancką swa technikę". Czytamy "między wierszami", że dzieła ucznia są jakby... akwarelami mistrza, które wzmocnił po prostu olejną farbą?


"Pochód Lisowczyków"
 
Raczej nie pamiętamy też o dziennikarskich dokonaniach Henryka Sienkiewicza. Był wręcz poruszony po obejrzeniu "Odsieczy Wiednia": "Ludzie, wielbłądy, konie albo padają pod uderzaniami wyciągniętych lasem kopii, albo w niepojętym bezładzie na próżno szukają w ucieczce ratunku. Przewracające się namioty, furia zwycięzców, trwoga malująca się w rysach i ruchach pobitych (...)". Szkoda, że autor "September Eleven 1683" ("Bitwy pod Wiedniem")  Renzo Martinelli nie obejrzał tych płócien, nie przeczytał takich relacji! Może porzuciłby myśl kręcenia swego "dzieła" i pokazywał go Lechitom... Po filmie (to chyba naprawdę był "dramat historyczny"!) nie dało się pójść za Sienkiewiczem i powtórzyć: "Zda się, że słychać jęki, rżenie i tętent koni, huk strzelby, wrzaski bojowe".
 
Henryk Sienkiewicz (1846-1916)
 
Kiedy w 1878 r. Sienkiewicz gościł w Paryżu i zwiedzał galerie napisał do Warszawy: "Malarze polscy zajmują niezaprzeczenie jedno z pierwszych miejsc na wystawie. Dość wam zacytować takie nazwiska, jak Matejko, Siemiradzki, Brandt, Maksymilian Gierymski itd., abyście zrozumieli, że jest się czym chwalić (...)". Było jednak coś, co poruszyło korespondenta polskiej prasy. Dzieła polskich mistrzów nie tworzyły jednolitego zbioru, były rozproszone: "Matejko figuruje w oddziale austriackim, Siemiradzki w rosyjskim, Maksymilian Gierymski w pruskim, Brandt w monachijskim". Wręcz żalił się, że "niepodobna [cudzoziemcowi] dojść do przekonania, że jakiekolwiek malarstwo polskie jako takie istnieje". Nie zapominajmy, że Brandt od zarania swej monachijskiej kariery podpisywał swoje dzieła: "Józef Brandt z Warszawy"

"Obrona zaścianka"

Kozaczyzna, Orient chyba nie zdają sobie sprawy, jak wiele zawdzięczają Brandtowi! Wiele obrazów osadzonych jest w malowniczej scenerii stepu, Zaporoża. Kto, jak nie "Mistrz z Monachium", zatrzymał tamten czas. Obozy, targi, przeprawy przez rzeki, chwytane na arkan konie! "Wesele kozackie" z 1893 r., to gotowa ilustracja do "Ogniem i mieczem"! Koniecznie chwyćmy za książkę i przypomnijmy, jak imć Onufry Zagłoba herbu Wczele najechał wesele! Zbyt teatralnie potraktowano to w filmie... Na kartach powieści? Cymes!
"Powrót Kozaków"
 
Konie! Wszędzie konie! Nie dziwota, skoro było się uczniem samego Juliusza Kossaka? I co chyba też popadło w zapomnienie, że Brandt uważany był przez współczesnych za mistrza w ich malowaniu.

"Tabor"
"Malarstwo Józefa Brandta niejednokrotnie porównywano z rycersko-szlachecką epopeją stworzoną przez Henryka Sienkiewicza na kartach Trylogii, która przez ponad sto lat współtworzyła kanon patriotycznego wychowania kolejnych pokoleń Polaków" - pisze  Ewa Micke-Broniarek. Kto choć raz poczuł magię tech płócien tylko przytaknie. Bo zaprawdę każde niemal jest idealnym dopełnieniem literacko zarysowanych wojennych wyczynów różnych Skrzetuskich, Kmiciców, Bohunów czy Tuhaj-bejowiczów. Zresztą sam autor "Trylogii" pisał: "Czasy zamarłe zmartwychpowstają pod jego pędzlem (...)".

"Modlitwa na stepie"

Brak komentarzy: