wtorek, lutego 09, 2021
Przeczytania... (383) Michał Rukat "Siemowit I Mazowiecki. Książę trudnego pogranicza (ok. 1215-23 czerwca 1262)" (Avalon)
"Wiek XIII obfituje w bohaterów i zdrajców, pogańskie najazdy i wojny domowe. Pojawiają się wtedy postacie święte i przewrotne, heroiczni obrońcy cywilizacji i tchórze uciekający z pola walki. [...] Rozbicie monarchii piastowskiej osiąga swoje apogeum..." - po takiej okładkowej zachęcie nie można zrobić nic innego, jak tylko sięgnąć po biografię jednego z książąt dzielnicowych: Siemowita I Mazowieckiego. Niech nas nie zwiedzie grafika, która ilustruje ten odcinek cyklu. To nie jest tomiszcze, które może zniechęcić lub zgoła przestraszyć. Z przypisami i bibliografią, to niespełna 140 stron. Konia z rzędem kto potrafi coś sensownego powiedzieć o Siemowicie I, jednym z synów Konrada I Mazowieckiego. O! pan z tyłu ożywia się. Tego każdy zna. Z jego potomków? Chyba (ale i to piszę wiele ryzykując) jedynie Kazimierz Kujawski jest kojarzony, jako ojciec Leszka II Czarnego i Władysława I Łokietka. Tym bardziej zachęcam: przeczytajmy tę biografię! Michała Rukata "Siemowit I Mazowiecki. Książę trudnego pogranicza (ok. 1215-23 czerwca 1262)", którą czytamy dzięki Wydawnictwu Avalon.
"Opisując jego życie i okres panowania, autor zaprasza czytelników w podróż po XIII-wiecznym Mazowszu. Sąsiedztwo Litwy, Jaćwięży i Zakonu Krzyżackiego czyniło z tej ziemi niezwykle niestabilny obszar" - lepiej bym tego nie ujął. Czas rozbicia dzielnicowego jest przez przeciętnego odbiorcę historii średniowiecznej odbierane jako jeden galimatias książąt, ścierania się Piastowiców, coraz drobniejszych władztw. Nie łudźmy się: żadna podstawa programowa nie uwzględnia Siemowita I Mazowieckiego. Może nauczyciele z tego regionu Polski (w co głęboko wierzę) czynią dobra robotę i zdradzają jakieś epizody z życia Konradowica.
We wstępie znalazłem m. in. taką ocenę tego burzliwego okresu: "Rozbicie dzielnicowe miało jednak również i dobre strony. Poszczególni książęta, w zależności od swoich ambicji i mozliwości, starali się umocnić własne księstwa, upiększyć swoje siedziby i pozostawić świadectwo mądrego panowania. Dzięki temu rozbudowały się takie miasta jak Płock, Wrocław czy Poznań". Nie ukrywam tego, bo i na tym blogu daję tego ślady, uwielbiam okres między 1138, a 1320 rokiem. O samym bohaterze biografii n i c nie wiem. Wierzę zatem, że mam przed sobą właściwie pierwsze takie ujęcie życia i panowania tego Piasta.
Nie pociesza miłośnika epoki stwierdzenie Autora: "Historycy pracujący nad postacią Siemowita I maja do dyspozycji dość ograniczony materiał źródłowy; XIII-wieczne Mazowsze nie pozostawiło nam bowiem tylu roczników, kronik czy dokumentów, co inne dzielnice w tym stuleciu". Tym bardziej nasza ciekawość zostaje pobudzona. Moja - na pewno.
Koronny dla argument znajduję na zakończeniu wstępu: "Postać Siemowita wydaje się też niezwykle ważna w relacjach książąt polskich z zakonem krzyżackim. Panowanie tego księcia to okres przezwyciężenia kryzysu i umocnienia państwa krzyżackiego, które dzięki pomocy - między innymi mazowieckiego władcy - pokonało przejściowych trudności". Miło będzie spotkać starych znajomych tej miary, co choćby Bolesław V Wstydliwy czy Bolesław Pobożny. Mimo wszystko szkoda, że książki nie zaopatrzono w uproszczone drzewo genealogiczne, np. linii mazowiecko-kujawskiej. Ale i wielkopolskiej czy śląskiej. Mniej ogarnięty w temacie czytelnik może mieć problemy z najzwyklejszym połapaniem się kto z kim i dlaczego.
"Ustalenie dokładnej daty narodzin księcia Siemowita nie jest sprawą prostą. Próżno szukać jakichkolwiek wzmianek o przyjściu na świat trzeciego syna Konrada Mazowieckiego w rocznikach i kronikach z tamtego okresu" - czytam za Autorem. Można rzec, że to jednak... epokowa norma. Bo niby kogo obchodził kolejny syn władcy? Oswald Balzer też miał kłopoty, za nim Stanisław Kętrzyński. Wszystko to tuzy jakich próżno dziś szukać. Miło znaleźć mi tu nazwisko śp. prof. Kazimierza Jasińskiego (UMK). Był XXX lat temu m. in. przewodniczącym komisji przy obronie mojej pracy magisterskiej. Taka osobista dygresja.
Bardzo ładnie prowadzi nas Autor przez historię rodu, linii kujawsko-mazowieckiej Piastów. I tu właśnie dobijam się po raz kolejny: drzewa genealogicznego. Aż się prosi! Opis, nawet najbardziej plastyczny dopiero wsparty rysunkiem daje pełniejszy obraz całości. "Chrzest trzeciego syna Konrada jest [...] pierwszym po przyjęciu chrześcijaństwa przypadkiem nadania imienia Siemowit w dynastii Piastów" - Autor wskazuje na wpływ kronik mistrza Wincentego zwanego Kadłubkiem. Stąd i nie dziwota, że brnie w szczegółowe wymienienie i opisanie rodzeństwa: "Rzut oka na drzewo genealogiczne Konrada pozwala stwierdzić, że starał się kopiować rodowód pierwszych Piastów. Przy nadawaniu imion synom zaczął od Siemowita, by kolejnych ochrzcić jako Siemomysł i Mieszko". Nie wiedziałem, że siostra Siemowita I, Judyta była matką... Henryka IV Probusa. Cudowne jest to dopełnianie sobie wiedzy o powiązaniach rodzinnych poszczególnych Piastów.
Nie ma potwierdzenia, aby Siemowit wraz z ojcem był w Gąsawie pamiętnego 1227 r. Rok później jednak już był świadkiem doniosłego zdarzenia w Płocku: "Jego ojciec przekazał tam, w obecności trzech najstarszych synów, ziemię dobrzyńską zakonowi znanemu w literaturze jako Fratres Milites Christi, czy Bracia Rycerze Chrystusowi, popularnie zwani dobrzyńcami. [...] Na jego oczach ojciec powołał do życia zakon rycerski, który miał chronić mieszkańców Mazowsza przed napadami pogan". Na oczach Kondratowica na właściwego dominanta wyrastać zaczął inny zakon: Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu niemieckiego w Jerozolimie. W 1228 r. przybyło... dwóch zakonnych rycerzy.
Smutne, że często Autor musi uciekać do stwierdzeń takich jak: prawdopodobnie, wszystko wskazuje na, być może, wskazuje wszystko na to, można przypuszczać, trudno orzec, był zapewne. Tak, już wcześniej Michał Rukat nadmienia o szczupłości źródeł. Stąd pojawiające się spekulacje na temat czy młody książę był świadkiem danego wydarzenia czy nie. Często trzeba to określać (stawiać hipotezy), na podstawie innych zapisów, wystawionych dokumentów. Jedno nie budzi chyba wątpliwości, że polityczna aktywność Siemowita na początku lat 30-tych XIII w. nie dorównywała jego starszym braciom, np. Kazimierzowi Kujawskiemu. Czy przez to narracja jest mnie ciekawa? Ależ skąd. Mnie wciąga, choć głównego bohatera widzimy na dalszym planie.
Najazd Mongołów ograniczamy tylko do tego, co stało się w ziemi sandomierskiej, Małopolsce i na Śląsku. Chcemy wierzyć w dzielnicowy żal nad losem spalonych i splądrowanych ziem? "Wkrótce po najeździe barbarzyńców, książę Mazowsza wkroczył do Krakowa. Był lipiec, kiedy wraz z synami Konrad przybył na Wawel" - czytamy o tym, co stało się po 9 IV 1241 r. I dowiadujemy się o wzrastającej roli (co najmniej o udziale) Siemowita, bo widzimy go u boku braci i ojca. Niestety też na polu przegranej bitwy pod Suchodołem 25 V 1243 r. Ciekawie wypada podsumowanie relacji Konrad-Siemowit: "Podsumowując, Siemowit traktowany był zdecydowanie inaczej niż dwaj starsi synowie. Jego brak na ważnych dokumentach [...] wskazuje na odsunięcie młodszego syna od polityki prowadzonej przez Konrada. Bolesław i Kazimierz, bardziej doświadczeni i ambitni, znakomicie spisywali się planach ojca. Dla Siemowita zabrakło w nich miejsca". Ale spośród tej trójki tylko Siemowit miał być jedynym obecnym synem na pogrzebie ojca, Konrada Mazowieckiego. Wkrótce na niego spadł ciężar pochówku (1248 r.) brata Bolesława. "Po wielu perturbacjach związanych z pogrzebami ojca i brata oraz konfliktami o ziemie z Kazimierzem, zimą 1248 r. Siemowit zasiadł na płockim tronie jako książę zjednoczonego Mazowsza" - czytamy.
Boję się, że moje pisanie zamienia się w... biografię Siemowita. Najważniejsze jest dla czytelnika czy dobrze czyta się plon pracy Michała Rukata. Na wyprawy przeciwko Jaćwieży zapraszam tych, którym bliski jest XIII w. Zobaczyć Siemowita u boku halickiego Daniela - warto. Związki z Rusią, odkrycia archeologiczne. Ciekawe są motyw, jakimi miał sie kierować młodszy Kondratowic ruszając na tę wojnę. Czytamy, m. in.: "Siemowit, chcąc przekonać do siebie możnych, postanowił wyruszyć na wojnę. Tym, co najlepiej uspakaja rycerstwo i wzbudza szacunek poddanych są bogate łupy i jeńcy przywożeni z wypraw. Nie mniej ważny był sam fakt zwycięstwa nad wrogiem". Atak na Zlińców mógłby stać się kanwą samodzielnej opowieści. W podsumowaniu tej kampanii czytamy m. in.: "Pozycja księcia mazowieckiego została wzmocniona, pokazał się rycerstwu jako odważny dowódca. [...] Można jednak śmiało stwierdzić, że powrócił z wyprawy jako zwycięzca". Ciekawie układały się związki między trzema krewniakami: Kazimierzem I Kujawskim, Bolesławem V Wstydliwym a Siemowitem.
Pozostawiam relacje mazowiecko-krzyżackie dla każdego kto sięgnie po biografię Siemowita. Jak skutki polityki ojca wpłynęły na los syna. Proszę zwrócić uwagę na okładkę. Na niej książęca pieczeń. Wyobrażenie władcy walczącego z lwem. M. Rukat pisze: "Rycerz na pieczęci Siemowita jest oczywiście symbolem cnót, do których w średniowieczu należały odwaga i walka w obronie wiary. Lew uosabia zaś siły zła, przed którymi wojownik broni swoja domenę. Łatwo można doszukać się w tych siłach pogańskich plemion Jaćwingów, z którymi Siemowit prowadził walki już od 1249 r.". I z ta interpretacją odkładam biografię Konradowica. Mój egzemplarz wciskam na półkę, gdzie stoją inne książki poświęcone polskim władcom.
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.