niedziela, października 18, 2020

Zapomniana victoria (7) - bitwa pod Prostkami 1656 r.

 

"Krzyki oficerskie: «Naprzód!» i «Gott mit uns!», zagrzmiały jak burza i stał się cudny widok. Na rozległej gródzi pędził bezładny i pomieszany czambuł wprost do zsypywanego kulami brodu i rwał, jakby go skrzydła niosły. Każdy ordyniec przyległ był do konia, rozpłaszczył się, pochował w grzywie i karku, tak iż gdyby nie chmura strzał lecących ku rajtarii, rzekłbyś, iż same konie bez jeźdźców biegną; za nimi z hukiem, krzykiem i tętentem biegł lud olbrzymi, migocąc wniesionymi w prawicy mieczami" -  a owóż to opis, jaki gdzie znajdziemy? Nie, nie żaden wojenny diariusz. A szkoda. Fabuła największego lotu, bo spod pióra mistrza Henryka Sienkiewicza*. Bo ja z tych ostatnich, co w poważaniu mają, jak ów kreślił ku serc pokrzepieniu swą heroiczną opowieść. "Potop"! To z niego biorę cytaty. To z niego i natchnienie. Ale i... ostrzeżenie. Ale po porządku!
Rok 1655 r., to był trudny rok! Szwed podstępny, luter zaprzysięgły ważył się rozejm naruszyć i całą potencją spadł na osłabione barki Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Zmagała się ci ona w ten czas i z Kozactwem, i z Moskwą. Podchodzenie Chowańskiego z tego wzięło się. Nie będę się oponował przy osobie chorążego orszańskiego, bo takowego Andrzeja herbu Rawicz Kmicica nie było. Twór ci o tyle zmyślony, że coś z żywota Samuela Kmicica mi dopisano, a reszta, to już cudowny plon wyobraźni pana Sienkiewicza.  Nie zmienia to faktów, że w poważnej opresji był okaleczony kraj. 
I jak w 1648 r., kiedy Kozactwo bunt przeciw Koronie podniosło, tak w 1655 r. zabrakło marsowych synów, którzy by Szweda zatrzymali, od granic odrzucili, a potem gdzie usiekli do jednego. Wiedział JKM Karol X Gustaw, gdzie i kiedy uderzyć. Prawdziwie Tchórzowscy i Zajączkowscy okazali się panowie bracia wielkopolskiej szlachty (z której po mieczu i piszący ten blog swój wywód ciągnie). Nie było wśród nich nikogo kto byłby nowym Zamoyski, Żółkiewskim czy Koniecpolskim. Ujście stało się plamą na honorze Wielkopolan i całej Rzeczypospolitej. A pan Krzysztof Opaliński usta zawsze pełne mając Ojczyzny, w potrzebie zachwiał się i na stronę najeźdźcy przeszedł innych pociągając.  Całe chorągwie szły pod protekcję szwedzkiego monarchy. Wkrótce w Kiejdanach swą wiarołomność okazali książęta Janusz i Bogusław Radziwiłłowie.  
 
  
"Krzyk straszny «Bij, zabij!» zagrzmiał w powietrzu i nim pruskie pułki zdołały ściągnąć konie, zatrzymać się, zastawić mieczami, już Wojniłłowiczowska rozniosła je, jak trąba powietrzna roznosi liście, zgniotła czerwonych dragonów, wsparła pułk Bogusławowy, rozbiła go na dwoje i poniosła się w pole ku głównej armii pruskiej" - czytamy dalej u Sienkiewicza. Niech ktoś stanie i zarzuci nie-plastyczność tego obrazu. Jakie wrażenie ta narracja robiła w XIX w., w 1886 r.? Mogę tylko spekulować. Jak docierała do miasteczka jedna gazeta, ludzie tłoczyli się, aby wysłuchać kolejnego odcinka i dostawali takie basałyki. 
Król Jan II Kazimierz Waza (1648-1668) wrócił z habsburskiego Śląska. Wśród tych, którzy przy królu wiernie stawali był hetman polny litewski Wincenty Gosiewski (1620-1662). Tu zwracam uwagę każdego oglądacza filmowej wersji "Potopu" wg. Jerzego Hoffmana. Prawem reżysera jest adaptacja, dostosowanie treści książki do filmu. I tu mistrz Jerzy z tego przywileju korzystał. Stąd próżno nam hetmana polnego litewskiego w ogóle szukać pośród kinowego Kmicica czy Jana Kazimierza. Ten (mimo wszystko nie wiedzieć dlaczego) przedzierzgnął się w... Stefana Czarnieckiego, któren żadnej buławy w latach 1655-1660 nie dzierżył. Dlatego opis książkowy ni jak się nie ma do fabuły. Gdyby mi uczeń wciskał, że Czarniecki wygrał pod Prostkami dałbym mu... jedynkę.


"Oto natarcie litewskiej jazdy było tak straszne, że masy kawalerii nie mogły ani na chwilę ich powstrzymać i że pierwsza husarska chorągiew rozszczepiła ich niby klin drzewo i szła nie krusząc kopii, wśród gęstwy, jak statek gnany gwałtownym wichrem idzie wśród fal" - dlatego tylko oddaję się opisowi batalii z 8 października 1656 r. z kart powieści. Niech język literacki przypomni chwalebne chwile, a tak sromotnie wyrzucone z pamięci pokoleń. Szkoda. Trudno. Próżno nazwy Prostki szukać na płytach, które zdobią filary Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Widać obrona Jasnej Góry była ważniejsza? Rychło zapomniano jaki był stosunek o. Augustyna Kordeckiego wobec Szwedów. Zapomnienie owo zawdzięczamy i pióru mistrza Henryka.
"Muszkiety zagrzechotały w drugim i trzecim szeregu czworoboku. Dym owionął ludzi. Chwila jeszcze: huk nadlatującej chorągwi coraz bliżej. Już, już dobiegają!... Nagle, wśród dymu, pierwszy szereg piechurów spostrzega tuż nad sobą, prawie nad głowami, tysiące końskich kopyt, rozwartych chrapów, rozpalonych oczu: słychać trzask łamanych dzid; krzyk okropny rozdziera powietrze; polskie głosy wrzeszczą: «Bij!» - niemieckie zaś «Gott erbarme Dich meiner!»" - widok musiał by niezwykły, kiedy husarska ściana spadła na szwedzkich muszkieterów.
Bitwa zakończyła się pogromem wojsk brandenbursko-szwedzkich, którymi dowodzili Georg Friedrich Waldeck (1620-1692) oraz książę Bogusław Radziwiłł (1620-1669). Nie pierwszy to jednak triumf, który nie przekuto na zwycięstwo wojny całej. Nie zmienia to jednak stanu rzeczy, że był to kolejny krok zrzucenia szwedzkiego jarzma i odzyskania kontroli nad całą Rzecząpospolitą Obojga Narodów. Do końca wojny ("potopu") pozostało jeszcze kilka dobrych lat. Złupiony kraj stanął na krawędzi zagłady, aliści z upadku się podniósł i przez kolejne lata stanowił mocny filar w swojej części Europy. Dobrze, że choć w powieści Henryka Sienkiewicza została utrwalona victoria pod Prostkami. Pewnikiem bez tego niewielu z nas w ogóle by o niej słyszało. 

______________________________
* Sienkiewicz H., Potop, PIW, Warszawa 1972, s. 309-312

Brak komentarzy: