poniedziałek, sierpnia 03, 2020

Przeczytania (355) Bohdan Hryniewicz "Chłopięca wojna. Pamiętnik z Powstania Warszawskiego" (Bellona)

"UNIKALNA KSIĄŻKA, KTÓRA ŁĄCZY DOŚWIADCZENIA WILEŃSKIEJ OKUPACJI I POWSTANIA WARSZAWSKIEGO" - zachowałem w formie i kolorystyce zachęcenia na okładce książki, której patronuje Muzeum Powstania Warszawskiego. Jest i w tym samym miejscu poważne wsparcie: "Niezwykle osobista, a zarazem istotna z politycznego punktu widzenia relacja z jednej z największych bitew drugiej wojny światowej: Powstania Warszawskiego 1944 roku. Książka pozwala także lepiej zrozumieć obecne cele Rosji w środkowo-wschodniej Europie". To sam Zbigniew Brzeziński. Szkoda, że brak roku wystawienia tej cenzurki. Wiedzielibyśmy do czego odnosił się recenzent. 
Cenne wydawnictwo Bellona wydało książkę Bohdana Hryniewicza "Chłopięca wojna. Pamiętnik z Powstania Warszawskiego", w tłumaczeniu Pauliny Maksymowicz. I czegoś TU nie rozumiem. Po pierwsze, to... nie jest pamiętnik! To są wspomnienia Autora (rocznik 1931). A to chyba jednak poważna różnica. Chyba, że ktoś w lekceważeniu ma to wszystko, co każdy student historii musiał przejść, jako nauki pomocnicze historii, a co tłumaczy się każdemu uczniowi klasy IV, kiedy wyjaśnia sie czym są źródła wiedzy historycznej. Mamy zatem wyjaśnienie, co do części tytułu. Tym bardziej, że takiej sugestii nawet nie ma w oryginalnym tytule: "My Boyhood War". Na blisko pięćset stron tekstu (tj. sześć rozdziałów tu nazywanych "częściami") o powstaniu warszawskim traktuje tylko... część trzecia, a to raptem sto siedemdziesiąt stron (od 129 do 299). Po drugie zatem czy usprawiedliwione jest, aby podtytuł był chwytem i zachętą dla spragnionego wiedzy czytelnika?
76-ta rocznica wybuchu powstania warszawskiego (taką formę zapisu regulują jezykonzawcy), to wspaniała okazja, aby na półkach księgarskich pojawiły sie tytuły dotyczące powstania. Jak widać ja też nie jestem wolny od dostrzeżenia tego i owego. Stąd kolejny tytuł wydarzeniom 1944 r. poświęconych. Z tym, że w przypadku książki pana B. Hryniewicza powstanie jest jednym z epizodów. Czy nie uczciwiej było wyjąć z całości "Bitwę o Warszawę Gloria Victis (Chwała zwyciężonym)" - i opublikować ją (razem z częścią IV) jako oddzielna książkę/książeczkę?
Nie, nie mam pretensji do Autora. Bo On nas nie zawodzi. Sam przecież dał tytuł "My Boyhood War". I tego powinna trzymać się Bellona! Tym bardziej, że nadmienia o tym tłumaczka, pisząc m. in.: "Chłopięca wojna to jednak książka nie tylko o Powstaniu. [...] Poznajmy barwny świat przedwojennego Wilna i historię rodziny o niezwykłych tradycjach patriotycznych [...]. Czytamy o życiu codziennym w Wilnie pod kolejnymi okupacjami, widzianymi oczami dorastającego chłopca, by wreszcie przenieść się [...] do zajętej przez Niemców Warszawy". Z pokorą też do swej przeszłości podszedł Autor, kiedy nadmienił: "Chciałbym podkreślić, że moje doświadczenia zw czasu drugiej wojny światowej, szczególnie zaś Powstania Warszawskiego, nie są w żaden sposób niezwykłe ani unikatowe". I wymienia jak wielu nastolatków po tych 63 dniach walk znalazło się w niemieckiej niewoli. Zapomina dodać, że jako 13-latek został wyróżniony Krzyżem Walecznych*.
Pewnie, że mnie, który pisze o sobie, że jest wnukiem Kresów (tych wileńskich) interesujące jest to, co napisał o okupacji Wilna w latach 1939-1943. Cenne jest pozostawienie klimatu, jaki panował wtedy nad Wilią: "Wszyscy dorośli wydawali sie ogromnie czymś zajęci; słyszeliśmy, jak mówią o wojnie z Niemcami. Osobiście nie miałem nic przeciwko temu, byłem przekonany, że wojsko Polskie w mgnieniu oka wygra wygra każdą wojnę. Czy nie mieliśmy najlepszej armii na świecie?". A potem stał się 1 września 1939 r. A potem 16 - i naloty niemieckie na Wilno! "Patrzeliśmy zafascynowani na trzypiętrowa kamienicę, pozbawioną frontowej ściany, jakby odciętej nożem. Na obnażonych ścianach wewnętrznych wciąż wisiały obrazy na resztkach podłóg stały meble" - tak zapamiętał jego skutki Autor. 19 września Wilno zajęli Sowiecie: "Żołnierze palili ogniska, gotowali posiłki i grzali się przy ogniu. Zmęczeni, brudni, pokryci pyłem, ubrani w siermiężne, szare płaszcze - wyglądali zupełnie inaczej niż nasza armia".
Często zapominamy, że na trupie Polski w 1939 r. żerowali nie tylko okupanci niemieccy i sowieccy. Byli też Litwini! Aneksji litewskiej poświęcono niespełna dziesięć stron: "Życie wracało do normy, tyle że zamiast biało-czerwonej polskiej flagi z wieży na Wzgórzu Zamkowym, widocznej z okien naszej sypialni, zwieszała się teraz ogromna, żółto-czerwono-zielona flaga litewska. [...] Do Wilna przybywało coraz więcej Litwinów, którzy przejmowali stopniowo funkcje administracyjne w mieści. Rozpoczęła się niezwykle agresywna polityka depolonizacyjna". Stąd lituanizacja choćby nazwisk! Nagle Bohdan Hryniewicz stał się Bohdanasem Hryniewičiusem. Smutne, ale ten proces ma się całkiem dobrze we współczesnej nam Litwie AD 2020. Krótko trwało litewskie urządzania Wilna! 17 czerwcu 1940 r. Litwa znalazła się pod sowiecką okupacją. 
Jestem zdania, że niewiele przeciętny konsument historii Polski wie o okupacjach sowieckich Kresów, a Wilna w szczególności.  Jest okazja spojrzeć na ten czas oczyma B. Hryniewicza. Bytność sowietów domu rodzinnym dorastającego chłopca. Epidemie chorób, które przywlekli okupanci. Szkoła. "Nieliczni chłopcy, którzy do niej wstąpili, byli dręczeni bezlitośnie wszędzie, gdzie tylko pojawili się w swoich białych koszulach i czerwonych chustach" - oto reakcja na tych, którzy znaleźli się w szeregach Komsomołu. Ale i terror: "Wiosną tego roku  [tj. 1941 - przyp. KN] pojawiło się dużo więcej oddziałów NKWD. [...] Gdzieś w okolicach Wielkanocy pojawiły się sporadycznie pogłoski o aresztowaniach". Ciosy spadały również na rodzinę Hryniewiczów. 23 VI 1941 r. po raz kolejny nad Wilnem pojawiły się niemieckie bombowce. 
Gdzie zatem jest... pamiętnik powstania? Na to trzeba jeszcze przeszło sześćdziesięciu stron. O hitlerowskiej okupacji Wilna (m. in. zagładzie tamtejszych Żydów, publicznych egzekucjach) i Warszawy, w której Autor znalazł się 19 marca 1943 r., choć przygotowania odbywały się już w 1942: "Późną jesienią matka powiedziała nam, że spróbuje przedostać się do Warszawy". Bieżące wiadomości o sytuacji choćby na froncie czerpano z tego, co sami Niemcy kolportowali i dzięki potajemnemu słuchaniu BBC. "Musimy przenieść się do Warszawy, Wilno już nigdy polskie nie będzie" -  tak Autor zapamiętał prorocze słowa matki. Sam przyznaje, że odwiedził ukochane miasto w 1994 r., jego mamy już nie. Zawsze podziwiałem dowagę takich powrotów. Mój wileński dziadek zdobył się na nią w 1973 r. Osobiście odwiedziłem Wileńszczyznę trzy lata później, Wilno dopiero w XXI w.  
1943 r. okazał się bardzo brzemienny w wydarzenia. Najpierw sprawa Katynia, potem wybuch powstania getcie. Rodzina Hryniewiczów również otarła się o śmierć. Niewiele brakowało, aby zginęli, bo jednemu z Niemców zdawało się, że są Żydami. Tajne nauczanie. Szukanie kontaktu z... podziemiem. Po jakimś czasie został zaprzysiężony jako "Sokół" i stał się harcerzem tajnych struktur ZHP. Tak, Szarych Szeregów, których drobny rys organizacyjny nawet podaje. Z dokładnością, co do daty,  Bohdan Hryniewicz wspomina publiczną egzekucję z 12 XI 1943 r.: "Gdy ustawiono ich już wszystkich w równym rzędzie, kilku esesmanów podeszło bliżej i otworzyło do nich ogień z pistoletów maszynowych. Oficer przeszedł pomiędzy ciałami, dobijając rannych strzałami z pistoletu. Z jakiegoś powodu te pojedyncze wystrzały były bardziej przerażające niż wcześniej warkot peemów". Ciekaw jestem odbioru tej książki, którą przecież najpierw czytał ktoś w USA. W egzekucjach zginęło w czasie niemieckiej okupacji kilku moich krewnych, m. in. Hieronim Grzymski, Jan Roszczyniała, Adolf Gasiński. Żywcem spłonął Robert Matoszko.  W przypadku takich książe/wspomnień (bo na pewno nie pamiętnika) dochodzimy do takiego punktu, w którym książka dotyka nas osobiście, zaczyna sie nasz dialog z nią.  Dopatrujemy się analogii. Kiedy Autor pisze o czytaniu "Ogniem i mieczem" widzę, jak mój wuj Telesfor Poźniak czyta tę samą książką (jak i całą Trylogię). Jest wzmianka o innych okupacyjnych lekturach, np. "Dywizjonie 303" i "Kamieniach na szańcu", ba! "Nędznikach" V. Hugo (choć tytuł tu nie pada, ale jest takie zdanie: "Literacki opis bitwy pod Waterloo pióra tego ostatniego okazał się fascynujący").
Nadszedł 1944 r.: "...rosyjskie samoloty zaczęły pojawiać się w nocy nad Warszawą. Wyły syreny przeciwlotnicze, a my zbiegaliśmy po kuchennych schodach do schronu w piwnicy. Samoloty zrzucały flary, niemieckie działa przeciwlotnicze grzmiały, a potem rozbrzmiewał sygnał odwołujący alarm". B. Hryniewicki był świadkiem wycofywania się Niemców. Wolność zdawała się być na wyciągnięcie ręki? "Zza Wisły dobiegały nas odgłosy artyleryjskich wystrzałów. Wydawało się, że Rosjanie niedługo będą w Warszawie".
1 sierpnia Autor wspomina: "Około 16.00 usłyszeliśmy pierwsze strzały: pojedyncze, a po nich staccato pistoletów maszynowych, zwieńczone wybuchem granatu. [...] Po 17.00 hałas się nasilił. Od strony placu Napoleona słychać było odgłosy ciężkich walk". Powstanie stawało się faktem. Na niektórych gmachach pojawiły się biało-czerwone flagi. "Słychać było strzały, wybuchy granatów, dźwięk karabinów i pistoletów maszynowych. Rozległy się krzyki, a potem odgłosy walki ucichły. Budynek został zdobyty" - to o zdobyciu gimnazjum Górskiego. Ciekawe, że początkowo nich nie chciał wykorzystać zapału harcerza Hryniewicza. "...czołg wystrzelił ponownie, usłyszeliśmy trzeszczenie ściany za naszymi plecami. Na szczęście ściana była dosyć cienka i żaden z pocisków nie eksplodował na strychu - oba przeleciały na wylot. Niemcy używali najwyraźniej amunicji przeciwczołgowej" - kolejne wspomnienie. Sam Autor określił to doświadczenie: chrztem ogniowym. 
"...sztukasy bombardowały Warszawę, kiedy tylko chciały. Nie mieliśmy żadnej broni przeciwlotniczej. Samoloty rosyjskie zniknęły całkowicie z warszawskiego nieba, mimo że armia sowiecka dotarła już na drugi brzeg Wisły" - proza powstańczych dni. ilekroć czytam podobne oceny zachodzę w głowę o co naprawdę chodzi. Powstanie wybuchło przeciwko Sowietom! Chciano, w ramach planu "Burza", uniknąć błędu z Wilna (patrz operacja "Ostra Brama") i pokazać nadciągającym sowietom kto jest gospodarzem w stolicy i kraju.
Za walki na Starówce Autora uhonorowano Krzyżem Walecznych. Poznajemy bardzo wiele szczegółów. To bardzo plastyczne opisy: "Gdy walka ustała, naliczyliśmy ponad trzydziestu Niemców martwych i ciężko rannych. Zdobyliśmy sporo broni i amunicji. Największą gratką był rosyjski karabin samopowtarzalny SWT na dziesięć naboi, niemiecki mauser z garłaczem i pistolet sygnalizacyjny z racami i pociskami wybuchowymi". Nie da się tu przytoczyć każdego epizodu. Podziwiam Autora, że z taką dokładnością potrafił po latach cytować, przytaczać z dokładnością, co do daty czy pory dnia wydarzenia, których był uczestnikiem: "Po powrocie dowiedziałem się, że nie mamy już wody. Niemcy odcięli wodociąg. Elektryczności nie było już od dawna". Budzące entuzjazm chwile, kiedy nadlatywały alianckie samoloty, które dokonywała zrzutów, a potem zawód i wściekłość, gdy dopadały ich pociski niemieckich dział przeciwlotniczych. Nawet teraz poruszają. Smutne pożegnania z kolegami, których chwilami nawet pseudonimów nie znał. Pozostali na wieki "N. N.". I zderzenie ze światem mieszkańców Warszawy: "Gdy przechodziłem przez piwnicę, uderzył mnie nagle ogrom cierpienia cywilów. W ciemnościach, przy migocących płomieniach świec, gromadziły się niewielkie grupki, głównie złożone z kobiet i dzieci. [...] Wszyscy wyglądali na wymizerowanych i wyczerpanych, a jednak uśmiechali się, pytając, jak nam idzie walka".
Życie dramatami pisane. Znajdziemy tu wiele takich kadrów, które zmuszają do zadumy. Bohdan Hryniewicz poszedł do powstania z bratem, Andrzejem (rocznik 1930). Zginął 20 VIII: "Nie czułem niczego. Wydawało mi się, jakbym znalazł się poza własnym ciałem. Byłem tam, słyszałem słowa, które padły, ale niczego nie czułem, nic nie powiedziałem. Tylko tam stałem". Ale ta opowieść ma zaskakujący ciąg dalszy: "Kilka lat temu, kiedy stałem obok grobu mojego brata, jeden z przyjaciół poinformował mnie, że Andrzej nie jest pochowany tutaj, ale na Woli. [...] Mój brat jest jednym z nielicznych ludzi, jakich znam «pochowany» w dwóch miejscach jednocześnie". Zwraca też uwagę na błędną datę śmierci, jaka pojawiła się w akcie zgonu. To samo dotyczy biogramu na portalu, do którego już zaglądaliśmy**. I tu zaskakujący dla mnie zbieg okoliczności: dzień wcześniej urodził się mój śp. Teść, więzień czasów stalinowskich (Piechcin).
Walki na Starym Mieście. Ciekawe, że Autor odwołuje się do innej literatury, np. książki S. Podlewskiego "Przemarsz przez piekło" (dostałem ją pod choinkę od Syna). Trudno sobie wyobrazić, co czuł nastoletni harcerz w tym ogniu śmierci, oblężeniu, kiedy coraz to ktoś zostawał ranny lub na jego oczach ginął. Dla nas to tylko literatura (faktu). Dla B. Hryniewicza bolesne powroty do tamtych dni: "Zapłaciliśmy za ten szturm wysoką cenę: batalion stracił zdolność bojową i został wysłany na odpoczynek do budynku Spiessa, gdzie ranni i chorzy znaleźli schronienie. [...] Zaledwie dwanaście dni wcześniej batalion złożony z 200 ludzi zaatakował gmach centrali telefonicznej, znany później jako Reduta Nałęcza. Z tej grupy pozostało teraz piętnastu ludzi zdolnych do walki". Potem ewakuacja do Śródmieścia, pierwsza po wielu dniach kąpiel i poruszająca scena spotkania z matką. Trzeba być z drewna, aby drżenie nie chwyciło za gardło...
Rzadka chwila odpoczynku. Imieniny 3 IX jednego z oficerów. Nie pada kogo. Antoni, Bartłomiej, Gerard, Grzegorz, Jan czy Szymon? Zaskoczyło mnie miejsce. Dlatego tylko zatrzymałem się: "Był to duży, niegdyś pięknie umeblowany apartament, należący do znanego pisarza, Juliusza Kadena-Bandrowskiego. Teraz panował tu bałagan, okna były powybijane, wszystko pokrywała warstwa tynku i pyłu". Autor "Generała Barcza" nie żył od 8 VIII. B. Hryniewicz poznał tam syna pisarza, Pawła (imienia nie podaje): "Jego brat bliźniak [tj. Andrzej, poległ 3 VI 1943 r. - przyp. KN] działał w konspiracji i zginął w akcji rok wcześniej. Dowiedziałem się potem, że on także zginął, dwa tygodnie po tych imieninach". Zginął na Czerniakowie, 15 IX 1944 r. ***
Walka. Problemy z aprowizacją. Kolejne śmierci. Głód. Cudem znaleziony kawałek... mięsa: "...okazało się, że to psie mięso. Nikt z nas nie przetestował; nie miałbym nic przeciwko temu, żeby dostać większą porcję. Innym razem dostałem kawałek kiełbasy, zrobionej podobno z kota. Przypuszczam, że kiedy człowiek jest głodny, traci wszelkie zahamowania". Kogoś ta scena obrusza? Nie powinna. Historia zna takich przykładów wiele. Jedna z moich krewnych zmarła w czasie blokady Leningradu...
Zaskoczeniem mogą być cytaty z A. Wyszyńskiego, W. Churchilla i F. D. Roosevelta? Wszystkie dotyczą jednego: zrzutów i pomocy dla lotników alianckich, odmowy sowieckiej, tchórzostwa USA! Zazdrościć można, że Bohdan Hryniewicz miał okazję poznać Winstona S. Churchilla, wnuka premiera i dopytać o pewne kwestie dotyczące powstania. Przy okazji poznajemy kulisy postawienia pomnika katyńskiego w Londynie. Ale jest jeszcze inne zaskoczenie. Rzekłbym: finałowe. Harcerz-powstaniec dowiaduje się, że ma opuścić Warszawę nie jako jeniec, ale... cywil. Ma zostać przy matce, być jej oparciem.  Oto, jak to odebrał: "Czułem się osaczony. uznałem, że mnie zdradzono; byłem wściekły. Po wszystkich wydarzeniach ostatnich dwóch miesięcy zostałem porzucony. Nie mogłem dłużej być częścią tego, co dziś nazywa się «kompanią braci», zostać z ludźmi, z którymi połączyła mnie tak silna więź; tak wielu z nich mieliśmy już nigdy nie zobaczyć. Zostałem wyrzucony". Ból. Złość.
I z tym obrazem zostawiam każdego kto mnie teraz czyta, a może będzie chciał sięgnąć po wspomnienia (na pewno nie pamiętnik) Bohdana Hryniewicza. Bo przecież, to nie koniec życia w Warszawie. Świetnie oddaje to jedno zdanie: "Byliśmy znowu w okupowanej przez Niemców Polsce". Bez wątpienia książka Bohdana Hryniewicza to jeden z ostatnich głosów uczestników, bohaterów tamtych dni. Na naszych oczach (wciąż to uświadamiam moim uczniom) bezpowrotnie odchodzi pokolenie II wojny światowej, coraz już mniej tych, których nazywamy Kolumbami rocznik '20. Rocznik dwudziesty kończy 100 lat. Chłopca z powstania, jakim był Autor "Chłopięcej wojny...", to dziś sędziwi staruszkowie. Warto wsłuchiwać się w Ich głosy.
Nie potrafię jednoznacznie ocenić powstania warszawskiego. Fala oburzenia wylała się po wypowiedzi mego rówieśnika i również bydgoszczanina, Radosława Sikorskiego. Były minister  ośmielił się powiedzieć: "Mając 1700  sztuk broni, czyli siłę ognia batalionu, AK wydała bitwę Wehrmachtowi. Wredny Stalin, przeciwko któremu akcja była politycznie skierowana, nam nie pomógł. Bitwę przegraliśmy, kosztem 200k ofiar i zburzeniem Warszawy. Psychoprawica uważa, że to przykład do naśladowania"****. Czegoś nie rozumiem. Alboż to nieprawda, że o godzinie "W", 1 VIII 1944 r., co 10 powstaniec miał tylko jakąkolwiek broń? To są fakty. To są liczby. Bardzo lubię powstańcze pieśni. Sam je słucham, sam je śpiewam. Ale, kiedy wczytuję się w ich sens ogarnia mnie przerażenie. Na Tygrysy mieli ViS-y? Warszawskie dzieci poszły w bój?! Bohdan Hryniewicz był warszawiakiem czasu wojny, z przypadku. Trudno, moim zdaniem polemizować z inną oceną R. Sikorskiego: "Młodzież myślała, że idzie po zwycięstwo a nie po honorową śmierć. Uważam, że samobójstwo każdy powinien popełniać na własny rachunek".  To wypowiedź z 2017 r.******.
Od godziny "W" minęło 76. lat. Cały czas, jak widać, oceny budzą emocje i kontrowersje. 1 sierpnia usłyszeliśmy wiele słów o heroizmie, poświęceniu, bohaterstwie. Wyśpiewano mnóstwo pieśni. Plac marszałka J. Piłsudskiego wypełnił tłum (mimo coronavirusa). Już się wszyscy dawno rozeszli do domów.  Czy stać nas jednak na całościową i bez emocji ocenę powstania? II wojna światowa, to zamknięty rozdział. Ale nie tu nad Wisłą. Jeszcze nie raz i nie dwa ktoś komuś plunie w twarz z powodów historycznych. Historia zamiast łączyć, jednoczyć, bratać - dzieli. Tym bardziej, kiedy jedynie prawi i jedynie sprawiedliwi zawłaszczają rocznicę za rocznicą, sobie tylko przypisując prawo do jedynej i słusznej oceny zdarzeń i ludzi. Tak być nie powinno. Książka Bohdana Hryniewicza, która tak naprawdę pamiętnikiem z powstania nie jest (!), to dobra literatura. Autor miał szczęście (?) żyć pod okupacjami: sowiecką i niemiecką (oczywiście też i litewską) dlatego zostawił nam ich obraz. Szkoda, że Bellona nie poprzestała na tytule jaki zapisał w angielskiej wersji B. Hryniewicz. Uczepiłem się? Tak, bo uważam, że to nie w porządku względem nas czytelników. Książka i bez tego sprzedałaby się. Mądry bibliotekarz sprawi, że znajdzie swe miejsce na półkach choćby szkolnych bibliotek.

________________________________
* https://www.1944.pl/powstancze-biogramy/bohdan-hryniewicz,11880.html (data dostępu 30 VII 2020)
**https://www.1944.pl/powstancze-biogramy/andrzej-hryniewicz,11878.html (data dostępu 31 VII 2020)  
*** https://pl.wikipedia.org/wiki/Juliusz_Kaden-Bandrowski (data dostępu 31 VII 2020)
**** https://www.stefczyk.info/2020/07/29/radoslaw-sikorski-nt-powstania-warszawskiego-psychoprawica-uwaza-ze-to-przyklad-do-nasladowania/ (data dostępu 31 VII 2020)
***** https://www.wprost.pl/kraj/10067998/Powstanie-Warszawskie-bylo-samoeksterminacja-Internauci-oburzeni-po-wpisach-Radoslawa-Sikorskiego.html (data dostępu 31 VIII 2020)

Brak komentarzy: