niedziela, czerwca 02, 2019
Spotkajmy się na Unter den Linden 7 / Treffen wir uns in Unter den Linden 7 (45)
- ...przecież może pani zostać.
- Nie, pani Gerach. Nadużywam pani gościnności, a jeszcze teraz dwójka dzieci.
- Jak sobie pani da teraz radę?
- Nie wiem. Nie mam innego wyjścia. Nie ja pierwsza.
Spojrzała na Cornelię. Patrzyła gdzieś przed siebie. Była nieobecna, jakby nie interesowało jej, co się dookoła niej dzieje, jakby to jej nie obchodziło.
- Może wrócę do domu?
- Do domu? Do Berlina? Gdzie będzie, jak na naszej wsi? Tu pies z kulawą nogą nie zajedzie. A zawsze trochę życia w naszym domu.
Peter podszedł do niej. Ściskał w dłoni drewnianego konika.
Peter podszedł do niej. Ściskał w dłoni drewnianego konika.
- Mogę wziąć tego konia? - zapytał.
- Ależ oczywiście - zapewniła gospodyni.
- Przecież to pamiątka po...
- Klaus już dawno wyrósł, a ten konik... - uśmiechnęła się do siebie, widać wracało wspomnienie sprzed lat. - Na pewno nie miałbym nic przeciwko. To już tyle lat. Fritz wystrugał. Ma talent w rękach, ale nie chce strugać. Uparty, jak kozioł.
Westchnęła.
- Cornelio! Wzięłaś wszystko?
- Ja? - dziewczynka podniosła wzrok. Przekrwione oczy zdradzały stan jej ducha. - Ja... nic... nie mam... nic...
Kira uklękła przed dziewczynką.
- Mamy nie ma - szloch targnął drobnym ciałkiem.
- Znajdzie się. Może jest w innym domu - pocieszała ją, choć tak naprawdę nie wierzyła w to, co mówiła. kolejny dzień oszukiwała i tych dwoje, i siebie samej. Źle się z tym czuła.
Cornelia wstała.
- Hitler, to zły człowiek - powiedziała.
- Co ty mówisz dziecko? - frau Gerach przeniosła wzrok na Kirę. Obie zastygły.
- Cornelio... - Kira dotknęła policzka dziewczynki, ale ona odepchnęła jej rękę.
- Hitler, to zły człowiek - powtórzyła.
- Skąd ci to nagle przyszło do głowy?
- Tak nie wolno mówić! - wtrąciła stanowczo gospodyni.
- Niemcy są złe - dorzuciła dziewczynka. - I to jest kara.
- Jaka kara?! - starsza kobieta aż zatrzęsła się. Przestraszyła się odwagi tej małej dziewczynki. Gdyby to Fritz słyszał, albo ten głupek Linde. Ten to na pewno zrobiłby z tego użytek.
- Mamy nie ma, a ten ohydny dziad... - Cornelia wykonała gest, jakby chciała wskazać kierunek, gdzie niby mieszkał Linde. Zakryła piąstkami oczy.
Kira przytuliła ją do siebie. Czuła, że robi to wbrew woli małej Sonntag. Czuła, że wzbiera w nią gniew. Widziała kolejne rozbite życie, roztrzaskane z marną szansą na ponowne sklejenie.
- Zabiję gnoja - wyszeptała właściwie do siebie Kira, ale nie uszło to uwadze frau Gerach.
- Może faktycznie już jedźcie? - zapytała niepewnie.
- Gdybym miała... pistolet...
- Frau Metz!
- Nie nazywam się Metz!
- Wiem.
- Nic pani nie wie! Pani wnuk gdzieś morduje Polaków czy Rosjan! Świat się wali, bo jakiś Austriaczyna uwierzył, że jest Bogiem.
- Ale...
- Nie ma "ale"! - Kira czuła, że jest nad przepaścią. Było jej jednak wszystko jedno. Oczy starej kobiety chciały odrzucić obraz i słowa, które mieszały się przed nią, jak źle ułożone kadry w kiepskim filmie. - Jest mord! Jest śmierć! I dlaczego?! Bo ludzie tacy, jak... ludzie... pozwolili... ludzie wybrali... skazali nas...
- Nas?
- Was! Uwierzyliście, że istnieje rasa panów, że można innego człowieka sprowadzić do pozycji insekta! Ja nie czytam „Der Stürmera”! Widziałam stos tego parszywego gówna! W pani domu!...
Frau Wilhelmina stała bezradna. Słowa tej w końcu obcej kobiety biły w nią, jak ciosy potężnego boksera: jeden! drugi! trzeci! Nie umiała zatrzymać tej pękającej w niej tamy. Uratowała kobietę, przygarnęła w myśl nauk pastora, a teraz ta sama kobieta rozbijała jej świat.
- Ja... nie...
Ale Kira nie dała jej skończyć.
- Wiesz, co bym zrobiła, gdybym miała broń? Czytałaś "Germinal"?
- Ja...
- Skąd? - parsknęła Kira. Miażdżyła swą wybawczynię, ale to było silniejsze od niej. Konsekwencje? Jakie konsekwencje? Żadne teraz nie istniały. Kroku wstecz nie dało sie już zrobić. Udawać, że tych słów, tego oskarżenia nie było? Utopia. - Chłop nie czytają Zoli! Nawet tego gówna "Mein Kampf", ale za to dra mordy "Heil Hitler!"
- Kim pani jest... frau Metz?
- Żydowską dziewczyną, której odebrano marzenia!...
Frau Wilhelmina usiadła na krześle. Właściwie opadła na nie, jak spadający liść. Nagle wstała. I wyszła.
- Mamo! Mamo! - szarpniecie ręki i chłopięcy wzrok wydarł Kirę z emocji. Cornelia stała niemniej osłupiała.
- M a m a ? - wycedziła.
Ale Kira nie miała czasu jej odpowiedzieć, bo frau Gerach stanęła w drzwiach. W dłoniach trzymała jakieś zawiniątko. Po chwili wahania podeszła do stołu i położyła je na stole.
- Co to jest?
- Niech pani sama zobaczy - i wyszła.
Kira dotknęła szarej chustki, w którą to coś było zawinięte. Wiedziała. Czuła. Ale odwinęła do końca. Przed nią leżał rewolwer.
- Fritz przywiózł z wojny. Francuski - usłyszała za sobą. Frau Gerach wróciła.
Kira chciała coś powiedzieć, ale gospodyni nie dała jej dojść do słowa:
- Może ja jestem wsiowa babka, ale wiem, co to honor kobiet. Nie koniecznie niemieckiej.
- Ja...
- Ma pani rację, frau Metz. Ma pani rację. sprzedaliśmy Niemca komuś, kto więcej dawał. Ale to była nadzieja, jakby pani nie pamiętała, co było po 18 roku. Nie mam nic do Żydów. Mój stary też nie. Klausa omamiło, choć to oni zabili jego rodziców. Chciał być bardziej wierny niż te psie zastępy z SA. Ta dziewczynka ma rację.
- Przepraszam, frau...
- Jeśli pani tego nie zrobi, to ja gołymi rękoma zabiję tego sukinsyna Lindego! Wiele lat temu dobierał się do mojej córki... Uciekła mu. Ile nie uciekło?
- Naprawdę przepraszam!
- Mamo, co ta pani mówi? - strach pojawił się w oczach Petera.
- Nie wiem, czy to działa - kobieta wskazała na broń. - Ale są w nim jeszcze kule. Cztery. Jedna poszybowała w niebo, druga jest w ramieniu mego starego. Na resztę ten Francuz nie miał czasu...
- Ukatrupiłem go pod Neuve Chapelle - usłyszały za sobą męski głos. Odwróciły głowy. - Pójdę z panią, żeby ten bydlak nie uciekł.
- Nie mieszaj się! - warknęła na niego żona. - To nasze, babskie sprawy.
- Już dawno chciałem mu wsadzić w ten głupi łeb kulę! Niech się do czegoś nada ten St. Etienne 8 mm - wziął go do ręki. - Czyściłem go. Można z niego strzelać. Miał być na bolszewików, jak przyjdą, ale i na Lindego jest dobry, może nawet za dobry?
- A „Der Stürmera”? - Kira nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.
- Słyszałem, co tu pani wykrzykiwała - zdradził się. - Bez obaw. To mała wieś. Każdy się zna. Kiedy nakazano prenumeratę, to miałem stanąć i powiedzieć, że mam w dupie waszą szmatę? Widać jestem tchórzem...
- Ja... - starała się oponować Kira.
- Miała pani rację: sprzedaliśmy siebie, sprzedaliśmy Niemcy, bo jakiś dureń obiecał nam niebo! No to mamy piekło! Gorsze niż pod Neuve Chapelle, nad Sommą czy Verdun. Ten Francuz nazywał się Masseret. Louis Masseret. Miałem jego dokumenty. Po wojnie odesłałem matce czy żonie. Pójdę z panią.
- Nigdzie nie pójdziesz, stary durniu - warknęła pani Wilhelmina.
- Herr Gerach - Kira spojrzała mu prosto w oczy. dopiero teraz dostrzegła, że już takie poznały. To były oczy Klausa. - Nie jest pan tchórzem. Nigdy bym tak nie pomyślała. Ale ja muszę to sama zrobić. To moje Katharsis! I mój ból. Niech pan...
- Tak zajmiemy się dziećmi - wtrąciła gosopdyni.
- U nas są bezpieczne, frau...
- Hoffabuer. Greta Hoffabuer.
- Dla nas pozostanie pani Agnes Metz - zapewnił.
Kira zawinęła szybko broń w szarą chustę. Rzuciła tylko krótkie spojrzenie na dzieci. Peter nie umiał z siebie wydać słowa, a Cornelia...
cdn
- Hitler, to zły człowiek - powiedziała.
- Co ty mówisz dziecko? - frau Gerach przeniosła wzrok na Kirę. Obie zastygły.
- Cornelio... - Kira dotknęła policzka dziewczynki, ale ona odepchnęła jej rękę.
- Hitler, to zły człowiek - powtórzyła.
- Skąd ci to nagle przyszło do głowy?
- Tak nie wolno mówić! - wtrąciła stanowczo gospodyni.
- Niemcy są złe - dorzuciła dziewczynka. - I to jest kara.
- Jaka kara?! - starsza kobieta aż zatrzęsła się. Przestraszyła się odwagi tej małej dziewczynki. Gdyby to Fritz słyszał, albo ten głupek Linde. Ten to na pewno zrobiłby z tego użytek.
- Mamy nie ma, a ten ohydny dziad... - Cornelia wykonała gest, jakby chciała wskazać kierunek, gdzie niby mieszkał Linde. Zakryła piąstkami oczy.
Kira przytuliła ją do siebie. Czuła, że robi to wbrew woli małej Sonntag. Czuła, że wzbiera w nią gniew. Widziała kolejne rozbite życie, roztrzaskane z marną szansą na ponowne sklejenie.
- Zabiję gnoja - wyszeptała właściwie do siebie Kira, ale nie uszło to uwadze frau Gerach.
- Może faktycznie już jedźcie? - zapytała niepewnie.
- Gdybym miała... pistolet...
- Frau Metz!
- Nie nazywam się Metz!
- Wiem.
- Nic pani nie wie! Pani wnuk gdzieś morduje Polaków czy Rosjan! Świat się wali, bo jakiś Austriaczyna uwierzył, że jest Bogiem.
- Ale...
- Nie ma "ale"! - Kira czuła, że jest nad przepaścią. Było jej jednak wszystko jedno. Oczy starej kobiety chciały odrzucić obraz i słowa, które mieszały się przed nią, jak źle ułożone kadry w kiepskim filmie. - Jest mord! Jest śmierć! I dlaczego?! Bo ludzie tacy, jak... ludzie... pozwolili... ludzie wybrali... skazali nas...
- Nas?
- Was! Uwierzyliście, że istnieje rasa panów, że można innego człowieka sprowadzić do pozycji insekta! Ja nie czytam „Der Stürmera”! Widziałam stos tego parszywego gówna! W pani domu!...
Frau Wilhelmina stała bezradna. Słowa tej w końcu obcej kobiety biły w nią, jak ciosy potężnego boksera: jeden! drugi! trzeci! Nie umiała zatrzymać tej pękającej w niej tamy. Uratowała kobietę, przygarnęła w myśl nauk pastora, a teraz ta sama kobieta rozbijała jej świat.
- Ja... nie...
Ale Kira nie dała jej skończyć.
- Wiesz, co bym zrobiła, gdybym miała broń? Czytałaś "Germinal"?
- Ja...
- Skąd? - parsknęła Kira. Miażdżyła swą wybawczynię, ale to było silniejsze od niej. Konsekwencje? Jakie konsekwencje? Żadne teraz nie istniały. Kroku wstecz nie dało sie już zrobić. Udawać, że tych słów, tego oskarżenia nie było? Utopia. - Chłop nie czytają Zoli! Nawet tego gówna "Mein Kampf", ale za to dra mordy "Heil Hitler!"
- Kim pani jest... frau Metz?
- Żydowską dziewczyną, której odebrano marzenia!...
Frau Wilhelmina usiadła na krześle. Właściwie opadła na nie, jak spadający liść. Nagle wstała. I wyszła.
- Mamo! Mamo! - szarpniecie ręki i chłopięcy wzrok wydarł Kirę z emocji. Cornelia stała niemniej osłupiała.
- M a m a ? - wycedziła.
Ale Kira nie miała czasu jej odpowiedzieć, bo frau Gerach stanęła w drzwiach. W dłoniach trzymała jakieś zawiniątko. Po chwili wahania podeszła do stołu i położyła je na stole.
- Co to jest?
- Niech pani sama zobaczy - i wyszła.
Kira dotknęła szarej chustki, w którą to coś było zawinięte. Wiedziała. Czuła. Ale odwinęła do końca. Przed nią leżał rewolwer.
- Fritz przywiózł z wojny. Francuski - usłyszała za sobą. Frau Gerach wróciła.
Kira chciała coś powiedzieć, ale gospodyni nie dała jej dojść do słowa:
- Może ja jestem wsiowa babka, ale wiem, co to honor kobiet. Nie koniecznie niemieckiej.
- Ja...
- Ma pani rację, frau Metz. Ma pani rację. sprzedaliśmy Niemca komuś, kto więcej dawał. Ale to była nadzieja, jakby pani nie pamiętała, co było po 18 roku. Nie mam nic do Żydów. Mój stary też nie. Klausa omamiło, choć to oni zabili jego rodziców. Chciał być bardziej wierny niż te psie zastępy z SA. Ta dziewczynka ma rację.
- Przepraszam, frau...
- Jeśli pani tego nie zrobi, to ja gołymi rękoma zabiję tego sukinsyna Lindego! Wiele lat temu dobierał się do mojej córki... Uciekła mu. Ile nie uciekło?
- Naprawdę przepraszam!
- Mamo, co ta pani mówi? - strach pojawił się w oczach Petera.
- Nie wiem, czy to działa - kobieta wskazała na broń. - Ale są w nim jeszcze kule. Cztery. Jedna poszybowała w niebo, druga jest w ramieniu mego starego. Na resztę ten Francuz nie miał czasu...
- Ukatrupiłem go pod Neuve Chapelle - usłyszały za sobą męski głos. Odwróciły głowy. - Pójdę z panią, żeby ten bydlak nie uciekł.
- Nie mieszaj się! - warknęła na niego żona. - To nasze, babskie sprawy.
- Już dawno chciałem mu wsadzić w ten głupi łeb kulę! Niech się do czegoś nada ten St. Etienne 8 mm - wziął go do ręki. - Czyściłem go. Można z niego strzelać. Miał być na bolszewików, jak przyjdą, ale i na Lindego jest dobry, może nawet za dobry?
- A „Der Stürmera”? - Kira nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.
- Słyszałem, co tu pani wykrzykiwała - zdradził się. - Bez obaw. To mała wieś. Każdy się zna. Kiedy nakazano prenumeratę, to miałem stanąć i powiedzieć, że mam w dupie waszą szmatę? Widać jestem tchórzem...
- Ja... - starała się oponować Kira.
- Miała pani rację: sprzedaliśmy siebie, sprzedaliśmy Niemcy, bo jakiś dureń obiecał nam niebo! No to mamy piekło! Gorsze niż pod Neuve Chapelle, nad Sommą czy Verdun. Ten Francuz nazywał się Masseret. Louis Masseret. Miałem jego dokumenty. Po wojnie odesłałem matce czy żonie. Pójdę z panią.
- Nigdzie nie pójdziesz, stary durniu - warknęła pani Wilhelmina.
- Herr Gerach - Kira spojrzała mu prosto w oczy. dopiero teraz dostrzegła, że już takie poznały. To były oczy Klausa. - Nie jest pan tchórzem. Nigdy bym tak nie pomyślała. Ale ja muszę to sama zrobić. To moje Katharsis! I mój ból. Niech pan...
- Tak zajmiemy się dziećmi - wtrąciła gosopdyni.
- U nas są bezpieczne, frau...
- Hoffabuer. Greta Hoffabuer.
- Dla nas pozostanie pani Agnes Metz - zapewnił.
Kira zawinęła szybko broń w szarą chustę. Rzuciła tylko krótkie spojrzenie na dzieci. Peter nie umiał z siebie wydać słowa, a Cornelia...
cdn
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.