czwartek, października 18, 2018

...na 205-tą rocznicę śmierci Księcia-Wodza, Józefa Poniatowskiego

"...konia zawraca i rzuca się do Elstery. Osłabiony ranami, koniem już nie powoduje, ten jednak pasuje się z nurtem i wspiąć się na brzeg wysoki, urwisty nie może. To wszystko działo się pod gradem kul. W tej ostatecznej chwili, książę odbiera trzecią ranę, zsuwa się z konia i pędem wody porwany, tonąć zaczyna. Zacny Blechamp i tu na ratunek spieszy. W szlachetnym zapale rzuca się w rzekę i porywa księcia. Widziano, jak obejmując wpół, starał się unosić głowę księcia nad powierzchnią wody, lecz daremne były usiłowania tego szlachetnego męża. znikli obaj na zawsze w nurtach zdradliwej rzeki"- taki sugestywny opis znajdziemy w książce Mariusza Łukasiewicza "Armia księcia Józefa 1813". Dla wielu Czytelników, to leciwa już publikacja, bo z 1986 r. "Ale ten fragment był już cytowany!"- ferment zaczyna siać niezadowolony, acz uważny odbiorca mego tu pisania. Tak, wiem. 24 X 2013 r. zamieściłem tu obszerny tekst pt. "Generała K. Kołaczkowskiego wspomnienia z bitwy pod Lipskiem (18-19 X 1813)". Wszystko prawda. Ów fragment często wraca na moich lekcjach. Duch ukochanego Księcia-Wodza unosi się w tym pokoju, ale i miejscu mojej pracy: w obu przypadkach zerka na mnie Pepi z reprodukcji. Inaczej uważam być nie może.
Równe 205 lat, 19 X 1813 r., temu właściwie skończyła się dla Polaków epoka napoleońska. Wiem, byli pod  Fontainebleau, na Elbie i pod Waterloo. Ale prawdziwa gwiazda zgasła wraz ze śmiercią księcia Pepi.   

Patrzcie wrogowie: Tyle nam zostało
Z zwycięskich bojów śród tysiąca pól!
Sztandar bez plamy i to martwe ciało
Jeszcze krwawiące od ostatnich kul!
Wawrzyn na ranach, potrzaskane miecze
I krwawy orzeł, co skrzydłami wlecze!

"To też już było!"tak, bo ten tekst jest pomyślany, jako wspomnienie o Wodzu i stanowi kompilację (przegląd?) tego, co na temat bohatera spod Raszyna i Lipska już napisałem. Nie łudźmy się: strofy Artura Oppmana  nie trafiły pod strzechy. Ilu z nas sięga po Jego poezję? Ktoś tam z tyłu podnosi rękę? Przyznajmy się sami przed sobą: nie wertujemy starych antologii, a i po tym blogu nikt nie gania, żeby sprawdzić, co Autor miał na myśli. Zapewniam, to nie tylko wydzieranie tekstów z zaprzeszłych pisań.

Lew to był, który czuwał nad zwłokami Matki,
Lew to był, który bronił odrodzone dziatki,
Wódz, który zwycięstwami swoje bitwy liczył,
Ilu mężom dowodził, tyle serc dziedziczył  

To Kazimierz Brodziński. Zapomniany poeta, który torował swoim piórem drogę dla nowego nurtu w literaturze. Nazywał się romantyzmem.  I to raczej ten duch spopularyzował, to co miał w ferworze bitwy wybełkotać słaniający się od ran i wojennej udręki: "Bóg mi powierzył honor Polaków. Bogu go tylko oddam". Wole wierzyć w wersję znawcy epoki napoleońskiej Szymona Askenazego, który cytuje: "Trzeba umrzeć mężnie". Przyznajmy, bez złośliwości, że Poniatowscy herbu Ciołek mieli raczej z tym problem. Przypomnijmy sobie odejścia choćby stryjów: księcia prymasa Michała (1794) i króla Stanisława Augusta (1798). W żyłach księcia Józefa płynęła krew prawdziwego wojownika, takim jakim był jego dziad, kasztelan krakowski Stanisław Poniatowski. Ich drogi się rozminęły, gdyż senior rodu zmarł 29 VIII 1762 r., a Józefa Antoniego świat witał 7 maja roku następnego. 

Medal - zbiory Autora blogu

"Oczy miał krwią nabiegłe, twarz nienaturalnym pałającym rumieńcem, znużony był, wyczerpany śmiertelnie, osłabiony od ran, zgorączkowany, na wpół przytomny (...)" - to również Szymon Askenazy. Kilka dobrych lat trwało swoiste polowanie w bydgoskim antykwariacie na biografię tak wybitnego znawcy epoki. "Jest niemożliwością być bardziej lojalnym i bardziej oddanym dla Cesarza"  - znajduję wypowiedź z Księcia, jaką przytacza w cytowanej wyżej książce M. Łukasiewicz. Jest więc źródło, którego nigdy jeszcze nie wykorzystałem na tym blogu. Lojalność i oddanie zostały doprowadzone do tragicznego końca. Był pamiętny 19 X 1813 r. Książę Pepi nie był młodzieniaszkiem. Miał 50-ąt lat. Cesarz umrze na świętej Helenie w 52-im roku żywota. Śmierć zabierając Księcia-Wodza oszczędziła mu wyborów, jakie nie były obce Jego generałom po bitwie pod Lipskiem, a o czym dobitnie pisał Marian Brandys w swoim "Końcu świata szwoleżerów". Kto dziś TO czyta? Askenazy, Zahorski, Brandys, Skowronek  są-że w kanonie lektur studentów AD 2018? Na pewno nie w takim wymiarze, jak dla tych, którzy emocjonalnie odbierali filmową adaptację "Popiołów" S. Żeromskiego. Powieści W. Gąsiorowskiego też bezpowrotnie pokrywa kurz zapomnienia...
Chciałbym widzieć, to co M. Łukasiewicz opisuje w ten sposób: "Poniatowski [...] walczył mężnie, prowadząc osobiście do boju bataliony piechoty i szarżując garstką kawalerii na prące stale naprzód masy nieprzyjaciela. Jego osobisty wykład w tej ostatniej fazie bitwy i stałe zachęcanie do wytrwałego oporu przezwyciężyły wkradające się w śmiertelnie zmęczone szeregi zwątpienie w celowość dalszej walki dla cesarza". Poniatowski nie odstąpił Napoleona! Zasłużenie pojawiło się później nazwisko  t a k i e g o  dowódcy na Łuku Triumfalnym w Paryżu!


"Dzień czwarty. W nocy na 19 października zaczyna się odpływanie mas Wielkiej Armji przez most na Elsterze i długą groblę ku zachodowi. Osłonę odwrotu poruczył Napoleon szczątkom czterech korpusów (w tem Polacy Poniatowskiego). Częściowe odstępstwo pułków «nadreńskich» otwiera drogę kolumnom szturmowym rosyjskim i pruskim. Gdy korpusy tylnej straży jeszcze walczą w Lipsku, tyraljery rosyjskie docierają do mostu, który zostaje wysadzony. Pociąga to za sobą zagładę wojsk tylnej straży i zgon bohaterski Poniatowskiego" - ocena innego wybitnego znawcy wojskowości i epoki napoleońskiej, generała Mariana Kukiela. Cytuję z zachowaniem oryginalnej składni i pisowni z 1927 r.
Staje się jednak to pisanie nie tylko kompilacją kilku tekstów o bohaterskim zgonie księcia Józefa. Inaczej raczej być nie mogło. Ale wracam do poezji. Tym razem Julian Ursyn Niemcewicz:

Niedługo radość!... Każdy pyta chciwie:
Kędyż jest wódz nasz dzielny, okazały,
Co nam tak długo przewodził szczęśliwie
            Na polu chwały?
Już go nie widać na czele tych szyków,
Których był kiedyś duszą i ozdobą;
Okryte orły, zbroje wojowników,
            Czarną żałobą
[...]

Wdzięczni ziomkowie, ceniąc zgon i życie,
Nie dadzą wiekom zatrzeć twoich czynów:
Wzniosą grób pyszny, zawieszą na szczycie,
              Wieniec wawrzynów.


Wyryją na nim, jak w ostatniej toni,
Śmierć nad nadzieje przenosząc zgubione,
Runąłeś z koniem i orężem w dłoni,
              W nurty spienione.



Krakowskie Przedmieście - 10 IV 2010 r.
Ma Pepi godne siebie upamiętnienie. Niezbyt daleko odbieżał od swego Pałacu pod Blachą. Kopia pomnika Bertela Thorvaldsena stoi od 19 X 1965 r. na Krakowskim Przedmieściu. Był świadkiem doniosłych wydarzeń, potężnych wzruszeń i miesięcznic smoleńskich. Nie dość na tym, Artur Andrus uczynił go bohaterem swego wiersza, jaki pojawił się w 71 odcinku cyklu "Spotkanie z Pegazem...":

Zanim Cię wywiodą w pole
Krzyż Ci dadzą albo broń.
Popatrz stoi na cokole
Wyważony koń

On się na to patrzeć wstydzi,
Bo spod wyważonej grzywy
Koń to wszystko wokół widzi
Z innej perspektywy.

Koniu nisko zwisa ogon.
Koń się trochę zna na życie.
Temu koniu wszyscy mogą
Cmoknąć przy kopycie.

19 października przejdzie bez echa? Czy ktoś w mediach wspomni, jak w 1813 r. zginął pierwszy kawaler orderu wojennego Virtuti Militari? Nie wiem. Nie potrafię wróżyć z kart czy fusów. Nie sądzę, by ktoś wydobył 205-tą rocznicę i zorganizował marsz, pikietę, składanie kwiatów pod pomnikiem. Chciałbym móc napisać: myliłem się. Zobaczymy. Zamykam to pisanie cytatem z Cesarza: "...strata, jaką doznaliśmy, jest wielka. Ks. Poniatowski zginął zaszczytnie po oddaniu mi wielkich zasług, dla których mianowałem go Marszałkiem Francji. znajdzie Pani zawsze u mnie opiekę i najwyższe zainteresowanie. Poleciłem memu ministrowi, sekretarzowi stanu, wystawić Pani świadectwo na pensję w wysokości 50 tys. fr. (...)". Słowa kierował do Marii z Poniatowskich Tyszkiewiczowej kochanej siostry księcia Józef. 

Brak komentarzy: