sobota, października 20, 2018

Przeczytania... (281) Blaise Cendrars "Odcięta ręka i inne wojenne opowieści" (Noir sur Blanc)

Wybór książki do tego "Przeczytania..." powinien dziwić. Z jednego powodu: kilka dni wcześniej zdarzył się na ulicy Bydgoszczy wypadek, którego ofiarą byłem ja.  Zastanawiałem się jaką książkę wziąć do łóżka. Bogactwo mego księgozbioru podsuwa różne rozwiązania. Nawet nie odważę się wymieniać. A ja, niepomny wstrząsu, wyciągnąłem z jednego ze stosów pozycję, której już sam tytuł podpowiadał: nie ruszaj! nie teraz! weź coś innego! A jednak uparłem się. Co tym razem? Blaise Cendrars "Odcięta ręka i inne wojenne opowieści", w przekładzie Juliana Rogozińskiego i Jacka Giszczaka, wydawnictwa, którego nigdy tu nie było w tym cyklu: Noir sur Blanc. Na jedno nurtujące mnie pytanie nie otrzymałem odpowiedzi: dlaczego na okładce obok zdjęcia Autora wykorzystano kard z filmu "Ścieżki chwały" z doskonałą kreacją Kirka Douglasa? 
"Odcięta ręka to druga część czterotomowego cyklu autobiograficznego. Tytuł nawiązuje do tragicznej okoliczności, gdy podczas pierwszej wojny światowej, walcząc jako ochotnik w Legii Cudzoziemskiej, Cendrars został ciężko ranny i stracił rękę. Miało to dla jego osobowości twórczej olbrzymie znaczenie [...]" - to m. in. przytaczamy na okładce książki. Muszę przyznać, że nie znam dorobku literackiego Autora, a ten tom (424 stron) jest pierwszym, który poznałem. I nie żałuję. Mój literacki obraz wielkiej wojny, to przede wszystkim Erich Maria Remarque (120 rocznica urodzin przypadła 22 VI mijającego roku) lub garść poezji legionowej (J. Mączka, E. Słoński czy L. Staff). Ubogo to wypada? Po tej książce mogę napisać: przeżyłem piekło... widziałem piekło... wróciłem z piekła...
Nie przesadzę pisząc, że  byłem w okopach wielkiej wojny! "Podkradałem mięso przeznaczone dla oficerów. Ograbiałem artylerzystów. Wyprawiałem się do wiosek, na tyły" - i nie chodzi tu o zaspokojenie własnego brzucha. To o pewnym oddziałowym obżartuchu Rossim. "...jadł za czterech. Był to herkules jarmarczny, człek dobry z kościami, ale straszliwy, jeśli wpadł w złość, zawsze dziecinna i nagłą, a przy tym nieszkodliwą dla innych, bo Rossi sam bał się swojej siły fizycznej, rzeczywiście niepospolitej" - Blaise Cendrars kreślił obraz wojny, okopów, dramatu walk pozycyjnych poprzez życiorysy swoich podwładnych lub przełożonych (np. kapitan Jacottet).
Książka niesie nam wiele zaskakujących historii. "Szwaby zatknęły w swoich drutach kolczastych polską chorągiew. Informacja nie zełgana. sprawdziłem sam dziś po południu przez lornetkę. A więc głowimy sie, co to ma znaczyć" - to zanotowana wypowiedź właśnie kapitana  Jacotteta. Mnie po prostu wryło. Właściwie aż mnie korci, aby przytoczyć tu cały ten okopowy dialog. Sięgam tylko naprawdę ułamki tego, co tu odkrywam: "Nie bijemy się z Polską, oni zaś połapią się wtedy, że są u nas Polacy. I doszlusują, przekonasz się. Nie ma większych głupców niż polscy chłopi, przychodzą na zawołanie" oraz "Polacy są nade wszystko patriotami".   Łechta nasze ego narodowe. To proszę zerknąć do rozdziału pt. "16. PRZYBYSZEWSKI, SZLACHCIC POLSKI, ZWANY MONOKLARZEM (wpisany na listę zaginionych w Szampanii)". Tu m. in. wzmianka o Stanisławie Przybyszewskim, stryju tegoż? Koloryt samego żołnierza-cudaka po prostu niewiarygodny: "...wojował aż do końca w lakierkach, których jedna lub nawet dwie pary otrzymywał w każdej paczce. W kurtce i płaszczu kazał sobie zrobić wycięcie, ponieważ nosił fontaź, przywdziewał zawsze jak najcieńszą bielizną, nie rozstawał się z batystową chusteczką, jaskrawym szalikiem, arcywykwitnymi rękawiczkami i mnóstwem modnych drobiażdżków, rozłożonych po kieszeniach. Perfumował się, pomadował i nacierał kremami, robił manicure [...]". Jest i inny, ważki wątek polski: wspomnienie o Guillaume Apollinairze.
Oczywiste, że życie w okopach nie upływało li tylko na wąchaniu Przybyszewskiego czy załatwianiu wyżerki dla Rossiego (przepraszam innych bohaterów książki, że nie wspominam ich tutaj, ale się po prostu nie da). Trudno, abym do każdej się ustosunkowywał, ale kilka wartych jest, aby zachęcić każdego do sięgnięcia po prozę Blaise'a Cendrars'a:

Scena 1: Kiedy przyjechał konwój, woniało mile końskim nawozem, maszerująca piechota wydzielała coś na kształt mgiełki, buty stukały na wysokości moich oczu, bo akurat tak stałem, maskując twarz garścią trawy zatkniętą za podpinkę kasku, i było mi gorąco.. 
Scena 2: W Dompierre ludzie ulatywali w powietrze, i to całymi plutonami, zdmuchiwani przez potworne wybuchy min, wybuchy łańcuchowe, komora eksplodowała za komorą, niejeden spadł już tylko pod postacią krwawego deszczu.
Scena 3: Angeli udusił się z głową w szwabskich kupach, a z nogami w powietrzu. Dół się przelewał. Niebo puste. Dwie rozkraczone nogi w kształt V. Szczegół. Jeszcze jedna śmierć pośród tysięcy i dziesiątków tysięcy innych smierci, mniej lub więcej groteskowych. 
Scena 4: Biada  żołnierzowi, co wpadł tym elegantom w rączki [tj. żandarmerii - przyp. KN]; znikał zaraz w cipie, wszelki słuch po nim ginął, wcielony do oddziałów karnych, stawał się już tylko mięsem armatnim. 
Scena 5: Ale najstraszniejszy krzyk, jaki można usłyszeć i który nie potrzebuje technicznego wzmocnienia, żeby przeszyć wam serce na wylot, to wołanie dziecka w kołysce: "Mamo! Mamo!...", bo tak wołają ranni śmiertelnie, którzy padli opuszczeni między liniami po nieudanym ataku, wśród bezładnej ucieczki. "Mamo! Mamo!..." - wołają...
Scena 6: Był to nie tyle bój śmiertelny między dwoma zajadłymi wrogami, którzy postanowili wyniszczyć się wzajem, ile współzawodnictwo w szybkości działania [...]. 
Scena 7: W powietrzu absolutny spokój. Usłyszałbyś lot anioła. Nie do wiary, że to front.
Scena 8: ...kompanie nasze topniały z dnia na dzień, ludzi coraz częściej odsyłano do szpitali, odmrożenia nóg, bronchit, zapalenie płuc, reumatyzm, zapalenie spojówek, bóle zębów oraz inne konsekwencje nędznych warunków pierwszej zimy wojennej [...]. 
Scena 9: Kapitan krzyknął coś za nami, ale po drugiej stronie szańca znaleźliśmy się jak po drugiej stronie świata, zabłąkani między gruntem usuwającym się spod nóg a niebem ciężkim, gąbczastym, które tryskało od dołu snopami przyciętych promieni. 
Scena 10: Ścierwo krowy uniesionej podmuchem pocisku gniło w przestworzach, szkielet odpadał kawałkami w dni wietrzne, ale łeb i rogi, uwiązłszy w rozwidleniu gałęzi, sterczały na czubie  drzewa [...].

Cytatów zaznaczyłem bardzo, bardzo dużo. Ołówek i książka zawsze idą w parze. Mam nadzieję, że tych kilka scen podkreślą wartość bohatera 281 odcinka tego cyklu. Cytowanie Autora chwilami utrudnia... długość zapisywanych przez niego zdań! Wyobraźmy sobie obszerny akapit, który jest jednym zdaniem (np. opis psów). Dlatego kilka cytatów z gatunku myśli wygrzebanych:
  • Bóg jest nieobecny na polach bitwy. Siedzi gdzieś jak trusia. Przyczajony. To hańba.
  • Wojna to świństwo.
  • wojna to hańba. Spektakl ten może nacieszyć oczy, serce co najwyżej filozofa cynka, a logikę przepoić najczarniejszy, pesymizmem. 
  • Było to piekło, lecz istniały szanse - szanse, że skończymy prędzej robotę, że okażemy się szybsi, że zwiejmy pierwsi. 
  • Wszyscy lękają sie jutra. To przeraża nieznane. 
  • Żołnierz, który nigdy nie bał się na froncie, nie jest człowiekiem,
  • Wielu żołnierzy dławił lęk przed śmiercią i wielu otrzymywało znaki złowróżebne.
  • Żołnierz ma prawo bać się. 
  • ...wojna to nie zabawa do napędzania sobie strachu.
  • Ale strach ma twarz niejedną, ta zaś to tylko jego twarz najbardziej usidlająca.
  • Wielcy tego świata nie dotrzymują słowa.
  • W każdym Niemcu drzemie bandzior gotów zawsze się zbudzić.
  • Patrol to końska dawka. Ogłupia. I człowiek się w to wciąga. 
  • Burdel? Burdel powstaje wtedy, kiedy wypadki biorą górę nad ustawami wydanymi przez pięknie ucywilizowane Państwo, które nie pozostawiło żadnego marginesu ma sprawy nieprzewidziane.
"Odcięta ręka i inne wojenne opowieści" czyta się z zapartym tchem. Ani przez chwilę nie żałowałem swego wyboru, choć stan mego ducha raczej powinien szukać zupełnie innej gatunkowo książki. Na owo "...inne opowieści" złożyły się opowiadania: "Zabiłem", "Kalendarz z Londynu", "W ciszy nocnej" i "Krwawiłem". Proszę zwrócić uwagę, że gro tekstów powstawało w czasie II wojny światowej, stąd liczne odwołania do 1939 r.  i klęski Francji w 1940. Blaise Cendrars w kilku przypadkach ujawnia nam powojenne losy jego żołnierzy. Smutne losy.
"Odcięta ręka i inne wojenne opowieści"  należy do tego gatunku literatury, która raz wzięta w ręce nie jest odkładana, aż nie dobrniemy do ostatniej strony. Sugestywność opisów, zarysowe postacie sprawiają, że jesteśmy obok nich, razem z nimi przedzieramy się po "języka", liżemy rany w wojskowym lazarecie. To w rzeczywistości literatura faktu, choć ubrana w formę opowiadań. Tym bezcenne, że nie ma wśród nas już weteranów wielkiej wojny lat 1914-1918. Wkrótce zabraknie również tych z lata 1939-1945.
Kiedy w Polsce będą trwały obchody 100-lecia odzyskiwania przez Polskę niepodległości dawne państwa Ententy uroczyście czczą daninę krwi z lat 1914-1918. Zaskoczył mnie w książce jeden zwrot. Bardzo charakterystyczny i bardzo... bydgoski? Podejrzewam, że któryś z tłumaczy (proszę wyprowadzić mnie z błędu, jeśli się mylę) wychował się w kręgu słowotwórczym, jak niektórzy bydgoszczanie. Na stronie 147 stoi napisane: "Na bulwarze pustki, przed berlinką jak wymiótł [...]". Kiedy dziś pytam moich uczniów z czym kojarzy się słowo "berlinka", to oczywiście pada odpowiedź "parówka". Ale "berlinkami" tu nad Brdą (czy również innych regionach dawnego zaboru pruskiego?) nazywano... barki rzeczne. Skąd ten zwrot tu? Czy w Paryżu też po Sekwanie pływały "berlinki"
I wojna światowa nie istnieje w naszej świadomości narodowej. Tylko znawcy tematyki kojarzą pola bitew pod Kostiuchówką, Rarańczą czy Rokitną. Komputer też podkreśla je na czerwono. Co innego na Zachodzie. 11 XI 1918 r. i pamiętne zawieszenie broni w  Compiègne, to dni świąt narodowych w Paryżu czy Londynie. Zapamiętajmy obrazy z pierwszych miesięcy walk na Zachodzie. Blaise Cendrars odmalował je z drobiazgowością: "Łąkę usiały od krańca do krańca czerwone plamy żołnierzy poległych we wrześniu, a w części najodleglejszej, nie dochodząc do kanału melioracyjnego, wytyczonego rzędem wierzb o potrącanych łbach, piętrzył się pokaźny stos trupów. To zapewne karabiny maszynowe skosiły tych biedaków".

PS: Zapytałem ostatnio specjalisty czy to normalne, że po wypadku sięgnąłem po tak drastyczną literaturę? Odpowiedź mnie zaskoczyła.  Pani powołała się na przykład... bajek i okrucieństwie w nim zawartym: "Dzieci boją się, ale po nie sięgają". Moje doświadczenie 1 X i proza B. Cendrarsa, to... normalne spotkanie. Dziwiono by się, gdyby był to Wiech czy Wincuk.

4 komentarze:

  1. Tak, wydaje mi się, że do naszej świadomości I wojna św. dopiero teraz się przedostaje.... Czy dlatego Francja w 39 nie zrobiła nic?
    A jak Pańskie zdrowie po wypadku?

    OdpowiedzUsuń
  2. Fizycznie jest dobrze. Rehabilitacji ciąg dalszy w listopadzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze. A jak jest z traumą po wypadku? Ja po wypadku przez całe lata bałam się jechać samochodem.

      Usuń