czwartek, czerwca 28, 2018
...byłam w piekle, w tym najgorszym ogniu - Poznań - 28 VI 1956 r.
To pierwsza taka kompilacja z własnego pisania. Postanowiłem na dzisiejszą rocznicę wybrać fragmenty z "Poznańskiego krzyku wolności...", który ukazał się na blogu w 2013 r. Kopiowanie siebie, to oznaka znużenia czy łatwizny twórczej? Nic bardziej mylnego. Po prostu chcę ułatwić kontakt z tematem, który mną porusza i wobec którego nie jestem obojętny. 28 czerwca 1956 r., to data której nie wolno nam zapominać. Śmiem twierdzić, że skróty, które tu zastosuję ułatwią odbiór tego czym był czarny czwartek. Oczywiście zachęcam do poznania całości, czyli dwóch części cyklu oraz do sięgnięcia po literaturę, którą poniżej wymieniam.
* * *
„Myśmy się tego
nie spodziewali – wspominała Janina Bączkiewicz - szliśmy
z gołymi rękami, oprócz transparentów i sztandarów narodowych
nie mieliśmy nic na swoją obronę. Spadło to na nas jak grom z
jasnego nieba”. Karabiny, czołgi i samoloty przeciwko
zbuntowanej klasie robotniczej? Ta miała już dość absurdalnych
norm pracy, obniżania płacy, obcinania premii. Minione jedenaście
lat postawiło pod znakiem zapytania zaufanie wobec władzy, która
utożsamiana była z Polską Zjednoczoną Partią Robotniczą! Oczywiście wszyscy historycy wskazują na przyczyny ekonomiczne. Prof. Jerzy Eisler pisząc o przyczynach poznańskiego czerwca napisał m.
in.: „...ważne było poczucie braku społecznej sprawiedliwości
głęboko zakorzenionej wśród wielu robotników. System, który
przynajmniej w sferze werbalnej głosił zasady równości ludzi i
sprawiedliwości społecznej, w praktyce dnia codziennego
wielokrotnie zaprzeczał tym ideom”.
Jako swoiste memento czytamy dalej w relacji J. Bączkiewicz: „...przy mnie została zastrzelona jakaś robotnica – na moich
oczach. Pamiętam jej wygląd: taką biedną spódnicę miała
roboczą, bluzę też roboczą, chustę pod szyją przewiązaną.
Najgorsze, że z nami szło dziecko (bardzo dużo dzieci szło po
bokach, ale razem z pochodem), taki chłopczyk, może miał
jedenaście lat, ciemny blondynek, i on też został zabity.”
Dalej dodała: „...byłam w piekle, w tym najgorszym ogniu”.
D-z-i-e-c-i ! Na poznańskim
bruku poległo dziewiętnastu nastolatków! Jeśli przyjmiemy,
że ofiar było 67, to stanowili oni bez mała 30 % śmiertelnych
ofiar masakry! Proszę mi wybaczyć tą skrupulatność, ale wymienię
tu wszystkich poległych, jak również podam przyczyny śmierci:
Nazwisko i imię
|
Wiek
|
Przyczyna śmierci
|
Bentke Roman
|
18
|
postrzał czaszki
|
Błażejak Henryk
|
16
|
postrzał tułowia
|
Dutkiewicz Kazimierz
|
17
|
postrzał czaszki
|
Gliński Andrzej
|
15
|
postrzał czaszki
|
Hoppe Andrzej W.
|
18
|
postrzał w głowę i klatkę piersiową
|
Jankowiak Jerzy
|
16
|
postrzał czaszki
|
Kapitan Seweryn
|
18
|
przestrzał głowy
|
Kliche Zenon
|
17
|
postrzał głowy
|
Kłuj Leon
|
16
|
zgnieciony czołgiem
|
Kubiak Marian
|
19
|
kłute rany brzucha
|
Kuźnicki Wiesław
|
16
|
postrzał serca
|
Nowak Bogdan
|
19
|
postrzał nie określony
|
Nowicki Henryk
|
15
|
postrzał potylicy
|
Rau Alfred
|
16
|
postrzał głowy
|
Sikora Ireneusz
|
16
|
postrzał czaszki
|
Strzałkowski Roman
|
13
|
przestrzał klatki piersiowej
|
Wojewódzki Feliks
|
18
|
postrzał brzucha
|
Żabiński Jan
|
15
|
uraz nie określony
|
Ziemnicki Erwin
|
12
|
postrzał nie określony
|
Ulice Poznania stały się
polem bitwy! Nie bacząc na zagrożenie, świstające kule
pielęgniarki próbowały ratować rannych. Siostra Aleksandra
Banasiak niosła pomoc rannemu Marianowi Kubiakowi: „Zobaczyłam
strasznie cierpiącego, rannego w brzuch człowieka z jelitami na
wierzchu. Opanowując zdenerwowanie, wyciągnęła go na chodnik i
zawołałam, żeby mi ktoś pomógł. [...] Podbiegli do mnie [...]
cywile (strzelanina na moment jakby przycichła) i ostrożnie
dostarczyliśmy rannego do szpitala”. Doktor Ireneusz
Cieśliński zapamiętał: „Łóżka bardzo szybko zapełniały
się i przybywało bardzo dużo rannych. Z ciężkich wypadków
pamiętam takiego chłopca, gimnazjalistę
szesnasto-siedemnastoletniego, pokłutego bagnetami”. Cytowany
wcześniej chirurg H. Karoń asystował przy operacji Mariana
Kubiaka: „Twarz tego rannego i moje późniejsze spotkanie z
jego matką, wielokrotnie nachodziły mnie w myślach i do dzisiaj
mam ich oboje żywo w pamięci. [...] zdjęte, zakrwawione części
ubrania odsłoniły dwie głębokie rany kłute, zadane bagnetem w
brzuch, bardzo silnie krwawiące. Operował dr Granatowicz (...).
Nagle, pod oknami bloku operacyjnego [...] rozległa się gwałtowna
kanonada z broni automatycznej i brzęk tłuczonych szyb naszego
bloku operacyjnego. Część personelu wpadła w panikę”. Nie
da się usprawiedliwić tego barbarzyńskiego ostrzału szpitala.
Wspominała o nim również siostra A. Banasiak: „Podczas [...]
operacji – ponieważ w sali operacyjnej paliło się światło, co
było zakazane przez wojsko – ktoś strzelił w okno i kula utkwiła
w ścianie sali operacyjnej”. Dzielna pielęgniarka znalazła
się również w gmachu Urzędu Bezpieczeństwa. Nie oglądała się
na przynależność polityczną rannych... Stanowczo jednak odmówiła,
kiedy chciano ją w siedzibie urzędu zatrzymać. Jak sama
powiedziała: „...mam obowiązek udzielać pomocy wszystkim jej
potrzebującym”.
Jest w Muzeum 1956 r.
wstrząsająca pamiątka: koszula, w której zginął Romek
Strzałkowski! Miał 13 lat. Świadkiem tej śmierci był Jerzy Czapski: „Jeden
z kolejarzy, obok którego stałem z transparentem w ręku razem z
Romanem Strzałkowskim, odwrócił się tyłem do funkcjonariusza UB
mówiąc: «Możesz mi prosto w d... strzelać i tak się stąd nie
ruszę». I wówczas stało się: z trzeciego piętra strzelił serię [...]. Chcę dodać, że zostałem ugodzony ostatnimi strzałami tej
serii. Stojący po mojej lewej stronie kolejarz, a obok niego Romek,
zostali chyba zabici. [...] Być może, że od tej samej serii z
karabinu maszynowego zginął mój przyjaciel, ale nie jestem tego
pewien. O jego śmierci dowiedziałem się trzy dni później od
mojej matki w szpitalu”. Mity tworzyły się równolegle do
padających strzałów i ofiar. Anonimowa uczestniczka wydarzeń
opowiadała po latach: „...zabity został również
kilkunastoletni chłopiec, który rzekomo przedostał się do gmachu
MO z granatem w ręku. Ktoś powtórzył nazwisko: Romek
Strzałkowski”. Miał 13 lat! Nie ma pewności, co do rzeczywistych
okoliczności śmierci chłopca, który stał się symbolem krwawych
wydarzeń. Najpopularniejsza wersja przedstawia go, jako dziecko,
które podniosło z ziemi sztandar narodowy, który opuściła
postrzelona tramwajarka i został zastrzelony. Jedna jest porażająca:
„Romek został prawdopodobnie zabity z zimną krwią w
dyspozytorni garażowej UB”. M i a ł 13 l a t !
Żołnierze? Warto się
przyjrzeć tym, których gąsienice tratowały centrum miasta,
zmiażdżyli ciało piętnastolatka, strzelali do tłumu z broni
maszynowej. Na ul. Dąbrowskiego (tam, gdzie zginął L. Kłuj)
starszy, siwy mężczyzna z krzyżem w dłoni zatrzymał... czołg i
nie bacząc na ryzyko wołał: „Jeśli jesteście Polakami,
jeśli jesteście ludźmi, to nie będziecie strzelać do nas,
Polaków!”. Ireneusz Kubacki, wówczas student opisał to, co
stało się po chwili: „W tym momencie otwarł się właz
pierwszego czołgu, wyszedł oficer w hełmofonie, miał trzy
gwiazdki, i powiedział: «Wojsko polskie jest zawsze z narodem i
nigdy przeciwko narodowi nie podniesie broni – jesteśmy z wami!».
Ludzie rzucili się na czołg, całowali żołnierzy w przystępie
entuzjazmu. Wołali: «Dajcie nam broń!». Oficer wyjął z kabury
pistolet i dał blisko stojącemu”. Ów nieznany z imienia i
nazwiska porucznik mylił się. Bardzo się mylił! Gdyby tak było
nie musiałbym przytaczać relacji Feliksa Sztula: „Każdy z
następnych czołgów, który zbliżał się do naszego stanowiska,
został zasypany lawiną butelek z benzyną. Odcinek ulicy o
szerokości około dwudziestu, trzydziestu metrów cały płonął.
Następne czołgi dojeżdżały do ściany ognia i strzelały po
oknach i bramach”.
Jest na Cytadeli grób:
ZYGMUNT IZDEBNY 25 – 11 – 1930 28 – 06 – 1956 ZMARŁ
ŚMIERCIĄ TRAGICZNĄ. Milcząca płyta, bez wyciętego na niej
krzyża. Nie wyobrażam sobie tej śmierci. Kapral UB, więzienny
strażnik, zostaje rozpoznany jako funkcjonariusz. W okolicach Dworca
Głównego, a potem na peronie IV tegoż rozgrywa się dramat
człowieka, który na sobie skupił nienawiść rozszalałego tłumu!
Jerzy Korczak pisał swoje notatki „na żywo”, to jedyna taka
relacja: „Godzina 18,00 Przyszedł
Janek. (...) Opowiada o potwornej masakrze strażnika UB. Tłum
dopadł go na dworcu i rozerwał niemal na strzępy. W innym wypadku
pewien oficer UB uniknął samosądu dzięki jakiemuś starszemu
mężczyźnie, zasłonił go własnym ciałem”. Na dworcu był
Zbyszko Markiewicz: „...na peronie czwartym zauważyliśmy
grupkę ludzi. Podeszliśmy bliżej, leżał tam Izdebny. Właśnie
dogasał – lekko podnosił głowę, która mu zaraz opadała. Z
głowy ciekły mu cienkie strużki krwi. Zainteresowałem się nim i
chciałem wezwać Pogotowie Ratunkowe. Tłum spojrzał na mnie
groźnie; poinformowano mnie, że jest to ubowiec, który zabił
człowieka. Wycofałem się”. Lekarze trzykrotnie próbowali
dotrzeć do zmasakrowanego. Nie udawało się to: „...po raz
czwarty podjechała karetka w asyście trzech samochodów wojskowych,
tłum dopuścił lekarzy do Zygmunta Izdebnego, jednak na ratunek już
było za późno”- pisze w swoim opracowaniu Kinga Przyborowska.
Podaje szczegóły obdukcji: „...liczne rany tłuczono-cięte
głowy, wgniecenie kości czaszkowej przy sklepieniu, rany tłuczone
i cięte twarzy, otarcia szyi, barków, a także górnej części
klatki piersiowej”. Dziś leży w cmentarnej alei, obok tych,
którzy szli naprzeciw czołgom, sypali barykady, ciskali butelkami z
benzyną.
Poczucie honoru było
jednak wysokie w sercach niektórych oficerów, skoro L.W.P. straciło
kapitana Tadeusza Dobrzańskiego: „Po kilku dniach dowiedziałem
się, że dowództwo sporządziło wniosek o Krzyż Walecznych dla
mnie za postawę w walce z reakcyjnym podziemiem i imperialistycznymi
agentami. W uzasadnieniu napisano, że zniszczyłem gniazdo
«erkaemu». A przecież ja nie zniszczyłem żadnego gniazda, nie
walczyłem z reakcyjnym podziemiem i imperialistycznymi agentami, ale
rozganiałem moim czołgiem takich samych jak ja ludzi. Za to nie dam
sobie przypiąć Krzyża Walecznych”. I nie dał. Syn legionisty i
uczestnika wojny polsko-bolszewickiej przeniósł się do cywila.
* * *
Dołączam jeszcze fragment poruszającego wiersza Kazimiery Iłłakowiczówny pt. "Rozstrzelano moje serce", jaki w całości ukazał się w odcinku 6 "Spotkań z Pegazem" również w 2013 r.:
Niemy dotąd warknął koci łeb,
splunęła granitowa kostka:
„Znowuśmy się dali wziąć na lep,
położono nas – jak zawsze – mostem”.
A ja na tym moście jak kiep
do essayu oczy przysłaniam,
krew nie płynie już, już tylko skrzep…
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
O kulturze… Próba wzniosłych syntez,
artystycznych intuicji zgranie…
Ja nie mogę… Ani kwarty, ani kwinty.
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
Ni gorące ono ni zimne.
Szkoda kul. Szkoda leków na nie.
Moje serce – wszak to tylko rymy…
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
splunęła granitowa kostka:
„Znowuśmy się dali wziąć na lep,
położono nas – jak zawsze – mostem”.
A ja na tym moście jak kiep
do essayu oczy przysłaniam,
krew nie płynie już, już tylko skrzep…
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
O kulturze… Próba wzniosłych syntez,
artystycznych intuicji zgranie…
Ja nie mogę… Ani kwarty, ani kwinty.
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
Ni gorące ono ni zimne.
Szkoda kul. Szkoda leków na nie.
Moje serce – wszak to tylko rymy…
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
"Strajk
strajkiem, manifestacja
manifestacją,
ale żeby
Polak strzelał do Polaka, to już
bardzo źle"
- Mieczysław
Kurowski.
Literatura wykorzystana w pełnej wersji tekstu:
Czubiński A., Poznań
czerwiec 1956-1981, Poznań 1981
Eisler J., „Polskie
miesiące” czyli kryzys (y) w PRL, Warszawa 2008
Machcewicz P., Odwilż
1956, /w:/PRL od lipca 44 do grudnia 70, pod red. K. Persaka i P.
Machcewicz, Warszawa 2010
Przyborowska K.,
Poznańskie procesy 1956: „Proces trzech”, Poznań 2009, tom I
Ziemkowski A., Poznański
czerwiec 1956. Relacje uczestników, Poznań 2008
„Czarny czwartek.
Wiersze o Poznańskim Czerwcu ‘56”, wybór i wstęp Stefan
Drajewski, Poznań 2006
Nie przestanie być wstrząsające...
OdpowiedzUsuńLuna
Bardzo wstrząsający jest to wątek.Sam lepszego bym nie stworzył nawet jakbym chciał.
OdpowiedzUsuń