środa, lutego 01, 2017

Przeczytania... (189) - Natacha Henry "Uczone siostry. Rodzinna historia Marii i Broni Skłodowskich" (Wydawnictwo Dolnośląskie)

"Kiedy tylko Zinowiew, który mieszka w Zakopanem, dowiedział się o aresztowaniu Iljicza, wsiadł na rower i popedałował w ogromnej ulewie aż do doku doktora Dłuskiego. Dłuski natychmiast pojechał swoją kolaską do Zakopanego, skąd zaczął wysyłać telegramy, pisać listy i mobilizować ludzi" - przyznajmy się sami przed sobą: nie spodziewaliśmy się spotkać na kartach tej książki kogoś takiego, jak Zinowiew, Lenin, czy piszącą te słowa tegoż żonę, czyli Nadieżdę Krupską. Bo ja w żadnym wypadku. Nazwisko "Dłuski" nie było mi obce. Ale nie znałem na tyle biografii pana doktora, żeby wiedzieć o jego związkach z politycznymi emigrantami z Rosji. I to tymi, którzy tak krwawo zaciążyli na losach nie tylko Rosji, czy Polski, ale i całego świata. Kazimierz Dłuski był szwagrem Marii Skłodowskiej-Curie!

Tak, wracamy m. in. do Marii! Tym razem za sprawą książki, jaką napisała Natacha Henry pt. "Uczone siostry. Rodzinna historia Marii i Broni Skłodowskich", w tłumaczeniu Anny Broczkowskiej-Nguyen,  Wydawnictwa Dolnośląskiego. Tego samego, które wydało biografię Noblistki autorstwa B. Goldsmith "Wewnętrzny świat Marii Curie. Geniusz i obsesja" (patrz odc. 159 tego cyklu z dnia 18 VIII 2016 r.). Tym razem patrzymy na życie dwóch córek Władysława i Bronisławy urodzonej Boguskiej małżonków Skłodowskich: Bronisławy - urodzonej w 1865 r.  oraz Marii - urodzonej w 1867 r. Niech będzie mi wolno przypomnieć, że Noblistka Maria jest jedną z patronów 2017 r.
Robi na mnie wrażenie zaskoczenie Autorki: "Ale nie tylko Bronia wywarła wpływ na rozwój Marii. Siostry spotykały się z najbardziej interesującymi intelektualistami epoki: z polskimi patriotami, profesorami Collège de France, z wybitnym pianistą, z laureatami Nagrody Nobla - literackiej i z dziedziny chemii... [...] W ten sposób Maria Curie i Bronia Dłuska weszły w dwudziesty wiek głównymi drzwiami". To uznanie także dla dwóch nieprzeciętnych osobowości z kraju, którego na mapie wczesnej Europy nie było. Dla nas, współczesnych Polaków, naprawdę powód od dumy. Pewnie, że Bronisława Dłuska w świadomości ogólnej (żeby nie rzec: narodowej) nie istnieje. Bo kto JĄ tak naprawdę pamięta, kojarzy, rozpoznaje? Niewielu. Ścisły krąg zainteresowanych. Tym bardziej trzeba sięgnąć po książkę, którą napisała  Natacha Henry, aby przekonać się, co tracimy.
Nie wiem ile niezręczności w książkach, które powstają poza Polską, to wynik niefortunności (braków?) Autora, a ile nieuwagi tłumacza. Nie zamienię tego czytania i pisania w tropienie każdej nieścisłości, ale muszę zwrócić uwagę na trzy niezręczności, na które wpadnie (przeoczy?) każdy Czytający. Wspominając o sytuacji ziem polskich w II połowie XIX w. znajdujemy zdanie: "Polska jest okupowana przez Rosję, Austro-Węgry i Prusy". Terminu "okupacja" raczej nie odnosimy w naszej historiografii do tego okresu. Trudno mi zgodzić się z takim zdaniem (obydwa na tej samej stronie): "W każdym okresie rozbiorów naród polski powstawał przeciw zaborcom, a ci zawsze odpowiadali kontratakiem". Proszę podać mi przykłady na to, że po 1772, 1793 czy 1795 Naród chwytał za broń.  Czy konkretne powstania były bezpośrednią odpowiedzią na kolejne akty rozbiorów? A informacja o Adamie Mickiewiczu, że w 1831 r. wykłada w Collège de France? A Chopin?... 
Mamy ciekawy rys biograficzno-historyczny rodziny, która wydała na świat Bronię i Marię i, i cytat z ojca: "Patrzcie, tu leżą Włochy, obok jest Szwajcaria, Francja. My jesteśmy Polakami, nigdy nie zapominajcie! Wykreślili Polskę z mapy, ale nie z naszych serc!". Edukacja, jaką pewnie odbierała większość i naszych antenatów bez względu czy rodzili się w szlacheckim dworku czy chłopskiej chacie. Spekulacja z mojej strony? Cieszy, jeśli w takiej formie ktoś w obcym kraju poznaje choć ułamki z historii Polski zaborowej. "W rodzinie Skłodowskich - czytamy za Autorką biografii. - nie oddziela się od codziennego życia takich tematów, jak matematyka, fizyka czy chemia. [...] Nauka bez świadomości politycznej byłaby pusta. Poszukiwanie naukowe jest łącznikiem ze światem. Ten sposób myślenia będzie miał ogromny wpływ na ich dzieci". Ciężką próbą dla obu panien będzie śmierć najstarszej siostry Zofii (w 1876 r.), a potem zgon matki (w 1878 r.).
Owoce edukacji domowej (ojcowskiej) ujawniły się, kiedy Maria zaangażowała się w działalność Uniwersytetu Latającego. Sama tak wspominała ten okres i znaczenie tego, co robiła: "Nie można bowiem mieć nadziei na skierowanie świata ku lepszym drogom, o ile się jednostek nie skieruje ku lepszemu. W tym celu każdy z nas powinien pracować nad doskonaleniem się własnym, jednocześnie zadając sobie sprawę ze swej osobistej odpowiedzialności za całokształt ego, co dzieje się w świecie, i tego, że obowiązkiem bezpośredni każdego z nas jest dopomagać tym, którym możemy stać się najbardziej użyteczni". Autorka przypomina nam, że zajęcia Uniwersytetu Latającego były nielegalne. Jeśli ktoś żyje w przekonaniu, że tajne nauczanie było wytworem II wojny światowej (czytaj: TON-u), to teraz przekona się, jak bardzo tkwił w błędzie.
Kiedy czytamy o edukacji  Bronisławy i Marii mamy rzadką okazję poznać okoliczności trudności, na jakie natrafiały kobiety w drodze ku wyższej edukacji. Emancypacja, to była naprawdę mozolna walka z uprzedzeniami, skostniałym męskim myśleniem (żeby nie napisać: szowinizmem). Warto odnotować kilka z tych wypowiedzi:
  • Kobiety miały więc przeciwko sobie przede wszystkim siłę fizyczną, a następnie składający się z mężczyzn rząd, który ich chronił. 
  • Te młode kobiety tracą cały swój wdzięk, urok, cały powab ich płci. To nie są ani kobiety, ani mężczyźni.
  • Kobiety, które przodowały w walce o emancypację intelektualną i zawodową, wszędzie musiały pokonywać różnego rodzaju trudności.
Prawda, jaka pouczająca lektura? Jeszcze bardziej interesujące jest to, że studentki cudzoziemki okazywały się bardziej spragnione wiedzy, niż ich francuskie rówieśniczki. Poruszający jest cytowany fragment artykułu samej Marguerite Durand z "La Fronde" z 1898 r.: "Niestety, moje małe Don Kichotki są na ogół biedne. [...] Ale one twardo znoszą cierpienie, są odporne na tysiące materialnych niedostatków. Nie są kokietkami, odważnie podchodzą do studiów, nocami czytają książki, ponieważ chcą otrzymać dyplomy, które pozwolą im na życie bardziej bezpieczne materialnie, i dzięki temu będą mogły zrealizować swoje marzenia o sprawiedliwości i miłości powszechnej". Do tego grona dołączą obie panny Skłodowskie!
Ciekawe, jak w oryginale książki  uporano się ze skomplikowanymi polskimi nazwiskami. Aż korci, żeby zerknąć do oryginału. Mnie w dramacie pierwszej miłości z Kazimierzem Żorawskim interesuje korespondencja przyszłej Noblistki z ojcem: "A najważniejsze, ponad wszystko, aby mój kochany ojciec przestał się martwić, że nie może nam pomóc. Aby mój ojciec nie traci odwagi, poradzimy sobie - na pewno". Jest okazja zobaczyć, jak troskliwą córką była Maria. Odzyskujemy kogoś prawdziwego. To jeszcze nie absolwentka Sorbony. To nie uczona, jaką znamy z licznych fotografii, a złamana odmową związku 18-letnia panna Skłodowska. Pomnik staje się ludzki? Maria kimś kto miał uczucia, chwile zwątpienia i rozpaczy!... Z listu do brata dowiadujemy się, jaką zatroskaną była siostrą: "Myślę, że pożyczając tych kilkaset rubli, mógłbyś zostać w Warszawie, zamiast zagrzebywać się na prowincji. [...] Praktykowanie w małej miejscowości przeszkodzi Ci w rozwijaniu kultury i przeprowadzaniu badań. Zakopiesz się w jakieś dziurze i nie zrobisz kariery".
Wspaniała jest korespondencja, która zachowała się do naszych czasów. To dzięki niej możemy wyjeść do świata, którym żyła, który ją kształtował, który podstawiał nogi! Pisała do Bronisławy: "Martwię się o Helę, Józefa, ojca i moją chybioną przyszłość. Moje serce jest czarne i smutne, że czuję, jak źle robię, mówiąc Ci o tym wszystkim i zatruwając Twoje szczęście. Tylko  Ty jedna z nas miałaś szansę". Jesteśmy mądrzejsi, bo wiemy, że wszystko dopiero przed Marią. Ona przelewając te słowa na papier nie miała tej wiedzy.
Podoba mi się to, co Natacha Henry napisała o uczuciowości Polek: "Miłość jest bardzo ważna - nawet dla Polek, których nieugiętość i szorstkość tak bardzo fascynują dziennikarki francuskiej gazety «La Fronde»". Bo oto w życiu Bronisławy pojawia się Kazimierz Dłuski!  z krótkiego rysu biograficznego jawi się nam zawzięty działacz rewolucyjny, którego drogi skrzyżowały się m. in. z Ludwikiem Waryńskim. Nie wspomina nic o sporach choćby z Bolesławem Limanowskim. Za to jest ciekawy cytat: "Idea socjalizmu przewyższa ideę patriotyzmu". Teraz już spotkanie z Leninem nie zdaje się niczym wyjątkowym?... Taki człowiek stanie się mężem Bronisławy, a szwagrem Marii. Starsza siostra pisała do młodszej: "Jeśli wszystko ułoży się zgodnie z naszymi planami, będę mogła wyjść za mąż w czasie wakacji. Mój narzeczony będzie już lekarzem, a ja tylko będę musiała zdać ostatni egzamin. [...] Pomyśl, że ja mam dwadzieścia cztery lata - ale to nic - lecz on ma trzydzieści cztery, co już staje się bardziej poważne. To byłby absurd, gdybyśmy dłużej czekali!". Przy podobnych cytatach włącza się me... genealogiczne myślenie: kiedy moi pradziadowie Głęboccy ślubowali na Litwie w 1910 r. on miał 47 lat, ona raptem 18!...
Tego właśnie szukam w takich książkach: prywatności opisywanych bohaterów. Dość mam apoteozyczności! pomników! spiżu! Ułatwia mi wejście do tych zapomnianych światów właśnie czytanie korespondencji. Nikt nie zakłada, że będą publikowane, staną się nieomal własnością nas wszystkich lub co najmniej osób zainteresowanych. Dość mam póz! mitologizacji! napuszenia! Pewnie, że bardziej intryguje mnie osobowość Marii. Z każdą kolejną książką na Jej temat (a konkurencja wydawnicza szykuje ciekawą propozycję na lutego!) poznaję inną kobietę! Odmienną od stereotypu uczonej wpatrzonej w kolejną tonę przerzucanej masy... "Jeśli mój przyjazd jest możliwy, powiedz mi to i powiedz im, jakie wstępne egzaminy będę musiała zdawać i w jakim terminie najpóźniej można zapisać się na studia" - to Maria do Brońci (taka forma pojawia się w jednym z listów, którego tu  nie cytuję).
"Panna Maria bardzo poważnie pracuje. Prawie całe dnie spędza na Sorbonie, tak że widujemy się tylko podczas wieczornego posiłku. To osóbka bardzo niezależna o chociaż mianował mnie Pan jej oficjalnym opiekunem, nie tylko nie okazuje mi żadnego respektu ani posłuszeństwa, lecz kpi sobie z mojego autorytetu [...]" - to Kazimierz Dłuski do swego teścia, Władysława Skłodowskiego o tegoż córce, a swej szwagierce. Uparta koza - chciałoby się napisać? Cudowna uwaga na temat charakteru panny Skłodowskiej. Jak tu nie polubić jej? Jest też fragment listu, jaki Maria kreśliła 17 III 1893 r. do brata Józefa o swych przyczynach opuszczenia domu Dłuskich: "Mój szwagier miał zwyczaj ciągle mi przeszkadzać. Absolutnie nie mógł znieść, że kiedy jestem w domu, zajmuję się czymś innym, a nie przyjemną z nim pogawędką. Musiałam o to toczyć z nim wojnę". Doskonała dawka rodzinnych relacji.
Jeśli ktoś podchodził do książki N. Henry z rezerwą, że czeka go nudziarstwo o dwóch niewiastach, które porwały się na edukację na Sorbonie, to już chyba wyprowadzam go z błędu. Zaskoczeniem może być... współczesność poruszanych problemów? Fragment pracy doktorskiej z 1894 r.: "Karmienie piersią jest jednym z wielkich problemów naszej epoki. [...] Opierając się na statystykach, [lekarze - przyp. KN] udowodnili zgubne skutki odżywiania dzieci sztucznym pokarmem, będącym główną przyczyną ich zgonów. Uprzedzając przyszłe zagrożenia, zwrócono się ku dziecku: karmicielka najemna (mamka), butelka ze smoczkiem już nie znajdują obrońców". Prawda, jakie postępowe! I sprzed 123. laty!... Poruszy zapewne wielu, jak pod koniec XIX w. wiele kobiet (nie koniecznie prostytutek) załatwiało kwestię niechcianych ciąż... Co to był np. le penis du gouvernament? Tak, przy okazji przechodzimy krótki kurs historii medycyny.
Ale zaskoczeniem może być zgoła innego charakteru "Piotr nigdy nie uczęszczał do szkoły [...]. Jego edukacją zajmowali się najpierw rodzice, Eugène i Sophie-Claire, a następnie nauczyciel matematyki, Alexandre Bazille. Zdał maturę, mając szesnaście lat, a jako osiemnastolatek uzyskał licencjat z fizyki" - uzupełnia nam wiedzę na temat Piotra Curie Autorka monografii. Podaje kilka szczegółów biograficznych dotyczących rodziny. Poza epizodami związanymi z wielką historią francuską warte jest odnotowanie tego: "W rodzinie Curie nie ma religii - dzieci nie są ochrzczone - lecz są wyznawane idee republikańskie, a inspiracje maj ścisły związek z naturą: badanie minerałów, roślin, kryształów". Świecki chów, empiryczne wychowanie!  Czy zaskoczy nas wypowiedź samej Marii: "Piotr nie wyznawał żadnej religii, a ja sama nie byłam praktykująca"?
I stało się: Maria poznała Piotra. Strzała amora uderzyła w trzydziestopięciolatka z siłą huraganu?  "Gdy weszłam do salonu, zobaczyłam młodego przystojnego mężczyznę o kasztanowych włosach i jasnym spojrzeniu. [...] Był serdeczny i szczery, bardzo sympatyczny" - to Ona o Nim. A On o Niej: "...jakże by pięknie było - nawet nie mogę w to uwierzyć - gdybyśmy spędzili życie razem, zapatrzeni w nasze ideały: Pani ideał patriotyczny - nasz ideał ogólnoludzki i pracy naukowej". Natacha Henry cytuje kilka, dość obszernych, fragmentów listów Piotra. Ten fragment  zdawał mi się bardzo uczuciowy. Pobiorą się w Paryżu 26 VII 1895 r. Kilka dni przed sakramentalnym "tak" Józef Skłodowski pisze piękny list do siostry Marii: "...nigdy nie przestaniemy Cię kochać i uważać Ciebie i Twojej rodziny za naszą. Sto razy wolę widzieć, że w Paryżu jesteś szczęśliwa i zadowoloną, niż widzieć Cię z powrotem w naszym kraju - złamaną na całe życie przez to poświęcenie, ofiarę zbyt wnikliwego pojmowania swojego obowiązku".
Nie wiedziałem, że Piotr Curie odwiedził Zakopane! "Przed swoim pierwszym pobytem w  Polsce Piotr starał się nauczyć podstaw języka polskiego" - szkoda, że Autorka na tym urywa informację o lingwistycznych poczynaniach małżonka Marii. Ucieszyć nas powinna opinia Piotra: "Ten kraj jest bardzo piękny. Teraz rozumiem, że bardzo można go kochać". Ciekawe, jak czytelnik zagranicznik radzi sobie z tym oddzieleniem polskości od Sankt Petersburga, Galicji i Polski w ogóle? Chyba, że takie niuanse w ogóle go nie zajmują.
Cieszy, że N. Henry dostrzegła wkład w popularyzacji Zakopanego Stanisława Witkiewicza, ba! cytuje stosowny fragment na temat kultury góralskiej: "Znaleźliśmy górala w jego gustownej chacie, pięknie zdobionej. [...] Jego dom był skarbem dawnej kultury, zachowanej przez ten naród, która przetrwała, lecz przestała się rozwijać z powodu warunków życia w środowisku wiejskim. [...] Ta góralska chata dała początek typowi wyższej architektury". Trudno się nie rozmarzyć, kiedy pisze o obecnej stolicy polskich Tatr.
A Maria z Piotrem pracowali. A Maria do Broni pisała: "Promieniowanie, którego nie potrafię sobie wyjaśnić, pochodzi z nieznanego pierwiastka chemicznego. Ten pierwiastek tam jest: wystarczy tylko go znaleźć! Jesteśmy tego pewni!". I znajdą! Rad! "Niekiedy całe dnie spędzałam na mieszaniu gotującej się materii. Zdarzało mi się, że na koniec dnia byłam zupełnie wyczerpana" - to jedno ze wspomnień z tego okresu intensywnej pracy. Śledzimy niemal krok po kroku, jak małżonkowie Curie wkraczają na karty wielkiej historii nauki! Równolegle państwo Dłuscy zabiegają o stworzenie w Kościelisku sanatorium. dopną swego celu w 1902 r.! Autorka cytuje m. in. "Gazetę Zakopiańską" z 27 XI tego roku. Maria, rok później, naukowy wysiłek przypłaca przedwczesnym porodem i śmiercią narodzonej córki. A jakże Natacha Henry cytuje list do Broni z tego trudnego okresu. W tym samym roku los nie oszczędza dramatu rodzinie Dłuskich: umiera ich pięcioletni synek! Ale prawdziwy grom uderzy w Marię 19 kwietnia 1906 r. wraz ze śmiercią na rogu rue Dauphine i quai des Grands-Augstins - Piotra! "Tego dnia Maria postarzała się o sto lat. Wraz ze śmiercią Piotra straciła swe kolory, swój sen i swoją młodość" - czytam za Autorką.
Bardziej od Nobla insertuje mnie, jak Maria dawała sobie radę ze stratą Piotra. Poruszające jest to, co opisywała w swych intymnych zapiskach: "Rzucam do wielkiego ognia te strzępy tkanin ze skrzepami krwi i szczątkami mózgu! Przerażenie i nieszczęście, pieszczę to wszystko, co zostało na tym z Ciebie. Chciałabym upajać się moim cierpieniem, wychylić do dna kielich goryczy, aby każde Twoje cierpienie odbiło się na mnie, nawet gdyby miało pęknąć moje serce". Tak, zwracała się w nich bezpośrednio do zmarłego męża. 14 maja pisała m. in.: "Piotrze, Piotrusiu. Chciałabym Ci powiedzieć, że zakwitł złoty deszcz, a glicynie, głóg i kosaćce zaczynają kwitnąć. Cieszyłbyś się z tego". Kiedy Maria dźwigała ciężar niespodziewanej żałoby, Bronisława utrzymywała fikcję własnego małżeństwa: "...po Podhalu krążą pogłoski - zdradza nam N. Henry sekrety tej rodziny. - jakoby Kazimierz miał kochankę, a może nawet dwie. A ponadto podobno ma syna, Franciszka, z niejaką Wiktorią. Jej syn, Zozi, gdyby żył, byłby prawie w wieku tego chłopca".
To połowa żyć. To połowa książki "Uczone siostry". Wiem! Zostawiam każdego z tą nie dopowiedzianą historią? Chcę, żeby każdy rozważył czy los obu panien de domo Skłodowskich był na tyle atrakcyjny, aby kontynuować ten spacer po Ich życiach? Ja, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Gdyby mierzyć pracę Autorki ilością osób wymienionych w "Podziękowaniach", to wykonała mrówczą robotę, ba! dotarła do rodziny Skłodowskich. To, że pierwsze wydanie "Les Soeurs savante" ukazało się we Francji w 1981 r. nie czyni z lektury przebrzmiałego ramola. Natacha Henry  swą narracją wciąga nas w życia Bronisławy i Marii. Nie wiem kto jest autorem krótkiego rozdziału pt. "Wdzięczne ojczyzny". Chyba jednak nie N. Henry, skoro o Niej się w nim pisze. Cytuję TU ostatni akapit: "Być może należałoby wznieść dla Broni, bez której to wszystko nie wydarzyłoby się, pomnik, świątynię, bibliotekę z napisem złotymi literami: «Wielkim Siostrom - wdzięczne Ojczyzny»". Bronisława Dłuska przeżyła Marię i zmarła 15 kwietnia 1939 r. Pięć dni później swe 50. urodziny kończył człowiek, który rozpęta straszliwą wojnę, która pogrzebie Polskę marzeń obu panien Skłodowskich...

Brak komentarzy: