czwartek, grudnia 19, 2024

My english adventure - odcinek 13 - idziemy na Trafalgar Square!

"My english adventure" - cały czas w Londynie. I pozostaniemy tu jeszcze przez co najmniej dwa kolejne odcinki. "Tyle tego?" - dziwi się jakiś niecierpliwiec. Pewnie, że relację z 18 września można by zamknąć w kilku akapitach jednego pisania. No, ale nie uchodzi pomniejszać każdego kroku jaki odbywałem z własnym synem Maciejem. Po opuszczeniu katedry westminsterskiej obraliśmy kierunek: TRAFALGAR SQUARE! Ja, admirator wielkiego Napoleona, nie mogłem nie stanąć przed kolumną tego, który skutecznie rujnował tegoż plany o podboju mórz i samej Wielkiej Brytanii. Przy geniuszu militarnym Horatio Nelsona, to się po prostu udać nie mogło. Ale, to nie ma być teraz honorowanie bohatera spod Abukiru czy Trafalgaru.



Czekała nas londyńska ulica! Z jej gwarem, piętrowymi autobusami, czarnymi taksówkami, rozstawionymi kramarskimi budkami, a w nich mnogości kuszących gadżetów, które aż się proszą o oddzielne potraktowanie w oddzielnym odcinku. Ktoś powie krótko: kicz! Przyznam mu rację: kicz. Ale jakże sympatyczny. Do wyboru, do koloru! Brać, przebierać, nosami nie kręcić!...


Jeszcze jedno spojrzenie na monumentalny gmach parlamentu i Big Bena z Mostu Westminsterskiego! Aby wzrok mógł zachwycić się rydwanem przy moście? Nie jest to wprawdzie kwadryga, jak w Warszawie czy Berlinie, ale co mi tam. Też zachwycająca. Bo to przecież sama Boudika! [1] Legendarna pogromczyni Rzymian! Pozwalam sobie w tym miejscu dorzucić cytat: "Warto więc postawić pytanie, czy legendy są nam potrzebne? Według mnie, tak. Nie ma znaczenia, czy jest w nich pierwiastek prawdy, czy jest zbudowana ze spekulacji. Dzięki legendom inspirujemy się i wzmacniamy. Legendy bywają zaczynem nowej jakości społecznej, państwowości, narodowości". Zaskoczy zapewne wielu kto jest autorem tych zdań (czy może nawet: definicji). To... Piotr Pustelnik, który jako trzeci Polak zdobył Koronę Himalajów. Mnie samego zaskakuje ten wybór. Jak widać periodyki górskie można wykorzystać nawet przy advenczerowaniu takim,  jak moje, w towarzystwie oczywiście syna Macieja. [2]



Ech, Tamiza! Rzeka, której średnio rozgarniętemu znawcy geografii przypominać raczej nie trzeba. Swoją drogą ciekawe czy młódź bawi się jeszcze w grę, pt. "Państwa-miasta". Ja z moim starszym wnukiem Jerzykiem grałem i to... telefonicznie. Teraz tylko żałowałem, że nie mógł ze mną oglądać tego, co widziałem. Może kiedyś moje tu pisanie będzie mu... drogowskazem? Może powie: "O! tędy szedł mój dziadek!". I odtworzy tę peregrynację, stanie w tych samych miejscach, a na jego ramieniu usiądzie mój duch?



No i spotkałem prawdziwą londyńską budkę telefoniczną! Tak, ten sam model podziwiałem już w  Rockingham. Smutne, że  takie one na pograniczu... zdemolowania.


No i kolejne londyńskie zaskoczenie!!! Nie, ręka mi się nie omsknęła. Trzy wykrzykniki są uzasadnione, ba! nawet potrzebne. Co tam budka! piętrowe autobusy! magiczne taksówki! czy nawet pomnik Winstona Ch.! Idziemy! Patrzę! Oczy przecieram! I dalej nie wierzę! Bo widzę kręcący się na słupie napis: "NEW SCOTLAND YARD"! Takie niespodzianki, to dla mnie smaczek. Bo przecież nie mogłem wiedzieć, że będę widział siedzibę bodaj najsłynniejszej policji świata. Jeszcze teraz czuję dreszcz emocji. O dziwo, nie spotkałem na ulicy ani jednego Bobiego, czyli policjanta w słynnym kasku. Jakby się pod ziemię schowali. Przyjdzie czas, że ujawnię kim był Jerry - i dopiero się narobi.



Może dla kogoś to nudy, ale dla mnie  k a ż d y   mijany pomnik, to było kolejny -ach i -ech! Historia w nich zapisana uświadamiała mi jak niewiele wiem(-my) o historii militarnej Wielkiej Brytanii. Chwilami oczywiście, to tzw. starzy znajomi (czytaj: Ch.  Gordon), ale w większości wypadków, to odkrywanie kart historii dla mnie naprawdę nieznanych. Wstyd? A dlaczego? Bycie magistrem historii nie daje patentu na wszech wiedzę i wszech mądrość. W każdym bądź razie jak tak uważam. Stoi sobie dumnie marszałek RAF-u Hugh Trenchard (1873-1956), bohater wojen burskich i pierwszej światowej, a nieopodal kolejny marszałek RAF-u, wicehrabia Charles Portal of  Hungerford (1893-1971), uczestnik obu wojen światowych. 


Nie znałem stopnia zaangażowania wojsk Jego Królewskiej Mości Jerzego VI (1936-152), a i jego córki JKM Elżbiety II (1952-2022) w konflikcie koreańskim (THE KOREAN WAR 1950-1953). A jeszcze będzie okazja, aby coś na ten temat obejrzeć kilka dni później (czytaj: kilka odcinków później tej opowieści). 


Jest też upamiętnienie misji w Afganistanie i Iraku. Ta ostatnia wojna wpisała się też w polityczne decyzje polskiego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego (1995-2005). 


Przeglądam strony internetowe dotyczące londyńskich pomników. [3] I wychodzi, że nie trafiłem na większość z nich. Odsyłam do cyklu "Listy z podróży". I bez tego mamy ciekawą podróż przez czasy i dokonania wielkich ważnych w historii Anglii Anglików. Nie uwierzę, że czytelnicy "W pustyni i puszczy" nie pamiętają Charlesa Gordona (1833-1885). W styczniu minie 140-ta rocznica heroicznej jego śmierci w Chartumie podczas powstania Mahdiego. Starczy? Że to podły czas kolonializmu? Prawda. Plama na honorze białego człowieka. Bez dwóch zdań.


Odczytywanie historii po latach nie jest łatwe ani bezpieczne. Raz po raz odzywają się dyskusje czy to aby poprawne politycznie, aby kolejne pokolenie polskich dziatek zajmowało się losem Stasia Terkowskiego. Pogadanka przy pomniku Gordona świetnie się by do tego nadała. Dlatego daruję sobie zdjęć m. in. pomnika choćby generała, baroneta Jamesa Outrama (1803-1863), który wsławił się w walkach choćby podczas powstania Sipajów w Indiach (1857-1859). Zapewne zaskoczeniem będzie dla zwiedzających pomnik w tym gronie nie-wojskowej persony, to William Tyndale (1484-1536), autor pierwszego tłumaczenia na język angielski "Nowego Testamentu". Za to zostawiam lotniczego Ikara: "FLEET AIR ARM".


Nie będę na ten czas już zamęczał pomnikowo! Nie jestem w stanie upubliczniać wszystkiego, bo każdy odcinek mego pisania zamieniłby się w tasiemiec, a poziom zmęczenia rósłby z każdym kadrem. Stop! Proszę się jednak nie łudzić: to nie koniec. W moim londyńskim przemierzaniu ulic i placów pomniki stanowią, jak zresztą już to udowodniłem, koronny punkt. Wprawdzie nie widziałem pomnika Misia Paddingtona, ale proszę mi wierzyć, ale mógłbym napisać oddzielny odcinek o sympatycznym miśku i naszych spotkaniach to tu, to tam. I stąd moja radość, gdy trafiłem na taki sympatyczny autobus! 


No i wreszcie cel advenczerowania osiągnięty! Przed nami kolumna Nelsona! Przed nami Trafalgar Square! "No, nareszcie!" - westchnie jakiś niecierpliwnik? Ale o tym w kolejnym odcinku cyklu, czyli odcinku 14! A ten wkrótce na blogu. Zapewniam.



[2] Pustelnik P., Moja lista legend, /w:/ Na szczycie. Magazyn ludzi gór, listopad 2024 nr 9 (43), s.9

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.