wtorek, marca 22, 2016
Przeczytania... (126) Andrzej Andrusiewicz "Romanowowie. Imperium i familia" (Wydawnictwo Literackie)
"Położono rannego pośrodku carskiego gabinetu. Przybiegła księżna Jekatierina i pomagała chirurgom bandażować nogi męża. Upływu krwi nie udało się zatamować. rodzina carska zebrała się wokół łoża umierającego. Po policzkach kobiet i mężczyzn płynęły łzy. Przy łożu konającego przebywał, blady z przerażenia, dwunastoletni następca tronu, wielki książę Mikołaj Aleksandrowicz, przyszły cesarz" - taki skutek zamachu z 1/13 marca 1881 r. daje nam w sumiennie wypracowanej monografii "Romanowowie. Imperium i familia" Andrzej Andrusiewicz, jaką z edytorskim pietyzmem mamy dzięki zacnemu Wydawnictwu Literackiemu. Ofiarą zamachu Ignacego Hryniewieckiego był car Aleksander II Mikołajewicz (1855-1881), kat powstania styczniowego. To z namaszczeniem JIM oprawcy typu Fiodor Berg i Michaił Murawiow utopili w morzu krwi niepodległościowy zryw Polaków w 1863 r. Nie skończę tego przypominać różnym telewizyjnym kulinarnym gwiazdom, które wieszają portrety ONYCH w reformowanych przez siebie lokalach. Powtarzam się? Wiem. W tej kwestii będę niczym Marcus Porcius Cato (czyli Katon). Car-oprawca był chyba bohaterem najkrótszego postu na całym moim blogu. Zerknijcie "pod datę" 22 stycznia 2013 r. Ani data, ani rocznica przypadkowa. Wtedy (za prof. S. Kieniewiczem) przypomniałem pewien list autorstwa Aleksandra II. Polecam jego lekturę.
Brawo Autor! Mamy wreszcie rzetelnie opracowany rys familijno-politycznie-historyczny de facto dwóch dynastii: Romanowów i jak na własny użytek to piszę niby-Romanowów. Zresztą Andrzej Andrusiewicz idzie mi w sukurs i jednym Czytelnikom uświadamia, a drugim tylko przypomina: "«Prawdziwi» rosyjscy Romanowowie zasiadali na tronie sto czterdzieści osiem lat. Dwóch ostatni carów abdykowało. W 1761 (1762) roku tron rosyjski objęli przedstawiciele niemieckiej (w znaczeniu etnicznym) dynastii Gottorp. Przez sto pięćdziesiąt pięć lat rosyjska korona należała do zniemczonej gałęzi Romanowów". Od razu sapnę, że ostatnie zdanie tylko... zaciemnia widzenie. Rozumiem, że JIM mości w Petersburgu w 1913 r. obchodzili 300-lecie objęcia tronu przez ich dynastię, ale de facto ostatni p r a w d z i w y zmarł z 7/18 na 8/19 stycznia 1730 r. "Iwan, Iwan! Siodłaj konie, zaprzęgaj sanie, chcę jechać do siostry" - to ostatnie słowa Piotra II, wnuka Piotra I! Po raz drugi tron Imperium miała przejąć kobieta, Anna Iwanowna (1730-1740).
Swoją drogą ciekaw jestem "towarzyskiego quizu", jaki można by zrobić przy małej czarnej lub lampce wina i zapytać towarzystwo: jakich Romanowów znamy? Na 100 % padłoby zapewne Piotr I. Wielu dorzuciłoby: Вели́кий. Mi ten przydomek nie przeciska się przez gardło. Pozostawiam go braciom Moskalom! Jak byłoby z innymi Romanowami? Posypaliby się ci od Gottorpa? Mikołaj II? Aleksander "ten za Napoleona"? I pewnie więcej byśmy odpowiedzi nie usłyszeli. Tym bardziej należałoby zachęcić każdego do lektury książki Andrzeja Andrusiewicza. Bo dzięki Jego pracy mamy właściwie... poczet carów/cesarzy rosyjskich, wcześniej moskiewskich.
Podejrzewam, że przypleśniały w mrokach niepamięci pokoleń okres wielkiej smuty (Смутное время) odświeżył w ogólnej świadomości miłośników swej powieściowej literatury pan Jacek Komuda! I nie zdziwię się, kiedy "bardziej wyrobiony" Czytelnik chcąc poznać bardziej drobiazgowo ów okres będzie szukał "Romanowów...". A po lekturze "Samozwańca" będzie mu na pewno łatwiej. Pewnie, że spotka onego i dokładnie pozna losy, jak Polacy zdobyli i stracili Kreml (a co za tym idzie i wpływy na Moskwę). Objęcie władzy przez Michaiła I Fiodorowicza Romanowa (Михаи́лa Фёдоровичa Рома́новa) na pewno łatwiej będzie zrozumieć. "Scenariusz koronacji pierwszego Romanowa bez zmian przetrwał do końca XVIII w. [...] Rozmach uroczystości koronacyjnych zadał kłam wieściom o rozkradzeniu skarbca kremlowskiego przez Polaków" - czytamy w rozdziale poświęconemu temuż carowi. Nie zapominajmy, że polscy monarchowie z uporem i konsekwencją używali w relacjach z Moskwą tytułu: wielki książę moskiewski zamiast car! Dlaczego? Zerkamy do książki A. Andrusiewicza. Proszę się nie zdziwić, jeśli bardzo szybko stanie się ona dla nas niezbędna w poznawaniu historii Moskwy (w rozumieniu państwa) i Rosji. A wierzcie mi bardzo często narracja jest bardzo... plastyczna. Rzekłbym fabularna. "Kogo nam dajecie na cara? Malczika o krótkich chorych nóżkach, smętka popadającego w dziwny frasunek?" - to wypowiedź świadka tego, co się stało w 1613 r. To, że w Rzeczypospolitej Obojga Narodów dochodziło do podwójnych elekcji, to wiemy. Ale, że coś identycznego stało się na Wschodzie? "Wybrano [...] dwóch carów - spieszy naszą wiedzę rozszerzyć Autor - Michaiła i szwedzkiego królewicza Karola Filipa, brata króla Gustawa Adolfa. Głosujący złamali soborową deklarację zabraniającą wyboru cudzoziemca na tron". A to już... kolejny Waza na ichnym stolcu! Wiem, że młodsi Czytelnicy mają fizjologiczne skojarzenie z ostatnim terminem poprzedniego zdania - trudno. Alboż królewicz Władysław Waza nie był już przez nich obran? W takich chwilach żałuję, że A. Andrusiewicz nie jest Rosjaninem. Ciekaw jestem, jak Oni oceniali tamte wydarzenia. Czy wydobycie z annałów historii przez Владимирa Владимировичa Путинa "roku 1612" i ustanowienie "Dnia Jedności Narodowej" (odsyłam do książki prof. dra J. Tazbira - "Przeczytania..." odc. 72 - z 9 X 2015) trochę nas nie boli?...
Z czym nam się kojarzymy w ogóle Aleksy I Michajłowicz (Алексей I Михайлович)? Tak na "pierwszy rzut" chyba z... niczym? Ale, jeśli dorzucimy lata panowania: 1645-1676? "Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia" - czyja powieść tymi słowy zaczyna się? Kilka pokoleń Polaków wzrastała z nią. Wielu jest zdania, że to bardzo źle. W roku 170. rocznicy urodzin i 100. śmierci Autora "Ogniem i mieczem" nie wolno nam tego nie wiedzieć - tak zaczyna się bowiem pierwsza księga "Trylogii". I już wiadomo za jakiego to cara? "Aleksy dorastał w dwóch światach: staroruskiej tradycji i europejskiej nowoczesności. Jego zainteresowania popychały go w stronę dzieł, które poszerzały horyzonty myślowe, dawały dostęp do wiedzy innej niż tylko religijna" - czyli, że nie tylko Piotr I był postępowy. Nie dość na tym - mamy tu ojca i syna! Szedł więc poniekąd Piotr ladami ojca! "Kochał księgi i chciał cieszyć się życiem. Na dwór kremlowski zapraszano śpiewaków z Europy i z podmoskiewskich cerkwi" - takich wyborów raczej nie spodziewaliśmy się? Podejrzewam, że o reformie Nikona (Ни́конa) pamiętają studenci historii (bo muszą) i czytelnicy choćby klasyka historiografii prof. dra L. Bazylowa (1915-1985). Warto poznać (lub przypomnieć sobie) dlaczego doszło do pamiętnego rozłamu w cerkwi moskiewskiej i kogo nazywano raskolnikami? Ale też dlaczego doszło do upadku wszechpotężnego patriarchy moskiewskiego? Nie zapominajmy, że Aleksy I był tym carem, który wydarł (ze sprawczą pomocą Bohdana Chmielnickiego) Rzeczypospolitej ogromną część Ukrainy z Kijowem, ba! odzyskał dla swej dynastii Smoleńsk! "Miasta ukraińskie poddawały się carowi bez walki. Talent oratorski Aleksego miał taką samą siłę rażenia jak armaty" - czytamy dalej. Jak bardzo zwodnicze były różnego rodzaju pogłoski przepowiednie srodze przekonał się hetman wielki litewski książę Janusz Radziwiłł! Tak, ten z "potopu"! W powieści "Potop" jest słowna aluzja do tej wojny! Zatarło się w pamięci, że Moskal (po zajęciu Wilna) wysunął propozycję unii personalnej z... Rzecząpospolitą Obojga Narodów! Taką propozycję podsuwano właśnie księciu na Birżach i Dubinkach!
Z synów Aleksego I ani Fiodor III (1676-1682), ani brat jego Iwan II (1682-1696) nie pozostawili choć kruszynek pamięci w polskiej świadomości historycznej. W końcu chodzi o dwie dekady dziejów. W kij nie dmucha. Nie lekceważyłbym tych władców. Tym bardziej, że A. Andrusiewicz rozpala naszą ciekawość tytułując choćby rozdział o Iwanie: "Rzeka krwi". Rozłamy w samej familii Romanowów, walka o władzę, zabiegające o wpływy kolejne rody bojarskie: "Sytuacja była tak napięta, że obawiano się rozlewu krwi między wrogimi stronnictwami. Bojarzy nosili kolczugi pod odzieżą". Prawda, że robi się duszno, gorąco i ciasno? A w takiej atmosferze rósł i na to wszystko patrzył najmłodszy z braci: Piotr. Nie przesadzę, że w XVII w. tylko w Woskiem śmierć mogła być tak okrutna. To, jak potraktowano Iwana, nie znał ówczesny cywilizowany świat: "Natalia [...] zdradziła strzelcom miejsce schronienia brata - pałacową cerkiew Zbawiciela. Bity i poniewierany Iwan został wyprowadzony na plac Czerwony, gdzie w obecności naigrywających się tłumów [...] «posiekano go na kawałki»". Proszę poznać los Afanasija Naryszkina. Autor nie przesadza pisząc: "Ulicami Moskwy ściekły potoki krwi". Warto ten tragiczny epizod zapamiętać, aby zrozumieć masakrę, której za kilka lat dokona sam Piotr I. Wtedy jego okrucieństwo stanie się bardziej usprawiedliwione?
Andrzej Andrusiewicz w swej książce nie oszczędza nam niczego? Ależ na tym polega rzetelność pracy historycznej. Trudno oczekiwać, że znajdziemy potulne baranki na moskiewskim Kremlu, gdy de facto zajmowały go wcielone diabły i okrutnicy! A przecież jednym z największych był Piotr I Alesiejewicz (Пётр I Алексеевич). Tytuł rozdziału jest adekwatny do tego, co czynił: "Wielki i groźny". "Car lubił miłosne przygody i nie ukrywał się z nimi nawet na kremlowskim dworze. Bez zahamowań folgował swym zachciankom, korzystając z uroków kawalerskiego stanu" - takim chyba jednak nie pamiętamy przyszłego imperatora. Chyba ulegliśmy magii cara-reformatora, o którym czytamy dalej: "Współpracownicy Piotra nie nadążali za tempem, jakie władca narzucił sobie i swojemu dworowi. Był tak zajęty sprawami politycznymi, morskimi, ale i swoimi przygodnymi romansami, że śmierć matki w styczniu 1694 roku nie wywarła na nim większego wrażenia". Tym bardziej zaskakujące, że był bardzo z matką (Наталья Нарышкина) zżyty. Mamy, a jakże, przerażająco makabryczne opisy kaźni, jakie zgotował buntownikom. Mamy też pewne motto życiowe, które czy do dziś nie jest pielęgnowane na Kremlu: "Europa będzie nam potrzebna jeszcze kilkadziesiąt lat, a potem możemy odwrócić się do niej plecami". Szkoda, że Autor oszczędził swego bohatera po klęsce pod Narwą w 1700 r. Chodzi mi o ogrom klęski i ewentualną ucieczkę z pola bitwy? Nic na ten temat. Raz dwa i jesteśmy pod Połtawą (1709 r.). Rozumiem, że objętość książki nie daje możliwości uszczegóławiania faktów - tym bardziej mi szkoda. Pewnie, że poznajemy tło konfliktu z synem Aleksym! A. Andrusiewicz wręcz pisze: "...jednym z najstraszniejszych dramatów stała się tragedia carewicza Aleksego". Odwieczny konflikt na linii ojciec-syn dał tu wyjątkowo zatrute owoce. Autor cytuje, co w celi miał powiedzieć zmaltretowany torturami syn: "Krew syna, krew carów ruskich pierwszy przelejesz na szafocie - i padnie krew od tego pokolenia na pokolenie ostatnich carów i cały nasz ród w krwi zginie, za ciebie Bóg Rosję ukarze"? Dlaczego stawiam na końcu znak zapytania? Ostrożnie podchodzę do podobnie podniosłych, żeby nie rzec proroczych słów.
Fakty są nieubłagane - od czasów Piotra III (tak naprawdę Karl Peter Ulrich von Holstein-Gottorp) do Mikołaja II "czarne mary" krążą wokół... naturalnych przyczynie śmierci? Nikt nie ma wątpliwości, co do zgonu Aleksandra III (1881-1894). Autor nie ma ich i o zgonie Aleksandra I (1801-1825) podaje: "Sekcja zwłok [...] wykazała objawy typowe dla syfilisu, ale w urzędowym komunikacie podano, że smierć nastąpiła w wyniku ataku apopleksji". I zaraz dodaje: "Zgon cesarza dał początek jego barwnej legendzie". Ciekaw jestem biografii tego cesarza/króla autorstwa A. Andrusiewicza „Aleksander I. Wielki gracz, car Rosji – król Polski”. Może Wydawnictwo Literackie zaszczycie mnie możliwością wnikliwego zapoznania się z jej treścią. Co o pogłoskach o... pustym grobie? Też uległem magii historycznych plotek?... "Przeciwnicy Mikołaja wymyślili bajdę o jego rzekomo samobójczej śmierci z powodu przygnębienia. Truciznę jakoby podał mu doktor Mandt, spełniając ostatnią wolę cesarza, który nie mógł się pogodzić z klęsk militarną i polityczną. Złośliwa plotka ukazywała cesarza jako politycznego bankruta i tchórza, który nie miał odwagi odebrać sobie życia i posłużył się zaufanym lekarzem". Innymi słowy A. Andrusiewicz rozprawa się z podobnymi insynuacjami, oszczerstwami i kłamstwami! Nie ukrywam, że jestem trochę tym... zaskoczony. Gdybym nie wiedział, że to Rodak pisał, to naprawdę myślałbym, że to jednak Rosjanin.
Książki "Romanowowie. Imperium i familia" nie zamyka masakra rodziny carskiej dokonana przez bolszewików. Poznajemy też losy tego rodu na emigracji. Ciekawie Autor zamyka swoją narrację: "Nie wiadomo, jak ułożą się losy młodego i najmłodszego pokolenia Romanowów. Czy dynastia będzie tylko atrakcyjną ciekawostką muzealną, czy odegra jakąś ważniejszą rolę? Ich przyszłość zależeć będzie w znacznym stopniu od rozwoju sytuacji wewnętrznej w Rosji". Nie zdziwiłbym się, gdyby pewnego dnia ogłoszono restaurację dynastii niby-Romanowów. Czy jest TO możliwe? A czy było możliwe, że za NASZEGO życia zniknie Związek Radziecki/Sowiecki (Советский Союз)?
Andrzej Andrusiewicz napisał rewelacyjną historię jednej z najważniejszych dynastii europejskich (azjatyckich?). Jak żadni inni zaciążyli na losach Rzeczypospolitej! Trudno chwilami oddzielić dzieje Polaków od Rosjan. Jednego, co uczy ta lektura: Rosji nie wolno lekceważyć. O ile ktoś wierzył, że to pokiereszowawszy i niegroźny "Miszka"? Srogo się zawiódł. Właśnie dziś, 22 marca, przypada rocznica urodzin JKM Jana II Kazimierza Wazy (1648–1668) i dlatego warto zacytować (a jakże za A. Andrusiewiczem) wypowiedź króla po zajęciu przez Aleksego Michajłowicza Smoleńska: "Moskwa już mniej o nas myślą, raczej coś zamierzaj przeciw Szwedom". Bolesne było później monarchy przebudzenie...
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.