niedziela, stycznia 03, 2016

Przeczytania... (105) Mark Sołonin "Nic dobrego na wojnie" (Wydawnictwo REBIS)

"Tam, gdzie czytelnikowi podgrzewa się emocje «krzykiem i płaczem», kończy się nauka historyczna. I zaczyna propaganda" - to jedna z wielu mądrości, na jaką natknie się Czytelnik. Nigdy wcześniej nie czytałem Marka Sołonina (Маркa Семёновичa Солонинa). To pierwsza Jego książka w moich rękach i moim księgozbiorze. Nie żebym nie "wpadał" na jego tytuły w księgarniach, ale jakoś tak nie składało się?... Zaczynam tą literacką znajomość od książki   "Nic dobrego na wojnie", w tłumaczeniu Anny Pawłowskiej, a ukazującej się za sprawą Wydawnictwa Rebis. Po podobnych lekturach (np. W. Suworowa) zastanawiam się jaki jest odbiór Pisarza w jego rodzinnym kraju, w jakim nakładzie wyszła kniga pt. "Нет блага на войне"? Znane internetowe źródło wszelkich informacji (zresztą w skromnym biogramie) kończy na temat M. Sołonina w taki sposób: "...stoi w opozycji do wielu tez oficjalnej historiografii radzieckiej, jak i też Suworowa", choć wcześniej (w tym samym zdaniu!) dowiadujemy się, że Jego twórczość jest niejako kontynuacją toku myślenia tegoż Suworowa.
Nie ukrywam, że w trakcie czytania miałem wrażenie, jakbym sięgnął po kolejne rozliczanie się z mitologią ZSRR/ZSRS/CCCP autorstwa właśnie W. Suworowa. Ucieszyło mnie nawet, że jest jeszcze jeden "sprawiedliwy", który próbuje pisać prawdę, odsłaniać zakłamania, wypełniać "białe plamy" treścią tyle szczególnie dla Rosjan nową, co wręcz obrazoburczą! Bodaj każdy, kto śmie tknąć świętości Wielkiej Wojny Ojczyźnianej/ Великoй Отечественнай войны może spotkać się z nieprzewidywalną reakcją "statystycznego Rosjanina", dla którego wsio po 22 VI 1941 r., to Свяще́нная война́. Oddzielić mit od prawdy, propagandę od mitu, doszukać się prawdy w prawdzie? Dla polskiego Czytelnika, to nie do końca odkrywanie Ameryki! W historii PRL zaliczaliśmy kolejne przełomy i wyłomy - i za każdym razem na wierzch wypływała prawda historyczna! Komuniści zaplamiali nasze dzieje z permanentną skrupulatnością. Dlatego tak ważne w uczeniu się historii miało u nas, to co wyniosło się w domu. Na mnie na szczęście ogormny wpływ miał ów wileński dom!... Podejrzewam, że dla Rosjan książki takie, jak "Nic dobrego na wojnie", to może być oszczerstwo, plucie (a może i... rzyganie) we własne gniazdo! Czy z tego powodu Mark Sołonin gnije w łagrze? Nie! Czy z tego powodu Mark Sołonin jest skuwany pasami w zakładzie dla psychicznie chorych im. Kirowa? Nie! Czy z tego powodu Mark Sołonin musi uciekać z putinowskiej Rosji?  Nie! Znormalniało na Wschodzie?...
Winniśmy wdzięczność Markowi Sołoninowi? A choćby za takie zdanie (które później będzie rozwijane!): "...pakt z Niemcami, tajny protokół o podziale stref wpływu w Europie Wschodniej, wspólna z Wehrmachtem operacja wojskowa przeciwko Polsce". Co w nim niezwykłego? Pewnie jeszcze mało przeczytałem (i nie koniecznie to, co najważniejsze?), ale nie trafiłem w książce rosyjskiego autora na podobne stwierdzenie "operacja wojskowa przeciwko Polsce", ba! tu pada wręcz w odniesieniu do agresji (nie żadnego tam "wkroczenia"!) z 17 IX 1939 r. określenie: WOJNA! Nawet Naczelny Wódz, marszałek E. Rydz Śmigły nie odważył się (?) nazwać agresji "po imieniu"? A tu - o! WOJNA!... Trzeba to oddać Sołonin bardzo dobrze pisze o Polakach, szczególnie w świetle rzezi wołyńskiej, ludobójstwa na mieszkających tam naszych Rodakach! Tłumaczy, jak "pastuch krowie" (szczególnie jednak swoim współziomkom!) zawiłości relacji, jakie występowały na dawnych polskich Kresach południowo-wschodnich. Robi to dość rzetelnie, jak na objętość swej książki.
"Sprawa polska" wraca, kiedy Mark Sołonin pisze o UPA, Banderze i zbrodniach, jakich dopuszczano się w imię walki dążącej "...do ustalenia granic, które ogarną wszystkie ukraińskie tereny etniczne". Sięga przy okazji po wiele dokumentów, relacji świadków, uczestników tam prowadzonych walk! Zaskakujące i uczciwie nakreślone! "Polaków, Żydów, komunistów zabijaj bez litości, nie miej współczucia dla wrogów Ukraińskiej Narodowej Rewolucji!" -to jedno z wezwań/odezw rozwieszanych "po miastach" już z lata 1941 r.! Grunt to rzezi był gotowy! Trudno, konkluduje Autor, w tym okresie (lat 1941-42) znaleźć np. "...śladów antyfaszystowskiego oporu podziemia banderowskiego". I bardzo drobiazgowo stara się zrekonstruować, jak to niby wyglądała owa "walka", a potem "martyrologia" oddziałów UPA! Tu zwracam uwagę: M. Sołonin nie jest "poprawny politycznie", bo pisze o "bandach". Nam, Polakom, nauczycielom historii wpaja się, że tego drugiego określenia nie mamy używać. Czasy "Wilczego echa" minęły? 
Nie myślę dominować tego pisania o "polski wątek", ale proszę zwrócić uwagę, jak zmaga się z powszechnym ukraińskim oskarżeniem dotyczącym rzezi na Wołyniu:  "Polacy zaczęli pierwsi". I sam sobie odpowiada: "Pozostaje zapytać - po co? Przed wojną, w 1939 roku, na Wołyniu [...] Polacy stanowili nie więcej niż 15-18 procent ludności, przy tym większość skupiona była w miastach: wieś była przeważnie ukraińska. Po przyłączeniu tych terenów do Związku Radzieckiego większa część ludności polskiej została deportowana na Syberię i do północnego Kazachstanu [...]. Gdy się zaczęła druga, niemiecka okupacja Wołynia, Polacy stanowili nie więcej niż 7-8 procent ludności [...]". My to wiemy. Czy wie dawny obywatel ZSRR, w tym mieszkaniec Ukrainy? Wątek ten Sołonin zamyka pytaniem: "I to właśnie oni w ataku zbiorowego szaleństwa zaczęli wyrzynać dziesięć razy większą rzeszę ukraińskich sąsiadów?". Mamy więc relacje o bestialstwie, ale i wzajemnych relacjach opisane przez samych Ukraińców. Pewnie, że w żadnym przypadku nie wolno generalizować, ale chyba warto przytoczyć opinię jednego ze świadków: "Ja i moje siostry wychowywaliśmy się w patriotycznej ukraińskiej rodzinie, która wcale nie odnosiła się z pogardą do Polaków czy Żydów. [...] Całe wakacje, my, dzieci, spędzaliśmy na wsi u dziadków. ani od nich, ani nikogo innego we wsi nigdy nie usłałem złego słowa pod adresem Polaków czy Żydów".
Skoro wspomniałem o mitologizacji historii ZSRR/ZSRS/CCCP, to Mark Sołonin w kilku wątkach śmiał tknąć świętości Wielkiej Wojny Ojczyźnianej/ Великoй Отечественнай войны. Szkoda, że moja wiedza jest ograniczona, bo nie wiem jak te wywody mają się do ogólnych tendencji w "powszechnej publicystyce historycznej lub popularno-historycznej". Wiem, smaga tam "wszelkich akademików", dziwi się: "Ja, historyk-amator z Samary, mogę pokazać, a prezydentowi i profesorowi zamykają usta. Potworność". Chwilami łapię się, jak przy lekturach W. Suworowa, czy nie jesteśmy wciągani w jakąś "moskiewską gierkę". Wiadomo, że historyk-zawodowiec miałby krytyczny stosunek do pracy różnych Suworowów czy Sołoninów. Czy chodzi o to, że historyk-amator bezkrytycznie "łyknie" każdy wątek? Bo ktoś powie: tak, Sołonin powyrywa kilka wątków z Wielkiej Wojny Ojczyźnianej/ Великoй Отечественнай войны i upitrasił nam zgrabnie doprawiony bigos. Temu miała by służyć analiza, jak to rosła (i rośnie?) liczba ofiar wojny? Dlaczego dla J. Stalina było to 7 000 000, za Chruszczowa zrobiło się 20 000 000, a już Gorbaczowa dorzucił kolejne miliony i stanęło na... 27  000 000? To zwielokrotnianie jest bardzo ciekawe. Chyba ewentualne dyskursy zamyka zdanie Autora: "Absolutnie niepodważalny moim zdaniem wniosek z powyższego jest taki, że straty ZSRR w ludziach w czasie II wojny światowej nie są nikomu znane". O!... 
Pewnie, że wraca do taktyki i strat Armii Czerwonej po 22 VI 1941 r. Los ludności cywilnej, rozwój sowieckiej partyzantki (m. in. na ziemiach polskich zagarniętych po 17 IX '39), zbrodnie jakich dopuszczali się Sowieci na własnym Narodzie. Z rodzinnych opowieści przebija okrutna prawda, że często bardziej bano się sowieckich "bandytów z lasu" (zrzucanych z głębi ZSRR/ZSRS/CCCP na nasze Kresy!), niż Niemców? Zaskoczył mnie cytat z... Adama Michnika: "Patriotyzm określa się miar wstydu. który człowiek odczuwa za zbrodnie dokonane w imieniu  jego narodu". I Mark Sołonin dotyka tematu, który Rosjanie bagatelizują? Spychają w odmęty nic nie znaczących epizodów? Chodzi o zbrodnie i gwałty, jakich dopuszczali się krasnoarmiejcy na niemieckiej (i nie tylko) ludności cywilnej! Obrywa się od np. od członka  Rosyjskiej Akademii Nauk Przyrodniczych A. Beevor'emu za jego książkę "Berlin 1945. Upadek". I cytowana jest wypowiedź generała M. A. Gariejewa: "Prawdziwym autorem mitu o «agresywnej seksualności» naszych żołnierzy jest Goebbels. Jednak Beevor pobił na głowę Goebbelsa. (...) Kolejny paszkwil na radzieckiego żołnierza wyzwoliciela". I zaczyna bicie się w piersi, oświadczanie, że o żadnych gwałtach nie słyszano, o żadnym mordowaniu nie wiedziano?!... Autor cytuje wypowiedź niejakiego prof. Rżewskiego, który jednak przyznaje, że : "W pierwszych miesiącach 1945 roku za dokonane przewinienia wobec cywilów trybunały wojenne skazały 4148 oficerów i dużą liczbę zwykłych żołnierzy". Tego rozdziału nie da się przeczytać ze spokojem! Cytowane wypowiedzi samych sowieckich sołdatów (choćby cenne wypisy z frontowych listów) nie pozostawiają wątpliwości: "Niemcy uciekają, boją się naszej zemsty [...]. Niech niemiecka matka przeklnie ten dzień, w którym urodziła syna. niech niemieckie kobiety poczują teraz koszmar wojny. Niech oni teraz sami przeżyją to, co zgotowali innym narodom". I w taki duchu pisali do domu! I w takim duchu czynili czas zemsty! Sowiecki "czas zapłaty", to koszmar z najbardziej nie wyobrażalnych pokładów zdziczenia!... Nie chciejcie, abym cytował każdą zbrodnię, jakiej dopuszczono się na tych, którzy nie uciekli przed nadciągającym frontem. Znalazł się też akcent... bydgoski, Autor cytuje wypowiedź o okrucieństwie nad: "osiemdziesięcioletnią staruszkę i osiemnastoletnią dziewczynę z Brombergu [Bydgoszcz], które zmarły w strasznych mękach". Jak ta wiedza toruje sobie drogę do umysłu "statystycznego Rosjanina"? Chyba raczej topornie i "podparta naukowymi autorytetami", raczej jest odrzucana, jako pokłosie goebbelsowskiej propagandy?...
Ciekawym dopełnieniem narracji jest wywiad z Markiem Sołoninem, jakiego udzielił dla Radia Swoboda w 2009 r. Znajdziemy tak sformułowania, które chyba raczej drażnią nasze, polskie uszy, a ten kresowy (lub jak w moi przypadku tylko pół-kresowe): "We wrześniu 1939 roku Armia Czerwona na terenach Białorusi Zachodniej i Ukrainy Zachodniej, gromiąc resztki polskiej armii, przeprowadziła to, co nazywa się «wyzwoleniem» Białorusi Zachodniej i Ukrainy Zachodniej". Widzę ów autorski "« »", ale kiedy czytam o    Zachodniej Białorusi  i Ukrainie, to ciśnienie mi skacze bardzo niebezpiecznie... Przyznaje, że "Społeczeństwu, współczesnemu rosyjskiemu, byłemu radzieckiemu, brakuje odwagi lub woli zaakceptowania [...]  faktów". To bardzo pouczająca lektura...
Książka Marka Sołonina "Nic dobrego na wojnie" (Wydawnictwa Rebis) wpisuje się w pewien nurt rozliczeniowy z historią i mitologią czasów ZSRR/ZSRS/CCCP. Na pewno to nie jest (szczególnie tam na Wschodzie)prosta droga. Jak wiele jest TAM do zrobienia pokazuje doskonały film Barbary Włodarczyk (TVP) "Święta wojna". Wojna z Polską? Agresja na Polskę? W 1939 r.? O wojnie z Finami słyszeli, ale "żeb z Polszu"?... Dla większości z nas zawartość "Nic dobrego na wojnie", to raczej repetytorium z historii II wojny światowej. O ile ktoś nie zna twórczości W. Suworowa (o nim też w  wywiadzie), to książka M. Sołonina będzie dla niego "pierwszym rozdaniem". Powiedzmy sobie szczerze: za naszego dorastania "za komuny" o podobnej literaturze nie moglibyśmy nawet pomarzyć.

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.