poniedziałek, grudnia 28, 2015

Przeczytania... (102) Ryszard Wolański "Tola Mankiewiczówna. Jak za dawnych lat" (Wydawnictwo REBIS)

Powiecie: "to już było?". Autor nie ma pomysłu na siebie i... "odgrzewa" stare kotlety, jak jaka TV (niekoniecznie publiczna)? Kiedy pisałem "Tolę" (kwiecień 2014 r.) nie był cyklu "Przeczytania...". Dlatego postanowiłem przypomnieć moje po przeczytaniu doskonałej lektury refleksje? Tekst tylko nieznacznie poddałem pewnej "korekcie". Od tego czasu Ryszard Wolański wydał biografię Aleksandra Żabczyńskiego. Stąd moja "wyliczanka" z kolejnego akapitu straciła trochę na aktualności? Trudno. Ale i tak: "Brawooo!". I dla Autora i dla Wydawnictwa Rebis z Poznania!
Jest też pewna rocznicowo-filmowa okazja: 116 rocznica urodzin wielkiej Gwiazdy przedwojennego kina. Eugeniusza Bodo.

*      *      *
Gdybym chciał tu wymienić choć kilka nazwisk gwiazd przedwojennego kina, to zrobiłby się leksykon, słownik filmowy, prawdziwy (a nie sezonowy) gwiazdozbiór! Dlatego nie ukrywam, że bardzo mnie ucieszyło, kiedy dwa lata temu pojawiła się książka Ryszarda Wolańskiego "Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań" (wyd. Rebis, Poznań 2012). Znam ją tylko (!) z przeczytania. Pożyczyłem, ale do dziś nie zasiliłem tym tytułem swego księgozbioru. Wiem. Błąd! Tym bardziej ucieszyło mnie pojawienie się kolejnej książki R. Wolańskiego: "Tola Mankiewiczówna. Jak za dawnych lat". Chciałbym wierzyć, że autor nie spocznie na tych dwóch tytułach i będziemy czytać biografie choćby Mieczysławy Ćwiklińskiej, Jadwigi Smosarskiej, Miry Zimińskiej, Kazimierza Junoszy Stępowskiego, Aleksandra Żabczyńskiego, Stanisława Sielańskiego czy Ludwika Sempolińskiego? Na razie zabiera nas w świat dla nas niemal egzotyczny: sceny, estrady, kina przedwojennego. Dla wielu oglądanego z sentymentem. Dla wielu pewnie kinematograficzne śmieci?... Mylę się? Sam fakt, że muszę podpisywać fotografie świadczy, że młodsze pokolenie już nie kojarzy kim byli "pani Miecia", Michał Znicz czy nawet Adolf Dymsza!... Moje pokolenie "odrobiło lekcję" dzięki panu Stanisławowi Janickiemu i cyklowi "W starym kinie".

Kiedy myślę "Tola Mankiewiczówna" widzę jej kreacje w "Co mój mąż robi nocą?", "Manewrach miłosnych", "Pani minister tańczy". Wybór oczywisty? Pewnie - tak. To przecież z nich pochodziło wiele nieśmiertelnych szlagierów, które wielu z nas do dziś nuci, ba! zapewne przywołują wspomnienia, otwierają dawne rany?
A w cudownych  "Manewrach miłosnych"? Przecież to do jej ucha szepcze sam Aleksander Żabczyński nieśmiertelne: "Powróćmy jak za dawnych lat...". A oboje wysłuchują, jakżeż rozmarzeni samego Adama Astona w jednej z najpilniejszych (i zawsze mnie poruszających) piosenek: "Jak trudno zapomnieć". Rozmarzyć się na długo nie da, bo już wpada Loda Halama i odtańcowuje takiego czardasza, że iskry idą!...
Tola Mankiewiczówna (baronowa Kolmar w... stroju pokojówki) i Aleksander Żabczyński (porucznik Niko Quanti w stroju... adiutanta) - są tu tylko słuchaczami. A po chwili widzami najognistszego czardasza, jakiego wykrzesała swoimi pięknymi nogami wspaniała Loda Halama! Nie można nie znać tego filmu! Wolański w rozdziale 10. poświęca wiele miejsca opisom filmów, recenzjom, wzbogaca go o doskonałej jakości fotosy. W "Pani minister tańczy" Żabczyński czarował wyznaniem "Już nie mogę dłużej kryć". Sens piosenki poznamy tylko... oglądając ją. Bo w tej komedii Tola Mankiewiczówna wystąpiła w podwójnej roli! A to, jak sie domyślamy, kryje zawsze jakieś zamieszanie. Jakie? Szukamy w dostępnych miejscach.
Pomyśleć, że w 1944 r. w życiorys Wielkiego Amanta wpisana zostanie nazwa pewnego włoskiego masywu: Monte Cassino. Nie zapominajmy o tym, akurat w miesiącu, w którym przypada 70. rocznica heroicznego jego zdobycia!...
Dzięki książce Wolańskiego, a daje ona możliwości przeprowadzenia swoistych "badań ikonograficznych", możemy prześledzić, jak wiejska dziewuszka Teodora Oleksa z Bronowa nad Narwią stała się damą warszawskich scen operowych i operetkowych jako TOLA MANKIEWICZÓWNA. Właśnie dziś, 7 maja, przypada 114 rocznica urodzin Artystki. Nie mnie oceniać urodę pani Toli, ale jeśli pamiętamy sceny z "Manewrów..." i widzimy dojrzałą, atrakcyjną blondynkę - to jest okazja, żeby przekonać się, jak wykształcił się ten Łabędź scen polskich! I dodajmy: europejskich!
Czyż nie była oklaskiwana na scenach m. in. Berlina czy Hamburga? Złośliwi dodadzą "za III Rzeszy" lub "w przytomności dra Goebbelsa!". A mnie co innego urzekło, że tamtejsza krytyka, ocena kunsztu aktorskiego była na najwyższym poziomie. Widać sceny niemieckie jeszcze nie zatruł jad anty-słowiańszczyzny? Smutnie patrzy się na berlińską fotografię, gdzie Mankiewiczówna stoi w otoczeniu Mieczysława Krawicza i Franciszka Brodniewicza - obaj zginą w czasie powstania warszawskiego. Ona - będzie śpiewać na barykadach tego powstania! Na razie jest fetowana blaskiem fleszy, neonów, burzą oklasków. I tu nie chodzi o jednostkowe turne. Po wizycie w 1935 było i 1938. Wolański podaje: "Każde jej pojawienie się na ulicy wywoływało zbiegowisko, które z trudem udawało się rozproszyć niemieckiej policji, tak wiele było łowczyń i łowców autografów, wyposażonych przez organizatorów w reklamowe ulotki z jej podobizną". W końcu to na Jej cześć nad wejściem do teatru Wintergarten pojawił się neon: "TOLA MANKIEWICZ die berühmte polnische Sängerin" (Tola Mankiewicz znana polska piosenkarka). Szkoda, że autor biografii ograniczył się tylko do wymienienia z tytułów "najpoważniejszych pism stolicy Niemiec". Muszę posiłkować się relacją "Zet-Es" dla polskiego "Kina": "Tola Mankiewiczówna wychodzi na scenę. Od razu brawa, gdyż ją tu znają i lubią. Orkiestra zagrała kilka taktów, ale widać teraz taka moda u śpiewaków, bo  i Tola chce przemawiać. Przemiłym głosem powiada po niemiecku, że będzie śpiewała piosenkę o dziewczynie, która straciła swe serce i w żaden sposób nie może go odnaleźć. I śpiewa po polsku. Publiczność szaleje z zachwytu. Brawa są wprost huraganowe".
Nikt nie pozostanie obojętny na wojenne losy Aktorki. Nie wolno nam zapomnieć, że Jej mężem (od 21 XII 1935 r.) był Jan Tadeusz Raabe, potomek żydowskiej rodziny z dawnej guberni siedleckiej. Rok 1939 zniweczył wszelkie plany, zdruzgotał małżeńskie szczęście obojga! R.Wolański szczegółowo prześledził tułaczkę małżonków Raabe. Losy Tadeusza (bo to imię używał) mogłyby posłużyć za kanwę oddzielnej biografii. Kiedy w zajętej przez Niemców Warszawie okazało się, że dla polskich Żydów nadchodzą dni niebezpieczne - postanowili uciec. Gdzie? Na "sowiecką stronę". Nie pojmę nigdy łagodnej oceny (oględnie mówiąc) "kulturalnej kolaboracji" środowisk artystycznych w polskim Wilnie i Lwowie, które zajął Moskal!... Małżonkowie Raabe zostali ujęci w czasie nielegalnej próby przekroczenia granicy nowej, sowieckiej Białorusi (w jej granicach nie tylko Wilejka, Lida czy Grodno, ale też Białystok)! Tadeusz został zesłany do Kazachstanu! Toli Mankiewiczównie nie przeszkadzało występowanie w... Państwowym Teatrze Polskim Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej? Polakom na ziemiach wcielonych do Rzeszy wyrzyguje się od przeszło 70-tu lat, że podpisywali Volkslistę, w Warszawie golono głowy za grę w niemieckich teatrach lub likwidowano za kolaborację!... Tola Mankiewiczówna (nie dowiemy się na jakiej zasadzie?) wróciła w 1941 r. do Warszawy. Może dla Wolańskiego to "przedzieranie się" i pokonywania "ponad trzystukilometrowej podróży" - nie wymaga wyjaśnienia. A ja bym chciał wiedzieć czy to skutek choćby agresji niemieckiej (22 VI 1941 r.) i chaosu, jaki ona wywołała u Sowietów? Czy może chodzi o heroizm samotnej ucieczki? Cisza! Nikt nic nie wie. W Warszawie odnalazła siostrę, znalazła zatrudnienie m. in. w kawiarni "U Aktorek". Zachowała się nawet fotografia z 1943 r. z jednego z występów. To wtedy m. in wykonywała piosenkę "Wojsko kolorowe".
Sama później wspominała: "Lubiłam tam śpiewać, szczególnie tak bliskie wtedy sercu śpiewki żołnierskie (...). Ale to było niebezpieczne, toteż Ćwiklińska, znana dobrze ze swej energiczności, robiła wywiad, czy nie ma na sali kogoś obcego". Wybuch powstania zaskoczył Ją. Nie mogła wiedzieć, że ukochany siostrzeniec Jerzyk (pan Jerzy Grądzki) był najpierw w "Szarych Szeregach", a później Armii Krajowej. W zawierusze powstańczej zginie wielu jej kolegów ze sceny, m. in. Józef Orwid, Franciszek Brodniewicz, Zbigniew Rakowiecki. W kanałach zaginęła Ina Benita ze swym malutkim synkiem, uwodzicielski wamp, która chyba trochę "pogubiła się" w okupowanej stolicy, wiążąc z pewnym oficerem Wehrmachtu... Tola Mankiewiczówna, po kapitulacji Warszawy, razem z siostrą wydostały się z miasta, nie trafiły do Pruszkowa. Już w styczniu 1945 r. wróciła do zrujnowanej Stolicy. Okazało się, że Tadeusz Raabe przeżył kazachską zsyłkę. Najpierw znalazł się w Armii Andersa, nie wyszedł jednak do Persji, został na "nieludzkiej ziemi" i wracał z Armią Berlinga.
Polska Ludowa okazała się pokrętna matką dla estradowej drogi życiowej Toli Mankiewiczówny. A jakże - występowała na partyjnych rautach czy akademiach ku czci generalissimusa, nawet w roli kołchoźnicy, ale... Proszę zerknąć do książki Ryszarda Wolańskiego. Dla młodszego pokolenia to będzie prawdziwa lekcja historii - np. w zakresie podróże do Londynu?... Dziś jakoś cicho wobec faktów wspierania budowy Zamku Królewskiego w Warszawie czy wzbogacaniu zbiorów na Wawelu? Oto klasa Wielkiej Artystki - nie próżnej zaszczytów fanfaronady, ale prawdziwej Damy! Chciałbym widzieć, jak dzisiejsze "serialowe divy" sypią groszem na wsparcie kultury narodowej,tej przez wielkie "KN". A może powinny same przeczytać biografię niezwykłej Aktorki, jaką była TOLA MANKIEWICZÓWNA. Artystka zmarła XXX lat temu, 27 października 1985 r.
Dzięki książce Ryszarda Wolańskiego mamy niezaprzeczalną okazję poznać świat kina i kabaretu w II Rzeczypospolitej. Wspaniale jest czytać "Tolę Mankiewiczówna. Jak za dawnych lat"  równolegle oglądając jeśli nie całe filmy, to choć pochodzące z nich przeboje! Oto największych lotów PRZEBOJE! Nie sezonowe szansony!... Nuciły je pokolenia naszych dziadków, potem rodziców, teraz my. Jest też okazja  młodszemu pokoleniu pokazać koloryt polskiej sceny, kabaretu i filmu, kiedy współtworzyli go tacy ludzie, jak choćby Tola Mankiewiczówna. Dlatego wracam do tego teksu. Warto w ten po świąteczny czas sięgnąć po książkę Romana Wolańskiego, ba! "pójść za ciosem" i zaopatrzyć się w biografie E. Bodo i A. Żabczyńskiego. Tak, robi się nam taka artystyczna trylogia! Życia, które wzajemnie się przenikały, ale i też były diametralnie różne. Tym bardziej są godne poznania. Za co tylko można raz jeszcze podziękować i R. Wolańskiemu, i Wydawnictwu Rebis!...

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.