środa, sierpnia 26, 2015
Przeczytania... (58) - Fiodor Sołogub "Mały bies" (Wydawnictwo ZYSK I S-KA)
Za co cenimy dobrą książkę? Jaką miarę do niej przyłożymy? Odbiór każdej jest chyba bardzo subiektywny. Tak, jak z odbiorem... urody tej lepszej połowy naszej cywilizacji? Coś w tym jest. Bo po co sięgamy po daną książkę? Czego w niej szukamy? Oj zapętlam się w mnogości pytań. Po prostu chcę zwrócić uwagę na to, co nas pcha do sięgania po kolejny tytuł. Truizmem jest powtarzanie: pokaż mi swoje książki, a powiem ci kim jesteś.
Przyznaję: gro moich książek (jak widać w "Przeczytaniach..."), to historia, historia, historia i jeszcze raz historia. Od huku dział, rżenia koni, intryg, ciężaru dorobku cywilizacji uginają się półki (włącznie z tymi w piwnicy). Czy jestem zmęczony historią? Chwilami od niej staram się jednak... odejść? Te "skoki w bok" nie są zbyt długie. Krótka fascynacja horrorem, dłuższa dla kryminału skandynawskiego - to rzadkie oddechy od historii. Tak jest też z książką, o której chcę napisać kilka zdań.
Tak, kilka, bo nie porwę się na literacką analizę pióra rosyjskiego pisarza z przełomu XIX i XX w. Zrobili to wytrawniejsi mistrzowie pióra. Mogę chyba zaliczyć się do szczęściarzy, że dano mi okazję obcowania z naprawdę dużej miary literaturą. Już rok temu chyba pokazałem, że jestem dotknięty fascynacją twórczości Czechowa i Dostojewskiego. Bardzo wysoko stawiam prozę Gogola czy Tołstoja. Kanon. Pewnie - tak. Ale żadne burze i napory kremlowskie nie są w stanie zniechęcić do czytania tych Tytanów. Nie mogę się zaprzeć wpływu, jaki na mnie odegrali Majakowski i Wysocki, Okudżawa i Biczewska, czy nawet Alosza Awdiejew. Wszyscy oni złożyli się na moją drogę dla poznawania "rosyjskiej duszy"?
Wydawnictwo ZYSK I S-KA chyba zaryzykowało sięgając po Fiodora Sołoguba (1863-1922). Przeszło 440 stron powieści, która trzyma w swoistym napięciu od pierwszych zdań po zaskakujący finał? "Mały bies" - nie jest horrorem z epoki. Czy nie ma w nim kropli magii? Jest. No, bo to właśnie ta dusza rosyjska? Ilekroć patrzyłem na okładkę starałem się zrozumieć intencję jej projektanta - pana Mariusza Kuli. Nie rozumiałem i dalej tego nie rozumiem. Bo jeśli ma przykuć uwagę Czytelnika, to na pewno się udało. Ale, cała... reszta?
Jeśli ktoś nastawi się, że powieść będzie tchnęła parapsychologią rodem z Dostojewskiego, to ja go (na własną odpowiedzialność) przestrzegam: raczej to będzie coś w duchu Gogola. Bo ja tak właśnie odebrałem Sołoguba. Dla mnie to jakby przedłużenie świata, jaki poznaliśmy w "Rewizorze". Perypetie Ardaliona Pieriedionowa, to obraz społeczeństwa, które Fiodor Sołogub musiał "znać od podszewki". Zamieszanie dookoła głównego bohatera, kiedy jeszcze ważą się losy jego ewentualnego ożenku. Czy uda się mu "wcisnąć" swoją siostrę, albo samej wydać się za tegoż? Ten nauczyciel prowincjonalnej szkoły naprawdę jest łasym kąskiem dla panien różnej maści i majętności. Zdobyć! Usidlić! A potem mieć wszystko w pogardzie? Rewelacyjne podchody. Ta duchowa walka, którą z trzech sióstr wybrać? Dla mnie to istny Podkolesin z "Ożenku" (zaraz wraca wspomnienie teatralnej adaptacji w TVP sprzed lat, gdzie w rolę tegoż wcielił się niezrównany mistrz: Wiesław Michnikowski)!
Tak, bawiłem się czytaniem tej powieści. Mały człowiek, który może wypłynąć na protekcji tajemniczej księżnej? Ambicje, które pchają w górę? Nic pod tym względem się nie zmienia. miernota, byle tylko miała giętki kręgosłup - wdrapie się na szczyt! W XIX i XXI wieku! Nic się nie zmieniło. Że po drodze tego i owego się nadepnie lub zniszczy? Że popłaszczy się jeden z drugim przed inną zwierzchnością? Bo czemu innemu służą wizyty Pieriedionowa u lokalnych dygnitarzy? Jak z nimi rozmawia? Jak uprzedza ewentualne ataki? Majstersztyk podłości i karierowiczostwa!
Fiodor Sołogub zostawia nam na kartach swojej powieści obraz "Matuszki Rosji" końca XIX w. (czy już początku XX?). Mechanizm wpadania w pewną psychiczną spiralę jest chyba trwałe. Nie mogę pisać wprost, nie chcę robić tu charakterystyki Rutiłowa, Wierszyna czy Barbary Małoszyny, jak rozwijała się znajomość Ludmiły i Saszki, bo odebrałbym swoim gadulstwem przyjemność poznania bohaterów "Małego biesa". Bo przyjemność jest! Gwarantuję! Chciałby wierzyć, że ZYSK i S-KA pójdą "za ciosem" i przypomną inne powieści Sołoguba. A może trzeba wznieść się ponad niechęci polityczne i nakreślić cały cykl powieściowy, powiedzmy: "Wielka literatura rosyjska i radziecka"*? "Mały bies" mógłby otworzyć cykl. Tylko ta horrorystyczna okładka. Wolałbym widzieć na niej Ardaliona Pieriedionowa, jak dłubie w nosie lub próbuje wprowadzać dyscyplinę "na kwaterach" swoich uczniów!... Tak, ja przy tej powieści odpocząłem od historii. Choć na pewno nie w stu procentach, skoro sama akcja "jakby historyczna"...
* Post powstał już jakiś czas temu. Czekał na publikację w archiwum blogu. No i pojawiło się wydawnictwo, które zaryzykowało i wydaje wielką klasykę rosyjską?
* Post powstał już jakiś czas temu. Czekał na publikację w archiwum blogu. No i pojawiło się wydawnictwo, które zaryzykowało i wydaje wielką klasykę rosyjską?
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.