środa, lipca 10, 2013

Chłopcy po różnych stronach drutów... / "The Boy in the Striped Pyjamas"

Wiele by można było cytować tu książek i publikacji. Przed laty w IV klasie szkoły podstawowej omawiana była lektura "Chłopcy ze Starówki" Haliny Rudnickiej. Tej samej, która napisała "Uczniów Spartakusa". Kiedyś te książki rozpadały się w rękach kolejnych czytelników. Po prostu były w ciągłym obiegu. Sam mam Spartakusa, którego dostałem od Dziadków bez mała 40. lat temu. Obraz wojny, jaki mi pozostał po "Chłopcach ze Starówki", to sposób "przemycenia" po "aryjskiej stronie" żydowskiego chłopca. Tą owiązaną bandażami głowę widzę nieomal jakbym sam mu ją zawijał. Niewiele pozostało w mej pamięci? Ależ ja czytałem tą książkę w 1973 lub 1974 roku.



Na półkach księgarskich pojawiła się  książka "Chłopiec w pasiastej piżamie"/"Boy in the Striped Pyjamas" Johna Boynea. Oto niemiecki chłopiec Bruno musi opuścić Berlin, dawny dom, przyjaciół i dziadków, aby wraz z rodziną przenieść się do Po-Świecia. Jeśli dobrze odrobiłem lekcję domyślności, to chodziło o Oświęcim/Auschwitz. Choć naprawdę ta druga nazwa nigdy w tekście nie pada.



Jest uwielbiany ojciec, którego wszyscy nazywają "komendantem" i matka, która raczej ulega poglądom sceptycznej do ustroju III Rzeszy babci oraz siostra Gretel -"Beznadziejny Przypadek". Po prostu idylla? I jest niebezpieczna w nowym miejscu... nuda! I świat niedostępny, tajemniczy, ponury:
"Było tam olbrzymie druciane ogrodzenie, biegnące wzdłuż domu i na samej górze wygięte do środka. (...) Za ogrodzeniem nie rosła trawa i w ogóle  nigdzie dokoła nie było choćby skrawka zieleni". 


Nie będę zdradzał całej fabuły powieści. Trzeba tu dodać szybko: przeznaczonej dla dzieci. Zabrałem się za jej czytanie po prostu tego nie wiedząc. I nagle język narracji zdał mi się jakiś dziwny, prosty, a nawet infantylny. Zapomniałem przeczytać choćby tego, co wydawca napisał o... adaptacji filmowej i jej twórcy M. Hermana:
"Ambicja (...) - reżysera ekranizacji - jest, by film znalazł się na liście obowiązkowych tytułów w ramach zajęć szkolnych i służył ku przestrodze pokoleniu, które wkrótce opowieści o obozach zagłady może włożyć między krwawe anime".
Jak więc widać - nad kolejnymi pokoleniami wisi poważne niebezpieczeństwo? I to  nie jest żart. Piszący te słowa nigdy nie widział filmu. Intencje rozumiem. Do nas puka odpowiedzialność, do pokolenia, które nie zaznało grozy II wojny światowej!
Pojawienie się Szmula, to dla Bruna odkrycie nowego świata, którego nie rozumie, którego nie jest w stanie w swej dziewięcioletniej główce poukładać. Koniecznie w tym momencie my dorośli musimy sięgnąć po książkę  "Oświęcim w oczach SS". Tam spotkamy się z... tym samym problemem. SS-man szedł po prostu do... pracy? Wracał i bawił się ze swoimi dziećmi. Że wcześniej zastrzelił za drutami dziecko lub zakatował je na śmierć? To tylko jego praca?! Samo pisanie o tym wpędza mnie w przerażenie i przygnębienie!...
Kluczowe dla mnie są dwie sceny w książce. Szmul rysuje palcem na ziemi gwiazdę Dawida. Po chwili Bruno rysuje swastykę. I wzdycha, że "W życiu nie dostałem opaski". Odpowiedź kolegi zza drutów jest wstrząsająca "Ale ja wcale o nią nie prosiłem". Proszę sięgnąć po "Pianistę" W Szpilmana. Tam jest scena, kiedy Żydzi w getcie muszą ubrać opaski. Jaka była reakcja ojca?... Proszę zobaczyć, jak lektura jednej książki, tej dla dzieci (?) otwiera przed nami inne! I zmusza do myślenia.


Druga scena rozegrała się w domu Bruna. Siostra próbowała mu wyjaśnić... kim są?
"- Jesteśmy... - zaczęła Gretel, lecz wpierw musiała się zastanowić. - Jesteśmy... - powtórzyła, niepewna, czy to właściwa odpowiedź. - Nooo, Żydami nie jesteśmy - zakończyła wreszcie.
- To wiem - zdenerwował się Bruno. - jak nie Żydami, to kim, proszę bardzo?
- Przeciwieństwem - pospiesznie i znacznie bardziej zadowolona z tej odpowiedzi odparła Gertel. - Tak właśnie: ich przeciwieństwem.
- Rozumiem - Bruno się ucieszył, że w końcu do niego to dotarło. - Czyli: Przeciwieństwo mieszka po tej stornie ogrodzenia, a Żydzi po tamtej". 
Książka  kierowana do dziecka i dla dziecka nie może być czytana bez pomocy rodziców czy dziadków (często dzieci w czasie II wojny światowej!). Nasza rola, aby wypełnić "luki", które buduje autor. Śmiem twierdzić, że współczesny dziewięciolatek miałby poważne problemy z ich zrozumieniem i stawiał by podobne do Bruna pytania...

3 komentarze:

  1. Chłopców ze Starówki czytałam jeszcze wcześniej, gdyż w latach 60-tych, ale po obecnie pisane książki tego typu jak "Chłopiec w pasiastej piżamie" już nie sięgam.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie skusiła ciekawość, bo już język bardzo rozczarował. I nie wiem czyja to zasługa: pierwowzoru czy tłumacza. Ale tak naprawdę odbiorcą tej książki są dzieci.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oglądałam film. Mnie osobiście najbardziej wstrząsał ów paradoks , tej nieświadomości obu chłopców.Tej niewiedzy, w jakim "bagnie" oboje się znajdują.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.