czwartek, listopada 28, 2024
Spotkanie z Pegazem - 217 - Paul Verlaine
Czas listopadowej szarugi natycha raczej ku poezji refleksji, zadumy. Nie ma w tym barw kolorów, wybuchów. Jest nostalgia. Czas nieubłaganie przesuwa wskazówki. Tylko kwestią czasu było, aby pojawiły się strofy francuskiego impresjonisty, jednego z poetów wyklętych, jakim był Paul Verlaine (1844-1896), którego sto osiemdziesiąta rocznica urodzin przypadła 30 marca tego roku.
Nie mnie tu kreślić nawet zarysu burzliwej biografii, bo nie temu służy ten cykl. To po prostu kolejne spotkanie z poezją ważną, nie koniecznie łatwą w odbiorze. Smutne, kiedy w kompletne zapomnienie idą nazwiska wielkie, wiersze kiedyś ważne, a teraz gdzieś badziają się po kątach zapomnienia i kurzawy.
Paul Verlaine - autor portretu Frédéric Bazille - domena publiczna
Mam przed sobą tomik, pt. "Poezje", który w cennym cyklu "Biblioteki poetów" wydał Państwowy Instytut Wydawniczy w 1980 r. To te charakterystyczne tomiki w żółtej oprawie, które na półkach wielu z nas na pewno są (lub były). Wyboru dokonał i wstępem poprzedził profesor Maciej Żurowski (1915-2003), wybitny romanista, tłumacz, znawca literatury francuskiej.
Z biografii poety chciałbym przypomnieć tylko jeden epizod: mając zaledwie czternaście lat porwał się na krok bardzo śmiały, a mianowicie wysłał do Victora Hugo swój pierwszy wiersz! Niestety nie wiem, M. Żurowski nie wspomina, jak uznany poeta i pisarz zareagował, czyli co napisał do młodziutkiego adepta pióra. Miażdżącą jednak chyba krytyką owa odpowiedź być nie mogła, bo mogłaby (jak mniemam) zdemolować umysł wrażliwy. Nie mnie stawiać się w rzędzie takich nazwisk, ale kiedy miałem -naście lat zamarzyłem być drugim Kraszewskim lub trzecim Bunschem, bo pragnąłem napisać powieść o Przemyśle II. No i napisałem do... prof. Stefana M. Kuczyńskiego, ale pomyliłem go ze Stefanem Krzysztofem tego samego nazwiska. No i list zgasił mój zapal, ale o tym może przy innej okazji.
Z tomu "Mądrość":
I
Nieszczęście - dobry rycerz zakowany w zbroję
Przeszył ostrzem swej lancy stare serce moje.
Krew z przeszytego serca trysnęła ponuro
I na kwiatów kielichy opadła purpurą.
Z ust mych wydarł się okrzyk, noc zwarła powieki
I stare serce moje skonało na wieki.
Wówczas rycerz Nieszczęście zbliżył się na nowo
I do piersi mi rękę przycisnął lodową.
I gniótł żelaznym palcem moją ranę krwawą,
I wielkim głosem twarde obwieścił mi prawo.
Aż oto za dotknięciem lodowatej dłoni
Serce dumne i czyste zabiło mi w łonie,
Serce nowe i boskim naznaczone piętnem
Uderzyło mi w piersi młodocianym tętnem!
I wstałem upojony, nieprzytomny prawie,
Jak ten, co sny nieziemskie ogląda na jawie.
Rycerz skinął mi głową i powolnym krokiem
Odjechał na swym koniu gościńcem szerokim.
I krzyknął mi raz jeszcze, niknąc w przestrzeń ciemną:
"Bezkarnie raz się tylko wolno zetknąć ze mną!"
VII
Zwodnie piękne dni lśniły czas długi, ma duszo,
Na mosiądzach zachodu drgając - oto gorą.
Zamknij więc oczy, biedna, niech nie kuszą
Cię grzechy straszne. skryj się przed przeszłości zmorą.
Dnie te lśniły czas długi gradami płomieni,
Spustoszyły winnice wszystkie oraz żniwa
Pokładły na dolinach, ściemniły w przestrzeni
I niebo lazurowe, śpiewne, co cię wzywa.
O, zblednij, idź powolna, z dłońmi złożonymi.
Może to wczoraj jutro twoje pożreć zdoła?
Może dawne szaleństwo idzie drogi twymi?
Może wspomnienia dzisiaj znów uśmiercić trzeba?
O, przepuść szturm ostatni, snadź ostatni zgoła!
Idź, módl się przeciw burzy, idź, módl się do nieba!
Z tomu "Kiedyś i niedawno"
"Niemoc"
Jam Cesarstwo u schyłku wielkiego konania,
Które, patrząc, jak idą Barbarzyńce białe,
Układa akrostychy wytworne, niedbałe,
Stylem złotym, gdzie niemoc sennych słońc się słania.
Duszy, samiutkiej, mdło aż w nudzie, co ochłania.
Skądciś tam wieści niosą walk olbrzymich chwałę.
O, nie móc, przez tę słabość, przez żądze tam małe,
O, nie chcieć zaznać nieco tego falowania!
O, nie chcieć, o i niemóc umrzeć chociaż nieco!
Wszystko wypite! Ty tam, nie śmiej się z mych żali!
Wszystko, wszystko wypite! zjedzone - Cóż dalej?
Tylko garść słabych wierszy, co ot, w ogień lecą,
Tylko niewolnik nicpoń, co nie dba o pana,
Tylko ból jakieś troski, co żre pierś, nieznana.
Z tomu "Elegie"
V (fragment)
My, niepoprawni, w naszej tęsknocie we dwoje!
Jeno ty, wielkie serce, obce ścieżkom krzywym,
Raczej podległ szałom, nawrotom straszliwym,
Broczysz ciągle na świeżo swoją dawna raną.
Dobrze czynisz zapewne, skoroć tak pisano.
Zasię ja smutki moje, rany święcę tobie,
Kładnę pod twoje stopy... Ja - czy dobrze robię?
Ale dławiąc mą miłość strzegę jej, by była
Bogdaj jako katafalk sercu twemu, miła,
Bogaty, strojny kirem, podobny niejako
Miłości twej, snującej się w cieniu, lub jako
Marzenie o oddaniu zupełnym, szczęśliwym.
Wierzaj mi. Wszelki inny plan byłby fałszywy. [1]
Okazuje się, że kiedy miał nastąpić pamiętny D-Day: "Ktoś, kto przygotowywał zaszyfrowane hasło dla ruchu oporu, starał się o znalezienie słów niepozornych a zdolnych poruszyć najgłębsze struny duszy francuskiej. I znalazł. Radio zapowiedziało to historyczne wydarzenie początkiem Piosenki jesiennej: Les sanglots longs des violons de l'automne" - przypomina M. Żurowski [2] I tak wielka poezja wplątana została w wielkie wydarzenia historii II wojny światowej!
[1] - cytowane strony 111-112, 113, 147, 165
[2] - s. 62
Brak komentarzy:
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.