poniedziałek, lipca 22, 2024

...na 80-tą rocznicę ogłoszenia Manifestu P.K.W.N. - 22 VII 1944 r.

"Mój stosunek do komunizmu jest prostym wynikiem mego życia w komunizmie. W ciągu tych lat nauczyłem się nienawidzić komunizmu za zawarte w nim zło. A także bać się go ze względu na jego metafizyczną zdolność do zawierania w sobie coraz więcej i coraz więcej, i coraz więcej zła" - tak swą relację ze słusznie minionym ustrojem określił Leopold Tyrmand (1920-1985) w książce "Cywilizacja komunizmu" [1] Przewrotny wybór cytatu, jak na rocznicę ogłoszenia znamiennego Manifestu. Przewrotny i celowy. Bo chcę spojrzeniem jednego pisarza pokazać ocenę tego, co zgotowano Polsce po 22 VII 1944 r. Wielu z nas pamięta czas, kiedy ów dzień podniesiono do rangi święta państwowego. O 11 XI 1918 r. Naród miał zapomnieć, bo zastąpiono go właśnie 22 VII 1944 r. I tak idealizowanie kolejnego wobec Moskwy zniewolenia Rzeczypospolitej (jaka by ona nie była) podniesiono do rangi Narodowego Święta Odrodzenia Polski! 

Zdjęcie czytającego plakat Manifestu PKWN - domena publiczna
Nie jest banałem powtarzanie, że kto nie zaznał komunizmu na własnej skórze, to nie jest w stanie pojąć, zrozumieć tego czym nas karmiono do 1989 r. Realizm tamtego czasu dla wychowanego w demokracji człowieka, to po prostu jakiś świat z fantazji Tolkiena. Kolejne zdanie, które zaraz zacytuję odbiło się brutalną czkawką również na mnie samym: "Pięćdziesiąt lat praktykowania komunizmu uprzytomniło wszystkim dokoła, że komunizm przywrócił do życia i zinstytucjonalizował podstawową zasadę feudalną przywilejów płynących z urodzenia". Żart? A broń Boże! Dla mnie pierwsze zderzenie z murem komunizmu dość bolesne.  Pamiętamy scenę z "Nie ma mocnych"? Kaźmirz Pawlak niby umiera, a Wicia o jakichś punktach wspomina, bo jego Ania na studia staruje we Wrocławiu. Tyrmand przypomina, a tych bez wiedzy uświadamia: "Wysiłek czterystu lat europejskiej myśli filozoficznej i społecznej, trudzącej się ustanowieniem skali wartości jednostki ludzkiej na podstawie jej cech indywidualnych, zostało twardo wymazane raz na zawsze z rzeczywistości społecznej kształtowanej przez komunizm". Stąd owe dodatkowe punkt dla zdającego, a dokładnie punkty za... pochodzenie społeczne. Byłeś dzieckiem rolników (chłopów) - punkty były. Byłeś dzieckiem robotników - punkty były. Byłeś dzieckiem inteligentów - punktów nie było! Co z tego, że Jacek z miasta miał wiedzę, skoro Krzysiek ze wsi jeszcze nie machnął długopisem po papierze kancelaryjnym, a już był do przodu, bo miał punkty! Stąd choćby  taka dygresja Autora: "Noworodkowi w komunizmie nie wolno o tym zapominać. Gdy później w życiu zapragnie zapuścić się w wyższe regiony sukcesu, nieocenioną pomocą będzie finezyjne tu i ówdzie rzucona uwaga o swym robotniczym pochodzeniu"
Tak, przeszłość, rodzina, stan społeczny wszystko mogło zdeterminować szczeble życiowego dorabiania się za komuny. "W ogóle jest rzeczą trudną ustalić, co jest korzyścią, a co obciążeniem w życiu członka partii" -  przypomina L. Tyrmand. Widziałem resortową teczkę funkcjonariusza. Jak dopytywano się o przeszłość, rodzinę, powiązania ze zgniłym Zachodem. Jaki popłoch wywołało odnalezienie się po latach zaginionego wujaszka, co to w nie odpowiednim mundurze służył w obcej armii. I podaje przykład modelowania rodzinnej biografii, aby pasowała do obrazka uciśnionej ofiary, a nie krwiopijcy, który znęcał się nad przedstawicielami klasy robotniczej: "...historia pełna jest facetów wiedzących aż za dobrze, jak korygować własne miejsca urodzenia, które wydawały im się nie do przyjęcia". Bezpieczniejsze było chłopskie klepisko niż najlichszy dworeczek na poleskiej ziemi.
"Komunizm po zdobyciu władzy nabiera cech religii państwowej" - następuje odkrywanie przed nami Ameryki? Słowo kult, moim zdaniem, nabrało ważnej cechy! Nie mogę pamiętać czasów stalinowskich, aliści coś ze schyłkowego Gomułki już tak. I wiszące w klasach portrety towarzysza Wiesława oraz premiera J. Cyrankiewicza. Czy to nie kult? Albo książeczki i bajki o... Leninie. Koniec lat 60-tych XX w. Przedszkole. Tu Wróbelek Elemelek, pan Kleks i Miś Uszatek, a obok coś o dzieciństwie Lenina, wyczynach Czapajewa. Ja tego nie pamiętam, ale warto przytoczyć taki przykład umiejętnego manipulowania dziećmi, które system modelował na własne podobieństwo i cel: "Z czasem doszło dot ego, że można było odnaleźć rysy Lenina, Stalina, Ulbrichta czy Mao w buziach Sierotek Maryś, Królewien Śnieżek i Czarownych Kapturków, podczas gdy Duży Zły Wilk miał zawsze w sobie coś amerykańskiego". Wiem, że podobne cytaty mogą w czytającym wywołać lekki zawrót głowy. Ale taka była ideowa i świecka droga zdobywania dusz i przyszłych wielbicieli ustroju. Tak, Tyrmand nie zapomniał o Dziadku Mrozie, który miał wyprzeć Świętego Mikołaja. Trafiamy tu na swoisty dualizm wychowania. W domu to był wciąż Mikołaj, ale na przedszkolakowym choćby balu Dziadek Mróz! Cenna jest ta uwaga: "Przez długie lata Dziadek Mróz działał sprawnie pod czujnym okiem i kontrolą organów bezpieczeństwa ZSSR, ale jakoś nie potrafił budzić serdeczności i ciepła, może ze względu na nazwisko"
Po opuszczeniu przedszkola (a może wcześniej i żłobka, bo i o nich nie zapomniał Autor, cenna anegdota o odbieraniu dziecka) szło się do szkoły. Ta moich czasów (1970-1978 i 1978-1983), to też nie do końca świat, jaki zostawił nam L. Tyrmand. Ten pierwszy okres, czyli podstawówką, to choćby... dominacja Związku Harcerstwa Polskiego (ZHP). Cała szkoła w dniach tzw. alertów na zielono i szaro! To czas śpiewania hymnu szkolnego, w którym deklarowaliśmy nieomal, aby rozwijał się socjalizmu kwiat! Bez problemu znalazłem tekst na YT:
 
Dawno ucichły dziejowe burze, 
Historią dla nas wszystko to jest, 
Młodzież inaczej Polsce dziś służy 
Nauka, praca to dni naszych treść.

Służymy Ci, Ojczyzno, 
Już od najmłodszych lat, 
By rozkwitł socjalizmu 
Wspaniały kwiat.
 
Służymy wielkiej sprawie, 
Co dziś ogarnia nas
W szeregu razem z nami 
Miliony ludzi są. [2]

Tyrmand o szkole napisał m.in. tak: "W komunistycznej szkole wdraża się uczniom przede wszystkim dogmat partyjnego absolutu, który utwierdzić go ma raz jeszcze na zawsze w przekonaniu, że partia komunistyczna jest błogosławionym dawcą i sprawiedliwym regulatorem WSZYSTKIEGO, a jednorodność interesów WSZYSTKICH obywateli oraz ich marzeń [...] nie może być podana w wątpliwość". Co myślał sobie np. II-klasista, gdy pani cichaczem wypuszczała nas z zuchowskiej zbiórki na religię do pobliskiej salki katechetycznej? Trącało to lekką paranoją i posmaczkiem nawet... konspiracyjności. Bo wiedzieliśmy, że nie wolno się nam było tym w szkole pochwalić. Oto obrazek z bodaj roku 1972! Nie jakiś stalinizm, choć i tak odległość od zdarzeń to pół wieku! Prawdziwa prehistoria! Zupełnie niedawno zdało mi się byłem na 50-leciu rocznicy wybuchu powstania warszawskiego.
"Robotnikiem być nie wypada i ktokolwiek może nim nie być, nie jest nim" - brzmi jak zaprzeczenie o klasowym triumfalizmie robotników. Kolejna absurdalność systemu? Jestem absolwentem pewnej zacnej i szacownej szkoły technicznej w mieście Bydgoszczy. Nikt z nas nie chciał być... robolem! Choć kształciliśmy się, aby pracował na tokarkach, frezerkach, strugarkach czy szlifierkach. Przez cały czas zdobywania kwalifikacji wmawiano nam, że będziemy tzw. średnim dozorem technicznym. Czyli mieliśmy tym robolom być światłem, sterem i żeglarzem? Pamiętajmy, że mówię o czasach PRL-u, kiedy spotkanie na ulicach samochodu obcej marki, na zachodnich blachach (może kiedyś napiszę na ten temat samodzielny tekst?), to było jak spotkanie kosmity. Tyrmand też o tym pisał: "Stopień wyniesienia jest rzezią względną: ta, gdzie jeden samochód przypada na kilkanaście tysięcy mieszkańców, posiadanie volkswagena równa się posiadaniu rolls-royce'a gdzie indziej". Dziś, kiedy na światłach stoi obok mojej Fabii Porsche już nie robi to na mnie wielkiego wrażenia. Ale wtedy... Do dziś pamiętam, jak wuj Robert Głębocki, po powrocie ze stażu naukowego w USA, zjechał do moich rodziców VW Typ 3. Dla mnie volkswagen, to był tylko garbus, a tu czerwone cacko chyba model 1500. Lekki powiew świata, którego z nas wtedy nikt nie znał.
"Naprawdę komunizm boi się tylko pisarzy, studentów i izolowanych, skazanych na zagładę liberałów" -  bał się. Tym bardziej rozprawił się z formą buntu w Marcu '68! Wiem, nie o tym napisał Tyrmand w rozdziale "Jak przeciwstawiać się!". Dalej wylicza: "Komunizm boi się nie tylko myśli sformułowanej, boi się także jej bardziej rudymentarnych postaci, jak impuls, skłonność czy upodobanie". Nie zapominajmy, to co narzucano od 22 lipca 1944 r. trwało mimo kryzysów, dramatów, strzelania do ludzi (pamiętne wydarzenia: 1956, 1968, 1970, 1976, 1980, 1981) do 1989 r. Kompletnie dla mnie nie pojęte, że 1995 r. przedstawiciel postkomuny wygrał wybory prezydenckie! Dzisiejsza lewica nie ma już twarzy dawnych aparatczyków PZPR. Cenne jest przypomnienie zdania jakiegoś sowieckiego emigranta: "Podczas całego swojego świadomego życia człowiek w komunizmie żyje w strachu, aby nie powiedzieć czegoś, czego nie należy głośno wypowiedzieć".
Starczy tego wspominania.
 
 
"Leopold Tyrmand - cała epopeja, mój wielki przyjaciel" - tak wspomniał go Stefan Kisielewski (1911-1991) [3]  Żałować należy, że autor "Cywilizacji komunizmu" nie dożył przemian roku 1989. Można w publikacji, po którą sięgam nie po raz pierwszy (i nie ostatni) list Kisielewskiego z grudnia 1975 r. do Tyrmanda, który zaczyna się od: "Mój Drogi, Bardzo Niemądry Przyjacielu", by tam znaleźć m. in. to: "Teraz o mojej miłości do Ciebie. Jest bezgraniczna, z czego nie wynika, aby mi sie podobał każdy kicz. Mam na myśli Cywilizację komunizmu. Jest tam masę bredni i zmyśleń [...], są też rozdziały wręcz genialne, na przykład ten o Żydach - znakomity. Andrzej Micewski się tym zachwycał. Ale niestety, łyżeczka gówna może zepsuć i dzban miodu - tu trzeba mieć trochę autokrytycyzmu - niestety ta cnota nie jest Ci znana! Poczytaj Ewangelię" [4] Tak zaś kończy swoje wspomnienie w "Alfabecie": "Ale ma teraz swój renesans, tu jest czytany, wydają go, było nawet sympozjum na jego temat". Duża zasługa Wydawnictwa Mg. Na wyciągnięcie ręki kolejne tytułu, jak choćby "Alfabet Tyrmanda" czy "Tyrmand warszawski". Leżą też dwie biografie pisarza, jedna Wydawnictwa Marginesy. Po co tu ta kolejna wyliczanka? Aby uświadomić, że niewiele trzeba, aby dotrzeć do tekstów zasłużonego propagatora jazzu nad Wisłą! Jeśli nie mieliśmy możności poznać smaczku komunizmu, to z jednej strony dobrze, a z drugiej jest okazja, aby z pierwszej ręki poczuć jego smak. Dla mnie takie czytania, to znowu gadanie z samym sobą lub nawiązywanie do tego, co czytam i sam przeżyłem. Wiem, że dzielą mnie cztery dekady od Pisarza. Tym bardziej wracam do jego prozy. Czego i innym życzę. 
 
[1] Tyrmand L., Cywilizacja komunizmu, Wydawnictwo Mg, Warszawa 2021, s. 9,11-12, 13, 16, 19, 21, 29, 37, 92, 93
[2] https://www.youtube.com/watch?v=VPsQyjJkw_k [data dostępu 2 VII 2024]
[3] Kisielewski S., Abecadło Kisiela, Oficyna Wydawnicza, Warszawa 1990, s. 113, 115 
[4] Kisielewski S., Reakcjonista. Autobiografia intelektualna, wybór i opracowanie M. Sopyło, Ośrodek KARTA, Warszawa 2021, s. 226

2 komentarze:

  1. A ja tylko dodam: precz z komuną! I wszystko na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja dodam od siebie: i tego się trzymajmy.

    OdpowiedzUsuń