niedziela, czerwca 23, 2024
Przeczytania - 501 - Tomasz Jastrun "Alfabet polifoniczny" (Wydawnictwo Iskry)
"Klekot maszyny do pisania to była muzyka mojego dzieciństwa. We wszystkich pisarskich mieszkaniach grały maszyny. W naszym aż dwie. A potem trzy. [...] W świecie bez komputerów królowały maszyny do pisania" - lubię to otwieranie na-chybił-trafił książki. Lubię być zaskakiwanym znalezionymi wtedy treściami. A jeśli pomoże mi to później w napisaniu kolejnego odcinka "Przeczytań", to już mam powody do zadowolenia. Nie inaczej stało się, jak widać z książką Tomasza Jastruna, pt. "Alfabet polifoniczny", jakie wydały Iskry! I od razu jestem w świecie, który w jakimś sensie znałem. Nie, nie wzrastałem w pisarskim mieszkaniu, ale też miałem marzenie o posiadaniu maszyny do pisania. Stało się to faktem dopiero w 1990 r., kiedy za astronomiczną cenę ocierającą się o ówczesne milion złotych kupiłem Łucznika 1310. To na niej wystukałem moją pracę magisterską. To na niej pisałem moje list (głównie do wuja Telesfora), bo nie mogłem zmuszać nikogo, aby gnał do apteki, żeby rozszyfrowano moje literowe karłowatości. Nie mnie się mierzyć z pokoleniem pana Tomasza Jastruna (rocznik 1950), ale chcąc to i owo napisać musiałem... nielegalnie wynosić maszynę z miejsca pracy mej rodzicielki, a zaprzyjaźniony prawnik miał nawet na siebie kupić takową, bo ja legalnie dostać nie mogłem. Już jest więź? Już znowu ględzę o sobie? Zresztą tu historia maszyny do pisania mogłaby stanowić cenny przyczynek do losów polskiego inteligenta lat 70-tych i 80-tych XX w., czasów tzw. komuny, a co za tym idzie cenzury! Nie, nie przesadzam i nie egzaltuję się jak przedwojenna pensjonarka.
Zazdrość może obudzić gwiazdozbiór, jaki został utrwalony na prywatnych zdjęciach Autora, które są cennym dopełnieniem narracji. Kogo na nich ujrzymy? Wymienię tylko kilka osób, a już średnio inteligentny Czytelnik zrozumie z kim ma do czynienia: W. Szymborska, A. Słonimski, A. Wajda, J. Pomianowski, Cz. Miłosz, T. Venclova, S. Barańczak, S. Mrożek, A. Sandauer, P. Herz, A. Rudnicki, J. Giedroyc. Robi wrażenie? Na mnie - ogromne. Cieszę się, że książki wielu z tych osób znalazły się też w moim księgozbiorze. Wychodzi na to, że pochodzenie z pokolenia o dekadę młodszego (rocznik 1963) wcale nie zwalania od wpływu jaki rozlewali ci sami ludzie, choć tylko poznani przez pryzmat swej prozy czy poezji. I to jest kolejny powód, aby ci z lat 60-tych (wierzę, że kolejnych też) poczuli więź do tych starszych o kilkanaście lat, bo wychodzi, że nasze życiorysy, ścieżki rozwoju zlepiały się jeśli nie z tej samej gliny, to tej samej literatury.
"Alfabet polifoniczny" - już samym tytułem określa charakter narracji. Będziemy szli literka po literce: od A do Ż. O ludziach (nie wiem dlaczego, ale sprawdziłem czy pod C nie pojawi się premier Cyrankiewicz) i zjawiskach, np. agent, architektura, cela, czułość, dzieci moje, mały fiat, stalinizm. Ludzi już wymieniać nie będę. Wspomnianego premiera Cyrankiewicza nie znalazłem pod C, ale jest T. Kantor i Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz i Adam Michnik, Antoni Słonimski i Paweł Śpiewak czy Anna Walentynowicz i Lech Wałęsa! Śmiem twierdzić, że ta subiektywna wyliczanka może obudzić w wielu chęć sprawdzenia co Autor ma na myśli! Nie zapominajmy Autor, który tych ludzi znał i wie o kim pisze. Nie z przepisywania czyichś wspomnień, ale z czerpania z własnej pamięci! Tak, mamy cenne źródło dla poznania pokolenia, które wyrastało od lat 50-tych XX w.
Skoro to alfabet, to spójrzmy pod konkretne litery:
J - jak Jarosław Kaczyński
Cyniczny ideolog. Wymyśla scenariusze, w które potem zaczyna wierzyć. Powinien być sądzony za zdradę. Zniszczył moralnie Polskę na dziesięciolecia. Kulturalny. Ale ta kultura podszyta jest obłędem władzy, władzy za wszelką cenę. Właściwie teraz już nie jestem pewien, czy nie popadł w obłęd. Oszalały z nienawiści. [...] Jarosław jest jednym z przykładów na rolę jednostki w historii - jak wysoko można grać na ludzkiej niskiej stronie. Do końca wycisnął z Polaków wszystko, co najgorsze.
A - jak agent
Proponowano mi oczywiście wielekroć, abym donosił, najpierw przed studiami, gdy w roku 1968 miałem sprawę karną za rozrzucanie ulotek w obronie aresztowanych studentów, potem w roku 1972, kiedy wróciłem z pierwszej podróży na Zachód. Straszono mnie, że nie dostanę w przyszłości paszportu, jeśli nie napiszę, z kim się spotkałem i o czym rozmawiałem.
S - jak samobójstwo
Bardzo sobie cenię. Uważam, że to najbardziej szlachetna forma śmierci. Jeśli tylko ładnie się to zrobi, co przyznaję nie jest łatwe, bo w naszych czasach podupadła sztuka samobójstwa. Rodzina samobójców jest liczna i pełna ludzi genialnych. Wielu z nich było artystycznie i naukowo spełnionych. Jaka rozmaitość ludzkich charakterów, talentów, biografii: van Gogh, Hemingway, Majakowski, Jesienin, Virginia Woolf. Są wśród nich nawet pisarze, którzy cudem przeżyli Auschwitz, a po latach odebrali sobie życia: choćby Tadeusz Borowski.
T - jak Julian Tuwim
Cudowny poeta. To ciekawe, że dwóch poetów polskich o żydowskich korzeniach, mocnych żydowskich korzeniach, miało tak wielki polski talent słowotwórczy, Leśmian i Tuwim. Leśmian był poetą głębokim i metafizycznym, Tuwimowi może brakowało głębi, ale nie talentu, ktoś złośliwie i przesadnie powiedział, że "Tuwim jest dowodem na istnienie Boga, bo żeby tak głupi człowiek był tak wielkim poetą...".
R - jak Tadeusz Różewicz
...nie dostał nagrody Nobla, co musiało być dla niego potężnym ciosem. Różewicz, podłego wzrostu, okrągły, przyjął życiową taktykę załamanego skrzydła: jestem mały, nijaki, przygłupi. Za tą rolą kryła się ogromna ambicja i zapiekłe urazy. [...] Ciekawe, że Różewicz pisał wszystkie teksty, też dramaty, tylko ręcznie, nie potrafił nawet pisać na maszynie.
U - jak Wiesław Uchański
Prosił mnie, abym usunął to hasło, twierdził że nie wypada, abym przychylnie pisał o swoim wydawcy. Ludzie pomyślą, że chciał się wprosić do dobrego towarzystwa. Ta prośba, kategoryczna, mówi coś o Wieśku. Nie jest próżny. Wielekroć się o tym przekonywałem. A to rzadka cecha w ogóle, a szczególnie w środowisku ludzi związanych ze sztuką. Uparłem się, że hasła nie usunę.
N - jak Maria Nurowska
Miała bardzo dobre mniemanie o sobie jako o pisarce. Każdą swoją nową powieść uważała za genialną. I była zdumiona, że inni tego nie widzą. Pisała książki popularne, ale jej popularność była przede wszystkim za granicą, głównie w Niemczech, mniej była czytana w Polsce. Takie paradoksy się zdarzają.
Tak. I tyle starczy. Bo ten wakacyjny czas lepiej zostawiać pewne niedomówienia, nie do końca otwarte drzwi. Niech ze szpary między framugą a nimi pozostanie miejsce na ciekawość, którą zaspokoi czytanie. A w "Alfabecie polifonicznym" dostajemy dobrą, ciekawą, nie ocierającą się o tani poklask obserwację i wnioski na temat zjawisk i ludzi.
Chcę na konie zwrócić uwagę na numer odcinka tego cyklu: 501! Wkraczamy w kolejna setkę? Ile zaniedbań tytułowo-książkowych leży nieopodal mnie? Mnóstwo! Wydawnictwo Iskry ma swój udział, że ten cykl trwa i podpowiada, że jest wiele różnistych książkę, po które warto (a nawet trzeba) sięgnąć. Chciałem zamknąć to "Przeczytanie..." osobistym zapiskiem Autora do... mnie. Nie mogę odnaleźć listu, w jakim znalazł się dopisek pisany przez pana Tomasza Jastruna. Szkoda. Może przy kolejnej książce zacnego Autora odnajdę i wtedy zacytuję.
Kto personalnie jest jeszcze w tym alfabecie?
OdpowiedzUsuń