czwartek, czerwca 06, 2024

...na 80-tą rocznicę D-Day - 6 VI 1944 r.

"Według naszej rozmowy ze Stalinem dobra będzie każda data przed 31 maja. Z tego, co usłyszałem od Eisenhowera, wydaje mi się, że 3 czerwca, stanowiący odpowiednią fazę księżyca, byłby zupełnie dopuszczalny, zwłaszcza gdyby poprosili o to dowódcy wyznaczeni do kierowania całą operacją" - obiecałem i jest kolejne czytanie "Drugiej wojny światowej" Winstona Churchilla [1]. Tym razem rocznica D-Day, lądowania Aliantów w Normandii, czy jak kto woli realizacja planu: Operacja Overlord! 6 czerwca 1944 r. zmienił obraz działań wojennych w Europie w czasie II wojny światowej. Siłą rzeczy przygotowania do desantu Aliantów i utworzeniu II frontu zajęły sporo miejsca we wspomnieniach brytyjskiego premiera. Część tylko z tego znajdzie się w tym poście/artykule/tekście. Wykorzystanie całości byłoby dość trudne, żeby nie rzec karkołomne.

Normandia - plaża Omaha - 6 VI 1944 r. - domena publiczna
"W tym czasie do stanowisk dowodzenia w całej Normandii meldunki  zaczęły już napływać szerokim strumieniem. Dla niektórych dywizji jednym z pierwszych problemów stało się znalezienie własnych dowódców, generałów, którzy już wyjechali na «Kriegsspiel» w Rennes" - sięgnąłem po jedną z najważniejszych książek, która opisywała D-Day, autorstwa C. Ryana [2] Warto przypomnieć kilka zdań z "Przedmowy" tej ważnej książki: "To, co zawarłem na kartach tej książki, nie jest historią wojskową. Jest to opowieść o ludziach: żołnierzach wojsk sojuszniczych, o nieprzyjacielu, z którym walczyli, i o ludności cywilnej, która dostała się w krwawy wir dnia «D» - dnia rozpoczęcia bitwy, kładącej kres obłąkańczym poczynaniom Hitlera dla zdobycia panowania nad światem".  I to się zgadza z moim patrzeniem na historię: widzieć żołnierza! Tego, który z barki desantowej patrzył na zbliżający sie francuski ląd, ale i tego, który w betonowych bunkrach widział determinację, brawurę napierającego wroga. Alianci i Niemcy! Dwie strony zmagań.
"Bomby runęły jak ulewa. Pierwsza padła ledwie 50 metrów za naszą pozycją. Wszystko zaczęło się trząść - nawet nasz mały schron obserwacyjny wbudowany w grunt - a wokół nas latały grudy ziemi i odłamki wapienia, lecz bombowce chybiły celu" -  tak zapamiętał atak obergefreiter Heinrich Severloh, żołnierz w niemieckiej 352 Dywizji Piechoty, rodem z Metzingen [3]
"Położenie wojsk hitlerowskich pod koniec maja było beznadziejne. 200 dywizji znajdujących się na foncie wschodnim nie mogło wytrzymać kolejnego uderzenia sowieckiej ofensywy" - ocenił W. Churchill. W świetle tego jak bardzo zaskakująco musi brzmieć to, co na bieżąco w swoim dzienniku zapisał dr J. Goebbels: "Führer uważa generalicję, jak mi już o tym często wspominał, za coś niewypowiedzianie wstrętnego. Generałowie nie mają do niego żadnego wewnętrznego i szacunku, cechuje ich rezerwa, w większości woleliby narobić trudności dzisiaj niż jutro" [4] I następuje pochwała... stalinowskich czystek lat 30-tych, kiedy wyrżnięto (zresztą za sprawą niemieckiej prowokacji) całe dowództwo Armii Czerwonej. Warto przypomnieć, że dowództwo w Normandii dostało się pupilowi A. Hitlera, feldmarszałkowi Erwinowi Rommlowi, który akurat 6 czerwca 1944 r. był w... domu w Herrlingen. Świętował urodziny swojej Erfrau, pięćdziesiąte. chciałbym widzieć minę Lisa Pustyni, kiedy odebrał telefon o inwazji.  

Plaże desantowe - D-Day - domena publiczna

"Przeciwdziałanie przeciwnika na morzu ograniczyło się sie tylko do ataku kutrów torpedowych, które zatopiły norweski niszczyciel. Nawet gdy artyleria okrętowa rozpoczęła ostrzał, odpowiedź baterii nadbrzeżnych była chaotyczna i nieefektywna. Nie mieliśmy wątpliwości, że osiągnęliśmy taktyczne zaskoczenie" -  ocenił W. Churchill [5] Zaskoczenie atakiem lotniczym opisał dowódca 711. Dywizji Piechoty, generał J. Reichert: "Leciały bardzo nisko. mieliśmy wrażenie, że prawie dotykają dachu. Była pełnia, pogoda dość burzowa. Czarne chmury wisiały nisko, lecz w przerwach między nimi wyraźnie było widać nisko lecące samoloty, krążące nad kwaterą dowództwa dywizji" [6] Desant nie dla wszystkich alianckich żołnierzy skończył się podjęciem walki. Wielu nie oddało nawet jednego strzału: "Zorganizowaliśmy prowizoryczne stanowisko pierwszej pomocy i rozpoczęliśmy ponure wybieranie żywych spośród umarłych. Zobaczyłem nogi i tyłek żołnierza wystające z płóciennego kadłuba szybowca. spróbowałem go wyciągnąć. Nie dało się. Kiedy zajrzałem do wraku, okazało się, że klatkę piersiową zmiażdżył mu jeep". To wspomnienie jednego ze spadochroniarzy wykorzystane w monografii bitwy.
Śmiem twierdzić, że nasze wyobrażenie o tym, co wydarzyło się w D-Day pozostawiły filmy fabularne: "Szeregowiec Ryan", a moi rówieśnicy (rocznik 1963) zapewne pamiętają film "Najdłuższy dzień". Znamy zdjęcia, jak barki desantowe docierały do wyznaczonych plaż. Do najkrwawszych walk doszło do tej o kryptonimie "Omaha". "Kiedy rampa opadła w dół, Niemcy zaczęli strzelać wprost do łodzi. Trzej dowódcy naszego oddziału stojący z przodu i inni zostali trafieni. Niektórzy zaczęli wysiadać z boku, przez burty. [...] Wyszedłem do wody po kostki. Spróbowałem biec, ale nagle znalazłem się w wodzie po biodra. Schowałem się za stalową przeszkodą w wodzie. Kule odbijały się od niej, niektóre przeszywały plecak, omijając mnie. inne trafiły moich ludzi" - to wspomnienie żołnierza 116. pułku piechoty. Nie wiem ilu z alianckich żołnierzy nie dotknęło butem nawet plaży. Dziesiątki zginęło na barkach lub w wodzie, tonąc m. in. pod ciężarem ekwipunku.   Jeden ze świadków wspominał widok wyrzucanych na brzeg ciał kolegów: "Wyglądali jak figury madame Tussaud. jakby byli z wosku. zupełnie nierealni".  
"Nieprzyjaciel jest najsłabszy podczas samego lądowania. Trzeba zrobić wszystko, by uderzyć nań w tym właśnie momencie i zadać mu takie straty, że nie będzie chciał podejmować kolejnych prób. Co więcej, tylko wówczas będzie można posłać na front wschodni potrzebna tam siły" - to z kolei spostrzeżenia zawarte w apelu, jaki wystosował tego dnia Großadmiral Karl Dönitz. U-Booty miały zbawić III Rzeszą w tej ciężkiej chwili próby dziejowej! Tym bardziej, że Luftwaffe nie mogło konkurować z alianckim lotnictwem, które wprawdzie straciło przeszło sto maszyn, ale nie był to skutek walk z Messerschmittami 109, a skuteczności artylerii przeciwlotniczej. Aż dziwi entuzjazm feldmarszałka Gerda von Rundstedta, który zapewniał A. Hitlera: "Żołnierze walczyli dzielnie. Teren tracono z powodu przewagi materialnej wroga. To się teraz zmieni. [...] Nasz atak nie tylko będzie trwał, ale zakończy się ostatecznym odzyskaniem głównej linii obrony". Jak wiemy - nie zakończył się.
 
Amerykanie - plaża Omaha - D-Day - domena publiczna
 
Następnego dnia premier Wielkiej Brytanii pisał do J. Stalina: "20 tysięcy żołnierzy desantu powietrznego wylądowało poza nieprzyjacielskimi liniami i we wszystkich przypadkach nastąpiło połączenie tych wojsk z siłami angielskimi i amerykańskimi lądującymi z morza. Przeprawiliśmy się z niewielkimi stratami, choć liczyliśmy się z utratą około 10 tysięcy ludzi". Dalej dodał: "Wszyscy dowódcy są zadowoleni z przebiegu lądowania i uważają, że odbyło się ono lepiej niż oczekiwano". Pozazdrościć entuzjazmu panu premierowi. Warto przytoczyć, jak zrobił to zresztą W. Churchill, jak brzmiała odpowiedź Stalina, nawet gdyby to było to jedno zdanie: "Moi koledzy i ja musimy przyznać, że historia wojen nie zna przedsięwzięcia podjętego z takim rozmachem i tak po mistrzowsku wykonanego"
Ciekawe, o której J. Goebbels zapełniał treścią 6 VI 1944 r. swój dziennik. Chyba późno po północy? Treść jest bowiem taka: "Wieczorem o godz. 10 nadeszły pierwsze wiadomości, przechwycone przez nas z wrogiej komunikacji radiowej. Według nich inwazja ma zacząć się tej nocy. Początkowo nie traktuję tych informacji poważnie, później jednak jest ich coraz więcej".  Następnego dnia notuje m. in. "Już w nocy nadchodzą pierwsze meldunki o rozpoczętej inwazji na Zachodzie. [...] Führer jest w związku z tym faktem bardziej niż szczęśliwy". Historycy nie rozumieją ani entuzjazmu A. Hitlera, ani braku zdecydowanych działań, ba! marnotrawienia czasu na spotkanie z premierem Węgier. Sam Goebbels był dobrej myśli, skoro pisał: "Oczekujemy naturalnie w gorączce na wejście do akcji naszych dywizji pancernych. Jeśli nadejdą na czas, a pogoda będzie tak samo zła, czego należy oczekiwać, możemy bardzo cieszyć się nadzieją". Był zbudowany zachowaniem  Führera: "To imponujące, z jaką pewnością Führer wierzy w swoje posłannictwo. Byłoby pięknie, gdyby teraz znowu towarzyszyło nam szczęście". Ta niezachwiana wiara, jak wiemy, zostanie brutalnie zweryfikowana. 
chcielibyśmy widzieć żołnierzy alianckich w stanie permanentnego ataku i heroizmu? Realia okazywały się zaskakująco otrzeźwiające? Generał Norman Cota, dowódca 29. Dywizji Piechoty, był świadkiem takiej sceny: "Kilku żołnierzy 6. specjalnej brygady saperów, którzy schronili się przed ostrzałem artylerii w płytkich okopach, spokojnie zajadało racje polowe, choć wokół leżeli polegli i umierający". Chce się rzec: sacrum i profanum. Brutalny realizm dnia 6 czerwca 1944 r. C. Ryan przypomina o niezwykłym wyczynie Williama Millina, kobziarza 15. lorda Lovata: "Millin, zanurzony po pas w wodzie, podniósł ustnik do warg i szedł dalej, rozbryzgując wodę przy brzegu, a kobza zaczęła zawodzić jak opętana. Na brzegu, nie bacząc na ogień artylerii, Millin zatrzymał się i chodząc paradnym krokiem tam i z powrotem wzdłuż plaży grał na kobzie wychodzącym na brzeg komandosom". Totalne szaleństwo i zuchwałość! Znalazłem zapis dotyczący reakcji wroga: "Niemieccy snajperzy schwytani do niewoli twierdzili, że nie strzelali do dudziarza, ponieważ uznali go za nieszkodliwego szaleńca" [7]  
 
Lądowanie Brytyjczyków w Normandii, na pierwszym planie W. Millin - domena publiczna
  
6 czerwca 1944 r. odmienił los II wojny światowej. A. Beevor w monografii poświęconej D-Day zostawił taką ocenę: "Plaża Omaha stała się amerykańską legendą, choć późniejsze walki miały sie okazać znacznie bardziej krwawe. W Normandii średnie straty na dywizję po obu stronach miały przekroczyć straty poniesione w tym samym okresie przez sowieckie niemieckie dywizji na froncie wschodni". Nie wiem czy dane, jakimi C. Ryan zamyka swoją książkę, zostały zweryfikowane, straty walczący wyliczył na: Amerykanie - 6603 żołnierzy, Kanadyjczycy - 946 żołnierzy, Brytyjczycy - około 3000, Niemcy 4000 do 9000. Ciekawa jest uwaga: "Nigdy nie podano do wiadomości strat Brytyjczyków [...]". Powołuje się też na raport feldmarszałka E. Rommla, który informował, że w czerwcu 1944 r. poległo: "28 generałów, 354 dowódców i w przybliżeniu 250 000 żołnierzy". W monografii poświęconej tym, co próbowali zatrzymać inwazję, znajdziemy opinię Lisa Pustyni na temat walk w Normandii: "Moi żołnierze poszli na śmierć tysiącami, bez wahania, do bitwy, której nie sposób było wygrać. Nie mogliśmy dłużej udźwignąć ciężaru trzech frontów". I choć A. Hitler tryskał zadziwiającym entuzjazmem (skutek poczynań doktora Th. Morella?), to dni III Rzeszy były policzone, choć oczywiście  nikt tego w 1944 r. wiedzieć nie mógł. J. Goebbels wierzył! I pisał pod koniec sierpnia: "Teraz ważne jest, by nie szczędzić wysiłków w przezwyciężeniu obecnego kryzysu. Zamierzamy stworzyć niezbędne ku temu warunki. [...] Musimy za wszelką cenę przezwyciężyć obecny letarg militarny i psychologiczny. Teraz na pierwszy plan  muszą się wysunąć prawdziwi mężczyźni - nie tylko w  polityce, ale także w wojsku".
 
[1]  Churchill W. S., Druga wojna światowa, tom V, księga 2, tłum. K. F. Rudolf, Phantom Press International/Refren, Gdańsk 1996, s. 126; kolejna numeracja stron wg. kolejności cytowania: s. 309
[2] Ryan C., Najdłuższy dzień, tłum.T. Wójcik, Czytelnik, Warszawa 1987, s.127, 180, 233
[3] cytat za Hargreaves R., Niemcy w Normandii tłum. J. Szkudliński, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2009, s. 77, 96, 115, 359-360, 356; patrz również https://pl.wikipedia.org/wiki/Heinrich_Severloh [data dostępu 27 V 2024]
[4] Goebbels J., Dzienniki, tom 3: 1943-1945, tłum. E. C. Król, Świat Książki, Warszawa 2014, s. 273, 322, 323
[5] Churchill W. S., Druga wojna światowa, tom VI, księga 1, tłum. K. Mosiewicz, Phantom Press International/Refren, Gdańsk 1996, s. 2, 5-7
[6] cytaty za Beevor A., D-Day. Bitwa o Normandię, tłum. M. Komorowska, wydawnictwo Znak, Kraków 2010, s. 72, 89, 116, 128, 132, 136
[7] https://pl.wikipedia.org/wiki/Bill_Millin [data dostępu 28 V 2024]

3 komentarze:

  1. Na taki post czekałem. Świetny. Dynamiczny. Nie ograniczony do ukazania dzielnych "amerykańskich chłopców". I to cytowanie W. Churchilla i dra J. Goebbelsa. Trochę się zapewne poszukał Autor. Będą pewnie inne rocznicowe posty? Proszę zdradzić kulisy blogu. Arnhem? Pozdrawiam z Sosnowca. Marek Weiss.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny post. Nie znałem tego bloga. Jacek

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za ten artykuł.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.