środa, kwietnia 24, 2024
Przeczytania - 495 - Matthew Parker "Monte Cassino" (Dom Wydawniczy Rebis)
"Ich motywy były równie oczywiste, co proste. Chcieli tylko zabijać Niemców i w ogóle nie zawracali sobie głowy typowymi udoskonaleniami, gdy przejmowali nasze stanowiska. Po prostu weszli z bronią i to wszystko" - to opinia jednego z brytyjskich żołnierzy o Polakach. Leży przede mną książka, której autorem jest Matthew Parker, to ceniony w Wielkiej Brytanii historyk. "Regularnie wygłasza wykłady na uniwersytetach na całym świecie, często
bierze udział w programach telewizyjnych i radiowych. Za swoje prace
historyczne został przyjęty do prestiżowego Royal Historical Society" - czytamy na portalu Domu Wydawniczego Rebis, który właśnie raz jeszcze wznowił książkę "Monte Cassino", w przekładzie Roberta Bartolda. Dla jednych z nas może to być powrót do tej monografii, dla innych okazja, aby poznać nowsze spojrzenie na to, jak potoczyła się bitwa narodów II wojny światowej (taki dopisek na okładce).
Zdjęcie Facebook - Dom Wydawniczy Rebis
"Najważniejszy i największy dług wdzięczności mam wobec weteranów, którzy wyrazili zgodę na rozmowę ze mną i na wykorzystanie wywiadów z nimi w tej książce" - cenne podziękowanie od Autora, który miał szczęście spotkać i rozmawiać z żołnierzami spod Monte Cassino. Trochę gorzko robi się w gębie, gdy wczytuję się w długi szereg osób i instytucji. Dlaczego? Jakoś brak polskich nazwisk i polskich instytucji. Jest podziękowanie też za możliwość przytoczenia cytatów z dzieł historycznych. Gorzkość wzrasta. Bo? Ani jednej polskiej książki, wspomnień, pamiętników?! Dopiero w zestawieniu bibliograficznym stoi napisane: Anders, Władysław, Bez ostatniego rozdziału, Gryf Publishers Ltd., Londyn 1949. I na tym koniec? Koniec. No to jeszcze zerknijmy do indeksu, aby przekonać się kto z polskich dowódców czy żołnierzy został wymieniony. No to jest: generał W. Anders, kapral Zbigniew Fleszar, podporucznik Kazimierz Gurbiel, Józef Pankiewicz, podchorąży Roman Pihut, Edward Rynkiewicz, generał Władysław Sikorski. Nie, nie ma wzmianki o generałach Bolesławie Duchu, Bronisławie Rakowskim Nikodemie Suliku, ba! Kazimierzu Sosnkowskim. Naczelny Wódz jest na zdjęciu! Nie ma też śladu po Melchiorze Wańkowiczu.
Wbiłem ćwieka ewentualnym Czytelnikom? Że nie opłaca się tracić czasu na blisko czterysta stron czytania? Po prostu obudził się mój polakocentryzm historycznego myślenia! Ale przecież i Rebis przypomina: "W Polsce zdobycie Monte Cassino pozostaje symbolem odwagi, poświęcenia i
bohaterstwa żołnierzy 2. Korpusu Polskiego generała Andersa walczących o
wyzwolenie Europy i powrót do wolnej ojczyzny". To dla nas Polaków oczywista oczywistość. Mam to jeszcze na piśmie, bo do egzemplarza mojego dołączono tę treść, ona też została wydrukowana na ostatniej stronie okładki. Nie wiem czy wybór zdjęć, to przedruk wydania angielskiego czy Domu Wydawniczego Rebis. Brak informacji na ten temat.
Panorama bitwy została dość szeroko opisana przez M. Parkera. "Z relacji z pierwszej ręki, ówczesnych dzienników i listów oraz rozmów z setkami weteranów wyłania się obraz doświadczeń wojennych, które różnią się od powszechnego czarno-białego obrazu" - czytam za Autorem. Postanowiłem skupić uwagę na okresie, kiedy do walki ruszyli Polacy. Nie pomniejszam ofiar żołnierzy, których ataki załamały się, polegli. M. Parker wymienia narodowości: "W szeregach aliantów znajdowali się, poza żołnierzami brytyjskimi i amerykańskimi, żołnierze z Nowej Zelandii, Kanady, Nepalu, Indii, Francji, Belgii, Związku Południowej Afryki, Tunezji, Algierii, Maroka, Senegalu, Polski, Włoch, a nawet Brazylii". Dziwić może (lub zastanawiać) dlaczego Polacy wymieni na szarym końcu? Jest i ciekawostka: "W obrębie tych grup znajdowały się oddziały Indian północnoamerykańskich, Amerykanów pochodzenia japońskiego i Maorysów". Pewnie, gdyby Autor chciał poświęcić każdej z walczących narodowości więcej miejsca, to mielibyśmy tom tomów, albo kilka volumenów do opanowania i... zniechęcenia?
Trzeba oddać sprawiedliwość, że Matthew Parker nie zapomina o losie Polski i Polaków od wybuchu II wojny światowej. Angielski czytelnik dostał ciekawą dawkę tego, co zdarzyło się między wrześniem 1939 r., a majem 1944 r. Polacy nie spadają do Italii nie wiadomo jak i nie wiadomo skąd! Autor skupił się na losach zagarniętych przez Sowietów Kresach! I mamy, w oparciu o polską relację Józefa Pankiewicza, obraz zsyłki, poniewierki. Nie zapomniał o Katyniu! Jedno zdanie, a robi się jakoś inaczej na sercu: "Polacy zajmują szczególne miejsce w historii Cassino". Szczególne miejsce - powtórzę! Inne wprawi nas w osłupienie: "Dla Brytyjczyków Polacy stanowili ciekawostkę"? I pada cytowanie wspomnienia, jakie zostawił saper Richard Eke: "Byli dziwnymi żołnierzami, czystymi, bystrym,i, pachnącymi perfumami. Palili papierosy w długich cygarnicach i zadali sobie trud perfekcyjnego opanowania włoskiego". Dalej jest o szarmanckości wobec kobiet i oczarowywaniu tych polskim wdziękiem. Ale Eke dodaje jeszcze coś cennego: "Mimo wyraźnej łagodności Polacy byli zuchwali i odważni, co mieli udowodnić w ciągu kilku następnych tygodni". Śmiem twierdzić, że gdybym z jakiegoś powodu urwał to pisanie na tym cytacie, to już nikt nie pozostawiłby czytania na stronie 319! Jestem tego pewny.
Jako wnuk Kresów (tych wileńskich) nie wyobrażam sobie rozgoryczenia, rozczarowania czy nawet odruchów rezygnacji, kiedy żołnierze (przede wszystkim z 5 Kresowej Dywizji Piechoty) poznali treść przemówienia Winstona Churchilla o postanowieniach w Teheranie. To musiało być straszliwe uderzenie lub jak splunięcie w twarz najwierniejszemu sojusznikowi Aliantów. M. Parker cytuje radiowe przemówienie gen. W. Andersa: "Będziemy się bili nieustępliwie z Niemcami, bo wiemy wszyscy, że bez pobicia Niemców nie będzie Polski. Nie dopuszczamy myśli, ażeby jakikolwiek wróg mógł nam zabrać choćby drobną część ziemi polskiej". Warto zwrócić uwagę, jak na postawę polskiego dowódcy wpływał gen. Oliver Leese. Chyba mogę napisać, że starał się wybić polskiemu towarzyszowi broni publiczne kwestionowanie wydarzeń politycznych. To z jego ust usłyszał Anders o planowanym wykorzystaniu II Korpusu w walce o masyw Monte Cassino. "Zdawałem sobie [... ] sprawę, że Korpus i na innym odcinku miałby duże straty. Natomiast wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos, jaki Monte Cassino zyskało wówczas na świecie, mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy niech chcą się bić z Niemcami" - wspominał W. Anders.
Warto chyba w tym miejscu przytoczyć kilka żołnierskich wspomnień: "Ani przez chwilę nie myślałem,, że tylko ja ocaleję z naszej trójki, a tak się rzeczywiście stało. [...] Wszyscy myśleliśmy, że może być dla nas ostatnie, ale nikt nie dawał po sobie poznać"; Jeśli chodzi o mnie, to po prostu leżałem i myślałem, Cały czas starając się nie myśleć, próbując opróżni umysł, ale to było absolutnie niemożliwe, bo każdy widok przypominał mi o wojnie i śmierci"; "Załogi dział sprawdzały mechanizmy broni i amunicję z dziesięć razy albo więcej, głównie po to, żeby się czymś zająć, ale tak czy inaczej czas nie płynął wcale szybciej". To jest ta wartość książki, o której wspominał Autor: relacje uczestników, ich listy, ich wspomnienia. Z każdym rokiem cenniejsze. Z każdym rokiem maleją szanse, aby wysłuchać, tych co przelewali swoją krew pod Rapido czy na wzgórzu 593.
"Krótko po pierwszej rano Korpus Polski przypuścił szturm na wysoko położony teren wokół klasztoru. Dwie godziny po rozpoczęciu ostrzału na całym froncie o długości dwudziestu mil rozpoczęły się zmagania" - tak Matthew Parker tym opisem wprowadza niejako Polaków na pole walki. Szkoda, że mało jest relacji polskich żołnierzy. Sporo skorzystał Autor ze wspomnień Fredericka Beachama (rocznik 1925) z Bristolu, syna weterana znad Sommy (1916 r.). Chwilami przygnębiają one, jak to, co pisał o rannych kolegach: "Mieliśmy rozkazy, żeby się nie zatrzymywać, gdyby ktoś został ranny, ponieważ nimi mieli się zająć noszowi. Nie pospieszyliśmy z pomocą temu człowiekowi i prawdopodobnie zginął pod trwającym nadal nieprzyjacielskim ostrzałem, bo po kilku kolejnych minutach wołania ustały". Wspomina też żołnierza, który dał mu na przechowanie zdjęcie swojej frontowej dziewczyny? Bał się, że "...może polec i nie chciałby, żeby jego żona się o niej dowiedziała, a tak by się stało po odesłaniu jego rzeczy do domu". Bywało też... tragikomicznie, relacja innego żołnierza o wziętych do niewoli Niemcach: "Widać było, że na widok sikhów skamienieli z przerażenia, bo wyglądali oni bardzo dziko z nieco potarganymi brodami i w turbanach". Okazuje się, że Niemcy bali się dostać w ręce... Polaków! I nie ma w tym nic z przesady. Autor cytuje kilka polskich świadectw na ten temat. Po zajęciu klasztoru podporucznik Kazimierz Gurbiel z 1 . Szwadronu 12 Pułku Ułanów Podolskich wspominał Niemców: "Gdy zauważali na mundurach polskie orzełki, pobledli ze strachu. (...) Ranni spadochroniarze patrzyli na Polaków ze strachem w oczach i niepewnością co do swego losu". Jest i niemiecki ślad, zapis Roberta Frettlöhra: "Była dziesiąta rano, gdy Polacy przyszli do klasztoru. Nie wiem, czego się spodziewaliśmy - może wrzucenia granatu". Znalazłem stronę poświęconą temu żołnierzowi [1]
Porażają opisy poległych żołnierzy, mam od razu skojarzenie z tym, co czytałem u Wańkowicza. To tylko kilka fragmentów wojennej prozy i grozy: "...drużyna zgromadziła wszystkich poległych w pobliżu mojej osłony. Z powodu wielkiego upału polegli nabrali woskowatego wyglądu Są wszędzie. Jednym rzutem oka mogę zorientować się w rozmiarach naszej klęski"; "Roztaczający się przed nami widok sprawa, że łzy napływają do oczu: zniszczone domy, poskręcany metal, okaleczone muły i nieznośny smród palonego ciała, którym przesiąknięty jest cały front. To przerażające"; "Wszędzie było pełno ciał. Oni zostali po prostu skoszeni. to było naprawdę okropne...".
Jest pierwsza relacja żołnierza 3 Dywizji Strzelców Karpackich, kaprala Zbigniewa Fleszara: "Pocisk, świszcząc, przeleciał nisko nad moja głową - i jeszcze jeden, i jeszcze jeden. Czułem się tak, jakby w górze budowano stalowy most, i zastanawiałem się, jak to się dzieje, że pociski się ze sobą nie zderzają. (...) Huk niósł się po górach. Słychać było gwizdy, zawodzenie, szloch i ryk pocisków". Dalej jest ten zapis: "Rozpętało się piekło. (...) Wybuchy brzmiały jak odchrząkiwanie jakiegoś olbrzyma. Miałem jedno pragnienie - stać się jednym z najmniejszych kamyków pod jedną z największych skał". To bój o Widmo. Inną relację z tego ataku Matthew Parker zaczerpnął od Edwarda Rynkiewicza: "Pociski naszej artylerii przelatywały z rykiem nad naszymi głowami sporadycznymi seriami. Niemcy też prażyli. (...) Czuliśmy, jak trzęsie się ziemia, i byliśmy świadomi drżenia powietrza. Ja osobiście bardzo mocno odczuwałem, jak wali mi serce". O walkach na wzgórzu 596 i straszliwym skutku ostrzału i skutkach tegoż jest to z tej relacji: "Nie wiedzieliśmy już, w którą stronę strzelać czy do kogo celować". W walce o Grzbiet Głowy Węża i Widmo straty ponieśli m. in saperzy. M. Parker podaje: "Osiemnastu z dwudziestu saperów usuwających miny prze czołgami zginęło lub zostało rannych w czasie nieudanego szturmu". I czytamy, jak do chodziło do walki Wehrmachtu z Kresową: "Polacy dotarli na szczyt wzgórza i związali Niemców zażartą klawą wręcz, ale nie zdołali się posunąć dalej niż do połowy drogi do celu na końcu grzbietu".
"Anders był zrozpaczony niepowodzeniem natarcia. Zbocza i żleby, już
wcześniej usłane zabitymi z kilku krajów, teraz pokryły nowe polskie
ofiary" - nie czyta nam się tego słodko. Jakoś nigdzie wcześniej nie znalazłem szczegółu, aby gen. W. Anders był: zrozpaczony. Może na to trzeba było spojrzenia historyka nie-Polaka? Dalej o ofiarności Polaków tak czytamy: " Żołnierze, którzy wytrzymali i przeżyli najcięższe rosyjskie obozy pracy, teraz ginęli, i nic to nie dało. Zaledwie 800 Niemców zdołało odeprzeć ataki dwóch dywizji". Cytuje też przy okazji gen. W. Andersa. "Wsparcie zaś artylerysjkie własnej piechoty na bliskie odległości było niemożliwe ze względu na straty w obserwatorach artylerii, towarzyszących piechocie, i niszczenie sprzętu łączności oraz wskutek zawiłych nierówności terenu" - ocena, usprawiedliwienie, nie wiem, żal?
Ocena sensu walk na Monte Cassino do dziś budzi kontrowersje, emocje, nie jest obojętne. Autor po raz kolejny sięgnął do wspomnień Fredericka Beachama: "Żądanie, żebyśmy atakowali niewidocznych strzelców karabinów maszynowych wystrzeliwujących 1500 pocisków na minutę, okopanych na podwyższonym terenie, na obszarze, którego wcześniej nie widzieliśmy, to było szaleństwo, czyste szaleństwo". Matthew Parker przy okazji przypomina, że nawet wielki Hannibal w III w.p.n.e. atakował Italię z Północy, a nie z Południa! Geografia była przeciwko atakującym, sprzyjała obrońcom, w tym wypadku Niemcom. Szkoda, że prawie nie słyszymy głosów z tamtej strony. Ciekawostką jest wykorzystanie w narracji listu niemieckiego oficera do żony: "Nasi przeciwnicy, Wolni Francuzi i Marokańczycy, są niewiarygodnie dobrzy. Serce mi krwawi, gdy widzę mój piękny batalion po pięciu dniach: 150 żołnierzy poległo, (...) zniszczenia są ogromne, trzy pojazdy rozpoznania rozwalone na kawałki, mój opancerzony samochód i cały sprzęt radiowy - wszystko zniszczone przez francuski wóz opancerzony. (...) Broń, żywność, papier, wszystko to zniknęło od 26 kwietnia. (...) auf Wiedersehen, mam nadzieje, w lepszych czasach".
Widzimy dramat alianckich żołnierzy. To naprawdę ważne i mądre, aby pokazać, że wojna, to nie jakaś idylliczna opowiastka, heroizmie ocierającym się o patos. M. Parker cytuje jednego z żołnierzy dzięki czemu dostajemy opis załamania się kolejnego towarzysza walk: "...Gordon (...) najpierw uderzył się w głowę, krzycząc: «Nie wytrzymam tego, nie wytrzymam. Moja głowa, moja głowa». Potem mocno ścisnął ją rękami i rozpłakał się. Wytarłem mu czoło, szyję i uszy zmoczoną chustką do nosa i śpiewałem mu". Jest też i polski akcent z walk na Sant' Angelo: "...żołnierzy zaczynała ogarniać masowa histeria. Któryś żołnierz wolno wstaje na nogi, a potem siada po turecku, jakby był w parku. Słychać strzał i pada martwy. Inni, kuląc się bezradnie, zaczynają rzucać w Niemców kamieniami. I nagle, nie do wiary, ktoś zaczyna śpiewać polski hymn narodowy: « Jeszcze polska nie zginęła». Wszyscy żołnierze przyłączają się do chóru na szczycie Colle Sant' Angelo, góry śmierci". Raz po raz pada określenie: chaos!
Chyba często zapominamy, że w szturmach brały również udział czołgi! Oto kolejny świadek zostawił takie wspomnienie: "Jeden pocisk spadł prosto w otwartą wieżyczkę czołgu i pojazd staje w płomieniach. Wszyscy, którzy byli w środku, giną. Czołgi są unieszkodliwiane jeden po drugim - jadą w zbyt ciasnej formacji, żeby uniknąć nadlatujących pocisków". Jest też wzmianka o... gwałtach, jakich dopuszczali się alianccy żołnierze, ba! egzekucjach na wojskowych przestępcach. Jest stosowny zapis m. in. francuskiej pielęgniarki.
"Coś ścisnęło mnie za gardło, gdy wśród pobrzmiewających echem huku dział dobiegły z opactwa dźwięki hejnału. (...) Ci żołnierze, zatratowani w wielu bitwach, którzy aż za dobrze poznali wstrząsającą rozrzutność śmierci na zboczach Monte Cassino, płakali jak dzieci, gdy po latach tułaczki usłyszeli nie z radia, ale z dotąd niezwyciężonej niemieckiej twierdzy głos Polski, melodię hejnału" - to już 18 maja 1944 r. i wspomnienie o plutonowym Emilu Czechu (jakoś brak go w skorowidzu?), jakie zostawił nam poznany wcześniej porucznik K. Gurbiel z 12. Pułku Ułanów Podolskich. Inny polski żołnierz, podchorąży Roman Pihut [2] wspominał: "Nigdy nie zapomnę radości w tamtej chwili. Trudno było nam uwierzyć, że wreszcie nasze zadanie zostało wykonane. Wszyscy byliśmy na skraju kompletnego załamani psychicznego i fizycznego". 19 maja generał W. Anders mógł bezpiecznie zwiedzać pole bitwy: "Jakże straszliwy widok przedstawiało pobojowisko. Naprzód zwały niewystrzelonej amunicji wszelkiego kalibru i każdej boni. (...) Trupy żołnierzy polskich i niemieckich,czasem splecione w ostatnim śmiertelnym zwarciu. Powietrze przesycone wyziewami rozkładających się zwłok. (...) Z klasztoru pozostały ogromne stosu gruzu i zwalisk". Polacy w wielkich szufladach, w których przechowywano szaty liturgiczne, znajdowali trupy poległych Niemców. 18 maja o godzinie 9. 50 na ruinach początkowo zatknięto proporzec 12. Pułku Ułanów Podolskich, następnego dnia gen. W. Anders rozkazał umieścić polską i brytyjską flagę. "Bitwa o Monte Cassino zakończyła się" - podsumował krótko Matthew Parker. 5 czerwca 1944 r. Alianci zajęli Rzym!. Smutne, że dla wielu naszych rodaków droga do domu została zamknięta, wielu wybrało emigrację, niż powrót do komunistycznej Polski. I o tym gorzkim smaku wolności też tu przeczytamy: "Tak więc armia złożona z ludzi, których przemocą zabrano z domów we wschodniej Polsce, pozostała na wygnaniu".
Może już nie stajemy na baczność na dźwięk "Czerwonych maków", ale Monte Cassino zajmuje wyjątkowe miejsce w naszym rodzimym pojmowaniu historii. Wielu z nas poznało, miało w rodzinie, otarło się o żołnierzy II Korpusu Polskiego. Raz po raz moi uczniowie (patrz cykl: Historia przyszła do mnie sama) przynoszą, pokazują, pozwalają skanować lub fotografować rodzinne artefakty związane z walkami o włoski masyw w 1944 r. Mnie chwyta za grdykę, mam ciary - i wcale się nie wstydzę o tym mówić czy pisać. Czytając narrację M. Parkera, a tym bardziej przytoczone wspomnienia - dalej emocje we mnie uderzają w strunę wzruszenia. 80-siąt lat, to szmat czasu. "Monte Cassino" M. Parkera daje nam panoramę nie tylko tego, co działo się, gdy Alianci parli na Monte Cassino, ale i dopisuje nam losy po 18 maja 1944 r. Warto na koniec przytoczyć wspomnienie M. Samona, aby zrozumieć jakie spustoszenie wojna zostawiała w życiu weteranów: "Gdy usłyszałem lub zobaczyłem w radiu czy telewizji program o zdarzeniach z drugiej wojny światowej, szedłem do szopy w ogrodzie i płakałem".
PS: Zapraszam do poczekania na tekst/post/artykuł, pt. "Monte Cassino - z tamtej strony...". Tam też spotkamy się w M. Parkerem.
[1] https://war-experience.org/lives/robert-frettlohr/ [data dostępu 22 IV 2024]
[2] imię ustaliłem na podstawie http://www.montecassino.eu/3dsk/p-r.htm [data dostępu 22 IV 2024]
Poszedłem do biblioteki. Zamówiłem książkę. Dziękuję za podpowiedź co przeczytać.
OdpowiedzUsuń