wtorek, grudnia 26, 2023

...na 70-tą rocznicę śmierci Juliana Tuwima - 27 XII 1953 r.

"Tuwima widywałem po wojnie. Nie była to już przyjaźń sprzed dawnych lat, raczej obojętne konstatowanie, żeśmy się ogromnie zmienili" - tak rozpoczynał swoje wspomnienia o Poecie Jarosław Iwaszkiewicz. [1] Byli rówieśnikami, rocznik 1894. To wspominanie będzie za sprawą tego, co napisał autor "Brzeziny". Jednostronne to będzie spojrzenie? Czy ja wiem. Po prostu iwaszkiewiczowskie. Jest rzadka okazja, aby wrócić do tych zapisków i przypomnieć sobie, jakie relacje łączyły obu panów, co ich co dzieliło. Obu już dawno z nami nie ma. Tym bardziej warto sprawdzić, przybliżyć sobie te dwie niezwykłe osobowości literatury polskiej.
 

Przeciętny konsument literatury, tak mniemam,  zapamiętał Juliana Tuwima dzięki bajkom, które zostawił nam dla poczytania lub wysłuchania w dzieciństwie (a i to często mylimy tę twórczość z tą Jana Brzechwy), ale i w wieku dorosłym, kiedy po tę poezję sięgnął np. Czesław Niemen. Proszę zwrócić uwagę, że robi się nam tu niezły panteon poezji. Dorzucam jeszcze obraz Stanisława Ignacego Witkiewicza (domena publiczna). Ja ze swej strony przypominam co jakiś czas poruszający wiersz "Pogrzeb prezydenta Narutowicza".  Teraz zerkam do książki "Aleja Przyjaciół".
"Nie żyliśmy [...] przed wojną w specjalnie zażyłych stosunkach. w moich przedwojennych notatkach nie znajduję żadnych specjalnych wzmianek o Tuwimie" - nie ukrywam, że zaskoczyło mnie to zdanie. Nie wiem dlaczego, ale sądziłem, że Skamandrytów łączyła większa zażyłość i wzajemność obcowania. W innym miejscu znajdziemy: "A przecież nie łączyła nas gorąca, młodzieńcza przyjaźń". Widać mam kolejny wyidealizowany obraz przedwojnności, co przed laty dość brutalnie wyjaśnił mi mój wileński Dziadek. Nie znaczy to, że Jarosław Iwaszkiewicz miał niewiele do powiedzenia na temat swego kolegi. "Uważaliśmy się za zwyczajnych ludzi i do głowy mi nie przychodziło, że słowa Julka trzeba zapisać, że ten gest trzeba zanotować, to powiedzenie utrwalić" - przyznaje Iwaszkiewicz. To jest ciekawe ujęcie: "Był - jak powietrze, słońce, wiatr, odwieczne zmiany dnia i nocy, pór roku - istniał [...]". Bez apoteozy, a jednak szlachetne i cudowne. Tak mógł napisać tylko ktoś, kto dobrze znał Julka. Użyłem zdrobnienia, jakie znajduję w tekście. Broń boże nie uzurpuję sobie jakichś niegodnych wobec Poety zachowań, pospolitowania się.
Pozwolę sobie wyrzucić tu kilka cennych, moim zdaniem, spostrzeżeń Iwaszkiewicza o Tuwimie. Może komuś, powiedzmy na lekcję polskiego, przyda się takie cytatowe wsparcie. Nie mogę przecież słowo w słowo przerzucić tu wszystko, co znalazłem w "Alei Przyjaciół". Zresztą wiemy do czego powołany został ten cykl: przypomnienia jakiejś rocznicy. A ta, jak mniemam, jest wyjątkowa.
  • Charakter mojej wieloletniej przyjaźni z Julianem Tuwimem nie miał nic z koturnów i woskowych tabliczek. 
  • Człowiek, piękny człowiek, z całą swoją nerwowością, z całym swoim zacięciem, z całą poezją, jaka niewątpliwie uderza nas w nim. 
  •  Tak, był jasny, oczy, siwe włosy, uśmiech - były jasne.
  • Gdy się przystawało z Tuwimem, wiedziało się, że się spala w uczuciach, w słowach.
  • Zdania - nawet najprostsze - wyrzucał jak fajerwerki.
  • Słowa jego rodziły się jak wiersze z impulsów gwałtownych; wyrywały się jak para przez ulegające potężnemu ciśnieniu klapsy.
  • Były całe miesiące - prawie lata, kiedyśmy się nie widywali. 
  • ...pozostawało to braterstwo w poezji, które dla Tuwima było najświętszym braterstwem.
     
Jaki obraz Poety wydobywa się na powierzchnię? Na pewno ciekawy. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. A u Iwaszkiewicza dalej grzebiemy, aby spotkać prawdę o Tuwimie.
  • Naprawdę Tuwima obchodziła tylko poezja.
  • Palił się ogniem wewnętrznym, ilekroć zgadało się o poezji [...].
  • Nic też dziwnego, że obijał się o kanty życia bardzo boleśnie.
  • Zostawił nam swoje słowo, będziemy nad nim trwać w kontemplacji.
  • ...obraz człowieka, cudownego, trudnego i czarującego człowieka zaciera się stopniowo w naszych oczach, aż zniknie.
  • Julian Tuwim był człowiekiem wielkiego miasta, a już zupełnie nie można go sobie wyobrazić na tle dzikiej przyrody, w przygodach, na polowaniu...
  • Zawsze się trochę wyprężał, dokładnie mówił, nie chciał, aby się wydawało, że cokolwiek mu imponuje.
  • Tragedia żydowska w Polsce, nieogarniona w swojej objętości, nie dawała mu spokoju do końca, ona zapewne też pogorszyła stan jego zdrowia. 
Nie wiedziałem, że Kazimierz Krukowski (1901-1984), czyli Lopek, to kolejny kuzyn Juliana Tuwima. Zawsze uderzało mnie podobieństwo Poety do aktora Włodzimierza Boruńskiego (1906-1988). Aż kiedyś dotarło do mnie, że byli... braćmi ciotecznymi!
  • Trochę za mało się zastanawiamy, ile musiała go kosztować decyzja powrotu do Polski po wojnie i rekonstruowanie życia tutaj, jak go każdy krok w Warszawie, każdy wyjazd z Warszawy musiał boleć. 
  • Dom rodzinnym Tuwima nie był banalnym domem, był prawdziwym domem poety.
  • Nawet poważni krytycy, jak Zygmunt Wasilewski, odmawiali Tuwimowi prawa uważania się za polskiego poetę. 
  • Sprawa antysemityzmu niechybnie spowodowała pewne skrzywienie jego psychiki. 
  • Julek był zawsze bardzo chorowity.
  • Po wojnie z Ameryki powrócił, właściwie mówiąc, człowiek złamany.
  • Cieszyliśmy się z siebie, ale byliśmy sobie obcy.
  • Myślę, że Tuwim raczej żył schowany od wiatrów, życie jego było ani gwałtowne, ani bogate.
     
Antysemityzm ma się całkiem dobrze w III Rzeczpospolitej. Wystarczy posłuchać wybranych przez Naród posłów, przyjrzeć się zachowaniom. Zabawnie to brzmi, kiedy poczyta się nazwiska tych, którzy lżą, plują, odmawiają innym polskości, chcieliby wybadać ile Polaka w Polaku. I nie wiem wtedy czy to ponury żart czy jakiś wyjątkowy chichot historii? Jarosław Iwaszkiewicz na koniec napisał: "Odejście Julka było niespodziewane -  i jak gdyby niezasłużone. Śmierć nie w porę". Kilka dni wcześniej był na pogrzebie Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego (1905-1953): "Gdy Andrzejewski miał go zastąpić, zerwał laurowy listek z wieńca leżącego na trumnie i schował go sobie na sercu". W dzienniku Marii Dąbrowskie znalazłem zapis: "W chwili gdy to piszę, wchodzi Anna z wiadomością, że umarł Julian Tuwim. Gałczyński - Tuwim. Z mojego pokolenia zostali: Nałkowska, Parandowski, Iwaszkiewicz, Wat. Mimo woli powtarzam pytanie Bogumiła: «Kto teraz pierwszy z Brzega?»". [2]
Chcąc mieć pełny obraz, jak żegnano Juliana Tuwima trzeba koniecznie sięgnąć po monografię Mariusza Urbanka. Już jedno zdanie sprawi, że wielu którzy nie znają tej książki powinni jej szukać: "W kraju żegnano go jak księcia poezji, na emigracji - jak zdrajcę". [3]

[1] Iwaszkiewicz J., Aleja Przyjaciół, Czytelnik, Warszawa 1984, s. 17-27
[2] Dąbrowska M., Dzienniki powojenne 1950-1954, Czytelnik, Warszawa 1996, s. 417
[3] Urbanek M., Tuwim. Wylękniony bluźnierca, Iskry, Warszawa 2013, s. 288

Brak komentarzy:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.